To miał być jesienny wpis o ciepłym obiedzie, jednak jako fanka lodowych deserów, nieskrępowana mało letnią aurą, postanowiłam raz jeszcze właśnie o lodach, ale nie tylko…
W piątkowy wieczór, spacerując z przyjaciółką po Żoliborzu, zaciągnęłam ją do Thaisty przy pl. Wilsona. Już od dłuższego czasu miałam ochotę na spróbowanie zachęcająco wyglądających lodów, wystawionych w samym wejściu do niedużej knajpki.
W rzeczy samej, lodami się zainteresowałyśmy, ale zapachy sprowokowały nas do zamówienia czegoś na początek. Wybór padł na klasyka tajskiej kuchni – pad thai. Jedno z kurczakiem, drugie z krewetkami, fura pysznego, smażonego makaronu, całość delikatnie ostra, doskonale słodka i akurat kwaśna, wszystkie smaki wyważone, a aromat nieziemski. Proces gotowania jest widoczny z otwartej kuchni, co pobudza zmysły. Dania podane są bardzo apetycznie. Czas oczekiwania jest w sam raz, jednak okraszony mało dyskretnym zachowaniem kelnerek, które stoją i szepczą między sobą, sprawiając wrażenie, że zaglądają nam w talerze lub wyczekują naszego wyjścia.
Celem naszej wizyty nie była jednak degustacja dań z głównego menu, choć z pewnością wrócimy spróbować kilku kolejnych, lecz lody, lody i jeszcze raz lody.
Lody robione są przez właścicieli własnoręcznie, są wyrobem naturalnym, podawanym w wafelkach słodkich lub bezcukrowych. Smaków do wyboru jest niewiele, ale po co nam ilość, ważna jest przecież jakość. Te, których spróbowałyśmy, dzielą się na dobre, pyszne i wybitne. Dobry arbuz z miętą, pyszne mango lassi, wybitny solony karmel, pomarańcza i czekolada. O tym ostatnim słów kilka, gdyż nigdy czekoladowych nie wybieram, jeśli mam do wyboru owoce. Tym razem jednak kolor skusił mnie do degustacji i nie żałuję. Miałam wrażenie, że jem najpyszniejsze brownie w życiu, aromatyczne, gęste i wytrawne. Mogłabym zjeść całe wiadro tych lodów, gdyby nie wcześniej skonsumowany pad thai.
Przedłużamy lato i idziemy koniecznie na najlepsze, odkryte przeze mnie w tym sezonie lody do Thaisty Stary Żoliborz. Mam to szczęście, że mam tak blisko i pewnie to nie była moja ostatnia wizyta i ostatnia relacja.
Napisz komentarz
Komentarze