Tańczy, śpiewa, rozśmiesza Polaków i dubbinguje bajki dla dzieci. Jak trafiła do świata kabaretu i dlaczego jest on zdominowany przez mężczyzn? Rozmowa z Olgą Łasak, członkinią kabaretu Czesuaf.
Jakub Krysiak: Pochodzisz z gór, a teraz mieszkasz na Żoliborzu. Brakuje ci ich tutaj?
Olga Łasak: Zawsze wydawało mi się, że Bielsko-Biała to moje miejsce na ziemi. Co mogłam zrobić w moim ukochanym Bielsku to zrobiłam. Wiadomo, że to miasto darzę ogromnym sentymentem i myślę o tym miejscu w kontekście przyszłości, tak samo jak o wsi pod Wrocławiem, z której pochodzi mój narzeczony.
Będąc w Warszawie lata temu powiedziałam sobie, że nigdy tu nie zamieszkam. W tym tłoku i pędzie czułam się osamotniona. Od tamtego czasu wiele się zmieniło i po niecałym roku mieszkania tutaj uważam, że była to dobra decyzja, której nie żałuję.
Z racji tego jaki wykonuję zawód oraz moich ambicji, przeprowadzka do Warszawy była konieczna. Scena artystyczna w naszym kraju jest dość scentralizowana w związku z tym stolica stwarza najwięcej możliwości.
Sam Żoliborz ma też coś w sobie.
To mnie mocno zdziwiło. Szukając miejsca do zamieszkania w Warszawie wraz z moim narzeczonym kierowaliśmy się raczej tym, by było blisko do autostrady, bo dużo podróżujemy w związku z moją działalnością artystyczną i raczej nie na uboczu, ale tak, żeby nie trzeba było ciągle gdzieś dojeżdżać. Kluczowi byli sąsiedzi. Akurat tak się złożyło, że są nimi osoby, z którymi się przyjaźnimy. Wszystko tak cudownie się złożyło, że padło na Żoliborz.
Przeczytaj również: Robert Górski – młody tata, młody żoliborzanin
Mieszkają tu też osoby z twojej branży takie jak Robert Górski.
Właśnie z Robertem i Moniką, jego żoną oraz Maliną, ich córką jesteśmy prawie sąsiadami, dlatego dzięki nim nie czuję tej samotności co kiedyś. Jak ktoś się nas pyta jak mieszka się w Warszawie odpowiadam, że super. Wtedy ze zdziwieniem dopytują, jak to jest możliwe, a ja odpowiadam: no jest możliwie. (śmiech)
Dużo podróżujesz po Polsce. Bywasz w większych i mniejszych miastach. Jaki obraz Polski maluje się w Twojej głowie?
Niby podróżuję, ale moje życie w trasie często wygląda tak, że podczas przemieszczania się z jednej miejscowości do drugiej ze zmęczenia po prostu śpię. Jako kabaret Czesuaf często występujemy w małych miejscowościach, o których nigdy wcześniej nie słyszałam, a są niesamowicie urokliwe. Bywa też tak, że przyjeżdżamy do jakiegoś miasta i zachwytów po prostu nie ma.
Uważam, że Polska jest przepięknym krajem tylko niedocenianym. Polacy wyjeżdżają odpoczywać za granicę, bo gdzieś indziej jest cieplej, jest czystsze powietrze czy lepsza atmosfera, a okazuje się, że w naszym kraju jest tyle pięknych miejsc. Ja uwielbiam Mazury, gdzie jest dzicz i sklepy rodem z PRL-u, w którym są same podstawowe rzeczy i od 50-ciu lat sprzedaje je ta sama pani.
Lubię też Dolny Śląsk, mimo że jest troszkę smutny. Gdyby nie mój mąż, który stamtąd pochodzi to nie wiedziałabym, że u podnóża Ślęży są takie piękne wsie. W Polsce jest wiele urokliwych miejsc, które gdzieś tam chwytają mnie za serce.
Masz wykształcenie muzyczno-baletowe. Jak to się stało, że jesteś częścią polskiej sceny kabaretowej i zespołu Czesuaf?
Myślę, że to jest wielki przypadek. Jako dziecko wychowywałam się na kabaretach, ale również na piosenkach Grechuty, Turnaua czy Starego Dobrego Małżeństwa. Najbardziej dotyka mnie właśnie poezja śpiewana i piosenka aktorska. Kabarety z kolei oglądałam w telewizji, bo rodzice uwielbiali je oglądać. Ja przyglądałam się, ale wówczas nigdy w życiu nie pomyślałam, że kiedyś będę występować w kabarecie.
Ostatecznie za sprawą moich aktorskiej działalności okazało się, że mam zdolności komediowe o czym kompletnie nie wiedziałam, więc zaczęłam to wykorzystywać. Zawsze marzyłam o roli np. księżniczki, a musiałam grać jakieś wiedźmy. Na początku się z tym nie zgadzałam, ale kiedy otrzymywałam słowa uznania i ludzie dobrze się przy tym bawili, to zaczęłam brnąć właśnie w tym kierunku.
Dla mnie to też była jakaś tam forma terapii i akceptacji samej siebie. Scena zawsze była dla mnie czymś takim, że zapomniałam o kompleksach i problemach. To jest coś, czego do dzisiaj nie potrafię wytłumaczyć. Mając trudne dni czy słabości, wychodząc na scenę nagle jakby wkraczam w zupełnie inny świat.
Śpiewając szereg piosenek aktorskich przydzielano mi do wykonania również piosenki kabaretowej. Pewnego dnia zobaczył mnie Piotr Skucha z Kabaretu Długi, który organizował Bielskie Sceny Kabaretowe w Teatrze Polskim, gdzie zapraszano również młodych, aspirujących artystów, żeby mogli się zaprezentować. Również mi dał taką szansę i dzięki temu poznałam lepiej środowisko kabaretowe, które okazało się bardzo sympatyczne i miłe. Tam też poznałam kabaret Czesuaf.
I wtedy dołączyłaś do chłopaków?
Trochę czasu upłynęło od tamtego momentu zanim stałam się częścią kabaretu Czesuaf. Ja wtedy jeszcze kończyłam szkołę wokalno-baletową. Można powiedzieć, że trochę z niej uciekałam, żeby szukać nowych przygód uczestniczyć właśnie w Bielskich Scenach Kabaretowych. Tak też trafiłam do kabaretu Czesuaf. Na początku założyliśmy sobie, że będziemy współpracować ze sobą przez rok, żeby zobaczyć jak nam się będzie współpracowało no i wyszło tak, że gramy ze sobą już pięć lat. (śmiech)
Przeczytaj również: Maciej Stuhr: “Od kiedy zamieszkałem na Żoliborzu, po raz pierwszy poznałem smak życia trochę bardziej wspólnego”
Skecze kabaretowe inspirowane są życiem. W waszym przypadku są to sytuacje, które ktoś wam opowiedział, czy raczej byliście ich świadkami?
Nie da się tych dwóch rzeczy oddzielić od siebie. Są sytuacje, których jesteśmy świadkami i stają się one dla nas inspiracją. Wówczas uruchamiają w naszych głowach pewne wyobrażenia.
Są też sytuacje, kiedy ktoś coś powiedział i jest to solidny fundament dla całego skeczu. Często jest też tak, że efektem tego co dzieje się w naszych głowach jest sam skecz. Może to być nawet parodia programu, który oglądałam, czy sytuacji, w której się znaleźliśmy my, albo nasze rodziny czy różnego rodzaju spotkań.
Na pewno jednym spójnym elementem tych wszystkich czynników jest życie.
Skecz „Nauczycielka Plastyki” w ocenie nauczyciela, z którym go oglądałem, jest życiowy.
Tak w ogóle to z wykształcenia jestem też pedagogiem. Bardzo mi to pomogło przy tworzeniu tej roli, która w kabarecie musi być trochę taka, jak w rzeczywistości, ale też przerysowana i zawierać element komedii. Kluczowe jest też to, żeby ludzie utożsamiali się z daną postacią, widzieli w niej cząstkę siebie i umieli się śmiać z jakiś przywar.
Zdarzyło się tak, że reakcje na jakiś skecz były negatywne, a danym grupom zawodowym lub społecznym wcale nie było do śmiechu?
Oczywiście, że tak. Kiedyś mieliśmy skecz o ochroniarzach. To grupa zawodowa, gdzie pracuje dużo osób niepełnosprawnych. Co ciekawe osoby, o których jest dany skecz mają niesamowity ubaw, a z kolei inni się nas pytają, jak my możemy się śmiać z takich osób. Podobnie było ze skeczem o jąkającym się Tymonie. Ludzie dziwili się nam, że jak możemy robić skecz o jąkających się ludziach. Tymczasem napisał do nas pan, który się jąka, że ma niesamowity ubaw.
To nie jest tak, że my wyśmiewamy kogoś tylko pokazujemy rzeczywistość. W przypadku niepełnosprawnych ochroniarzy, pokazujemy to, że te osoby nie siedzą w domu tylko coś robią i to jest super. Pokazujemy, jak walczą. W naszym społeczeństwie brakuje jeszcze trochę dystansu do życia i przez cały czas obecne są tematy tabu.
Oczywiście nasze skecze są dla ludzi, przyjmujemy pewne uwagi, ale musimy dawać sobie też pewien margines, bo inaczej okaże się, że z niczego nie można się śmiać. Należy pamiętać, że kabaret to nie jest wyśmiewanie, a ukazywanie rzeczywistości. To jest trudne zwłaszcza dziś, kiedy mamy dość silnie spolaryzowane społeczeństwo i niektórzy tylko czekają, aby cokolwiek skrytykować. Niestety, wszystkim na raz nie da się dogodzić.
Tańczysz, śpiewasz, dubbingujesz filmy animowane dla dzieci i występujesz w kabarecie. Którą z tych czynności lubisz najbardziej robić?
Niedawno sama zastanawiałam się nad tym co tak naprawdę chciałabym robić do końca życia. Na dziś, nie wiem co bym wybrała. Każda z tych form aktywności sprawia mi dużo radości, może dlatego, że to wszystko jest jeszcze nowe. W kabarecie na poważnie występuję od pięciu lat więc nie zdążyłam się jeszcze wypalić. Śpiewanie nigdy nie było jeszcze na takim poziomie, żebym mogła się tym znudzić. Lubię, gdy ktoś zaprasza mnie do zaśpiewania zwłaszcza lirycznych utworów, po których ludzie się wzruszają. Mam okazję pokazać wtedy swoje drugie bardziej czułe oblicze. Samo śpiewanie można połączyć z kabaretem.
Dubbing z kolei jest świetną odskocznią od sceny, bo zamykasz się na 5 godzin w studio i przenosisz do zupełnie innego świata. Tym bardziej lubię tę pracę, bo sama uwielbiam oglądać bajki.
Najmniej lubię chyba taniec, ale to wynika z przykrych wspomnień i bólu wywołanym przekraczaniem własnych granic. Tańczyłam balet i przez to, że byłam wtedy przy tuszy miewałam trudne momenty.
Według mnie idealnie nadawałabyś się do musicalu komediowego w formie filmu albo nawet serialu. Taka forma jest dziś popularna na rynku amerykańskim.
Praca przy takim projekcie byłaby dla mnie wyzwaniem, poza tym jest to coś co w Polsce byłoby dość nowe. Pewnie bym się w tym bardzo spełniała. Mam nadzieję, że przyjdzie takie wyzwanie, które na pewno będę chciała szybko podjąć.
Miejmy nadzieję, w takim razie, że ktoś z Netflixa, albo jakiś producent filmów czy seriali to przeczyta.
Byłoby super! (śmiech)
Jesteś jedną z niewielu kobiet na polskiej scenie kabaretowej. Dlaczego ten świat jest tak zdominowany przez mężczyzn?
W chwili, gdy kabaret staje się zawodem, to, mówiąc szczerze, kobiecie jest trudniej. Z reguły bywa tak, że kobieta marzy o rodzinie. Łatwiej jest chyba też utrzymać ją w ryzach, kiedy to mężczyzna wyjedzie w długie trasy. W środowisku kabaretowym zabrakło kobiet, chyba z tego względu, że stały się matkami, a występy w kabarecie wiążą się z wyjazdami i spędzaniem sporej ilości czasu poza domem. To jest problem i dlatego dużo kobiet zrezygnowało z kariery w kabarecie wybierając życie rodzinne. Bądźmy szczerzy, ich partnerzy też mogliby czuć się zazdrośni, bo wyjazdy trwają nawet kilka dni, a w środowisku kabaretowym jest dużo mężczyzn.
Drugą kwestią jest dystans do samego siebie i swoich kompleksów. Kobietom przychodzi to trudniej i decydują się porzucić to zajęcie. W kabarecie trzeba nieco wyjść ze swojej strefy komfortu. Kobiety mają inną wrażliwość i inną strukturę emocjonalną. Pewne rzeczy odbieramy zupełnie inaczej. To też pokazała mi współpraca z moim zespołem. Nie oszukujmy się, w kabarecie nikt nie chce na scenie oglądać ładnej dziewczyny, bo to nie do końca jest nawet śmieszne. Ludzie lubią osoby trochę niedoskonałe, przerysowane, które widać, że mają dystans do siebie.
Przeczytaj również: Wraz z kolegami napisał antologię o polskiej scenie techno. Docenił ją cały świat
Napisz komentarz
Komentarze