Śpiew ptaków przeplatający się dźwiękiem nadjeżdżającego tramwaju i szelestem koron jabłoni tworzy melodię o Sadach Żoliborskich. Osiedle, które swoją unikatowość zawdzięcza niebanalnej architekturze oraz jego wiernym mieszkańcom. Jest to jedno z najciekawszych miejsc do podróży w czasie do Polski lat 60. XX wieku.
Sięgając korzeni
Rok 1958. Halina Skibniewska współpracuje z Warszawską Spółdzielnią mieszkaniową. Wraz z rozpoczęciem pracy nad nowym osiedlem na Żoliborzu, architekta ruszyła z projektem, pod tytułem „Sady Żoliborskie”. Nazwa odziedziczona po owocowych sadach, na których stoją dziś kredowobiałe bloki. Projekt zawiesił wysoko poprzeczkę ogólnopolskiej typizacji budownictwa. Skibniewska pragnęła by projekt był stworzony z myślą o społeczności jaka tam będzie mieszkać. Chciała nadać osiedlu magiczny charakter w postaci otwartej zabudowy, pokrytej koronami morw oraz zaopatrzonej w place zabaw. O tym gdzie miałby stanąć rozmawiała z dziećmi.
Nowo postawione osiedle wprawiło w zachwyt mieszkańców najzieleńszej dzielnicy Warszawy i nie tylko. Modernistycznej, lecz niewyróżniającej się architekturze towarzyszyło ekonomiczne budownictwo. Słoneczne ramy drzwi wejściowych, ciepło witały Żoliborzan, a korzenie drzew, które otaczały bloki były niczym ramiona, w których każdy mógł się skryć. Pomimo upływu lat, Sady Żoliborskie wciąż emanują urokiem lat 60. Jedyna nieunikniona zmiana, jaka nastąpiła to mieszkańcy. Sady zamieszkuje coraz to więcej młodych ludzi, a wraz z nimi pojawiają się coraz to nowe historię. Warto posłuchać, co mówią utopione w zieleni ściany budynków, bo spokojny Zielony Żoliborz może jeszcze zaskoczyć.
Każdego dnia.
8 rano. Z białych bloków, zaczynają się wyłaniać mieszkańcy. Sędziwi staruszkowie z równie sędziwymi psami wyruszają powitać nowy dzień. Z jednej strony piękny jak i przejmujący widok. Błyskawicznie wyruszając z mieszkania, z uporem maniaka wmawiam sobie, że jest się po coś spieszyć. Jednak to coś przestaje być priorytetem, gdy dostrzegam jak ze stoickim spokojem sąsiadka wychodzi podlać kwiaty, jednocześnie bawiąc się ze swoim kuśtykającym owczarkiem niemieckim. Kolejna starsza kobieta odziana w niedzielną garsonkę wyrusza w stronę Stanisława Kostki. Już w Parku zbierają się szpakowaci panowie, by rozegrać tak jak przez ostatnie zawsze, partyjkę szachów. Może dziś temu wygadanemu się uda. Inna kobieta siedzi na odnowionej, orzechowej ławce i bacznie obserwuje swoją wnuczkę, która zbiera świeżo opadłe kasztany. Spokojny wczesnojesienny wiatr powiewa jej szpakowate włosy, a w niebieskich oczach wymalowana jest nostalgia. Nostalgia za czasami, kiedy było tak samo spokojnie jak tego poranka w Parku Sady Żoliborskie. Bez pośpiechu. Bez zniecierpliwionego grymasu. Czas płynie z prędkością spadających nosków klonu, a sąsiadki wciąż wspominają czasy, gdy kupiły swoją pierwszą meblościankę do mieszkań na swoich ukochanych Sadach Żoliborskich.
Projekt inny od wszystkiego co wówczas budowano
Sady Żoliborskie jako osiedle zaprojektowane przez Halinę Skibniewską różniło się w tamtym czasie od tego co wówczas projektowano. Dominowała budowa bloków z wielkiej płyty, a funkcjonalność mieszkań i jakość budynków liczyła się mniej niż szybkie zaspokojenie braków mieszkaniowych w stolicy.
Ten tekst czytasz w ramach płatnego dostępu do treści.
Na Żoliborzu powstały niskie, trzypiętrowe bloki z białej cegły. Drewniane panele przy oknach w naturalnym kolorze ocieplają kameralną bryłę. Mieszkania na Sadach, dla wszystkich szukających swoich „czterech ścian”, są bardzo atrakcyjne. Świadczy o tym cena za m kw. zaczynająca się od 10 tys. zł. Halina Skibniewska zaprojektowała mieszkania tak, by były jak najbardziej przestrzenne. Małe przestrzenie zwykle są trudne do umeblowania. W tym celu architekta Sadów zaprojektowała również funkcjonalne meble, które ostatecznie znalazły się tylko w jednym bloku.
Gdy zapada zmrok.
Lecz wszystko się zmienia po zachodzie słońca. Mieszkańcy nie przypominają już żywcem wyrwanych z pocztówki z Zielonego Żoliborza – krainy mlekiem i miodem płynącej. Trochę to wygląda tak jakby całe osiedle zapadało w głęboki sen, lecz jego mieszkańcy dopiero się obudzili. Wspinając się po klatce schodowej, która rozsiewa zapach dymu papierosowego wymieszanego z kalafiorową, słyszę zza kartonowych drzwi sąsiada siarczystą „kurwę”. Została ona ponownie wymierzona w zepsuty zlew, który robi z jego mieszkania basen. Wiedząc, że blok ma już 60 lat może warto ostrzec sąsiada z dołu, by zaczął budować w swojej kawalerce arkę. W sumie jakby tak spojrzeć to przez te pięciocentymetrowe ściany, szczeliny w rurach zlewu i odklejających się kafelkach ozdabiających prysznic można jeszcze bardziej zbliżyć się z sąsiadami. Czuję codziennie jak drży sufit przez tę samą batalię Kowalskich, którą prowadzą codziennie, o pilot od telewizora. W tym czasie słyszę, że Pani Grażynka wygrywa Jeden z Dziesięciu na swoim skrzypiącym fotelu, a Panią z bloku naprzeciwko, to chyba czwarte okno od dołu, odwiedził kochanek i bardzo głośno okazuje swój entuzjazm na jego wizytę. Mogę śmiało stwierdzić, że wszyscy jesteśmy jedną wielką rodziną. Nie mamy przed sobą żadnych sekretów. Co wieczór wszyscy razem słuchamy jak na hali sportowej obok szkoły podstawowej mężczyźni odbywają swoją własną Ligę Mistrzów. Ba! Nawet tworzą swoją własną widownię, która wiwatuje im za każdy strzelony gol, nawet jeśli to samobój.
Samowystarczalne osiedle
Osiedle Sady Żoliborskie docelowo miało być samowystarczalne. Znalazło się tu przedszkole, szkoła, a także pawilony handlowe. Co ważne pomyślano również o parkingach. Te jednak znajdują się poza koloniami bloków.
Bloki są ustawione w taki sposób, że w ich obrębie znajdują się dodatkowe przestrzenie usiane trawą, drzewami i alejkami. Zgodnie z projektem, ważny element osiedla Skibniewskiej stanowiły drzewa. Zanim rozpoczęły się prace, architekta Sadów zapowiedziała, że pod topór idą tylko te drzewa, które rzeczywiście będą rosły w miejscu nowopowstających budynków. Halinie Skibniewskiej, która 10 stycznia obchodziłaby 100-tne urodziny zależało na drzewach do tego stopnia, że kiedy dowiedziała się o konieczności wycięcia morw, przez całą noc zmieniała projekt by ocalić je.
Legia to właśnie my!
Piłka nożna to jeden z najbardziej charakterystycznych akcentów mieszkańców Sadów Żoliborskich. Niektórych sąsiadów drzwi pokryte są numerem ulubionego piłkarza oraz bardzo dobrze wszystkim znanym „L” w kółeczku. Jak się dobrze przyjrzeć to można zauważyć, że niektóre okna nie są zasłaniane firanami, ale flagami klubu. Kibice Legii pragną również zaprezentować swoją dumę warszawską, wykrzykując przyśpiewki klubu piłkarskiego. Ostatniej nocy jeden entuzjasta ostatnią samogłoskę „Legii” przebił wyczyn Axella Rosa z zespołu Guns and Roses , wytrzymując niecałą minutę na przeponie! Po spektakularnym koncercie, mężczyźni potłukli szklane butle niczym gwiazdy rock’n’rolla i wyruszyli do swoich domów. Opadła kurtyna, ale obeszło się bez rzucania staników na brukową scenę i proszenia o bis.
Wyjątkowość Sadów tylko dla nielicznych
Projekt Haliny Skibniewskiej był zebrał wiele nagród architektonicznych i był niezwykle doceniany przez środowisko architektów. Nie brakowało również krytycznych opinii, które dziś możemy przeczytać w zbiorze reportaży o architekturze PRL-u autorstwa Filipa Springera „Źle urodzone”. Czytamy tam: „Na działalność Skibniewskiej niezbyt entuzjastycznie patrzyli też Zofia i Oskar Hansenowie. »Ale nie ze względów politycznych. Mieliśmy wrażenie, że budowanie takich elitarnych osiedli jak Sady jest wbrew logice i powszechnemu problemowi mieszkaniowemu w tamtych czasach« - tłumaczy Zofia Hansen. (…) Zwykli członkowie Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej o mieszkaniu w Kolonii I mogli jedynie pomarzyć. W pierwszej kolejności wprowadzali się tu członkowie partii i ich rodziny.”
Owocowa perła
Sady Żoliborskie, czyli miejsce, które zrzesza mieszkańców. Pozwala uciec od warszawskiego zgiełku i ukryć się w zieleni drzew bujnie kwitnących wiosną. Dzieło Haliny Skibniewskiej działa do dziś, a to wszystko za sprawą wspólnoty jaką tworzą Żoliborzanie zamieszkujący osiedle.
To co dziś szczególnie łączy mieszkańców Sadów Żoliborskich to park będący pozostałością po ogródkach działkowych. Jak się okazuje zbierając owoce w Parku Sady Żoliborskie można nauczyć się jak rozpoznać odmiany drzew i owoców, a tych w owocowym sercu Żoliborza nie brakuje. Znajdziemy tu prawdopodobnie jedyną w Polsce odmianę jabłoni „Truskawkowa Nietschnera”, która daje owoce. Znajdziemy w nim grusze czy jabłonie. To jedyny tego typu park na stołecznej mapie. W weekendy przechadzając się po parku można natknąć się właśnie na mieszkańców, którzy dbają o owocowych charakter tego zakątka Żoliborza, czy występujące tam zwierzęta.
[/FMP]
Napisz komentarz
Komentarze