Mateusz Durlik: Pierwsze, co zwróciło moją uwagę, to ta ogromna przestrzeń. Jak duże jest Muzeum Historii Polski?
Robert Kostro: Znajdujemy się w holu Muzeum. Cały gmach to 44 tysiące metrów kwadratowych. Przyszła wystawa stała będzie miała 7,3 tysiąca metrów. Otworzymy ją za ok. 2,5 roku, bo tyle jeszcze potrzebujemy na montaż. To bardzo duże przedsięwzięcie. Dla porównania Muzeum Polin ma wystawę stałą, która zajmuje 4 tysiące metrów kwadratowych. Ta przestrzeń robi wrażenie, ale też ułatwia obsługę zwiedzających. Już dziś mamy w weekendy ponad trzy tysiące gości dziennie. Kiedy otworzymy wystawę stałą z pewnością będzie ich więcej. Wysokość holu tworzy też charakter tego miejsca. Taki gmach jak Muzeum Historii Polski jest prawdopodobnie jedną z najbardziej reprezentacyjnych budowli, jakie zostały wybudowane od 1989 roku. Taki był też zamiar.
MD: Jakie są możliwości tego budynku, jeśli chodzi o przewidywaną liczbę zwiedzających?
RK: Założenie było takie, że w budynku będzie rocznie przebywało co najmniej 600 tysięcy osób. Oczywiście w momencie, gdy będziemy już mieli wystawę stałą. Do momentu jej otwarcia może być ich mniej. Natomiast docelowo jesteśmy w stanie przyjąć nawet 1,2 miliona gości w ciągu roku. Na wystawie czasowej w miarę komfortowo jesteśmy w stanie zmieścić trzysta osób na raz, dlatego szczególnie na weekend polecam rezerwacje przez naszą stronę internetową. Do 10 listopada bilety kosztują złotówkę, a 11 listopada zwiedzanie jest bezpłatne – jak zresztą w każde święto państwowe.
Symboliczna opłata.
Zależy nam, żeby to miejsce zaczęło żyć, a ludzie się go nauczyli, tak żeby muzeum było jak najszerzej dostępne.
Gdzie się teraz znajdujemy?
Jesteśmy w przestrzeni wystaw czasowych na wystawie inauguracyjnej pt. „Wielkie i małe historie”. Wybraliśmy ok. 500 z 60 tysięcy eksponatów znajdujących się w naszej kolekcji. Zależało nam na osiągnięciu kilku celów. Chcieliśmy odsłonić nasze zbiory, pokazać pracę muzealników – wystawa została uszeregowana względem tego, w jaki sposób pozyskiwaliśmy obiekty. Są tu dary, są zakupy, są przedmioty będące efektem współpracy z archeologami, a także przedmioty zagrabione czy zaginione podczas II wojny światowej, a odzyskane dzięki naszej pracy i pracy Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Drugi cel to prezentacja tej sali. Wystawa została zaaranżowana przez pracownię WWAA w ten sposób, żeby pokazać wysokość, głębię, możliwości tego pomieszczenia. Tą wystawą chcieliśmy też podziękować osobom i instytucjom, które współtworzyły naszą kolekcję.
Może zacznijmy zwiedzanie? Nie mogę się doczekać.
Zacznijmy od końca! Z różnych powodów lubię oprowadzać zwiedzających w ten sposób.
Wita nas tutaj rzeźba Krzysztofa Bednarskiego Victoria, Victoria. Dla mnie jest ona szczególnie ważna, bo pamiętam, gdy była jeszcze wystawiana w kościele na Żytniej w latach 80., gdzie odbywały się wystawy niezależnych artystów, którzy nie chcieli pokazywać swoich dzieł w państwowych galeriach. Obcięte palce dłoni złożonej w literę „V” to komentarz do „Solidarności” i stanu wojennego.
fot. Maciej Cioch
Wśród naszych zakupów są również różnorakie stroje z różnych epok – od XVIII wieku aż po wiek XX. Oprócz ubrań cywilnych są również mundury, jak choćby ten żołnierzy Armii Polskiej we Francji i mundur Pomocniczej Służby Kobiet Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie.
Mamy również ogromną gablotę poświęconą historycznej broni. Jednym z najciekawszych obiektów jest świetnie zachowana zbroja husarska – ogromna rzadkość.
fot. Maciej Cioch
Czasem kupujemy obiekty z uwagi na pewne kulturowe asocjacje. Spójrzmy na te pistolety. Trzeci od góry to pistolet firmy Segalas, czyli słynna sagalasówka, którą pamiętamy z Pana Tadeusza.
Dalej mamy dużą gablotę z obiektami liturgicznymi różnych religii dawnej Rzeczypospolitej. Są to obiekty związane zarówno z kultem judaistycznym, jak i muzułmańskim, prawosławnym czy katolickim – choćby najstarsze polskie pełne tłumaczenie Pisma Świętego czyli Biblia Leopolity.
Kolejna gablota godna uwagi przedstawia osiemnaście pasów kontuszowych. W muzeum mamy w sumie około trzydziestu pasów – zebrała nam się całkiem spora kolekcja. Wśród nich są wytwory właściwie wszystkich najlepszych polskich manufaktur, jak choćby radziwiłłowska manufaktura słucka. Jest też manufaktura królewska Tyzenhauza w Grodnie, słynna manufaktura ormiańskiego rzemieślnika Paschalisa Jakubowicza, wytwórnia w Kobyłce, a nawet pasy wyprodukowane we francuskim Lyonie.
fot. Maciej Cioch
Czy w Muzeum Historii Polski można wynająć przewodnika, który będzie tak pięknie jak pan opowiadał o eksponatach indywidualnym zwiedzającym?
Mamy całe grono certyfikowanych przewodników, którzy opowiadają jeszcze ciekawiej. Oczywiście taka usługa jest dodatkowo płatna.
Swoją drogą, od chodzenia po tak dużej przestrzeni mogą rozboleć nogi.
Zmęczeni mogą sobie poleżeć. Tak, tak! Mamy piękną animację, która symbolicznie opowiada o tysiącu latach historii Polski, a najwygodniej ją obejrzeć leżąc na jednej z rozstawionych tu kanap.
fot. Maciej Cioch
Jak będzie otwierany dostęp do wystawy stałej? Czy będzie można ją zobaczyć dopiero, gdy zakończycie związane z nią prace, czy może planujecie otwieranie jej fragmentami?
Nie mogę wykluczyć, że pojawi się możliwość częściowego oprowadzania również po zakończeniu któregoś etapu prac, ale w tym momencie nie chcę tego obiecywać. Pewne jest, że stała wystawa będzie dostępna za 29 miesięcy.
Nie mogę się doczekać. A co jest dalej?
Tu są dwie Enigmy. Jedna jest oryginalna, niemiecka. Nie jest to w świecie muzealniczym wyjątkowa rzadkość. Natomiast ta druga to już absolutny unikat. Nazywamy urządzeniepolską Enigmą, ponieważ jest to maszyna odtworzona przez polski wywiad w celu odczytywania niemieckich depesz. To jedyny potwierdzony egzemplarz, który przetrwał do naszych czasów, choć niektórzy twierdzą, że Francuzi mają jeszcze jedną w swoich zbiorach.
To na niej pracował Marian Rejewski?
Najpewniej tak.
A to? Czy to brama stoczni?
Tak jest. Przechodzimy teraz obok bramy, która jest jedną z bram Stoczni Gdańskiejpamiętającą wydarzenia sierpnia 1980 i strajki w 1988 roku.
fot. Maciej Cioch
Dalej znajduje się jeden z najpiękniejszych, ale też chyba najciekawszych obiektów na naszej wystawie, przynajmniej gdy mowa o historii. To strzelba podarowana przez Napoleona hrabiemu Wincentemu Krasińskiemu. Krasiński to ojciec słynnego poety i generał napoleoński, a później również niestety jeden ze współpracowników cara Aleksandra I iMikołaja I oraz namiestnik Królestwa Polskiego za Aleksandra II. Sama strzelba była wedle tradycji podarowana po zwycięstwie polskich szwoleżerów pod Somosierrą, jako forma nagrody. Krasiński dowodził pułkiem, choć osobiście nie uczestniczył w szarży. Strzelba znajdowała się w ordynacji Krasińskich aż do II wojny światowej, kiedy została zrabowana przez Niemców. Potem trafiła w ręce austriackiego kolekcjonera, który sprzedał ją do Stanów Zjednoczonych. Dalej trafiła do muzeum w Cleveland. Kilka lat temu urzędnicy Ministerstwa Kultury znaleźli na stronie internetowej muzeum tę strzelbę i dzięki współpracy z FBI udało się ją odzyskać.
fot. Maciej Cioch
Jesteśmy w przestrzeni, w której prezentujemy wiele obiektów utraconych podczas II wojny światowej i odzyskanych po dziesiątkach lat. Do tej gabloty mam szczególnie osobisty stosunek. Sam negocjowałem wykupienie tego zbioru w Ankarze. Są to pamiątki po Michale Sokolnickim, sekretarzu Józefa Piłsudskiego w czasie I wojny światowej. W II Rzeczpospolitej został dyplomatą i ambasadorem w tureckiej stolicy. W momencie wycofania uznania dla polskiego rządu na uchodźstwie Sokolnicki pozostał w Turcji jako wykładowca uniwersytecki. Współpracował też z Instytutem Literackim w Paryżu. Mamy tu dużo pamiątek osobistych takich jak legitymacje, zdjęcia. Jest też kasetka ze świeżo wydrukowanymi banknotami i papierami wartościowymi. Sokolnicki zbierał wiele artefaktów. Wśród nich mamy piękne starodruki, grafiki, książki, bogaty zbiór dokumentów. Ba, był też archeologiem-amatorem! Proszę, tu mamy zestaw jego narzędzi.
Kolejny zestaw obiektów pochodzi z Wystawy Światowej w Nowym Jorku w 1939 roku. To cykl obrazów namalowanych przez członków Bractwa św. Łukasza oraz cztery makatyprojektu Mieczysława Szymańskiego. Te obiekty przez ponad 80 lat znajdowały się za granicą. Ze względu na wybuch wojny nie mogły wrócić do Polski. Ich stan prawny był na tyle zawiły, że odzyskanie wymagało kilkudziesięciu lat starań Polski. Wreszcie w ubiegłym roku to się udało! Za pewną rekompensatą polegającą nie tyle na kupnie dzieł, co na zwrocie poczynionych na nie nakładów. W sprawę bardzo zaangażowało się Ministerstwo, łącznie z szefem resortu, prof. Piotrem Glińskim.
Oto również ponad sto dzieł rzemiosła artystycznego i ludowego podarowanych nam przez mieszkankę Żoliborza, panią Marię Starczewską-Lambasa, której stryj kupił te obiekty na aukcji w Nowym Jorku, gdy likwidowano pawilon polski z Wystawy Światowej.
Dalej mamy przestrzeń poświęconą archeologii. Myślę, że dla warszawiaków najciekawsze będą trzy obiekty: posadzki i elementy architektoniczne z pałacu Władysława IV Villa Regia, czyli dzisiejszego pałacu Kazimierzowskiego. Rzeczy te zostały zrabowane podczas potopu szwedzkiego. Miały trafić do Szwecji, ale to się nie powiodło: skończyły w Wiśle i tam z górą dekadę temu odnaleźli je archeolodzy.
Kolejna przestrzeń jest poświęcona temu, co wydarzyło się w ostatnim trzydziestoleciu. Chcemy pokazać, że historią jest również to, czego sami doświadczyliśmy. Najbardziej poruszającym obiektem jest chyba klapa samochodu marki Hyundai, którym w ubiegłym roku przyjechała do Warszawy z Mariupola rodzina ukraińskiego lekarza. Klapa przypomina o wojnie. Jest posiekana pociskami. Niesie jednak też jeszcze jedną historię – historię polskiej pomocy dla Ukrainy, bowiem samochód ten został bezpłatnie wyremontowany przez polski warsztat, a to, co z nie nadawało się do wyklepania, przekazano do naszego muzeum.
Dalej znajdziemy rozmaite elementy dotyczące wyborów czerwcowych, nobla dla Szymborskiej, śmierci Jana Pawła II, katastrofy smoleńskiej, aż po Euro 2012.
Obok są jeszcze dwa ciekawe obiekty. W zasadzie wszystko, co znajduje się na tej wystawie, to oryginały. Z dwoma wyjątkami. Oto kopie dwóch pomnikowych dokumentów polskiej historii – unii lubelskiej i konfederacji warszawskiej. Nawet gdybyśmy otrzymali z Archiwum Akt Dawnych oryginały, to ze względów konserwatorskich nie mogłyby one być eksponowane dłużej niż kilka tygodni w roku. Są one zbyt cenne, by narażać je na działanie światła. Zrobiliśmy więc wierne kopie, niemal nie do odróżnienia od oryginałów. Każdy z tych dokumentów był tworzony przez kilkanaście miesięcy przy wykorzystaniu technik z epoki.
W dalszej części znajdują się dary dla naszego muzeum. Wita nas mundur generała Stanisława Maczka, który podarowała nam jego wnuczka.
To jest z kolei rzecz związana z historią Warszawy i Żoliborza z czasów II wojny światowej. Mamy tu właz do schronu w willi rodziny Rodowiczów, zwanego „łodzią podwodną”. Tamznajdowała się radiostacja służąca do komunikacji z Londynem. Dom został sprzedany, ale przed transakcją rodzina Rodowiczów podarowała nam ten właz. Sam schron zostanie zrekonstruowany na naszej wystawie stałej.
Jeszcze jeden niezwykły obiekt. Pokazuje on historię polskiej inteligencji – szafka ze skrytką, która służyła do przechowywania nielegalnej prasy najpierw rodzinie Płoskich, a potem Romaszewskich przez długi okres: poczynając od okupacji niemieckiej, przez lata 70. i Komitet Obrony Robotników, aż po czasy Solidarności.
Ostatnia część tej wystawy dotyczy historii Cytadeli Warszawskiej. Te przedmioty zostały odnalezione podczas prowadzonych tu prac archeologicznych i przy okazji budowy naszego muzeum. Są tu monety i elementy związane z Wojskiem Polskim: od czasów Jana Kazimierza, aż po dwudziestolecie międzywojenne.
Skoro muzeum będzie tak ogromne, to zwiedzanie będzie potężną wyprawą. Czy w jej trakcie będzie można tu coś zjeść?
Planujemy stworzenie strefy gastronomicznej. Już niedługo na parterze zacznie działać bar samoobsługowy, a na trzecim piętrze restauracja. Po otwarciu wystawy stałej dojdą do tego tego również dwie kawiarnie. Jedna znajdzie się na samej ekspozycji wystawy stałej. Druga będzie we wschodniej części budynku z widokiem na Wisłę, mury Cytadeli i Pragę.
Nasze spotkanie rozpoczynaliśmy w salach edukacyjnych. Do czego konkretnie będą służyć?
Do pracy z dziećmi i młodzieżą. Tam będą się odbywały lekcje muzealne, warsztaty, różnego rodzaju zajęcia. Jeśli szkoła zechce zabrać uczniów do muzeum, to będzie mogła zamówić specjalne warsztaty. Niebawem ruszymy z rezerwacjami. Obok pomieszczeń edukacyjnych również
Chodzą słuchy, że można wejść na dach muzeum. To prawda?
O tak! Mamy taras widokowy z najpiękniejszym widokiem w Warszawie. To wyjątkowe doświadczenie: możemy się rozejrzeć dookoła – widzimy wieżowce, rozlaną szeroko Wisłę i Żoliborz. Większość punktów widokowych jest bardzo wysoko. Ten nasz jest trochę niższy,ok. 30-40 metrów, co daje ciekawą, nietypową perspektywę. Widok na centrum Warszawy jest spektakularny.
fot. Aleksander Małachowski
Jak planujecie zagospodarować ten taras?
Chcielibyśmy, by latem znalazły się tu kawiarniane stoliki. Tak żeby można było usiąść i wypić kawę. Będziemy ten taras wykorzystywać również w ramach różnego rodzaju imprez, koncertów, pokazów filmowych. Może się tu bezpiecznie zmieścić nawet pół tysiąca osób. Przypuszczamy, że będą z tego miejsca chętnie korzystały ekipy filmowe.
Przejdźmy do audytorium Muzeum Historii Polski. To wspaniała sala z doskonałą akustyką z możliwością wykorzystania jej jako sali koncertowej tak dla muzyki klasycznej, jak i rozrywkowej, ale również jako przestrzeń teatralna lub sala konferencyjna – mamy przygotowane specjalne kabiny dla tłumaczy. Dzięki elektronicznemu systemowi akustycznemu można dostroić nagłośnienie do bieżących potrzeb. Jest tu niemal 580 miejsc. Myślę, że to najnowocześniejsza tego typu sala w Warszawie. Będzie to też stałe miejscekoncertów Polskiej Orkiestry Sinfonia Iuventus im. Jerzego Semkowa.
Szczerze mówiąc, wszystko wydaje się zaplanowane perfekcyjnie. Ale gdyby miał pan możliwość zmiany czegoś w tym budynku, to co by to było?
Zawsze można zaprojektować coś inaczej. Dwie rzeczy, które bym dziś zmienił, to zamówiłbym jakąś dodatkową, oddzielną przestrzeń na wystawy czasowe. Oczywiście ta, którą mamy, jest bardzo funkcjonalna i można ją podzielić, ale na czas montażu i demontażu wystaw lepiej byłoby mieć dodatkową przestrzeń w innym miejscu. Nie zmienia to faktu, że mamy tu jedną z największych przestrzeni wystaw czasowych w Warszawie. Może zmieniłbym też sposób pracy nad wystawą stałą. Wydzieliłbym dwie lub trzy odrębne przestrzenie, tak by już za kilka miesięcy można było wejść choćby na część ekspozycji. Zaletą z punktu widzenia docelowej wizji, ale zarazem ograniczeniem w okresie przejściowym, jest to że pracujemy w jednej przestrzeni i etapowanie jest niemożliwe.
A z czego jest pan najbardziej dumny?
Ten budynek ma niezwykłą, ikoniczną siłę. Elewacje, hol, taras widokowy – to wszystko jest niezwykle interesujące pod względem architektonicznym i zapiera dech w piersiach. Nie byłem początkowo pewien czy ten efekt uda się osiągnąć. Teraz jestem pewny, że to wszystko się opłaciło.
A jeśli chodzi o eksponaty?
Szczególnie cieszy mnie „polska Enigma”, którą panu pokazywałem. To również zbiór obrazów Bractwa Świętego Łukasza i obiekty uratowane z Wisły, pochodzące z pałacu Villa Regia.
Czy jest coś, czego nie udało się pozyskać, czego bardzo żałujecie? Jakaś spektakularna porażka?
Jest coś, co udało nam się tylko połowicznie osiągnąć. W pewnym momencie była szansa na pozyskanie zbroi młodzieńczej Zygmunta Augusta. Ostatecznie zbroja trafiła na inwentarz Wawelu. Z uwagi na związek obiektu z Zamkiem Królewskim nie sprzeciwiliśmy się. Ostatecznie ustaliliśmy, że przez zbroja będzie pokazywana na przemian i na Wawelu, i u nas.
Przecież to żadna porażka.
Zostaliśmy też parę razy przelicytowani na aukcjach. Niedawno przymierzaliśmy się do pozyskania pięćdziesięciodukatówki Zygmunta III. To jedna z najcenniejszych monet na świecie. Ostatecznie została wylicytowana za ponad trzy miliony złotych.
Jaki jest najdroższy eksponat w Muzeum Historii Polski?
Najdroższa była polska Enigma. Kosztowała 500 tysięcy funtów. To dużo, ale muzea sztuki płacą za nowe nabytki często nawet więcej. Jeśli chodzi o muzea historyczne, to one nierzadko korzystają z eksponatów, które wcale nie są drogie. Często są to rzeczy codziennego użytku, które kosztują po kilkaset złotych, wiele cennych zabytków otrzymujemy w darach. Ale również ta historia, która opowiadana jest przez tańsze obiekty, jest bezcenna.
Napisz komentarz
Komentarze