A potem z dużym prawdopodobieństwem dowiem się też o co najmniej kilku „dietach”, które ta podopieczna już stosowała - a które nie przyniosły oczekiwanych skutków. Staram się wtedy zachować spokój, chociaż mam ochotę potrząsnąć taką osobą i wrzasnąć: DZIEWCZYNO! DIETY-CUD TO ZŁO!
Przekazy kulturowe wmawiają nam, że istnieją tylko dwa sposoby odżywiania: albo nieumiarkowane i niezdrowe „opychanie się”, albo - dieta, czyli głodówka i ciągły deficyt kaloryczny. Większość „diet-cud”, z którymi się zetknęłam, polega właśnie na odmawianiu organizmowi potrzebnych składników i przez to „zmuszenie go” do sięgnięcia do własnych zapasów. Ale zastanówcie się: jak długo można tak zmuszać, zanim organizm nie powie STOP?
Długotrwałe praktykowanie deficytu kalorycznego działa wyniszczająco. Nie mówię tu tylko o tzw. „efekcie jojo” - przybranie na wadze po głodówce to zwykle po prostu skutek uzupełnienia w organizmie wody. Ale deprywacja kluczowych składników może prowadzić do problemów ze snem i koncentracją, rozregulowania metabolizmu, a nawet chorób autoimmunologicznych: mam podopieczną, która przez lata „katowała się” dietami, i u której niedawno zdiagnozowano chorobę Hashimoto. Przypadek? ....
Reszta tekstu do przeczytania na blogu, link poniżej
Napisz komentarz
Komentarze