14 listopada bieżącego roku złożyłem rezygnację z funkcji prezesa stowarzyszenia Nowy Żoliborz. Była to decyzja o tyle trudna, że nie wydarzyło się nic aż tak istotnego, co do tej decyzji by mnie pchnęło.
Trudność podkreślał również fakt, że byłem pomysłodawcą tego stowarzyszenia, jednym z jego założycieli i od samego początku jego istnienia mu przewodziłem. Stowarzyszenie pod moim kierunkiem osiągnęło naprawdę bardzo dużo, ale oczywiście nie stałoby się to, gdybym był sam. Wraz z Michałem Kostrzewą – moim następcą, Martą Matys, Izabelą Rychter, Danielem Balińskim, Michałem Grabczykiem i Radkiem Tartasem (członkami zarządu), udało nam się przez kilka lat wyznaczyć sporo kierunków działania, które poprawiły życie mieszkańców tej części dzielnicy, za co serdecznie im dziękuję. Oczywiście za naszym sukcesem stało więcej osób, nie sposób nie wymienić chociażby mieszkańców Żoliborza Południowego. Dlaczego zatem odszedłem? Cele jakie założyłem sobie sam i jakie zostały wyznaczone mi przez walne zgromadzenie stowarzyszenia, zostały zrealizowane. Potrzebna była, w mojej ocenie, świeżość oraz ktoś, kto wyznaczy nowe założenia, siłą rzeczy mniej spektakularne w swoich efektach, i będzie miał zapał, żeby nimi kierować i zmierzać do ich realizacji.
W tytule tekstu napisałem, że koniec oznacza początek czegoś nowego. W moim przypadku również tak będzie. Jestem aktywistą, lubię działać na rzecz mieszkańców i nie lubię siedzieć w miejscu. Przez lata działania na Żoliborzu dostrzegłem wiele spraw, które należy uporządkować, za które trzeba się wziąć. Poznałem bardzo wiele osób, które podzielają moje wartości co do kształtowania przestrzeni publicznej, dlatego szykuję nowy projekt – tym razem o szerszym promieniu działania niż Żoliborz Południowy. Szczegóły poznacie wkrótce.
Napisz komentarz
Komentarze