Nie wyobrażam sobie, żeby współistniejące z nami w mieście szczury, kaczki czy, ostatnio coraz częściej, dziki musiały płacić komuś, żeby ten policzył ile, że tak powiem, “w życiu przeszły”. Tymczasem wystarczy przejść się z psem po Parku Cytadela, pobiegać wokół żałosnego kikuta zwanego “kaskadą” w Parku Kaskada lub spojrzeć na wyświetlacze smartwatchy pasażerów metra i widzimy, że każdy sobie coś mierzy- a to ciśnienie, a to tętno, a to ile kroków zrobił. Postanowiłam na łamach tutejszych wracać wspomnieniami do mojego ojca, Daniela Passenta, więc poświęcę trochę miejsca żoliborskim adresom, pod które mój tata chodził pieszo. Nigdy nie zakupił on sobie smartwatcha , ponieważ na swe 18. urodziny otrzymał od swoich opiekunów zegarek. Taki nie z plastiku i nie ładowany tylko nakręcany. O takie zegarki dba się i nosi się je dekadami- całe życie. Nie są one bankiem cyfrowych danych, które zbieramy ku uciesze korporacji, tylko dziełami sztuki rzemieśliczej i biżuteryjnej i tylko znoszony pasek skórzany, stłuczone szkiełko lub wyblakły cyferblat mogą zdradzić nawyki użytkownika.
Zegarek Daniela chodzi do dziś, chociaż Daniel już nie chodzi… Jak wielu jego rówieśników, którzy przeżyli wojnę, ojciec był ambitny i ciekawy świata. Tacy ludzie naturalnie dużo chodzą I do czegoś dochodzą. Np. do czytelni i wypożyczalni książek. Nasi dzisiejsi dziadkowie to często nie żadni stetryczali emeryci, którzy tylko siedzą pod kocem w fotelu i oglądają odchodzącą do lamusa telewizję. O nie! To grupa z którą muszą liczyć się np. biznesy takie jak siłownie czy branża sportowa. Polecam zajrzeć na baseny miejskie—gimnastyka dla seniorów w wodzie to hit. Ojciec dużo czytał, ale miał niewielką biblioteczkę w domu. Nie był typem bibliofila ani kolekcjonera, ale uwielbiał żoliborskie wypożyczalnie i czytelnie, choć oczywiście jego ukochaną czytelnią była ta przy ul. Koszykowej w centrum—kultowa czytelnia z drewnianymi biurkami i zielonymi lampami.
Co prawda Żoliborz uważa się za dzielnicę inteligencką, ale jakimś cudem włodarze nie dali rady wznieść tu dużej, nowoczesnej mediateki. Ale wiecie co? Może to i lepiej. Bo te małe filie są urocze. Spod domu tata miał ze mną piękny spacer przez Park Żeromskiego na tyły kina Wisła do ulicy Józefa Sułkowskiego, gdzie pod nr. 26 znajduje się nieomal zamaskowana wysokimi świerkami willa pisarki Haliny Rudnickiej. Ta popularna niegdyś autorka przekazała swój dom na cele biblioteczne- to się nazywa miłość do Żoliborza! Willa dziś jest nieco zaniedbana, ale ma przez to retro kameralny klimat nieco ukrytego, tajemniczego miejsca. Idąc tu na spacer lub po książki polecam zajrzeć na tyły biblioteki—jest tam piękny, zadrzewiony ogród z trawnikiem i ja zawsze czuję się tu jak w książce “Tajemniczy ogród”—może dlatego, że miejsce jest otoczone murem i zielenią i jakby oderwane od pędzącego miasta? Idealne na wagary!
Parę lat temu podpisywaliśmy petycję, by filia ta przetrwała, bo groziło jej zamknięcie i była to bardzo skuteczna akcja obywatelska! To idealna biblioteka dla rodzica i dziecka, bo jest tu duży wybór książek dla osób od pierwszego do setnego roku życia. Trudno się dziwić, bo w willi tej, na parterze, przez dzisięć lat mieszkała Wielka Dama Literatury Dziecięcej czyli Joanna Porazińska. Na ścianie willi umieszczono nawet tablicę pamiątkową lecz zasłaniają ją drzewa. Jeśli wasza mama, albo dziadek do snu śpiewali Wam kołysankę Porazińskiej “Ta Dorotka, ta malusia, tańcowała do kolusia, do kolusia”, to po prostu musicie zajrzeć na Stary Żoliborz i “wyrobić liczbę kroków” spacerując spod domu do Sułkowskiego i z powrotem. Najlepiej z obciążeniem! Plecakiem pełnym książek. A kto woli wnętrza wyremontowane, jasne, nowoczesne z dużym wyborem książek naukowych i komputerami, to polecam inną kameralną, mało znaną czytelnię—przy Placy Inwalidów 3. A że można bez wychodzenia z domu ściągnąć sobie książkę na czytnik? Można, ale ani dzielnicy dobrze się nie pozna ani lokalnych atrakcyjnych felietonistów-bywalców tychże świątyń wiedzy nie spotkamy.
Napisz komentarz
Komentarze