Agata Passent: Wraz z innymi aktywnymi społecznie osobami mieszkającymi w naszej dzielnicy zarejestrowaliście komitet mieszkanek i mieszkańców Żoliborza. Żoliborz to niewielka dzielnica, ale dla ciebie ogromnie ważna. Od ilu lat ją znasz?
Danuta Kuroń: Urodziłam się na Żoliborzu. Jestem trzecią generacją, tej powstałej po wielkiej wojnie dzielnicy, moje wnuki piątą. Wychowałam się na III Kolonii WSM w sąsiedztwie osób, które stanowiły wzorzec dla kilku pokoleń. Myślę tu chociażby o naszych najbliższych sąsiadach prof. Marii Ossowskiej, prof. Stanisławie Ossowskim czy pani Zofii Topińskiej. Są uosobieniem najlepszych społecznikowskich i obywatelskich tradycji i z radością patrzę na młodych, dla których te dawne wartości ciągle coś znaczą.
Agata Passent: Co zmieniło się na Żoliborzu w ostatnich latach na lepiej? Które zmiany Ciebie cieszą.
Danuta Kuroń: Cieszy mnie dbałość o zieleń. Park Fosa i stoki Cytadeli to jedne z najlepiej utrzymanych terenów zielonych w Warszawie, podobnie jak Park Żeromskiego. Dba o to Zarząd Zieleni. Kolejna niezwykła przestrzeń to Sady Żoliborskie, Owocowe Sady – kwitnące wiosną i owocujące jesienią. Ten Park zawdzięczamy mieszkańcom osiedla, społeczniczkom takim jak Maria Janiak, którzy uchronili owocowe drzewa przed wycinką. W tym roku, po kilku latach starań, udało się im wpisać uruchomienie istniejącego tam systemu retencji w projekt obywatelski.
AP: Owszem, ale Park Kaskada…
DK: No, masz rację. Żoliborz ma siedem parków, niektóre wymagają jeszcze dużo pracy. Kaskada do zadanie na przyszłość, podobnie jak skwer Kaliny i Ptasi Zakątek na Nowym Żoliborzu czy inne tereny zielone, które mieszkańcy tej części dzielnicy usiłują uchronić przed zabudową.
Zieleń coraz lepiej zaopiekowana. Ale od czasu dużych protestów związanych z Placem Wilsona minęło sporo czasu, a nasze place są wciąż bardziej skrzyżowaniami lub węzłami komunikacyjnymi. Nic się tu nie zmienia.
Myślę, że problem tkwi m.in. w ustroju Warszawy. Warto przypomnieć sobie wysiłki Andrzeja Wielowieyskiego, jednego z ojców założycieli III Rzeczpospolitej, na rzecz metropolizacji i decentralizacji Warszawy. Przeglądałam ostatnio jego biografię „Losowi na przekór”. Jest tam rozdział poświęcony samorządowi Warszawy w którym zwraca uwagę na to, że gmina, czyli podstawowa jednostka terytorialna, nie może liczyć dwóch milionów mieszkańców. Warszawa ma ustrój, który prezydentowi znacząco utrudnia zarządzanie, a dzielnice pozbawia samorządności.
Zbliżają się wybory samorządowe, mam wrażenie, że dla wielu z nas to będzie to bardziej plebiscyt na popularność poszczególnych osób kandydujących na prezydenta niż szansa na wybranie kogoś, kto będzie autentycznie decyzyjny dla dzielnicy, kto będzie reprezentował realne problemy mieszkańców. Trochę to wina samego ustroju, ale może też poziomu lekcji WOS. Sama musiałam sprawdzić sobie przed tymi wyborami, ile jest osób w Radzie Warszawy.
Nasze życie codzienne, poza pracą czy studiami, toczy się w dzielnicy, jeśli mamy małe dzieci, czy jakąś niesprawność, to głównie na osiedlach. Jakość naszego życia zależy od sposobu w jakim prowadzone jest przedszkole, szkoła, przychodnia zdrowia, dom kultury i jego agendy, zakup książek dla bibliotek, urządzenie placów zabaw i przestrzeni potrzebnej do uprawiania różnych form aktywności ruchowej czy skwerki z ławkami. A także od polityki lokalowej umożliwiającej istnienie wszystkich tych niszowych instytucji kultury takich jakkawiarnie, galerie, pracownie ceramiczne czy księgarnie. W tych sprawach chcemy mieć prawo do podejmowania decyzji, bo od nich zależy cała ta przestrzeń wspólna tworząca żywą tkankę dzielnicy w której budują się bezpieczne relacje.
Jak to nic od nas nie zależy? Miasto regularnie informuje, wręcz chwali się licznymi konsultacjami z mieszkańcami. A to w sprawie strefy czystego powietrza, a to remontu ulicy Przasnyskiej. Informacje o zaproszeniach na konsultacje z mieszkańcami są naprawdę widoczne.
Tak, istnieją liczne procedury, między innymi dość kosztowny sposób przeprowadzania konsultacji społecznych. Cóż z tego, gdy wyniki konsultacji są tak sformatowane, że nic z nich nie wynika, a wypowiedzi mieszkańców przepadają w załącznikach, których nikt nie czyta.
Wiem, że byłaś zaangażowana nie tylko w to, by działalność kulturalna Kawiarni Prochownia została przywrócona, ale przecież od początku, przy samym remoncie tego miejsca byliście zaangażowani jako mieszkańcy. Żoliborz ma nieco inną koncepcję na kulturę niż jedno wielkie centrum kultury.
Żoliborz leży w centrum miasta i jest dobrze skomunikowany z wielkimi instytucjami kultury. Do Filharmonii, muzeów, teatrów mamy łatwy dostęp. To, czego potrzebujemy w każdym żoliborskim osiedlu, to przestrzenie powstałe w wyniku indywidualnych działań twórczych, których modelowym przykładem była stworzona przez Mariannę Zjawińskąkawiarnia Prochownia. Taką przestrzenią mógł stać się Pawilon kulturalny na Sadach Żoliborskich, że nie wspomnę o MAL-u na Marii Kazimiery czy CLŻ na Rydygiera. Każde z tych miejsc miało indywidualne oblicze, tak jak indywidualne oblicze ma każde osiedle i każda dzielnica.
Fort Sokolnickiego to odrębny temat. Przede wszystkim trzeba przywrócić mu poziom – 1 i otworzyć na park. W zeszłym roku rozmawialiśmy z Zarządem Mienia o tym, że trzeba wnioskować o pieniądze na odkopanie fosy i prace związane z usunięciem wilgoci i zagrzybienia. Fort, obie Prochownie, Park Żeromskiego, działobitnie i Cytadela to historyczna przestrzeń, symbol zwycięstwa życia nad śmiercią. Teraz powinny stać się przestrzenią, która łączy Stary Żoliborz z Nowym Żoliborzem. Były kiedyś takie plany. Idąca od Cytadeli Aleja Wojska Polskiego zwieńczona być miała Placem Grunwaldzkim łączącym Stary Żoliborz z Nowym. Placu Grunwaldzkiego nie ma, powstają natomiast jakieś plany zabudowy.
Każdy skrawek niezabudowanej zieleni to skarb. Po pandemii jeszcze bardziej doceniamy wolny dostęp do przyrody. A dzieci akurat rodzi się rekordowo mało, miejsca w przedszkolach są. Z jednej strony to dobrze, że powstają nowe mieszkania na terenach dawnych zakładów- przy Rydygiera, Powązkowskiej, Elbląskiej. Żoliborz został bardzo podzielony przez torowisko i jezdnie ul. Ks. J. Popiełuszki. Czy jest coś, co nas łączy?
Wisła! Żoliborz leży nad Wisłą, jesteśmy jej depozytariuszami, czujemy się odpowiedzialni za wolny dostęp mieszkańców Warszawy do brzegu rzeki. To miejsce dla wodniaków, kajakarzy, plażowiczów, dla wszystkich których nie stać na wyjazd na wakacje gdzieś dalej. Nie możemy dopuścić do zabudowy nabrzeża, do komercjalizacji tej przestrzeni.
Jednak martwię się czy miasto przesadnie nie pomaga deweloperom. Interesy partyjne nie zawsze idą w parze z interesami mieszkańców Żoliborza.
Radni przynależą do partii i obowiązuje ich dyscyplina partyjna, dlatego postanowiliśmy zorganizować się jako mieszkańcy.
No dobrze, ale mamy całkiem mocne organizacje NGO w mieście. One nie są bliżej mieszkańców?
W Radzie Żoliborza silne jest Miasto jest Nasze. To jest organizacja ekspercka, osoby do niej należące mają naprawdę dużą wiedzę i tą wiedzą powinni służyć Radzie Dzielnicy, a nie w niej być. Partie walczące o elektorat i wielkie organizacje walczące o donatorów wnoszą rywalizację na sesje rady. Rada Dzielnicy nie musi być przestrzenią walki, bo to nie w dzielnicy zapadają kluczowe decyzje tylko na sesjach Rady Warszawy. Dzielnica te decyzje gorzej lub lepiej wciela w życie. Gorzej, jeśli radni walczą ze sobą, lepiej, jeśli ze sobą współdziałają. Dlatego postanowiliśmy iść do wyborów jako mieszkańcy i prosić sąsiadów o głos.
Z czego KWW ŻOLIBORZ MA GŁOS sfinansuje kampanię oraz lokal gdzie będziecie się spotykać z mieszkańcami?
Wolno nam przyjmować darowizny od osób fizycznych na konto komitetu. Kodeks wyborczy reguluje to tak, że Komitet Wyborczy Wyborców, czyli komitet nie partii i nie organizacji, mając 29 kandydatów można na kampanię wydać 46 777,00 zł. Żoliborz ma trochę powyżej 40 tysięcy wyborców. Jeśli co ósmy z nas wpłaci na konto KWW ŻOLIBORZ MA GŁOS 100 zł., to zbierzemy potrzebną nam kwotę. Mamy już Regon, czekamy na NIP, wtedy założymy konto w banku, wpłacimy darowizny i będziemy mogli podjąć „czynności wyborcze”. Wynająć lokal, opłacić cesję domeny. Bez domeny nie możemy uruchomić strony internetowej i adresów e-mail. Mamy natomiast profil na Fb o nazwie Żoliborz ma głos.
Wiesz, a ja od kilku lat słyszę uwagi, iż “strona społeczna jest źle zorganizowana”.Popatrz na sytuację na Mokotowie. Mam wrażenie, że narzekanie wokół dróg rowerowych, przejść dla pieszych, miejsc do parkowania dla mieszkańców, tragicznej organizacji ruchu wokół budowy linii tramwajowych słyszę od dawna, a efektów nie ma. Daleka jestem od malkontenctwa, ale…
Zobaczysz, Agata. Zrobimy to. Żoliborz jest małą dzielnicą. Mimo, iż nie dostaniemy bezpłatnego czasu antenowego jak partie i organizacje, mamy szanse dotrzeć do ludzi. Znajdziemy sposób. Rozmawiamy z ludźmi i wiemy, że dla wielu osób mieszkających na Żoliborzu oczywiste jest, że nie ma na co czekać. Że odpowiedzią na brak reakcji Rady i Zarządu Dzielnicy na nasze skargi, wnioski, petycje, pisma, listy otwarte oraz opinie wyrażone w konsultacjach społecznych musi być ruch, który polega na powołaniu do życia komitetu wyborczego, który jest głosem nie partii, nie organizacji, tylko mieszkanek i mieszkańców Żoliborza. Zbudujmy wspólnotę sąsiedzką.
Dziękuję za rozmowę
Napisz komentarz
Komentarze