Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
wtorek, 14 maja 2024 06:29
Reklama

Bar u Araba – jak żoliborscy przedsiębiorcy walczyli o swoje

Bar U Araba przez 40 lat wrósł w krajobraz Kępy Potockiej. Po trudnym dla całej branży gastronomicznej okresie pandemii problemy się nie skończyły.
Bar u Araba  – jak żoliborscy przedsiębiorcy walczyli o swoje

Autor: Mateusz Durlik

Obecny właściciel kupił ten bar w 1983 roku, kiedy wrócił z zagranicy. „Wyczytałem w gazecie, że ktoś chce sprzedać bar. Przyjechałem w znane mi miejsce, bo chodziliśmy tu z kolegami z liceum na piwo. Ten bar wcześniej prowadził Sabur, prawdziwy Arab. Dlatego do tej pory bar nazywa się U Araba”. 

W 2022 roku nad Arabem zawisł topór urzędniczego kata. „Bar U Araba zlikwidowany. Czekali rok na pismo z urzędu” – pisał portal „TuStolica”. „Bar U Araba kończy działalność!” – wieściła „Północna Ćwiartka”. „Dramatyczny apel właścicieli kultowego baru na Żoliborzu. Czy to jego koniec po 33 latach?” – stawialiśmy pytanie w „Gazecie Żoliborza”. 

Problemem okazały się miejskie procedury. Bar funkcjonuje w pawilonie posadowionym na działce należącej do dzielnicy. Pan Krzysztof wraz żoną dzierżawili ją od niemal 40 lat. 

Urzędniczy pat

„Kończyła nam się umowa dzierżawy. Przez 40 lat bez problemu nam ją przedłużali” – mówi Krzysztof Łysakowski, współwłaściciel „U Araba”. Jednak tym razem pojawiły się problemy. Sytuację wyjaśnia miejski radny Kacper Pietrusiński (KO): „Wyglądało to tak, że przez lata te krótkoterminowe dzierżawy były przedłużane i nie było żadnego problemu. W pewnym momencie pojawił się pewien, wydaje się, że zorganizowany proceder prowadzony przez ludzi, którzy znaleźli sobie sposób na prosty zarobek”. 

Według Pietrusińskiego wspomniany proceder miał polegać na tym, że pojawili się ludzie, którzy polowali na dzierżawców krótkoterminowych i zgłaszali się jako chętni w celu przejęcia miejsc stworzonych wieloletnią pracą przez kogoś innego. Sprawa baru U Araba to, zdaniem radnego, jeden z przypadków takiego działania. To była nowa i mocno niejasna sytuacja. Urzędnicy byli w kropce, nie byli pewni, co zrobić – wskazuje Pietrusiński.

Oddajcie dorobek życia

Sytuacja skomplikowała się jeszcze bardziej, gdy okazało się, że choć działka jest miejska, to budynek jest naszą własnością – opowiada Krzysztof Łysakowski. Właścicielom baru przedstawiono rozwiązanie, które miało polegać na tym, że dzierżawa nie zostanie przedłużona, obiekt zostanie wystawiony w przetargu, a dzielnica zapłaci Łysakowskim za nakłady poczynione przez niemal 40 lat na ten teren i posadowiony na nim budynek. „W pierwszej wersji, według tych przepisów, dzielnica miała nam zapłacić za naniesienia, a my mieliśmy to wszystko oddać. Obiekt miał być wystawiony na konkurs ofert. To tak, jakby chciano zabrać nam dziecko. Włożyliśmy w ten bar mnóstwo serca” – wyjaśnia Małgorzata Łysakowska, współwłaścicielka baru „U Araba ”.

Rozwiązanie w drodze uchwały

Wbrew przeciwnościom sprawę udało się rozwiązać pomyślnie dla właścicieli baru. Rada Miasta podjęła uchwałę, w której wyraziła zgodę na przedłużenie umowy dzierżawcom terenu bez przetargu. „Należy podkreślić, że nie jest to jednorazowy wyjątek, a rodzaj pilotażu” – wyjaśnia radny Pietrusiński. Jak dodaje: „W ślad za tym aktem parę miesięcy później została zmieniona uchwała o wieloletnich dzierżawach, która normuje sytuację miejsc takich, jak to. W Warszawie jest wielu przedsiębiorców, którzy prowadzą na dzierżawach swoje biznesy od wielu lat i mogli zostać w podobny sposób wykolegowani z czegoś, co budowali ciężką pracą przez dużą część życia”. 

Zmiana uchwały o dzierżawach długoterminowych może stanowić remedium na problemy wielu warszawskich przedsiębiorców. Dziś sprawdzeni dzierżawcy mają prawo wystąpić o wieloletnią dzierżawę w trybie bez konkursowym. Według Pietrusińskiego to bardzo dobre rozwiązanie: „Daje stabilizację ludziom, którzy wypracowali sobie markę i wykazali się pewnym dorobkiem. Z drugiej strony miasto na tych umowach zyskuje sprawdzonych kontrahentów, którzy rzetelnie płacą czynsz” – wyjaśnia radny. Wygląda na to, że rozwiązanie to jest korzystne dla obu stron. „Bardzo jesteśmy wdzięczni panu radnemu Pietrusińskiemu i prezydentowi Bratkowi. Włożyliśmy w ten bar mnóstwo serca. Nie zarabiamy tu milionów. To biznes sezonowy. Pracujemy siedem dni w tygodniu po kilkanaście godzin. To całe nasze życie” – z ulgą o rozwiązaniu problemu mówi Małgorzata Łysakowska. 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
PRZECZYTAJ