Obecna sytuacja jest trudna dla wszystkich. Po restauracjach, branży turystycznej i eventowej skutki epidemii dość mocno odczuwa branża hair&beauty. Mimo, że sanepid nie zakazuje pracy fryzjerom i kosmetyczkom to wiele przedsiębiorstw tego typu postanowiło zamknąć swoje zakłady w obawie o zdrowie swoje i klientów.
– Obroty zmalały, kiedy rząd zapowiedział zamknięcie szkół. Od tego momentu lawinowo odwoływane były wizyty – mówi Karolina Papierzyńska z Pracowni Piękna znajdującej się w klinice Enso Esthetics na Żoliborzu. – Gabinet zamknęłam w poniedziałek, po tym jak w piątek rząd zapowiedział wprowadzenie stanu zagrożenia epidemicznego. Każdy boi się o swoje zdrowie. Klienci uświadomili sobie, jak bliski jest kontakt fizyczny z kosmetyczką. W naszej branży zachowanie dwu metrowej odległości jest niemożliwe – dodaje.
– Zabiegi, które wykonujemy są czasochłonne. W czasie pracy, w zakładzie przebywa dużo klientów na raz. Nie możemy ryzykować ich zdrowia i naszego, a usługi które oferujemy mają być przyjemnością. W dobie panującej atmosfery jest to niemożliwe – mówi Agnieszka Płusa, właścicielka zakładu fryzjerskiego. Moi rozmówcy, którzy są fryzjerami i kosmetyczkami zgodnie przyznają, że ich praca wyklucza pracę zdalną. Bark możliwości kontaktu z drugim człowiekiem ogranicza działania i oznacza zerowy dochód.
Rynek beauty z dynamicznym rozwojem
W Polsce rynek hair&beauty od jakiegoś czasu rośnie w siłę. Całość rynku szacowana jest na 1,5 mld zł rocznie i co roku stale rośnie. Świadczą o tym nowo-powstające kliniki oferujące szereg kompleksowych usług. Inwestują w nie biznesmeni czy celebryci. W naszym kraju statystycznie na jeden gabinet przypada od 500 do 1000 osób. Każda z nich wydaje średnio na zabiegi upiększające od 70 do 100 zł.
Rynek obfituje w profesjonalistów. Wynika to z rosnącej konkurencji. Teraz by zostać kosmetyczką, stylistką czy fryzjerką trzeba robić znacznie więcej – kończyć szkoły, kursy czy nawet studia.
Co dalej?
Pani Karolina obawia się co będzie o dalej. – Dla nas niepracowanie tydzień lub dłużej jest już dużym zagrożeniem. Jak każdy przedsiębiorca mamy opłaty i zobowiązania. Na chwilę obecną rząd i sanepid nie zabronił nam pracy. Otrzymaliśmy pakiet informacji, jak zapobiegać rozprzestrzenianiu się wirusa i jak zwiększyć środki ostrożności. Dlatego rozważam otwarcie gabinetu – zapowiada. To wymaga wdrożenia odpowiednich rozwiązań. – Przy wejściu do kliniki znajdą się środki dezynfekujące. Każdy klient będzie poproszony o umycie i dezynfekcję rąk. Ci, którzy będą mieli katar, kaszel, bądź jakiekolwiek objawy choroby czy przeziębienia, będą poproszeni o przyjście w innym terminie. Klienci są i będą przyjmowani w oddzielnych gabinetach, a opłaty realizowane są jedynie bezgotówkowo – wylicza Karolina Papierzyńska, która jak mówi, w ramach wprowadzonych środków ostrożności dezynfekowane są klamki, terminale, recepcja, łóżka i cały sprzęt. Wykorzystywane są również przedmioty jednorazowe, a sama zabezpiecza się odzieżą ochronną i maseczką. – Robimy to co zwykle, tylko teraz z potrójną ochroną i mocą. Musimy się jakoś ratować. Inne gabinety robią to samo – dodaje.
Czytaj też: Restauratorzy boją się o swoją przyszłość. Koronawirus niszczy branżę
Obawy o przetrwanie rodzą się u każdego przedsiębiorcy. Dni niepewności i niewiadoma w kontekście nadchodzących tygodni nie napawa optymizmem. Czy po takim kryzysie da się odbić? – Trzeba wziąć pod uwagę, że w takiej sytuacji każdy ma mniej. Sektor hair&beuty jest potrzebny, ale nie jest niezbędny. W chwili, kiedy wszystko wróci do normy może dojść do selekcji, w ramach której zaczną się odradzać sektory niezbędne do funkcjonowania, pierwszej potrzeby. Usługi z sektora hair&beauty mogą być w drugim, albo nawet i w trzecim rzędzie potrzeb – tłumaczy Agnieszka Płusa.
Skok cen maseczek i środków dezynfekujących, a branża kosmetologiczna
Wraz z początkiem fali zarażeń w Europie z półek sklepowych w rekordowym tempie zniknęły maseczki i środki do dezynfekcji. Efektem jest ich nagły wzrost cen. Maseczki i środki dezynfekujące są jednym z elementów wyposażenia kosmetyczek. Teraz szczególnie. – Zanim ceny poszybowały w górę za 50 szt. maseczek płaciłam 30 zł. Kiedy ludzie zaczęli je masowo kupować, nagle stały się towarem deficytowym. Wówczas w hurtowni, w której zaopatruję się, cena 50 maseczek wynosiła 400 zł. Na aukcjach internetowych ceny były jeszcze wyższe. Gdybyśmy nie miały zapasów zrobionych wcześniej, to na chwilę obecną byłbym pozbawiona niezbędnych przedmiotów do pracy – relacjonuje kosmetyczka. – Oczywiście dzielimy się naszymi zapasami i dołączamy się do różnych zbiórek. Tym czym możemy, to tym się dzielimy - dodaje.
Klienci w potrzasku
Obecna sytuacja jest trudna nie tylko dla przedsiębiorców, ale też klientów. Ograniczenia płynące z rozporządzeń rządu, wpływają na dostępność usług, a zdarzają się nagłe wypadki bądź czysta potrzeba zadbania o siebie.
- Decyzja o zamknięciu salonu jest akceptowana i zrozumiała przez naszych klientów. Nasi klienci są otoczeni opieką a jeśli pojawi się jakiś dyskomfort z powodu zamknięcia czy np. pojawiły się odrosty są możliwości, dzięki którym można poradzić sobie samemu. W przypadku odrostów można samemu nałożyć sobie maskarę – podpowiada żoliborska fryzjerka.
Niektórzy w swojej misji wykorzystują możliwości jakie daje Internet. - Za pośrednictwem swojej strony na Facebook’u opublikowałam przepis na olej przeciwzmarszczokwy. W przypadku, gdy odgórny zakaz będzie dotyczył również naszej branży może będę prowadziła transmisje na żywo z poradami – rozważa Karolina Papierzyńska.
Napisz komentarz
Komentarze