Dyrektor Teatru Komedia odkrywa nowe oblicze komedii: śmiech, refleksja i lokalne więzi. W wywiadzie opowiada o zmianach w repertuarze, wprowadzeniu nowych form komediowych oraz bliskiej współpracy z żoliborską społecznością.
Jakub Krysiak: Jaką definicję komedii jako gatunku ma dyrektor Teatru Komedia?
Krzysztof Wiśniewski: Komedią jest wszystko to, co na scenie pozwala nam śmiać się z bardzo różnych rzeczy mających odzwierciedlenie w rzeczywistości i odreagować w jakiś sposób trudy. Takie uśmiesznianie i odreagowanie dają nam powody do śmiechu, mimo że jest to śmiech przez łzy albo śmiech, na końcu którego sformułowana jest prawda. To jest dla mnie komedia.
Pod Pana kierownictwem, widzowie Teatru Komedia będą śmiać się i płakać czy płakać ze śmiechu?
Będziemy robić bardzo różne rzeczy. Na pewno chciałbym, żeby ten śmiech był początkiem naszych działań, ale czasami będziemy też zastanawiać się nad światem.
Do tej pory w repertuarze Teatru Komedia obecne były głównie farsy zagraniczne, które nie zawsze odzwierciedlały naszą rzeczywistość. Dlatego w pierwszej kolejności chciałbym, żebyśmy proponowali sztuki, które sprawią, że będziemy się śmiali z czegoś, co jest bliżej nas i może dotyczyć naszego życia w większym stopniu.
Poczucie humoru Polek i Polaków ewoluowało.
Szukając jak najlepszego repertuaru – oraz artystów i artystek – chcę, żeby wachlarz komediowy był dużo szerszy. Mogę zdradzić, że zaczęliśmy próby do spektaklu „Zemsta” Aleksandra Fredry w reżyserii Michała Zadary. To jest klasyka, ale próby, reakcje osób z różnych grup wiekowych obecnych na próbach, pokazały, że tekst mający 200 lat nadal może być śmieszny.
Nasz repertuar opieramy na czterech filarach. Pierwszy to właśnie klasyka komedii, którą rozumiemy dość szeroko, bo akurat w przyszłym sezonie będzie to właśnie „Zemsta”, ale może to być też zagraniczny tekst.
Drugim są polskie teksty współczesne pisane na nasze zlecenie. Trzeci filar to spektakle familijne. Tu za przykład podam „Pasztety do boju”, które premierę miały w sobotę, 3 czerwca.
Czwartym filarem są nowe formy komediowe, czyli improwizacje, stand-up i różnego rodzaju wydarzenia, które mogą stanowić uzupełnienie naszego głównego repertuaru na dużej – a w niedalekiej przyszłości także na małej – scenie Teatru.
Czwarty filar pokazuje, że jako współtwórca Klubu Komediowego, a teraz jako dyrektor Teatru Komedia, nowe formy uchodzące za alternatywę będzie Pan wprowadzał na salony.
„Alternatywa” to bardzo pojemny termin i trzeba byłoby chyba zacząć od jego definicji, a przynajmniej uzgodnienia jak ją dzisiaj postrzegamy. Dlatego wolimy mówić o „nowych formach komediowych”, które lubią konfrontować się z codziennością, wprowadzają do niej trochę oddechu, a przy tym są szybkie do przygotowania, potrafią być bardzo różnorodne, więcej wybaczają na scenie i są ciekawym uzupełnieniem repertuarowym. W ten sposób Teatr poszerza swoją widownie, która przyjeżdża do nas nie tylko z innych dzielnic, ale także – co bardzo nas cieszy – z Żoliborza. Jako cały zespół chcemy, żeby mieszkanki i mieszkańcy naszej dzielnicy poczuli, że wreszcie mają teatr u siebie, teatr, do którego mogą przyjść częściej niż raz na kilka lat.
Jakie są wyzwania związane z wprowadzaniem tej alternatywy komediowej na deski teatru?
Zapraszanie do teatru artystów i artystki, którzy nie tworzyli wcześniej spektakli na tak dużych scenach, powoduje, że dostają szansę wykorzystania w pełni, rozwinięcia swojego talentu. To dla twórców i twórczyń na pewno jest inspirujące i ciekawe - podobnie dla Teatru, bo wchodzimy w coś nowego, mniej oczywistego i taką propozycję składamy naszej publiczności. Ale takie wybory równocześnie przynoszą oczywiście wyzwania, bo teatr instytucjonalny z widownią na blisko 500 osób, to skomplikowana machina artystyczno-organizacyjno-techniczna.
W wyniku miejskiego konkursu we wrześniu 2022 roku objął Pan stanowisko dyrektora Teatru. Startując w konkursie wizualizował sobie Pan pierwszą rzecz, od której zacznie Pan zmiany.
Bardzo zależało mi na zmianie wizerunku Teatru Komedia, który w ostatnich latach był promowany jako teatr gwiazd. Po pierwsze, w tym przypadku również mamy do czynienia z kłopotem definicji, a po drugie, od początku czułem, że tak budowana opowieść o tym miejscu nie działa na jego korzyść w kontekście budowania publiczności. Teatr Komedia jako hasło doskonale oddaje to, co chcemy pokazywać i nie potrzebujemy lepszego.
Jeśli chodzi o aspekt graficzny, jestem zakochany w historii tego miejsca i staram się do niej nawiązywać. Poszukiwanie nowego logotypu zaczęliśmy od przeglądania plakatów i programów sprzed 50-60 lat. Nowe logo – nasz „herbatnik” – które zaprezentowaliśmy kilkanaście dni temu, jest nawiązaniem do tożsamości wizualnej Teatru sprzed dekad, na przykład w kontekście liternictwa i krojów wykorzystywanych przez Jana Młodożeńca – autora plakatów do spektakli Olgi Lipińskiej.
Oczywiście wszystkie zmiany są procesem. Mieszkam na Żoliborzu i bardzo lubię ten Teatr, budynek, który jest dziwaczny i szalony. Każdy go zna, wszyscy wiedzą, gdzie się znajduje, a nie do końca potrafią powiedzieć, co znajduje się w środku. Chciałbym, żeby mieszkanki i mieszkańcy Żoliborza tu po prostu zaglądali – jak zagląda się do dobrego sąsiada, u którego zawsze czeka wolny i wygodny fotel. Ta zmiana jest dla mnie ważna.
W jaki sposób chciałby Pan sprawić, żeby żoliborzanki i żoliborzanie odwiedzali Teatr i jednocześnie zżyć się z lokalną społecznością?
Przede wszystkim bardzo wierzę w taką rzeczywistą sąsiedzkość. Do współpracy z nami zapraszamy lokalne restauracje i lokalnych przedsiębiorców. Ta współpraca zaczyna się prozaicznie. Przy okazji produkcji spektaklu „Pasztety do boju” zaprosiliśmy do współpracy warsztat rowerowy i sklep, który znajduje się tuż za rogiem. To są działania, na które jesteśmy otwarci. Przy okazji spektaklu improwizowanego „Klancyk i Peszki imp*owizują zen” zaprosiliśmy lokalną księgarnię do tego, by sprzedawała u nas książki. Z kolei premierę „Pasztetów do boju” poprzedzał piknik sąsiedzki z atrakcjami dla mieszkanek i mieszkańców. To jest kwestia życzliwej komunikacji. Zmiana repertuaru też będzie dla społeczności naszej dzielnicy atutem – choćby z tego względu, że to także publiczność Klubu Komediowego, do którego jest dalej niż do żoliborskiego sąsiada.
Chcemy udzielać się lokalnie, rozwijać naszą sąsiedzkość na wielu poziomach. Także na poziomie pozytywnego wpływu na mikroekonomię dzielnicy, czyli poszukiwania potencjalnych współprac w pierwszej kolejności najbliżej jak to możliwe. Również w programie chcemy nieco Żoliborza przemycić. Mamy pomysł na serial żoliborski, częściowo już napisany, ale też nieco improwizowany, przedstawiający to, co dzieje się w dzielnicy w warstwie społeczno-lokalnej.
Są jakieś pomysły skierowane do żoliborskiej młodzieży?
Jedną z takich inicjatyw jest spektakl „Kocham Cię”. Odwiedzamy żoliborskie szkoły podstawowe z tą sztuką. „Pasztety do boju” też trafią do młodzieży. Planujemy rozpoczęcie współpracy z grupą improwizacyjną, w której mogłyby znaleźć się osoby chcące w przyszłości na małej scenie Teatru Komedia występować. Pojawienie się Żoliborskiego Domu Kultury – któremu bardzo kibicujemy – na pewno także pomoże rozszerzać ofertę dla lokalnej społeczności: pierwsze współprace mamy już zresztą za sobą, np. przy „Chórze narzekań”. Jestem pewny, że uda się nam wspólnie zrobić jeszcze wiele dobrego dla sąsiadek i sąsiadów z Żoliborza.
W programie napisał Pan, że teatr publiczny powinien pracować na rzecz wspólnego dobra. Proszę rozwinąć tę myśl.
W największym skrócie: teatr publiczny różni się pod względem ekonomicznym i organizacyjnym od innych scen – zwłaszcza prywatnych – tym, że jest finansowany z publicznych środków. Dlaczego? Żeby móc zajmować się tym, co ważne dla życia społecznego i indywidualnego. Tam powinien szukać inspiracji dla własnej działalności – jak przy okazji naszych ostatnich premier: publicystycznego „Kanału Polska”, „Kocham Cię” i „Pasztetów, do boju!”. Teatr taki może, a nawet powinien, posługiwać się różnymi językami – także językiem komediowym, żartem – mówić do różnych grup, ale musi budować przy tym przestrzeń i narzędzia debaty o wszystkim, co jego odbiorczynie i odbiorcy uważają za ważne dla nich samych. Mówiąc najprościej: powinien być blisko tych, z którymi chce rozmawiać ze sceny i tworzyć przedsięwzięcie, a nie przedsiębiorstwo.
Odpowiedzialnie zarządzany teatr publiczny, działający stale – tak jak Komedia – może także wpływać korzystnie na ekonomię dzielnicy, miasta, swojego otoczenia. Badanie sprzed kilku lat przeprowadzone przez ekspertów z SGH pokazało, że 1 „publiczna złotówka” zainwestowana w teatr, o jakim mówię, pracuję na 3 kolejne złotówki. Chodzi o to, aby pracowała na złotówki, które mogą zostać u lokalnych dostawców, przedsiębiorców, twórców.
„Teatr Komedia nie może bać się choćby karkołomnych tez czy niepoprawnych tematów, by tę rzeczywistość, wyjątkowo w ostatnich latach ponurą, pozwolić znosić lżej” – czytam w Pana programie. Komedia w spolaryzowanym społeczeństwie wymaga odwagi?
W tym zdaniu chodzi o pewnego rodzaju autocenzurę, czyli obawę przed konsekwencjami nie tylko politycznymi, ale także decyzjami opartymi wyłącznie na aspektach finansowych czy frekwencyjnych. Uważam, że nie powinny to być jedyne czynniki decydujące. Trzeba brać pod uwagę również funkcję społeczną, o której mówiłem przed chwilą. Oczywiście, nie oznacza to, że powinniśmy robić rzeczy jedynie „niepopularne”. Nasz teatr, z widownią dla 483 widzów i widzek dąży do gry przed pełną publicznością. Ale chcemy ją wypełniać tworząc interesujące przedstawienia będące blisko naszych odbiorczyń i odbiorców.
Przykładem takiego spektaklu są „Pasztety, do boju!”. To młodzieżowa – komediowa – opowieść o relacjach, rodzinie, hejcie, kryzysie psychicznym młodzieży i trudnościach, z jakimi muszą się mierzyć młodzi ludzie. Mimo wsparcia rodziny, bohaterki znajdują siłę w swojej wspólnocie, by radzić sobie z problemami, które obserwuję także u dzieci w żoliborskiej szkole publicznej. W Komedii przekazujemy tę historię momentami w sposób zabawny, czasami gorzki, wzruszający, ale przede wszystkim w sposób zrozumiały i szczery wobec naszej publiczności.
Jakie są plany na nowy sezon?
Sezon rozpoczniemy adaptacją książki „Jak się starzeć bez godności” autorstwa Magdy Grzebałkowskiej i Ewy Winnickiej. To jest właśnie tekst współczesny, za adaptację którego odpowiada Maciej Łubieński, a za reżyserię Maciej Podstawny. Następnie wystawimy farsę „Czego nie widać” w reżyserii Piotra Cieplaka, a po niej „Zemstę” w reżyserii Michała Zadary. Na koniec zostawiamy sobie kolejną premierę skierowaną do młodzieży. Jej premiera prawdopodobnie odbędzie się w czerwcu przyszłego roku, więc tytułu jeszcze nie podam.
Przeczytaj również: Premiera w Teatrze Komedia: Pełna humoru opowieść o problemach nastolatków
– To spektakl, który pokazuje, że tak naprawdę wiele osób czuje się pasztetem. Wiele osób doświadcza linczu, jest odsuwanych od grona popularnych i dla nich jest ta sztuka. Pasztetami, mogą czuć się też osoby, po których nie musimy się tego spodziewać – mówi Magdalena Duszak, która gra jedną z głównych bohaterek debiutując na scenie teatralnej. – Ten występ jest spełnieniem marzeń, ponieważ nie dość, że występujemy w tak pięknym miejscu to poruszamy ważne tematy. Przez śmiech mówimy o najgorszych rzeczach i uważam, że ta konwencja wypadła bardzo naturalnie. To nie jest Commedia dell’arte tylko taka zdrowa komedia – opowiada aktorka.
Napisz komentarz
Komentarze