“Szacunek oddany klasie nauczycielskiej jest miarą oświaty narodu, bo im więcej naród jest oświecony, tym wyżej ceni tych, którzy im światło przynoszą” (Eliza Orzeszkowa)
Widmo strajku nauczycieli zbierało się już od dłuższego czasu. Zmiany (reformy, czy deformy?), które następowały w edukacji, były kompletnie nieprzygotowane (bez odpowiednich konsultacji społecznych, bez wyliczenia faktycznych kosztów i przewidzenia konsekwencji). Narzucanie niewykonalnie obszernej podstawy programowej, uczenie “do testów” i egzaminowanie “według klucza”. Kumulacja roczników. Niedoinwestowana oświata. Spadający prestiż zawodu nauczyciela. Roszczeniowa postawa wielu rodziców, coraz bardziej wulgarna młodzież... Frustracja nauczycieli sięgnęła zenitu, gdy… “znalazły się” pieniądze na krowy i świnie, a im próbowano wmówić, że ich praca to misja i powinni pracować dla idei. Misja – tak, nauczyciel, by być dobrym w zawodzie, musi mieć powołanie. Ale dla idei? Idea nie zapłaci rachunków, idei nie da się zjeść, czy się w nią ubrać. Nauczyciele, by jakoś egzystować, (bo do godnego egzystowania zbyt wiele im brakuje), zmuszeni są szukać dodatkowych zajęć. Bardzo częste jest wśród tej grupy zawodowej wypalenie zawodowe. Wielu pedagogów zamienia pracę w szkole na inną pracę lub przechodzi z państwowych do prywatnych placówek. Kto zostaje w zawodzie? Prawdziwi pasjonaci lub ci, którym nie udaje się znaleźć czegoś lepszego.
“Nauczyciel – to brzmi dumnie”. Tak kiedyś mawiano. Z drugiej strony, jak przekleństwo brzmiały słowa: “Oby ci przyszło cudze dzieci uczyć”. To jak w końcu jest? Duma, czy przekleństwo? Zaszczyt, czy poniżenie? A przecież “Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”. Oddajemy nasze dzieci na kilka godzin dziennie pod opiekę nauczycieli – najpierw w przedszkolu, później w szkole podstawowej... Dlaczego więc tak często lekceważymy ludzi, którym powierzamy nasz największy skarb?
“W nagonce publicznej obdarto nas z miłości do zawodu. Pokazano nam, że nie warto się starać, bo ludzie widzą tylko wakacje, 18 godzin pracy przy tablicy. Nie widzą tego, co w sercu. To bardzo bolesna lekcja – mówi Wirtualnej Polsce pani Mirka, nauczycielka pracująca w przedszkolu.
– W obecnej chwili czuję się przez rząd i społeczeństwo upodlona... A przecież dają mi pod opiekę to, co mają najcenniejszego w życiu – swoje dzieci – podkreśla. Nauczyciele przejrzeli na oczy. Mają pracować dla pasji i misji? Zrodził się wewnętrzny bunt i może się to po strajku zmienić” – czytamy w jednym z licznych artykułów w Internecie.
Nie chcę nikomu wmawiać, że wszyscy nauczyciele to anioły. Zbyt wielu różnych spotkałam w życiu. Mam dziecko “z problemami”, a co za tym idzie – jego szkolna kariera usłana była wybojami. Tymi wybojami byli nie tylko koledzy i ich rodzice, ale również – niestety – niektórzy nauczyciele. Byli i tacy, którzy chcieli pomóc, szukali rozwiązań. Inni zaś szukali w nim i we mnie “samego zła” albo wręcz chcieli “pozbyć się problemu”. Zmieniałam synowi szkoły, szukałam takich, w których kadra chce rozwiązywać problemy, a nie się ich pozbywać. Rozmawiałam z wieloma pedagogami, szukałam wsparcia, proponowałam rozwiązania, które w wielu sytuacjach działały. Jedni słuchali, dopytywali, czy idą w dobrą stronę, inni uznawali mnie za “zbyt mądrą”, a przecież to oni “wiedzą lepiej”. Nie twierdzę, że wszystkie rozumy zjadłam, ale długo siedziałam w temacie, więc faktycznie wiedzy mam sporo. Uczyłam się od specjalistów. I chciałam się tymi sprawdzonymi metodami dzielić.
Niektórzy twierdzą, że nauczyciele są zgorzkniali i wypaleni, bo za mało im płacą. Ale niska płaca nie czyni złośliwym czy niekompetentnym. Z pewnością jednak trzeba przyznać, że troska o potrzeby materialne swojej rodziny może przyprawić o bóle głowy i zamartwianie się.
Chciałabym jednak, abyśmy pamiętali i szanowali tych dobrych, wartościowych nauczycieli, którzy pracują z pasją i rozumieją dzieciaki. Każdy z nas w swojej szkolnej karierze, czy w karierze swojego dziecka, spotkał zaangażowanych, wartościowych nauczycieli, wychowawców, czy ogólnie – pedagogów.
W mojej pamięci zawsze pozostanie moja wychowawczyni, a zarazem nauczycielka języka polskiego z podstawówki. Przemiła, dowcipna. Mimo niskiego wzrostu (w 7 i 8 klasie wszyscy byliśmy od niej wyżsi) potrafiła utrzymać w karbach każdą klasę. Wzbudzała szacunek, była dla nas autorytetem. A jednocześnie nie znam osoby, która by jej nie lubiła. Miała wielki dar pozytywnego oddziaływania pedagogicznego. W czasach, gdy w szkołach nie było psychologa, ona była prekursorką i znakomicie pełniła tę rolę. Miała w szkole swój mały pokoik, do którego można było wpaść i pogadać. Karmiła nas twarożkiem, który sama robiła, wsłuchiwała się w nasze problemy i naprowadzała na rozwiązania.
Drugi wychowawca, który… można powiedzieć, że uratował mojego syna, trafił się w szkolnej karierze na etapie gimnazjum. Wspaniałe wyczucie, rzeczywiste bycie z młodzieżą. Niesamowita intuicja pedagogiczna i znajomość psychiki młodzieży. W kryzysowych sytuacjach można było do niego zadzwonić o każdej porze. Zależało mu na dzieciakach, stał za nimi murem i całym sercem pomagał.
Macie podobne wspomnienia? Warto je pielęgnować i dać takim pedagogom informację zwrotną. Docenić, powiedzieć im o tym. To takie proste, a jak bardzo podbuduje samoocenę tych wspaniałych ludzi.
I jeszcze na koniec wróćmy do sytuacji strajkowej. Strajk daje się we znaki nie tylko nauczycielom, ale i rodzicom. Można w różnych miejscach o tym usłyszeć lub przeczytać. Na przykład: “Generalnie, to popieram strajk nauczycieli, ale ja już nerwowo tego nie wytrzymuję! Chcę mieć w domu spokój, a nie wieczne awantury i przepychanki. Nie mam siły ciągle wynajdywać jakieś zajęcia albo gonić od komputera. Gdyby chodził do szkoły, to by miał zajęcie jakieś. A tak, to się niczego nie uczy. Mam ochotę zadzwonić na pogotowie i niech syna umieszczą na jakimś oddziale psychiatrycznym, bo jak on tam nie trafi, to zapewne niebawem ja tam trafię”.
To ciekawy przykład. Mamy w domu, w znanym środowisku małego czy większego człowieka, którego znamy całe jego życie. Można fajnie spędzić czas, pobyć razem, poznać się lepiej, pogadać, porobić coś wspólnie. Mamy 1, 2, 3.. własnych dzieci i “nie dajemy rady”. A nauczyciel ma całą grupę, którą zna stosunkowo krótko. Ze względu na nieustanną gonitwę z programem nie ma czasu na indywidualne podejście do każdego ucznia. Dodatkowo grupa, jak to grupa, nakręca się niczym bączek... Nauczyciel w jednostce lekcyjnej ma za zadanie przekazać odpowiedni materiał, sprawdzić wiedzę i uczyć współistnienia w grupie. Spróbujcie sami, choćby na małej grupce, wcielić się w rolę nauczyciela. Jeden kopie w kaloryfer, drugi rzuca karteczkami, trzeci przeklina, czwarty płacze, bo ktoś go dotknął, kolejni się kłócą o coś. Wszystko jednocześnie. Trzeba mieć nie tylko wiedzę, ale i praktykę opartą na intuicji pedagogicznej. Do rozwiązań tych różnych sytuacji trzeba umieć zastosować odpowiednią metodę, technikę, odpowiednio dobraną do danej sytuacji, do danej grupy. Nie ma “złotego wzorca” dla wszystkich. Doceńmy więc tych, którzy w takich warunkach są dobrymi pedagogami i nauczycielami.
Zastanówmy się też, czy w czasie strajku faktycznie dzieci niczego się nie uczą? Spotkałam w Internecie świetną odpowiedź na to pytanie:
“Nauczyciele uczą także w czasie strajku:
• demokracji
• szacunku do pracy
• sprawiedliwości społecznej
• żelaznej konsekwencji
• determinacji
• komunikacji bez przemocy”.
Czy to faktycznie “nic”?
PS. W chwili oddawania korekty tego artykułu dowiedziałam się, że ogłoszono zawieszenie strajku do września. Miejmy nadzieję, że przez wakacje uda się osiągnąć sensowne porozumienie z korzyścią dla uczniów, nauczycieli i całej kadry szkolnej. Że nie będzie to czas zaprzepaszczony, jak poprzednie (przedstrajkowe) miesiące.
Napisz komentarz
Komentarze