W artykule przeczytasz m.in. o:
- Frustracjach i wyzwaniach związanych z działalnością społeczną
- Roli aktywisty i społecznika w dzisiejszym społeczeństwie
- Problematyce urbanistycznej oraz dewastacji środowiska naturalnego
- Ochronie przyrody w Warszawie
- Społecznych inicjatywach na Żoliborzu i potrzebach mieszkańców
- Inspiracjach oraz społecznych relacjach wynikających z zaangażowania
Działanie społeczne: od frustracji do satysfakcji
Dziwne, że nie mam czaszki tak płaskiej jak ludziki LEGO. Działając od czasów studenckich w różnych społecznych grupach czy ruchach, mam czasem wrażenie bicia głową w mur. Kręcenia się w miejscu. Bywa jeszcze bardziej frustrująco: dwa kroki do przodu, uczucie sukcesu, satysfakcji, aż nagle masakra, cofka, backlash. Znacie to uczucie? Kiedyś mówiono o nas „działacze”. Działacz PTTK. Albo działaczka np. Towarzystwa Przyjaciół Warszawy, oddział Żoliborz czy Praga, czy klubu kobiet lub rady osiedlowej. Mówiono „społecznicy”. Trudno sobie dziś wyobrazić, że nasi dziadkowie i babcie musieli na ulicach wywalczyć coś tak oczywistego, jak wolność zakładania związków zawodowych! Autokracje i reżimy bardzo nie lubią, gdy obywatele łączą się we wspólnoty i coś „knują”. Nie jestem zachwycona modnym ostatnimi laty słowem „aktywista”. Aktywistka feministyczna, aktywistka klimatyczna itp. Kojarzy mi się z partyjnym „aktywem” oraz z ciągłym napięciem, byciem aktywnym. Kapitalizm stara się wymuszać na nas bycie non stop aktywnym. Zalogowanym. Dyspozycyjnym. Nie o to mi w zaangażowaniu społecznym chodzi.
Problemy urbanistyczne a zaangażowanie społeczne
Chciwość deweloperów, brak wiedzy u polityków prowadzą do dewastacji naszych dzielnic i miasteczek – wszystko to osoby działające na rzecz ochrony przyrody, lasów, rzek i zwierząt podkreślały. Od lat wspieram takie inicjatywy. A to zbieram podpisy, a to bywam na konferencjach czy przekazuję nowo nabytą z książek wiedzę. Z powodziami trzeba nauczyć się żyć, a rzekom oddawać wolność. Polecam Pawła Średzińskiego „Rzeki” oraz „Hydrozagadkę” Jana Mencwela. Mam samochód i jeżdżę nim, ale samochodoza i brak myślenia o bezpieczeństwie pieszych, komforcie mieszkańców czy o przyrodzie zawsze mnie przerażały. Wraz ze stowarzyszeniem „Nie tędy droga” protestowałam przeciwko budowie kolejnej drogi szybkiego ruchu przez tak cenny społecznie i przyrodniczo Mazowiecki Park Krajobrazowy. Na Żoliborzu mamy sady owocowe, kanały wodne, zabytki – jest co chronić. Jest o co walczyć. O publiczne domy opieki dla seniorów. O szeroki dostęp do darmowych zajęć sportowych i kulturalnych dla dzieci. Co dalej z Fortem Sokolnickiego? Dlaczego tam trwa remont dachu, jeśli to centrum tak niedawno było przecież remontowane? W mieście dzieje się miliard spraw, które mnie intrygują. A nowe Centrum Sztuki Współczesnej w stolicy? Jaka tam będzie kolekcja? Czy zbiory będą nabywane, czy bazujemy tylko na darach? To zasadnicza różnica. Taka instytucja, na którą idą nasze podatki, powinna chyba też wspierać artystów – czyli kupować prace, prawda? W Warszawie, mieście upiornie drogim, trudno artystom przeżyć. Do studiowania planuję niebawem wrócić, ale w akademiku już żyć nie będę. Jednak gdybym była studentką w stolicy, na pewno dołączyłabym do organizacji studenckich walczących o akademiki, służbę zdrowia, przeciwko przemocy czy totalitarnym zapędom uczelni lub władz miasta.
Społeczność i inspiracja – działanie daje energię
Działam społecznie, bo to fajne doświadczenie towarzyskie. Przez lata na manifach, podczas zbiórek czy zebrań spotkałam wspaniałe osoby. Uczniów, studentki i genialnych seniorów z imponującą wiedzą. Lubię działać regularnie, a nie tylko raz czy dwa razy w roku podczas kwest na cmentarzach czy sytuacji ekstremalnych jak powódź; choć i takie działania są wspaniałe! Działalność społeczna to odskocznia od pracy w korpo, od rodziny, inny krąg ludzi i inspiracja do bycia lepszą matką, sąsiadką (lektura książki „Sąsiedzi” Jana Tomasza Grossa daje do myślenia…) warszawianką. Nawet gdy sukcesy są małe, np. uda się zmobilizować sąsiadów do zasadzenia kwiatów na podwórku, zbudowania wiaty na rowery lub remontu szatni w dzielnicowym klubie piłkarskim – satysfakcja jest ogromna. Lekarze powtarzają – najgorsza jest samotność i brak ruchu. Społecznicy wiedzą – działając na rzecz przyrody, dzieci, zdrowia czy sztuki – na kanapie nie zwiędniesz.
Napisz komentarz
Komentarze