W tym artykule przeczytasz o:
- pobiciu piętnastolatka na przystanku
- o Czeczenach w Polsce
- o reakcji policji na to wydarzenie
Dzieci z dworca Brześć
Edi przyjechał do Polski razem z mamą Madiną i rodzeństwem w 2016 roku, po tym jak zdecydowali się opuścić swój dom i szukać schronienia w Polsce. Podobnie jak kilka tysięcy innych Czeczenów, rodzina Ediego w 2016 roku zmuszona była koczować w okropnych warunkach na dworcu w Brześciu. Ostatecznie jednak udało im się dotrzeć do Warszawy, gdzie rodzina uchodźców wreszcie ułożyła sobie życie i odzyskała nadzieję na spokój. Mając doświadczenia migracji i ucieczki od przemocy, zdecydował się pomagać innym w trudnych sytuacjach - Edi stał się społecznikiem.
To dobry chłopiec, prosty ale w dobrym znaczeniu. I o wielkim sercu. Pomaga starszym, niepełnosprawnym a nawet bezdomnym psom - mówi o nim Marina Hulia, która od 2016 roku wspiera “dzieci z dworca brześć”, jak nazywa uchodźców zmuszonych tam mieszkać i która zna Ediego, jako pełnego szacunku i empatii wolontariusza.
W Polsce jesteś!
“W Polsce jesteś, mów k**** po polsku” krzyczał mężczyzna, który w środku dnia pierwszego grudnia razem z dwoma innymi wyrostkami skatował Ediego na przystanku autobusowym przy Rydygiera na warszawskim Żoliborzu. Powodem agresji miał być fakt, że chłopak rozmawiał ze swoim ukraińskim przyjacielem Davidem po rosyjsku. Bezlitosny oprawca rozbił na głowie piętnastolatka butelkę po piwie, a gdy ten próbował się podnieść po upadku do agresora dołączył się kolejny dwudziestoparolatek i we dwóch bili Ediego.
O całym zajściu została powiadomiona policja, która przesłuchała nastolatka, bez obecności matki czy psychologa. Powiedzieli, że nie jest przecież martwy i kazali czekać - jak wspomina mama Ediego - oficer przyjmujący zgłoszenie zaproponowała też, wyposażenie syna w przyszłości w gaz pieprzowy.
Napisz komentarz
Komentarze