W tym artykule przeczytasz o:
- pożarze w mieszkaniu na Sadach Żoliborskich
- interwencji straży miejskiej
- uratowaniu śpiącego i nieświadomego zagrożenia mężczyzny
Wczesnym popołudniem 13 czerwca żoliborscy strażnicy miejscy kontrolowali podwórka przy ulicy Sady Żoliborskie. W pewnym momencie podszedł do nich zaniepokojony mężczyzna i wskazał na jedno z okien. Z mieszkania na pierwszym piętrze wydobywał się dym. Funkcjonariusze natychmiast podjęli interwencję i udali się do lokalu.
Pod drzwiami wyraźnie czuć było zapach spalenizny. Mimo pukania i nawoływania nikt nie otwierał drzwi. Strażnicy telefonicznie wezwali straż pożarną, a w międzyczasie w dalszym ciągu szukali możliwości dostania się do mieszkania, spod drzwi którego wydobywał się coraz gęstszy dym. Gdy szykowali się już do wejścia przez lekko uchylone okno, usłyszeli krzyk nadchodzącej ulicą kobiety. Okazało się, że była to właścicielka mieszkania, która poinformowała, że wewnątrz lokalu jest jej mąż.
Funkcjonariusze polecili właścicielce mieszkania, by otworzyła drzwi wejściowe i odsunęła się na bok. Z mieszkania buchnęły kłęby dymu, a wewnątrz niemal nic nie było widać. Nikt nie odpowiadał też na nawoływania strażników. Funkcjonariusze weszli do środka. Na palniku w kuchni intensywnie palił się duży garnek. Strażnicy odcięli dopływ gazu, ugasili pożar i otworzyli okna. Dopiero wtedy na łóżku w pokoju dostrzegli śpiącego człowieka. Obudzony przez strażników i przestraszoną żonę mężczyzna nie wiedział, co się dzieje i nie był w stanie samodzielnie opuścić mieszkania. Funkcjonariusze wyprowadzili go na zewnątrz. Mężczyzna na świeżym powietrzu poczuł się nieco lepiej. Strażnicy przekazali go w ręce ratowników z wezwanej karetki pogotowia. Oddymianiem mieszkania zajęli się przybyli w miedzyszasie na miejsce strażacy.
Napisz komentarz
Komentarze