Bez powiewającego na wietrze rozchylonego bokserskiego szlafroka z logiem złotego smoka czy lwa, bez bombastycznej muzyki, wiwatu tłumów, ale jednak jakby z ukrycia, z bocznego wejścia, pewnym krokiem wyłonił się on- nasz prezydent, miłościwie panujący nam na Żoliborzu i na tej ziemi warszawskiej - Rafał Trzaskowski.
Jeszcze do niedawna, przez 25 godzin na dobę, oblewany brunatnymi pomyjami przez suto opłacanych trolli kurwizji, teraz w erze “19:30”powinien już być pełen optymizmu, wiary w miasto, obywateli, demokrację. Tymczasem owszem, pierwsze wrażenie ze spotkania z mieszkańcami, które sztab prezydenta zorganizował w pięknej, nowej szkole podstawowej przy ul.Anny German było pozytywne. Nowe szkoły, nowe żłobki i przedszkola , to podstawowa obietnica Platformy w mieście i to się dzieje. Dobrym pomysłem, który na pewno ucieszył deweloperów, którzy zabudowali dawne zakłady wokół Rydygiera i Elbląskiej i pomógł dotrzeć do młodych mieszkańców, a to ci rokują podatkowo i dzietnością, był adres spotkania. Nie na Starym Żoliborzu, gdzie straszy nieszczęśliwie rewitalizowana ul. Śmiała (płyty chodnikowe pękają) lub zapomniany placyk zabaw wieńczący Al. Wojska Polskiego tylko w kolebce NOWEGO: blisko tzw. “Zatrasia” oraz “Żoliborza Artystycznego”. Nie wiem w czym upychanie jak nawiększej liczby bloków kosztem zieleni i przestrzeni wspólnych jest “artystyczne”, ale wystarczy marketingowo nazwać coś imienieniem Kaliny Jędrusik i już można tworzyć deweloperskie legendy.
Cykl spotkań prezydenta z mieszkańcami jest skutecznie promowany, a i prezydent ma swoich wielbicieli, więc frekwencja dopisała. Choć prezydent przywiózł widoczną opaleniznę ze szczytu klimatycznego w Dubaju i wyglądał atrakcyjnie w stylówie “casual yet elegant”, to biło od niego znużenie.
Już tłumaczę. Spotkania odbywają się w formule serii pytań od obywateli i odpowiedzi przy czym za plecami siedział krąg smutnych rycerzy i rycerek nieokrągłego stołu. Za plecami szefa siedzieli radni i wiceprezydenci, a wszyscy jak mumie, jak scenografia i jeden tylko radny czynił notatki i twarz jego emanowała liczbą przeczytanych książek oraz zainteresowaniem tematami. Może wszyscy zbyt mocno poprzedniej nocy wirowali w karnawale, a może to już lata urzędniczej grantozy, walki z imposybilizmem lub, I taka jest ewentualność, “szorstka przyjaźń” z Trzaskowskim, malowały się na tych twarzach? Nie czułam, że prezydent to kapitan, który w szatni jest po takich spotkaniach podrzucany, ale cóż, może mylił mnie wzrok, bom okularnica.
Szybko okazało się, że my, zebrani mieszkańcy, w naszym klubie na spotkaniu mamy dużo transferów z adresów zupełnie nieżoliborskich, w tym starych wyjadaczy lobby samochodowego przybyłych może z Sieradza czy Tarchomina - panowie pytali się o emisję spalin I “zakaz aut w Warszawie” a na kartkach pytania mieli gotowe, zapewne jakieś fundacje z licznych Willi Plus, koncernów paliwowych czy motoryzacyjnych podesłały im szablony. Prezydent jest gorącym orędownikiem Zielonego Ładu a strefę czystego powietrza widziałby wielką, a nie taki orzeszek jaki pozostał pod wpływem lobby samochodowego. Chłopców z konfy udających mieszkańców Żola prezydent rozbroił zatem szybko merytorycznymi odpowiedziami i demaskacją: “są już panowie na kolejnym takim spotkaniu, strefa nie obejmuje Żoliborza”…
Natomiast gdy pojawiły się realne probemy werbalizowane przez mieszkańców, to miałam wrażenie, iż Trzaskowski zamienia się w stary adapter - gramofon marki Daniel, antyczne urządzenie bodajże firmy Unitra, który gra wciąż tę samą zdartą płytę. A na niej utwory:
- “Państwo dobrze wiecie, że w ostatnich latach miasto zostało okradzione”,
- “Drodzy państwo, no co ja mogę powiedzieć, przypomnę, iż rząd zabrał samorządom miliardy”.
Refren powtarzany był po wielokroć. Generalnie my wiemy, że praca prezydenta miasta to koszmar, znój, mordęga, a na koniec czeka Duda lub Hołownia i człowiek chwili nie ma, by położyć się z dobrą powieścią czy polecieć na Newport Jazz Festival. No, ale suweren wybrał, więc misję należy wypełniać conajmniej z zapałem Sokratesa Starynkiewicza, który dał nam wodciągi, Filtry, higienę, zieleń… A tu przeszkadzają mieszkańcy i ciągle jojczą, a ci “lewacy” to już w ogóle histeryzyją. A to remont Przasnyskiej, odcinka krótszego niż moja pończocha, ciągnie się za długo. A to szumnie zwane “Placem Grunwaldzkim” skrzyżowanie wszyskiego ze wszystkim z pawilonem pośrodku straszy brzydotą, a mogło by być terenem zielonym. Mogło, ale “może miasto sprzeda, bo kasa, kasa, kasa”. To samo z tzw. “skwerem Kaliny”, gdzie kwitnie przyroda i spontaniczna zabawa dzieci I rodziców - no, nie wiadomo, może zostanie, a może się sprzeda, bo rząd okradł nas na miliardy. Zasmuciło mnie, że platforma nie wyciągnęła żadnej nauki z pandemii. Czy prezydent nie pamięta jak zamknięto lasy? Jak okazało się, że każdy parczek, ogródek ROD , dostęp do świeżego powietrza, dzikość Wisły dosłownie ratują płuca i psychikę? Naprawdę miasta nie stać na to, by stawiać opór chciwym deweloperom?
Pojawiło się sporo bardzo ciekawych spraw. Jeden pan pytał o porty w mieście. Czy będą jakieś poza Czerniakowem i 19. Dzielnicą. Inny o los budowy środowiskowego domu pomocy. To bardzo potrzebna u nas inwestycja na rzecz osób z niepełnosprawnościami, a problemem jest… rzeczka Rudawka. Tu konflikt między miastem a MPWiK: niewiadomo do kogo rzeczka należy. Czy niepełnosprawni mają “biegać” od jednego do drugiego urzędu? MPWiK to instytucja, w którą zanurkować powinien Marian Banaś, a następnie nie wynurzać się przez parę lat. Tymczasem sprawa wody, cieków, ścieków i hydrologii powinna być strategicznym numerem jeden dla władz i radnych, bo od dekad jesteśmy w stanie suszy, a pandemia i wojna pokazały, że zagrożenia chemiczne są zawsze na propsach. Na pewno Rafał Trzaskowski jako człowiek inteligentny, obyty, rozwijający swą wiedzę posiada talent odpowiadania na każde pytanie tak, aby pytający miał wrażenie, że nie jest odprawiany z kwitkiem. Ale widać zmęczenie nami, dla których miasto to nie tylko biznes, to nie tylko przestrzeń dla zamożnych, których stać na czynsze, a zakupy robią w przerażająco zgentryfikowanych Koszykach.
Należę do tych jojczących mieszkanek, które widzą kwitek z którym bywamy odprawiani przez dekady rządów Platformy. Na tej eleganckiej obłej kuli jaką toczy przed nami, mająca nieomalże monopol na Żoliborzu Platforma są poważne obtłuczenia, zniszczenia, miejscami wdziera się rdza. Owszem, obywatele mają szansę składać petycje, pisać zażalenia, brać udział w konsultacjach. Na te właśnie konsultacje prezydent niejako “skarży się” mówiąc , że one właśnie blokują inwestycje czy spowalniają ich tempo. Okej, ale po wysłuchaniu, miasto i tak robi bardzo często po swojemu. Bazarków coraz mniej, betonozy więcej, mieszkania kosmicznie drogie. Działania społeczne, na rzecz wyrównywania rosnącej przepaści między prekariatem a bogaczami, na rzecz zieleni , na rzecz tego, by place były placami, pozostają bez echa. I na podstawowe pytanie: jaka jest wizja Żoliborza wg Platformy za lat pięć, czy sto - nie układała mi się tu żadna odpowiedź? Czy to tylko grunty, nieruchomości, inwestycje w komunikację? A co z napięciami społecznymi związanymi z migracją buzujące w przedszkolach, szkołach, biurach i tramwaju? Myślę, że prezydent wie, że i tak ma wygraną w kieszeni, więc na entuzjazm i innowację energii nie marnuje.
Na koniec dwie sytuacje z innych dzielnic. Idę przez Park Praski na przystanek. Zaczepia mnie starsza pani:
- “widzi pani tych pijanych Ukraińców? Narkomanów? Są ich tu dzisiątki, codziennie. Odesłać ich na wojnę, a nie mnie tu straszą!”.
I druga sytuacja. Mijam Teatr ROMA. Patrzę - wielkie rusztowanie na budynku. Obok facet w pomarańczowym kombinezonie, chyba wywozi odpady, bo śmieciarka stoi na środku jezdni. Podchodzę do dżentelmena:
- “Proszę pana, to teatr Roma jest teraz w remoncie? Nie wiedziałam, rok temu byłam i…”. “A ja nie wiem. Może tak. Wszystko dla tych Ukraińców wyremontują”.
Napięcia społeczne i klasowe w mieście buzują. Wychodzę ze szkoły przy ul.Anny German. To fajnie, że jest i że jest ładna. Ale czy nie czas zmienić strategię? Burmistrz Bielan właśnie informował o totalnej zapaści demograficznej. Są setki wolnych miejsc w przedszkolach. Szkoda, że PiS nie ma w stolicy poważnego kandydata. Dobrze, że Lewica, choć słabiutka, wystawia swojego kandytata. Dobrze, że przed wyborami tworzą się nowe komitety. Prezydent Trzaskowski i jego drużyna potrzebują nieco adrenaliny, bo czuć marazm, a paliwo “odsuńmy pis” oraz “poczekajmy na KPO” wyczerpało się.
Napisz komentarz
Komentarze