Konrad Smoczny – od urodzenia Mieszkaniec Żoliborza. Tu mieszkali jego Dziadek, Ojciec, a teraz, jak sam mówi, „człapie” po Żoliborzu ich ścieżkami. Współzałożyciel żoliborskiej agencji reklamowej „Vacaloca”, aktywista miejski ze Stowarzyszenia Miasto jest Nasze, z którego ramienia jest również Radnym Żoliborza i przewodniczącym Komisji Kultury. Założyciel największej internetowej społeczności „Żoliborz Moje Miasto”.
Z Konradem spotkałem się na „RODOS” (Rodzinne Ogródki Działkowe Otoczone Siatką), gdzie zaszywa się, aby pobyć czasami samemu.
Michał: Jesteś rozpoznawalny dzięki dużej aktywności społecznej. Tak dużej, że prawdopodobnie tylko Ty wiesz, co tak naprawdę robisz.
Dziękuję za docenienie tego, co robię dla dzielnicy. To bardzo miłe. Choć mam nadzieję, że nie tylko ja wiem co robię, że Mieszkańcy Żoliborza śledzą moje poczynania, a ja cieszę się, że mogę ich informować o mojej dzielnicowej aktywności, m.in. na portalach społecznościowych.
Michał: Czy możesz przybliżyć swoją żoliborską działalność?
Od czego mam zacząć?
Michał: Może zacznijmy od Rzemieślników.
Do akcji „Szlakiem Mistrzów Żoliborza” zainspirował mnie nasz żoliborski kaletnik, który powiedział mi kiedyś: „Zobaczysz, za kilkanaście lat mój zawód zniknie”. To było impulsem do stworzenia mapy żoliborskich rzemieślników. Powstała, by każdy z nas mógł odnaleźć punkty usługowe na Żoliborzu i zarazem wspierał zanikające zawody. Mapa wydana została w formie online oraz drukowanej. Akcja spotkała się z dużym zainteresowaniem Mieszkańców i teraz propagowana jest na terenie innych dzielnic, co bardzo mnie cieszy, ponieważ namawiam do działań zgodnych z ideą „naprawiajmy, a nie wyrzucajmy i kupujmy nowe”. To tyczy się zarówno rzeczy, jak i współczesnych związków…
Michał: To teraz „Miejsca Przyjazne Psom”.
Jak wiesz, moim nieodzownym kompanem jest mój kundel Bajka, tym razem to ona była inspiracją do kolejnej akcji. Pomyślałem sobie, że fajnie byłoby mieć ten komfort i wiedzieć, że są miejsca na Żoliborzu, do których możemy wejść razem, spędzić miło czas i nie spotka się to z dezaprobatą. Do akcji zaprosiliśmy knajpy, restauracje, punkty usługowe. Każde miejsce zostało oznaczone specjalną naklejką, zapewniającą, że jesteśmy tam mile widziani ze swoim pupilem, który dostanie miskę świeżej wody. Warto dodać, że istnieją nawet żoliborskie miejsca, w których czworonóg dodatkowo otrzyma coś na ząb.
Michał: Czym jest akcja „Żoliborz nie potrzebuje reklamy”?
Moim marzeniem jest Żoliborz bez obrzydliwych reklam, wręcz szmat, oszpecających naszą dzielnicę, bo po prostu często inaczej nie da się tego nazwać. Reklamy wiszą dosłownie wszędzie, niekiedy nielegalnie, a nie jest to w żaden sposób prawnie ścigane. Stąd moja oddolna inicjatywa, wykorzystująca kanały social media, na przykład Facebook. Sam staram się wpływać na nielegalnych reklamodawców i proszę ich o usuwanie banerów. Muszę przyznać, że to działa!J Chciałbym, abyśmy byli przykładem dla innych dzielnic. Oczywiście jest to akcja na małą skalę, bo całe nasze miasto potrzebuje uchwały krajobrazowej, uchwały, która ustali przejrzyste zasady umieszczania wszelkiej maści szyldów, reklam, billboardów, siatek, banerów, tablic, ekranów oraz ogrodzeń na terenie całej Warszawy.
Michał: Skąd wziął się pomysł na zorganizowanie Żoliborskiej Potańcówki?
Pewnego dnia zadzwonił do mnie Ojciec, że przyjmuje gości spoza Warszawy i chciałby, abym znalazł miejsce, gdzie mogą razem pójść się pobawić. Niestety miałem problem ze znalezieniem atrakcyjnego miejsca odpowiedniego dla ludzi w „kwiecie wieku”. Dlatego pomyślałem, że przydałoby się zorganizować wydarzenie, pozwalające dojrzałym, ale także i młodszym ludziom spotkać się i wspólnie potańczyć. Kilka dni temu odbyła się już szósta edycja tej potańcówki, na której zagrała najstarsza DJ’ka w Polsce – znana wszystkim Wika. Partnerował jej Michał, prawnuk Mieczysława Fogga. Akcja skupia setki uśmiechniętych, roztańczonych ludzi. Mam nadzieję, że to wydarzenie stanie się tradycją Żoliborza, jak kiedyś potańcówki na Bielanach. Oczywiście serdecznie zapraszam, kolejna już we wrześniu!
Michał: Prowadzisz największą żoliborską społeczność w Internecie. Na czym dokładnie polega Twoja działalność w social mediach?
„Żoliborz Moje Miasto” – jest to społeczność zebrana na kanałach social media, jak FB i Instagram, gdzie wokół Żoliborza udało mi się skupić ponad 13 tysięcy ludzi!
Cieszy mnie bardzo, że takich lokalnych patriotów i miłośników Żoliborza jest więcej, co świadczy o zainteresowaniu i popularności treści, które tam umieszczam. Staram się podtrzymywać tradycje, przypominać historię Żoliborza i przemycać trochę naszego dzielnicowego życia.
Michał: Opowiedz o innych, mniejszych projektach.
Jestem bardzo zadowolony, że udało mi się zorganizować ścianę pod mural upamiętniający Davida Bowie, że udało się wpłynąć na komercyjną markę piwa, aby na swoim reklamowym muralu nie umieszczali wielkiej butelki, poszukali bardziej atrakcyjnego, klimatycznego przekazu. Lubię mój projekt „Żoliborskich Skrzydeł” przy Merkurym. I że udało się powstrzymać budowę przeskalowanego Mostu Krasińskiego. Cieszą mnie małe rzeczy, na które miałem wpływ, jak postawienie nowych koszy czy stacji naprawczych dla rowerów, modernizacja chodników, itp. Cieszy mnie, że udało się jakkolwiek zabezpieczyć jeden z najstarszych klubów sportowych w Warszawie – Marymont, wpisując go do rejestru zabytków, tylko teraz trzeba się zająć tym miejscem. Jako ciekawostkę chciałem przytoczyć, że reaktywował się klub piłkarski RKS Marymont, nie wiem, czy wiesz, na tym stadionie grał sam Zinédine Zidane! Fajne jest też to, że udaje mi się przekonać sąsiadów do naszych pomysłów w Budżecie Partycypacyjnym, takich jak m.in. rewitalizacja Alei Wojska Polskiego.
Oczywiście wiele swoich sukcesów zawdzięczam współpracy z aktywistami ze Stowarzyszenia Miasto Jest Nasze. Gdyby nie ich wsparcie, często po prostu nie dałbym rady. Wiele ze wspomnianych tu akcji zorganizowaliśmy wspólnie, za co im serdecznie dziękuję!
Michał: Od dwóch lat jesteś radnym z ramienia Miasto Jest Nasze #Żoliborz. Skąd pomysł na kandydowanie w wyborach?
Mieszkam tutaj już od 38 lat, od zawsze, jest to dla mnie takie trochę „miasto w mieście”, bo jak zwrócisz uwagę, na Żoliborzu mamy dosłownie wszystko, co potrzebne jest nam do życia, no może oprócz domu kultury z prawdziwego zdarzenia ;) Taka nasza mała enklawa. Zawsze żyłem i interesowałem się okolicą. Często sąsiedzi zgłaszali się do mnie z różnymi prośbami, jako do społecznika, choć nie lubię tego słowa. Na swojej drodze spotkałem grupę ludzi, którym też zależało na wspólnej przestrzeni i postanowiliśmy, że spróbujemy wspólnie zyskać większy wpływ na naszą dzielnicę. Spróbowaliśmy powalczyć z wielkimi partiami i się udało. Jako niezależny kandydat, zdobyłem około pięciuset głosów, co było dla mnie bardzo miłym zaskoczeniem. W tym miejscu, na łamach GNŻ, jeszcze raz pragnę podziękować za Wasze głosy i mam nadzieję, że jesteście zadowoleni z wyboru. Pamiętajcie proszę, że przez cały czas jestem do Waszych usług, jak również dla tych wszystkich, którzy na mnie nie głosowali. Upiększajmy wspólnie nasze małe miasto Żoliborz!
Michał: Czy Twoje oczekiwania są zgodne z rzeczywistością? Jesteś w stanie realizować swoją wyborczą wizję? Co najbardziej Cię zaskoczyło?
Głównie to, że żoliborscy radni są dla siebie nad wyraz mili i uprzejmi.
To naprawdę grupa wyjątkowych ludzi o dużej kulturze osobistej.
Zaskoczyło mnie również, że jako żoliborscy radni - jesteśmy tak naprawdę bezradni. Jesteśmy bardziej „ciałem doradczym”, a to tam na górze, w miejskim i ogólnopolskim „Oku Mordoru”, są podejmowane decyzje, gdzie często naszego zdania nie bierze się pod uwagę, a nam wielokrotnie obrywa się i ponosimy konsekwencje za te odgórne decyzje. Przykładem może być m.in. reforma oświaty. Dam takie dwa przykłady. Złożyłem projekt do komisji kultury, aby skwer przy ul. Krasińskiego nazwać skwerem T.Love, od nazwy zespołu, który w swojej piosence rozpromował Żoliborz na całą Polskę. Uważam, że historia i tradycja są bardzo ważne, ale czasem warto odejść od martyrologii i nazwania ulic głównie nazwiskami generałów, księży, itp. Ku mojemu zaskoczeniu, wszyscy radni jednogłośnie zagłosowali za moim pomysłem. Niestety, na miejskiej komisji nazewnictwa zostałem wręcz obśmiany, że „co to za precedens, że zaraz się zgłoszą inne zespoły…”. Sam powiedz, czy nie fajne byłyby nazwy takie jak ulica Budki Suflera? Inny przykład, tylko z drugiej strony. Miasto przysłało nam projekt do uchwały, aby na żoliborskim kawałku Bulwarów Nadwiślanych uhonorować słynnego chirurga Zbigniewa Religę. Jednogłośnie stwierdziliśmy, że Profesor Religa zasługuje na bardziej prestiżowe miejsce, choćby rondo w okolicach szpitala. Oczywiście z naszym zdaniem nikt się nie liczył i dzisiaj mamy Bulwary imienia Zbigniewa Religi, co świadczy o tym, że mamy bardzo minimalny wpływ na otaczającą rzeczywistość. Jeszcze taka kwestia, która mnie osobiście dotyczy, bo walczę z reklamami. Jako radni, jesteśmy zupełnie bezradni jeśli chodzi o obrzydliwe pawilony przy ulicy Potockiej, które wyglądem szpecą naszą dzielnicę.
Michał: Wokół Fortu Sokolnickiego zbierają się czarne chmury. Coraz więcej osób dostrzega, że jest to miejsce dedykowane imprezom korporacyjnym, a nie działalności kulturalnej, która schodzi na dalszy plan. Jakie jest Twoje zdanie w tej sprawie?
Fort Sokolnickiego wyremontowało miasto i oddało Dzielnicy w zarządzanie. Miało być to miejsce spełniające funkcje domu kultury. Już podczas samego przetargu było dużo kontrowersji wokół tej sprawy. Cudowne miejsce, w magicznej lokalizacji Parku Żeromskiego. Niestety, miejsce, które miało być dla Mieszkańców, stało się lokacją pod wesela, plany filmowe czy wiece wyborcze, a jak jest już cokolwiek dla Mieszkańców, to kosztuje niebagatelne kwoty. My, jako Urząd, cały czas to miejsce dofinansowujemy, a jak przyszło co do czego i chcieliśmy tam zrobić Jubileusz Samorządności Żoliborza, to zaczęli nas liczyć za pojedyncze krzesła. Po prostu jakaś kpina! Już nie wspomnę, że ostatnio to miejsce już wyjątkowo się zagalopowało, bo pozwolili sobie na zamknięcie części publicznego parku Żeromskiego.
Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że żaden dom kultury nie utrzyma się z samych zajęć plastycznych i musi robić wydarzenia kulturalne, ale powinna być w tym jakaś równowaga, sprawiedliwy balans. Teraz niestety ich nie ma. Najbliższe posiedzenie komisji kultury poświęcę właśnie sprawie żoliborskiego domu kultury i postaram się coś zrobić w tej kwestii. Niestety, jeśli chodzi o Fort i ogólnie cały Park Żeromskiego, to będzie on niebawem w zarządzaniu Miasta, więc będziemy mieli jeszcze mniejszy wpływ.
Michał: Środowisko, z którego się wywodzisz, przechodzi kryzys - Jana Śpiewaka pozbawiono funkcji, więc odszedł i założył nową organizację. Czy to dla Ciebie znak kryzysu w środowisku aktywistów?
Ja bym tego nie nazywał kryzysem, uważam, że w każdej „rodzinie” są rozstania i tak też stało się tutaj. Oczywiście, ubolewam nad tym, bo Janek jest moim bliskim znajomym i prywatnie bardzo się lubimy. Jednak jako aktywiści mamy wspólny cel i wierzę, że nasze drogi wielokrotnie się jeszcze przetną. My, jako Stowarzyszenie, dalej robimy swoje.
Natomiast jeśli pytasz o środowisko aktywistów, to myślę, że wciąż jest to pewna forma „doświadczenia” na żywym organizmie, bo przed nami czegoś takiego jeszcze nie było.
Ludzie, którzy się połączyli i oddolnie chcą lepszego miasta dla nas wszystkich.
Cały czas uczymy się na swoim błędach, ale sądzę, że to jest dopiero początek działalności ruchów miejskich. Moim zdaniem w samorządach powinni zasiadać mieszkańcy, sąsiedzi, ludzie, którzy faktycznie żyją danym miejscem, a nie przypadkowi, nadani przez partię.
Odłączmy samorządy od wielkiej polityki!
Michał: Planujesz start w kolejnych wyborach z list MJN?
Michał, przyznam Ci się szczerze, że wciąż się waham. Z jednej strony, jak mówiłem powyżej, często czuję się bezradny, że jako radny nie mam żadnego większego wpływu na otaczającą nas rzeczywistość i mógłbym to wszystko robić oddolnie. Z drugiej strony, mam sąsiadów, którzy sobie żartują, że jak się poddam, to pogniewają się na mnie. Oczywiście mam też radość, że udało mi się zrobić dużo fajnych akcji dzięki interpelacjom, które złożyłem. Myślę, że moje prośby są szybciej rozpatrywane niż gdybym napisał je jako zwykły mieszkaniec. Dlatego, jeśli chcielibyście coś zmienić, zapraszam do mnie na spotkanie do Urzędu, w każdy ostatni poniedziałek miesiąca. Spróbujemy coś wspólnie zdziałać. Możecie również po prostu zadzwonić. Póki jeszcze jestem radnym, zależy mi na tym, abym był takim trochę „ziomkiem z osiedla”, który przynajmniej w małym stopniu ma wpływ na nasze sąsiedztwo.
Michał: Ponieważ jesteś ekspertem od żoliborskiej kultury, chciałbym zapytać Cię na koniec o Twoje ulubione i warte polecenia miejsca, gdzie warto bywać.
Myślę, że nie będę oryginalny, jeśli powiem, że do spędzania czasu polecam nasze wszystkie tereny zielone. Zapomniany i zaniedbany Park Kaskada, Forty Cytadeli czy naszą Riwierę Potocką. Natomiast jeśli chodzi o kulturę, to po prostu uwielbiam nasze żoliborskie kina, tj. Wisła i Elektronik. Są dalekie od współczesnych multipleksów i mają naprawdę niebanalny repertuar. Proponuję się przejść po naszych bibliotekach i czytelniach, które nabrały zupełnie innego wymiaru, szczególnie lubię tę w starej willi na ulicy Sułkowskiego. Polecam też wyjątkowe i magiczne miejsce, jakim jest „Kalinowe Serce”, nie ma wielu takich miejsc na kulturalnej mapie Żoliborza, z tak bogatym repertuarem. To jest takie miejsce, w którym można posłuchać wspaniałych koncertów, zjeść pyszne wypieki i po prostu się zapomnieć. Bardzo podoba mi się to, co robi Prochownia i Pracovnia. Uważam, że na Żoliborzu jest dużo wspaniałych miejsc, gdzie każdy znajdzie coś dla siebie. Ostatnio coraz częściej mówi się, że Żoliborz stał się bardzo „pozerski”, z czym zupełnie się nie zgadzam. Oczywiście pojawiło się trochę miejsc z przysłowiową „latte za 12 zł”, ale to przecież od nas zależy, gdzie wypijemy kawę…
Michał: Dziękuję za rozmowę!
To ja bardzo dziękuję.
Napisz komentarz
Komentarze