Na Żoliborzu odbył się eksperyment pokazujący jak zachowuje się ciało, gdy temperatura otoczenia wynosi ponad 50 stopni Celsjusza. Ochotnik zamknął się w rozgrzanym samochodzie by sprawdzić ile czasu wytrzyma w jego wnętrzu.
Środa, godzina 15:00, temperatura w cieniu wynosiła 35 stopni Celsjusza. Do rozgrzanego auta wsiadł Mateusz Durlik, prezes Stowarzyszenia Nowy Żoliborz. W pojeździe termometry wskazywały wówczas 50 stopni. – Moim celem jest wytrzymać jak najdłużej, po to by zobrazować, co dzieje się w takiej sytuacji z ciałem – mówił Mateusz Durlik.
Ochotnik podłączony był do aparatury medycznej monitorującej akcję serca. – Już po kilku minutach widzimy, że organizm próbuje się dostosować do panującej wewnątrz temperatury poprzez zmianę tętna i spadek nasycenia krwi tętniczej tlenem – mówił Damian Kowalczyk koordynator medyczny, który pełnił opiekę nad eksperymentem.
Dla mnie to był sygnał od organizmu, żeby zaprzestać eksperyment
- Efektem przegrzania w pierwszej kolejności jest obfite pocenie się, później pojawiają się zaburzenia widzenia, bóle głowy i wymioty. Kolejnym etapem jest utrata przytomności i uszkodzenia w komórkach naszego ciała. Skutkuje to niewydolnością organizmu, a w dalszej części śmiercią – tłumaczył Damian Kowalczyk.
Po dwudziestu minutach eksperyment dobiega końca. – Leje się ze mnie ciurkiem – mówił świeżo po wyjściu z pojazdu żoliborski aktywista. W końcowych pomiarach na termometrze monitorującym temperaturę w samochodzie pojawił się komunikat „error”. - Jeżeli chodzi o parametry techniczne odnotowaliśmy jedynie wzrost tętna do 140 uderzeń na minutę – wyjaśniał ratownik medyczny.
- Wydawało mi się, że wytrzymam krócej. Mój stan fizyczny pozwolił mi bym wytrzymał dłużej, jednak nie chciałem doprowadzać organizmu do skrajności. Mimo to rozbolała mnie głowa i w pewnym momencie poczułem się senny. Było mi już wszystko jedno. Pewnie gdybym zasnął to już bym się nie obudził. Dla mnie to był sygnał od organizmu, żeby zaprzestać eksperyment – podkreślał Durlik.
Najczęściej w pozostawionym samochodzie na pełnym słońcu znajdują się jednak dzieci lub zwierzęta, które najczęściej nie mają tego komfortu co ochotnik eksperymentu, który mógł w każdej chwili wyjść z nagrzanego pojazdu. Dodatkowo w całej sytuacji kluczowa jest budowa ciała i wytrzymałość organizmu. - Jestem w pełni sprawnym człowiekiem, dobrze zbudowanym, potrafię na rowerze przejechać ponad 100 km. Mimo wszystko podjąłem się tematu, żeby edukować ludzi – dodał prezes Stowarzyszenia Nowy Żoliborz.
U dzieci lub osób starszych objawy, które wystąpiły po 20 minutach eksperymentu, mogą nastąpić gwałtowniej. – Wtedy nie ma już czasu na ucieczkę z nagrzanego otoczenia. Może nastąpić utrata przytomności, a w następstwie tego dochodzi do udaru. W takich sytuacjach najgorzej radzą sobie dzieci i osoby powyżej 65 roku życia – zaznaczał czuwający ratownik medyczny.
Nie lejmy poszkodowanego zimną wodą!
Będąc świadkiem podobnego zdarzenia warto wiedzieć w jaki sposób ochłodzić poszkodowanego. Jak to zrobić? - W pierwszej kolejności musimy pamiętać by na poszkodowanego nie lać zimnych płynów, ze względu na możliwość obkurczenia naczyń krwionośnych i gruczołów potowych uniemożliwiając wydalanie potu – uczulał Damian Kowalczyk ratownik z Drużyny Ratownictwa Rowerowego. W pierwszej kolejności osobę narażoną na przegrzanie trzeba przenieś do chłodnego miejsca i wachlować lub schłodzić letnią wodą. - Dobrym sposobem jest również położenie chłodnych kompresów na wysokości tętnic szyjnych, pachwiny, tętnic i żył udowych oraz pod dołami łokciowymi i pachowymi – instruuje Kowalczyk.
By nie dochodziło do tragedii w postaci śmierci osób w nagrzanym samochodzie
W sieci możemy znaleźć wiele eksperymentów o podobnym charakterze. Pytam Mateusza Durlika dlaczego zdecydował się na taki krok. – Większość ochotników w filmach, które widziałem, przekazywało jedynie odczucia subiektywne. Ja, będąc podłączony do aparatury medycznej mogłem na swoim przykładzie pokazać co dzieje się z organizmem ludzkim w tak ekstremalnych warunkach. Kolejnym czynnikiem jest fakt, że w przekazach medialnych nadal pojawiają się informacje, że ktoś zapomniał o dzieciach przebywających w samochodzie znajdującym się na pełnym słońcu. Mając na koncie wiele społecznikowskich działań dla mnie to jest misja, w której pomaga mi Drużyna Ratownictwa Rowerowego – tłumaczył prezes Stowarzyszenia Nowy Żoliborz i dodał - Oczekuję, że to zdarzenie dotrze do jak największej ilości osób, co będzie skutkowało zwiększeniem ich świadomości.
Napisz komentarz
Komentarze