Rozmowa ze Stanisławem Trzcińskim, żoliborzaninem, społecznikiem, wiceprezesem i członkiem stowarzyszenia „NIE dla Mostu i Trasy Krasińskiego”. Prowadzi portal „Żoliborz Oficerski”, ponadto jest doktorantem, kulturoznawcą, promotorem koncertowym i szefem agencji STX Music Solutions z siedzibą na placu Inwalidów.
Jakub Krysiak: Jak pamiętasz plac Wilsona z czasów dzieciństwa i młodości?
Stanisław Trzciński: Z czasów przedszkolnych plac Wilsona pamiętam jako pętlę autobusową. W różnych częściach placu można było wsiąść do autobusów, które rozjeżdżały się w różnych kierunkach. Była to śródmiejska, dzielnicowa pętla. W latach 90. była to już pętla podmiejska. Z tamtego okresu kojarzy mi się jeszcze z moim przedszkolem w Szklanym Domu na ul. Mickiewicza i słynną księgarnią.
Wspominasz o księgarni, w której Dawid Bowie kupił płytę Zespołu Pieśni i Tańca Śląsk?
Nie mogę wykluczyć, że w wieku czterech lat stałem z nim w tej księgarni, bo dokładnie tyle lat miałem, kiedy Bowie spacerował po Żoliborzu i kupował płyty na ówczesnym placu Komuny Paryskiej. To jest dodatkowy duch, który unosi się nad moim życiem. Cały czas mam nadzieję, że tak było (śmiech).
Z czym jeszcze kojarzy ci się plac Wilsona?
Bardzo silnym wspomnieniem jest kino Wisła i coroczne „Konfrontacje”, czyli dzisiejszy „Warszawski Festiwal Filmowy”. To było moje okno na świat. Wówczas „Konfrontacje” były jedyną okazją do obejrzenia światowego kina. Pamiętam, że stało się w kolejkach do kasy długich na dwieście albo trzysta metrów.
Trzymając się mojej życiowej chronologii, plac Wilsona był nierozerwalnym elementem związanym z kościołem św. Stanisława Kostki, ks. Popiełuszką i całym centrum oporu. Tam była przestrzeń wolności. Otaczały nas flagi i plakaty, których ówczesna władza nie tolerowała.
Ważnym elementem placu Wilsona był dla mnie także Klub Międzynarodowej Prasy i Książki, czyli dzisiejszy Empik. To była czytelnia z gazetami z kraju i ze świata. Nie były to tytuły takie jak choćby Newsweek, raczej kolorowe czasopisma o przyrodzie czy sporcie. Dla mnie to było kolejne okno na świat, mimo, że było to przaśne miejsce z materiałowymi obiciami na ścianach. Wyglądało to gorzej niż ówczesne biblioteki publiczne.
No i kwiaciarki pod Delikatesami. W tym samym miejscu stoją zresztą do dzisiaj.
A słynna ławeczka, na której lubił przesiadywać Jacek Kuroń?
Ta ławka faktycznie jest legendarna. Na podwórku ulicy Mickiewicza 27 spędziłem część życia. Istnieje mnóstwo kultowych zdjęć z nią. Najbardziej znane jest to, gdzie razem siedzą Adam Michnik, Helena Łuczywo i Jacek Kuroń. Tę ławkę upodobał sobie również kapitan Maj z Milicji Obywatelskiej, który kierował rozwalaniem wszystkich zadym pod kościołem Popiełuszki. Razem z Adamem Wajrakiem poznaliśmy go osobiście. Był to dowcipny człowiek. Całe jego zaplecze milicyjne stacjonowało na ulicy Felińskiego, natomiast on siedział na tej ławce z radiostacją i z tego miejsca dowodził akcjami. To było i niebezpieczne i bardzo ciekawe zarazem (śmiech).
Pamiętasz, jak poznałeś Jacka Kuronia?
Chodziłem do LX Liceum Ogólnokształcącego im. Wojciecha Górskiego, do tzw. „Eksperymentu”. Była to wówczas szanowana, żoliborska szkoła znajdująca się na Młocinach. Tam poznałem nauczyciela i jednego z uczniów, którzy byli zaangażowani w kolportaż podziemnej prasy. Wysłali mnie na Mickiewicza 27, bo miałem w czymś pomóc. Było to mieszkanie Jacka Kuronia, do którego wchodziło się bez pukania. Pamiętam, że kiedy tam wszedłem, a on akurat spał. To było dla mnie cudowne spotkanie z człowiekiem, którego ścigał cały aparat ówczesnej władzy.
Minęło trochę czasu i zacząłeś działać w sztabie wyborczym Jacka Kuronia.
Kilkukrotnie pomagałem logistycznie Jackowi zimą 1989 roku. Musiałem coś przewieźć i wysyłał mnie na różne misje. Jakiś czas później ukonstytuował się m.in. Żoliborski Komitetu Obywatelski „Solidarność”. Razem z Adamem Wajrakiem weszliśmy w skład ścisłego sztabu wyborczego samego Jacka, gdzie koordynowaliśmy ponad 100, dwu lub trzyosobowych grup plakatowych na terenie całej dzielnicy. Oplakatowaliśmy cały Żoliborz. Do tej pory jest mnóstwo zdjęć obrazujących naszą nocną pracę tamtej wiosny. Popołudniami, po lekcjach, pomagaliśmy z kolei utrzymać porządek podczas licznych spotkań Jacka Kuronia z mieszkańcami naszej dzielnicy. Między 10 maja a 3 czerwca 1989 roku odbyło się aż 20 takich spotkań.
Wróćmy do placu Wilsona i porozmawiajmy o teraźniejszości i przyszłości. Plac Wilsona to serce Żoliborza i co jakiś czas, w dyskusjach, pojawia się kwestia ucywilizowania tego miejsca.
Różni społecznicy na różnych poziomach rozmawiają o tym od dawna. Ratusz nie ma, póki co, żadnych planów uwzględniających tego typu działania. Jeżeli my nie będziemy tego chcieli, to nigdy nie będzie planu jak ożywić to miejsce. Plac Wilsona jest ważnym punktem na mapie Warszawy, ale jedynie na poziomie dzielnicowym. Przede wszystkim żoliborzanie muszą wiedzieć czego chcą, a my jako społeczność, musimy wypracować jakąś wizję.
Jakie są główne przeszkody by tchnąć nowe życie plac Wilsona?
W tym temacie rodzą się obawy kierowców. Zawężenie ruchu na placu Wilsona nie powodowałoby jednak zmniejszenia przepustowości, co pokazuje przykład wyremontowanej ulicy Świętokrzyskiej. Tam wróciło życie. Ja jako samochodziarz z krwi i kości lubię tamtędy jeździć. Co prawda ruch jest wolniejszy, za to jest płynny i mniej się stoi. Poza tym, za zmianami na placu Wilsona przemawia fakt, że zmieniła się rola ulicy Słowackiego i Mickiewicza. Plac Wilsona jest zatkany, bo funkcjonuje tam nieefektywny system świateł i prowadzi do niego zbyt wiele ulic. Przez plac przejeżdżają tramwaje, ale są kraje, które udowadniają, że piesi, rowerzyści, kierowcy i tramwaje mogą koegzystować ze sobą przy zastosowaniu odpowiednich torowisk, które są zrównane z poziomem ulic.
Problem jest tylko ze światłami?
Sama rewitalizacja miałaby polegać na tym, żeby było w tym miejscu ładnie, ale także na tym, by nam wszystkim dobrze się z niego korzystało Jestem jednym z niewielu społeczników, który uważa, że konieczne jest również wykorzystanie pustki technologicznej nad stacją metra. Tam powinien być parking. On był obiecywany lata temu i do tej pory go nie ma, co jest bardzo frustrujące dla wielu mieszkańców.
A to nie jest przypadkiem zachęta do jeżdżenia samochodem?
Ten parking powinien przyczynić się do udrożnienia zapchanych zaparkowanymi samochodami ulic wokół placu Wilsona. Mieszkańcy z odleglejszych części dzielnicy, chcąc przyjechać załatwić cokolwiek na placu, czy nawet pójść do kina, muszą liczyć się z długimi poszukiwaniami miejsca parkingowego. Ten parking powinien powstać także dlatego, bo dużo jest już zrobione. Obecnie jest to marnotrawienie cudownej przestrzeni. Niektórzy mówią, że ten parking nie będzie oblegany. Gdyby plac tętnił życiem, to by się przydał. Ten plac trzeba w końcu oddać ludziom.
Zostaje jeszcze plac Inwalidów, który być może mógłby być nowym sercem Żoliborza, albo plac Grunwaldzki.
Plac Inwalidów jest żywy właśnie dzięki oddolnej wizji mieszkańców i najemców. Wizja, którą dzielimy się wzajemnie jako mieszkańcy jest taka, żeby zrobić z alei Wojska Polskiego bulwar. Nie chodzi o to, żeby ją zabetonować. Wręcz przeciwnie. Trzeba chronić zieleń i rosnące tam drzewa.
Dobrym ruchem byłoby jednak postawienie tam kilku pawilonów. Sam plac będzie ważnym miejscem w momencie, kiedy zaczną funkcjonować muzea na Cytadeli. Park wokół placu Inwalidów rzeczywiście jest przestrzenią zupełnie niezagospodarowaną. Można go zmienić niewiele robiąc. Przykładem jest projekt zrealizowany z budżetu obywatelskiego, dotyczący rewitalizacji alei Wojska Polskiego.
Gorzej jest z dokończeniem rewitalizacji Żoliborza Oficerskiego.
Na Żoliborzu Oficerskim pozostały do wyremontowania dwie ważne ulice. Jest to Śmiała i Mierosławskiego. Od kilku lat najważniejsze inwestycje dzieją się na Żoliborzu południowym, bo przez lata był zaniedbany. Nikt z mieszkańców Starego Żoliborza nie ma o to pretensji. Teraz jednak mamy wielką potrzebę, żeby zawalczyć o remonty tych dwóch ulic.
Czy to nie jest tak, że trochę przespaliście moment, w którym należało walczyć o środki na te inwestycje?
W ostatnich latach walczyliśmy z nietrafioną i przeskalowaną inwestycją trasy i mostu Krasińskiego i po 3 latach udało się. Wtedy wspierał nas również Żoliborz południowy i zasłużył na nasze wsparcie. Poza tym ogromne środki przeznaczone na budowę mostu, potrzebne były nie tylko przy dokończeniu II linii metra, ale także na ponad 100 kluczowych celów w całej Warszawie, szczególnie na Targówku i Bródnie.
Dlaczego remont akurat tych dwóch ulic jest tak bardzo istotny?
Przez kilkanaście lat władze dzielnicy zrewitalizowały większość uliczek Żoliborza Oficerskiego, poza tymi dwoma właśnie. W momencie, kiedy niedługo zostaną otwarte muzea na Cytadeli oczywistością jest, że promowany będzie dojazd samochodami od Wisłostrady, a piesi będą kierowani do stacji metra Warszawa Gdańska, tak aby pieszo dojść do Cytadeli. Ludzie jednak będą spacerować po swojemu. Będą chodzić z metra przy placu Wilsona, przez park Żeromskiego, z którego wyjdą albo przy Forcie Sokolnickiego, albo przy wejściu na placu zabaw. Stamtąd będą szli właśnie Mierosławskiego, a później Śmiałą, które obecnie są obrazem nędzy i rozpaczy. To jest nieporozumienie, że remonty tych dróg nie są robione. Ulica Mierosławskiego jest ważną uliczką komunikacyjną na Żoliborzu Oficerskim, a Śmiałą ludzie lubią chodzić, bo ma przepiękną historyczną zabudowę.
Przeczytaj też: Były konsultacje, jest projekt, a remontu brak. „Musimy jeździć dziurawą drogą”
Projekt i zgody na remont ulicy Śmiałej już są.
Ale obejmują jedynie krótką część od ulicy gen. Zajączka do alei Wojska Polskiego. Zabrakło pieniędzy na jego realizację. Mimo wszystko powinny zostać podjęte prace projektowe pozostałej części ulicy z uwzględnieniem ulicy Mierosławskiego. Jeżeli w najbliższym czasie do tego nie dojdzie, to zarząd musi liczyć się z protestami. Prace nad projektem nie są aż tak kosztowne, a są sygnałem do tego, że w dłuższej perspektywie dojdzie do zrealizowania tych inwestycji. Należy to wpisać do wieloletniego planu finansowego stolicy i w miarę możliwości realizować.
Działasz zawodowo w obszarze kultury. Żoliborz ma się czym pochwalić?
Kinem „Wisła”, szkołą filmową i kinem „Elektronik”, dwoma maleńkimi, ale prężnymi programowo „Kalinowym Sercem” i „Prochownią Żoliborz”, no i niedługo centrum kultury filmowej im. Andrzeja Wajdy w kinie „Tęcza”. Brakuje za to domu kultury. Fort Sokolnickiego w żaden sposób nie służy mieszkańcom. To jest skandal, że coś co powstało za nasze pieniądze oddano w prywatne ręce i jest teraz namiastką domu weselnego. Nie nadaje się zresztą dla młodzieży. Jedną z obietnic Rafała Trzaskowskiego, która wybrzmiała w całej Warszawie, była właśnie budowa takiej placówki w naszej dzielnicy. Pytanie o dom kultury na Żoliborzu pozostaje więc otwarte.
Co więc należałoby zrobić? Wybudować nowy gmach, czy zaadaptować jakąś konkretną przestrzeń?
Według mnie korzystne dla żoliborzan byłoby wybudowanie nowego budynku przeznaczonego pod dom kultury. Idealnym miejscem do tego wydaje się plac Grunwaldzki, który połączy tym samym starą i nową część Żoliborza. Domyślam się, że problemem jest pozyskanie środków na taką inwestycję.
Piękną ideą jest także wykorzystanie Pałacyku Joli Bord na Cytadeli. Dobrze, że ludzie ponad podziałami rozmawiają na ten temat. Lubię ten pomysł, bo obserwując takie miejsca jak Teatr Nowy czy Centrum Nauki Kopernik a nawet Fabrykę Trzciny, dostrzegam dużą siłę płynącą z przestrzeni, która zrobi się na Cytadeli. Wielu z nas uważa jednak, że nie będzie to nasza przestrzeń, spełniająca wszechstronne i uniwersalne potrzeby wszystkich mieszkańców. A ma taki potencjał!
Posłuchaj też: [Radio Żoliborz] S. Trzciński: „Jest duża potrzeba dokończenia rewitalizacji Żoliborza Oficerskiego”
Kwestią do rozstrzygnięcia pozostają również warunki techniczne pałacyku.
Nigdy nie byłem w środku, ale obiekt jest przestronny. Nasi radni wizytowali ten obiekt. Polskie domy kultury organizowano po wojnie właśnie w tego typu pałacach. Być może trzeba by zrezygnować z marzeń o dużej sali widowiskowej, ale na pewno udałoby się osiągnąć zadowalający efekt. Ten budynek jest bardzo duży, wielość sal zapewni jego funkcjonalność dla wielu mieszkańców, także dla dzieci, młodzieży i seniorów. Infrastruktura i place wokół dwóch muzeów dadzą wiele nowych możliwości. Ale Pałacyk Joli Bord to przede wszystkim serce, tożsamość i taki kamień węgielny naszej dzielnicy. Uważam, że utworzenie w tym budynku domu kultury jest piękną ideą, która może połączyć nas wszystkich. I jest realne finansowo dla miasta. Podkreślmy tylko, że sam obiekt to jedynie połowa sukcesu. Druga połowa to dotacje i system finansowania jego działalności.
Jakieś marzenia dotyczące Żoliborza?
Abyśmy dbali o unikalny charakter tej dzielnicy. Także z nowymi mieszkańcami, bo przychodzi kolejne pokolenie, co widać już na ulicach. Musimy razem walczyć o prawdziwie zielony Żoliborz. Poza tym życzę nam wszystkim, by burmistrz i jego zastępcy dobrze czuli ducha tej dzielnicy, by skutecznie walczyli o jego interesy w Radzie Miasta.
A jakaś wizja bardziej ponadczasowa?
Wielki Żoliborz? Czyli połączenie dwóch sąsiadujących dzielnic, które są ze sobą związane od dziesiątek lat. Może byłby to fajny cel i marzenie do osiągnięcia z pomocą większości mieszkańców? Nawet pod kompromisową nazwą „Żoliborz i Bielany”. Nie oszukujmy się, przed wojną Żoliborz był taki sam mały jak dzisiaj albo i mniejszy, a dalej były już tylko miejscowości podwarszawskie. Ale później, przez 43 lata Żoliborz był duży, aż do Młocin włącznie. Reforma samorządowa z 1994 zaskakująco zabrała z Żoliborza Bielany i tego mi szkoda. Ja się urodziłem jeszcze na Żoliborzu, w Szpitalu Bielańskim. A dzisiaj nie mamy już swojego szpitala. Zauważmy, że w ostatniej dekadzie polujemy na burmistrzów poza naszą dzielnicą.
Do zrealizowania tej wizji trzeba przekonać Sejm RP.
Dokładnie tak. Ale najpierw edukujmy i zjednoczmy mieszkańców obu dzielnic, także naszych radnych. Kolejnym krokiem byłoby przekonanie Ratusza i Rady Warszawy. A następnie najważniejsze – trzeba wygrać takie referendum na Żoliborzu i Bielanach. Później należy pozyskać większość sejmową. Optymalnie, by zadziałać ponad podziałami politycznymi. Bezcenny przykład wspólnej walki z trasą i mostem Krasińskiego pokazał, że to jest możliwe.
A jakie będzie zdanie mieszkańców Bielan?
Zyskaliby dzięki temu na zwiększeniu wartości swoich nieruchomości, dostaliby też stare i piękne centrum wspólnej dzielnicy. Wszyscy zyskalibyśmy dostatni i duży Żoliborz z liczbą ok. 200 000 mieszkańców.
Czy to znaczy, że mieszkańcy stolicy i władze Warszawy mają powody do obaw?
Owszem, bylibyśmy liczącą się siłą, także w Radzie Warszawy. Dzisiaj traktują nas, nie bez powodu, jak najmniejszą, a zarazem najbardziej krnąbrną, dzielnicę Warszawy. A tak, jest szansa, że będziemy mieli pełne ręce roboty tu na miejscu (śmiech). Tak, znam zdanie wielu społeczników żoliborskich, że bycie malutką dzielnicą było najwspanialszym zrządzeniem losu. I wiem, że często żartują z nas, że najlepiej byśmy sobie zbudowali mur wokół Żoliborza. Ale nikt nie zaprzeczy temu, że bezcenna jest tutaj aktywność wielkiej liczby społeczników oraz temu, że jesteśmy skrajnie biedną budżetowo dzielnicą, bez możliwości jakiegokolwiek rozwoju. Pamiętajmy o tym.
Napisz komentarz
Komentarze