Mateusz Durlik: Jak trafiliście na Żoliborz?
Amelia: To była bardzo spontaniczna decyzja. Przeprowadziłam się ze Szczecina.
Przemek: Jestem z tych samych okolic. Do Warszawy trafiłem ze względu na dostęp do centrum treningowego z biegami przeszkodowymi.
MD: W którym momencie pojawiła się decyzja, żeby otworzyć Feniks Gym?
Amelia: Pomysł urodził się bardzo dawno temu. Już na początku kariery wiedziałam, że w przyszłości chcę stworzyć swoją własną siłownię.
Odniosłaś wrażenie, że pracując u kogoś nie jest się tak zaangażowanym jak u siebie w studiu?
Amelia: Tak, zaangażowanie wynika z dobrego samopoczucia trenera i podopiecznego w danej siłowni. Komfort treningu, poczucie bezpieczeństwa i zrozumienia jest niezwykle ważne, a niestety nie w każdym miejscu można to osiągnąć.
W dzisiejszym świecie wszyscy chcą widzieć jak najszybsze efekty i od razu dźwigać wielkie ciężary. Ty masz inne, bardziej zrównoważone podejście. Skąd się to u ciebie wzięło?
Amelia: Początki były trudne, jednak uczyłam się od najlepszych trenerów ze Szczecina, jak i po ośmiu latach zbierania doświadczenia. doszłam do zupełnie innych wniosków, niż tych, które tak mocno narzuca nam branża Fitness, czyli bardzo ciężkie treningi i niska kaloryczność. Trening to powolna, systematyczna praca nad układem nerwowym.
Dlaczego takie szybkie budowanie formy jest niezdrowe?
Amelia: Układu nerwowego nie należy przeciążać. Poza tym ludzie żyją w ciągłym stresie, a trening też jest stresogenny. To rodzi bardzo duże problemy zdrowotne. Przychodzą do mnie ludzie, którym od długotrwałego siedzenia przy komputerze drętwieje noga. Nie ma szans, żeby taka osoba od razu wykonała poprawnie zaawansowane ćwiczenia. Siedząc przy biurku mięsień prosty brzucha i mięsień pośladkowy właściwie nie pracują. Próbując wykonać podstawowe ćwiczenia takie jak przysiad czy martwy ciąg, nie jesteśmy w stanie ich zrobić, bo kluczowe mięsnie nie pracują poprawnie. Układ nerwowy je wyłącza i pracę trzeba zacząć od aktywacji mięśni i przywrócenia poprawnego wzorca ruchowego, czyli pracujemy nad Twoim układem nerwowym.
Co to znaczy „praca nad układem nerwowym”?
Amelia: Chodzi o stymulację układu nerwowego, który jest odpowiedzialny za funkcjonowanie Twojego ciała. Kiedy do mnie przychodzisz, to cię “nie zajeżdżam”, tylko systematycznie stymuluję do wzrostu. Systematyczność jest bardzo ważna. Nasz organizm przyzwyczaja się do tych czynności, które powtarzamy i układ nerwowy “buduje” ciało, które zarówno będzie bardzo dobrze wyglądało, ale co najważniejsze, będzie sprawne. Przeciętnie zajmuje to jakieś dwa lata. Po tym czasie sam organizm czuje, że trening jest mu potrzebny. Wtedy pod dłuższym siedzeniu pojawiają się myśli: „Ale bym się poruszał”.
Czyli przychodząc do ciebie najpierw się „uruchamiamy”? To jest taki etap przed faktycznym przejściem do treningu, faktycznie budującego sylwetkę?
Amelia: Dokładnie tak. To taki powrót do korzeni. Często nie jesteśmy świadomi swoich ułomności. Mam podopiecznych, którzy żyją w takim pędzie, że dopiero po przyjściu do mnie uświadamiają sobie, że coś ich boli.
Przemku ty masz to samo podejście?
Przemek: Tak, szkoliliśmy się w końcu u tych samych ludzi. Szczecin jest w sumie pewną stolicą treningu. Układ nerwowy jest w dzisiejszych czasach często upośledzony i aktywowanie go to podstawa. Te wzorce ruchowe, których nauczyliśmy się jako niemowlęta, zostały przez układ nerwowy zapomniane. Nam chodzi o powrót do tych właśnie korzeni. To pozwala bezpiecznie wykonywać docelowe ćwiczenia. Często słyszę, że mam szczęście, bo omijają mnie kontuzje. To tylko część prawdy. Kontuzje mnie nie omijają. To ja poprzez takie właśnie przygotowanie doprowadziłem do tego, że moje ćwiczenia wykonuję tak, że nie ulegam przy nich kontuzjom. O to samo dbamy u naszych podopiecznych.
Amelia: Branża fitness wykreowała rozumienie treningu jako czegoś, co doprowadza do całkowitego wyczerpania. Jest takie powiedzenie zresztą, że: „Jak boli to rośnie”. To nie do końca prawda, są pewne granice tego “bólu”. Oczywiście to zadziała, widoczne efekty będą szybsze, ale z czasem takie podejście doprowadzi do kontuzji, problemów z tarczycą, ze stawami, mięśniami, a bardzo często i do powrotu nadmiarowych kilogramów w bardzo szybkim tempie.
Czy przychodzą do was ludzie po wszechobecnych w mediach społecznościowych szybkich metamorfozach, które chciałyby zacząć ćwiczyć inaczej, rozsądniej?
Amelia: Bardzo często. Najczęściej zdarza się, że są to kobiety. Przeważnie mają już problemy z tarczycą. To jeden z pierwszych organów, który cierpi, kiedy łączy się bardzo dużą intensywność treningu ze zbyt niskokaloryczną dietą i stresującym trybem życia.
Jak ludzie reagują na to twoje podejście?
Amelia: Są sceptyczni. Ale wychodzą jednak z założenia, że skoro do tej pory im nie wychodziło, to może treningi ze mną przyniosą lepszy skutek. Po dwóch miesiącach cieszą się, że trafili właśnie do mnie. Lepiej się czują i mają efekty, które zostają na dłużej. Dla mnie jest też bardzo ważne, żeby podopieczny miał dobrą relację z jedzeniem. Ogromny problem polega też na tym, że ludzie często przez pewien czas trzymają bardzo restrykcyjną dietę, a później już nie wytrzymują i jedzą dosłownie wszystko.
80-20 – taką zasadę widziałem w twoich mediach społecznościowych. O co w niej chodzi?
Amelia: Przez osiemdziesiąt procent czasu trzymasz dietę, a przez dwadzieścia procent pozwalasz sobie na więcej.
Czyli wejście w proces metamorfozy nie musi być tak drastyczny? A nawet nie powinien być, bo trudno się będzie trzymać nowego stylu życia?
Amelia: To jest wręcz niemożliwe. Nasz mózg działa w ten sposób, że jesteśmy w stanie w jednym czasie zmienić w sobie jedną rzecz. Dopiero po kilku tygodniach możemy zmienić drugą. Moje podopieczne chcą zmieniać wszystko na raz. Proponuję im, żeby zrobić inaczej – zacząć od jednego treningu w tygodniu, z czasem dodać drugi albo i trzeci. Dopiero gdy dochodzimy do momentu, w którym te trzy treningi stają się normą, zaczynamy działać z dietą.
Jak się jest trenerem to trzeba być chyba też trochę psychologiem?
Amelia: Trochę tak, ale wyrażenie „psychologiem” zastąpiłabym „ciepłą osobą”. Trener musi umieć odczytać emocje swojego podopiecznego i jego problemy i bardzo często po prostu wysłuchać.
Czy prowadzicie również treningi grupowe?
Amelia: Przede wszystkim prowadzimy treningi indywidualne. Skupiając się na jednym podopiecznym można osiągnąć lepsze efekty. Planujemy również wprowadzenie treningów grupowych, ale w grupach nie większych niż sześć osób. Mam też pomysł, żeby wyciągnąć sprzed biurek pracowników firm. Chodzi o to, żeby przed samym rozpoczęciem pracy, do firmy przyjeżdżał trener, prowadził trening pracownikom, którzy w ten sposób są bardziej efektywni w pracy i przede wszystkim zdrowsi.
Przemek: Ja natomiast uważam, że wszystko ma swoje plusy. Zajęcia grupowe mają to do siebie, że można przyjść ze znajomymi. To sprzyja motywacji, bo koledzy czy koleżanki wzajemnie się na ten trening wyciągają. Problem w tym, że na zajęcia grupowe powinny przychodzić osoby, które już mniej więcej wiedzą o co chodzi. Nad grupą początkujących i poprawnym wykonywaniem przez nich ćwiczeń trudno zapanować.
Jaki jest wasz największy trenerski sukces?
Przemek: Mój największy i pierwszy sukces to podopieczny, który zrzucił dwadzieścia pięć kilo w około pół roku. Sukcesem było to, że tym treningiem bardzo go w tym wszystkim uświadomiłem. Zaczynaliśmy oczywiście od ćwiczeń wprowadzających, tak jak to opisywała Amelia. Mój podopieczny nie dość, że podchodził do nich z ogromną pokorą, to gdy już chciałem zacząć wprowadzać ciężary, on sam prosił mnie, żebyśmy skupili się jeszcze na przykład na rozluźnieniu łydek, bo czuje, że tego potrzebuje.
Amelia: Moim sukcesem jest naprawa aparatu ruchu i funkcjonalności człowieka. Mam jedną podopieczną, która jest moim sukcesem co trening. Każdy jej progres uważam za swój sukces, ponieważ ma dość poważne schorzenie neurologiczne, a treningi ze mną uchroniły ją przed operacją.
Co było twoim najtrudniejszym kejsem?
Przemek: Zawsze trudno pracuje się z podopiecznymi, którzy mają poważniejsze schorzenia.
Amelia: Najtrudniejszy mój kejs był z podopieczną z "zamrożonym" barkiem.. Ale to wynikało również z tego, że prosiłam ją, żeby chodziła również do fizjoterapeuty, czego nie robiła, więc ze wszystkim musiałam radzić sobie sama mając do dyspozycji 2/3 godziny w tygodniu.
Wspominałaś również, że masz swoją markę odzieżową. Jakiego rodzaju są to ubrania?
Amelia: Głównie są to ubrania sportowe. Przez cały okres pracy na siłowni i przerabiania mnóstwa sportowych ubrań, nigdy nie trafiłam na strój, który w spełniłby moje wymagania - był zarówno funkcjonalny, jak i dobrze się prezentował. Dlatego stworzyłam swoją markę, aby móc wybrać najlepszy materiał do produkcji, jak i wymyślić krój, który będzie wygodny na treningu.
Gdzie je można kupić?
Amelia: Na stronie internetowej www.fenikswear.pl.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Napisz komentarz
Komentarze