Mateusz Durlik: Jak długo mieszkasz na Żoliborzu?
Anna Szymańczyk: W 2007 roku przyjechałam do Warszawy i rozpoczęłam studia w Akademii Teatralnej, ale na Żoliborzu zamieszkałam dopiero w 2009 roku.
M.D. Co cię sprowadziło na Żoliborz?
A.S. Koleżanka akurat zwalniała mieszkanie. Później zorientowałam się, że ta dzielnica jest bardzo podobna do mojego rodzinnego Olsztyna. Przynajmniej wówczas taka była. Żoliborz miał wtedy w sobie coś z małego miasteczka. Przyszedł czas, że musiałam zwolnić swoje mieszkanie na gen. Zajączka i to był dla mnie trudny moment. Bardzo się bałam, że nie będę mogła tu zostać. Ostatecznie się udało. Mam tu swoje mieszkanie i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa.
Masz tu jakieś swoje ulubione miejsca?
Oczywiście. Kocham Prochownię. Znajomi się śmieją, że powinnam tam wydzierżawić jakąś działkę. Jak tylko zaczyna się sezon przychodzę tam w klapkach, z rozwichrzonym włosem i prawie w piżamie.
Masz jeszcze jakieś miejsca, w których lubisz sobie posiedzieć?
Mam, jest to moja ukochana Da Aldo. To jedno z tych miejsc, w których oczywiście możesz przyjść elegancko ubrany, ale równie dobrze zostaniesz obsłużony jeśli przyjdziesz w dresach. Bywam tam od dawna, znam już chyba każdego kelnera i jest to moje miejsce na świętowanie wszelkich premier, urodzin i innych okoliczności. Polubiłam też Havanę, która przypomina mi jeszcze inne cudowne miejsce, czyli Kulturalną przy Teatrze Dramatycznym. Uwielbiam Cafe Sady, które jest urokliwym, małym lokalem z przepysznymi śniadaniami.
A jakieś inne miejsca? Takie, które nie są restauracjami.
Wiesz, ja najbardziej lubię ławkę pod moim blokiem. (śmiech) Lubię też Park Fosa. Jest to przepiękne miejsce. Trochę dzikie. Trochę podmokłe. Ma w sobie coś bardzo dziewiczego. Bardzo lubię się też szlajać między tymi domami z Żoliborza Generalskiego. Kiedyś miałam taką zabawę, że wybierałam sobie dom, w którym najbardziej chciałabym zamieszkać. Potem się okazało, że wybrałam dom Kaliny Jędrusik. Bardzo mi się podobał. O właśnie! Jest jeszcze Kalinowe Serce! Ono jest bardzo sympatycznym miejscem z dużą misją.
A jak wyglądają twoje relacje z sąsiadami? Żoliborzanie są sympatyczni?
Akurat w moim bloku jest bardzo duża rotacja mieszkańców. Znam jedną panią, która jest mam wrażenie nestorką tego bloku. Powitała mnie bardzo miło na Żoliborzu. Oprócz niej nie znam zbyt wielu sąsiadów. Wychodzę do pracy o 6 nad ranem, wracam po 22, więc trudno jest nawiązać jakieś relacje sąsiedzkie.
Czy Żoliborz w jakikolwiek sposób cię inspiruje w twojej pracy?
Tak, ponieważ mieszka tu bardzo różna społeczność, którą łączy jedna rzecz – spokój. Inspirują mnie też mieszkające tu eleganckie panie, które bardzo lubię obserwować.
Mieszkasz tu od 2009 roku. Jak Żoliborz się zmienił na przestrzeni lat?
Zmienił się bardzo, rozwinął. Wybudowano Żoliborz Artystyczny. Trochę nad tym ubolewam. Z jednej strony wiem, że ludzie muszą gdzieś mieszkać, ale moja miłość pozostaje na tym starszym Żoliborzu. Może nie mieszkam w jakimś super wypasionym bloku, ale lubię go. Jest swojski. Jest tym, co pamiętam ze swojego dzieciństwa.
Mimo stosunkowo młodego wieku masz bogaty dorobek filmowy. Szczególnie ten ostatni zdobył rozgłos.
Mówisz o Lady Love? Myślę, że nieoceniony jest też Znachor i to on mnie wybił. Lady Love to przypieczętowała. Ten serial mimo że dotyczy branży filmów dla dorosłych, to jest o czymś zupełnie innym. Opowiada o emancypacji kobiety. Emancypacji rozumianej w dosyć specyficzny sposób. Ten serial pokazuje jak w latach 80. była kobietom narzucana ich rola społeczna.
Jaki wpływ miała na ciebie ta rola?
Na pewno miała dla mnie ogromny wpływ. Zaczęłam być zapraszana do wielu dyskusji na temat sexworkerów, intymności na planie i nie tylko. Nie jestem w tym zakresie ekspertem, ale mogę opowiedzieć o swoich doświadczeniach. Na pewno praca nad tą rolą otworzyła mi oczy na świat sexworkerów. Ten zawód istniał i będzie istniał. Ci ludzie żyją normalnym życiem. Poznałam również sexworkerki, które mają rodziny, są dobrymi matkami.
Czy przygotowując się do roli Lucyny Liss prowadziłaś konsultacje z sexworkerkami?
Poznałam pewną dominę, z którą miałam kilka zajęć, żeby się przygotować do pewnych scen. Te sceny ostatecznie nie weszły do serialu. Przygotowując się do roli Lucyny Liss na pewno nauczyłam się rozmawiać o seksualności. Czytałam biografię Jenny Jameson „Kochać się jak gwiazda porno”. To opowieść o prostej dziewczynie, która trafia do branży filmów dla dorosłych, a dziś jest jedną z potentatek tego biznesu. Wykonała bardzo podobną drogę do Lucyny Liss.
Zawsze byłem ciekawy czy wy, aktorki, nie macie kłopotu z tym, żeby tak skakać między „branżowością” danych produkcji. Przecież Znachor opowiada o czymś zupełnie innym niż Lady Love.
Właśnie to jest najciekawsze w tym zawodzie. Wiesz, miałam to szczęście, że moja rola w Znachorze jest na antypodach tego, co zaprezentowałam w Lady Love. Myślę nie tylko o nagości, ale w ogóle o konstrukcji psychicznej postaci. Bardzo mi się to podoba, że w ciągu jednego dnia gram dwie zupełnie różne rzeczy. Zdarza się, że rano jestem na planie Na dobre i na złe, gdzie gram bardzo ułożoną lekarkę, a potem wpadam do teatru i wcielam się w rolę kobiety, która wącha klej.
Która twoja rola była najtrudniejsza?
Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Mam nadzieję, że najtrudniejsza rola jest jeszcze przede mną. Kiedyś, przed premierą spektaklu, której się bardzo bałam, usłyszałam od Adama Ferencego takie zdanie: „Wiesz, ja pracuję trochę dłużej od ciebie w tym zawodzie i tak samo się boję”. Każda rola jest trudna dopóki się w niej nie zagłębisz. Nawet epizod może być bardzo trudny do zagrania.
A nagość nie jest czymś, co sprawia, że rola staje się dużo trudniejsza?
Nie, w Lady Love nad nagością przeważa ilość emocji, które mam tam do zagrania. Dlatego się zdecydowałam na tę rolę. To nie tak, że wzięła mnie ochota na ekshibicjonizm (śmiech). Wiesz, od samego początku w szkole teatralnej jesteśmy uczeni, że nasze ciało jest narzędziem, którym musimy operować. Jest to na pewno bariera, którą trzeba przeskoczyć, ale ważniejsza była złożoność psychologiczna postaci.
Jak się gra sceny erotyczne z przyjacielem? Czy Wasza znajomość prywatnie rzutuje jakoś na grę takich scen?
Lubię grać z bliskimi mi osobami bo łatwiej jest mi się z nimi skomunikować, rozumiem ich emocje, łatwiej również jest umówić się na przebieg sceny. Oczywiście sceny erotyczne z przyjaciółmi nie stają się nagle łatwiejsze, nadal generują wstyd i stres ale jest więcej miejsca na żart i poczucie humoru, które przydaje się przy graniu tych scen.
Jak na Twoją rolę w Lady Love zapatruje się Twój partner. Wiem, że jak wspomniałaś, ciało to narzędzie pracy, ale nie każdy podchodzi do tego w ten sam sposób. No i czy musisz mieć jakieś specjalne rozmowy z partnerem zanim podejmiecie decyzję o tym, czy w takim filmie wystąpisz, czy to raczej Twoja decyzja?
Mój partner pracuje również w filmie, wprawdzie po drugiej stronie kamery ale rozumie specyfikę mojego zawodu i wyzwania jakie są przede mną stawiane. Decyzje o zagraniu roli podejmuję sama ale zawsze mogę liczyć na jego wsparcie i pomoc. Przy tak trudnej roli jak w Lady Love to daje duży komfort.
Jak wspominasz współpracę z Wojciechem Smarzowskim?
Cudowne spotkanie w moim życiu. Mam nadzieję, że będzie ich więcej. Zagrałam u niego zaledwie kilka scen, ale znalezienie się w obsadzie u tego reżysera jest nobilitacją i wspaniałą przygodą. Smarzowski to bardzo wrażliwy człowiek, zamknięty w sobie, ale dający bardzo wiele bezpieczeństwa i poczucia, że wchodzi się do jego rodziny.
Czy role u Smarzowskiego są trudne?
Tak. On jest reżyserem totalnym, który obejmuje całość historii. Jego filmy są bardzo skrupulatnie montowane. Często okazuje się, że czyjaś scena została wycięta. Z drugiej strony totalnie mała postać może bardzo mocno wybrzmieć, bo jest mu potrzebna do opowiedzenia historii.
A najłatwiejsza rola?
Tu również nie potrafię odpowiedzieć, ale mogę wskazać jedną z przyjemniejszych. To Zośka w Znachorze. Dzięki tej roli odwiedziłam naprawdę piękne miejsca. Ludzie filmu mają to szczęście, że trafiają do miejsc, do których normalny człowiek nie wchodzi. Niektóre sceny z Lady Love kręciliśmy w Lubiążu czy na wieży kościelnej, czyli w miejscach, do których raczej bym nie trafiła gdyby nie serial. Jeżeli chodzi o Znachora, to były piękne miejsca z naturą. Byłam w młynie z początku XX wieku. Zośka była przyjemna również z tego powodu, że miałam wspaniałą ekipę, świetnego reżysera Michała Gazdę, wspaniałego partnera LeszkaLichotę, no i mogłam chodzić boso! (śmiech) Uwielbiam chodzić boso po trawie. Kolejną bardzo przyjemną rolę zagrałam w komedii romantycznej Nic na siłę. Tam grałam z bardzo wieloma zwierzętami. Również odwiedziłam wiele pięknych miejsc. Tym razem na Podlasiu.
W jakich nowych rolach cię zobaczymy w najbliższym czasie?
Nie wiem czy mogę o tym mówić. Jestem w trakcie rozmów do najnowszej rzeczy, prace nad nią zaczynam w wakacje. Czekam też na kolejne, nowe propozycje. Wiesz, ten zawód jest taki, że w każdej chwili może zadzwonić telefon, który odmieni twoje życie na najbliższe pół roku. Pamiętam jak odebrałam telefon z propozycją roli w Znachorze. Moje życie nabrało wtedy niesamowitego tempa – przymiarki kostiumów, czytanie scenariuszy, próby kamerowe.
Dziękuję za rozmowę.
Dziękuję i zapraszam do Teatru Dramatycznego na najnowszą sztukę w której biorę udział - Anioły w Warszawie!
Napisz komentarz
Komentarze