PanDymińska, w którym artyści mogą realizować swoje eksperymenty, a publiczność może jej doświadczać bez utartych barier. O tym, jak ewoluowała PanDymińska, co znaczy dla artystów jak i miłośników sztuki opowiadaja Julia Umeda-Zasacka i Anna Jędrzejewska.
Jakub Krysiak: PanDymińska otworzyła się w szczycie pandemii. Taki był zamiar?
Julia Umeda-Zasacka: Pomysł na PanDymińską zrodził się wcześniej. To, że to miejsce zaczęło swoją działalność w trakcie pandemii wynikało po prostu z tego, że akurat w tym czasie zakończył się etap załatwiania wszystkich formalności, bez których nie mogliśmy wystartować. Dla kultury był to niełatwy okres, dlatego zastanawialiśmy się czy w ogóle jest sens w tym czasie działać. Wówczas okazało się, że istnieje potrzeba tworzenia takich miejsc.
Otwarcie PanDymińskiej, w chwili, gdy inne miejsca z powodu pandemii zamykały się, odczytałem jako manifest artystów walki z pandemią i stawienie czoła problemom.
Julia Umeda-Zasacka: Masz rację. Na decyzję o otwarciu PanDymińskiej miała wpływ złość na to co się działo. To był rodzaj buntu i wyrażenie braku zgody na to, że kultura była wtedy marginalizowana, zwłaszcza ta niezależna i offowa.
Anna Jędrzejewska: Artystom odebrano możliwość występowania. Bardzo wiele osób, które żyje z tego było zupełnie zdezorientowanych i przerażonych, że ich źródło utrzymania jest zablokowane. Nie było szans, żeby cokolwiek planować lub chociaż próbować przewidywać.
PanDymińska okazała się formą wsparcia dla artystów.
Julia Umeda-Zasacka: Okazało się, że PanDymińska jest pewnego rodzaju inkubatorem dla artystów, którzy mogą wyjść ze swoimi projektami właśnie w tej przestrzeni.
Anna Jędrzejewska: Nawet nie wiem, czy to był twój zamiar.
Julia Umeda-Zasacka: Trochę tak. Jeszcze na etapie starania się o lokal i tworzenia w tym celu programu wymieniłam laboratoryjny charakter działań jako ważny wątek. Pandemia nauczyła mnie i wiele osób działać inaczej, bardziej elastycznie, spontanicznie, nie planować lub brać pod uwagę alternatywne rozwiązania.
To miejsce zaczęło żyć własnym życiem.
Anna Jędrzejewska: Ja np. znalazłam się w PanDymińskiej przypadkiem. Antek Beksiak, który razem z Julią rozpoczął proces tworzenia tego miejsca, zapytał się czy dam radę zagrać koncert bez honorarium. Bardzo chętnie się zgodziłam. Na co dzień pracuję jako montażystka filmowa, więc obszar artystyczny przez długi czas był mało eksploatowany przeze mnie. W związku z tym propozycje i momenty, w których mogę zrobić coś artystycznego są przeze mnie mile widziane.
Wystąpiłam w PanDymińskiej i poczułam się tutaj bardzo dobrze. To przestrzeń, gdzie nie ma typowej sceny, ale artysta ma możliwość przeprowadzania swoich eksperymentów. Jeżeli jesteś artystą i masz jakiś pomysł to, to miejsce zachęca do tego, żeby przyjść i to zrobić. To jest genialne, bo bardzo często zawodowi artyści nie mają takiej możliwości, by wypróbować coś na scenie. Mogą to zrobić w domu, ale tam bardzo często nie ma publiczności. Tutaj mają warunki by wejść ze swoim eksperymentalnym projektem w interakcje z publicznością.
Ze względu na metraż wydaje się, że tej fizycznej granicy między artystą a odbiorcą nie ma.
Julia Umeda-Zasacka: Odbiorcy są aktywni, bo znajdują się blisko sceny, ale czasami to rozgraniczenie pomiędzy przestrzenią artysty, a publicznością widać. Odbiorcy podświadomie sami wyznaczają strefę wykonawcy.
Niedawno z Anką zrobiłyśmy pewien eksperyment i myślę, że to wejdzie w życie. Na koniec występu publiczność mogła wyrazić swoje zdanie na temat tego co usłyszeli i zobaczyli.
Anna Jędrzejewska: Miałam potrzebę, żeby porozmawiać z publicznością. To był mój nowy projekt i byłam po prostu ciekawa odbioru. Poza tym odbiorcy w ramach wydarzenia otrzymują możliwość poznania innej percepcji tego, co zobaczyli i usłyszeli.
Julia Umeda-Zasacka: Innym wydarzeniem angażującym publiczność była Scena Otwarta, której partnerem był Żoliborski Dom Kultury. Wraz z Anuszą z Miejsca Aktywności Lokalnej na Marii Kazimiery studenci zorganizowali Scenę Otwartą, w ramach której, każdy z widowni zagrał swój improwizowany set.
To coś co wyłamuje się ze schematu typowych scen.
Anna Jędrzejewska: Nie mam szczegółowej analizy dotyczącej scen sztuki współczesnej, ale na pewno istnieje podział pomiędzy tradycyjnymi scenami jak filharmonia czy teatr, gdzie nie ma dowolności w atmosferze i dominuje schemat oraz obowiązują reguły społecznego odbioru.
Są też sceny offowe, działające raczej w klubach, gdzie ta sztuka rozmywa się w atmosferze właśnie picia piwa i pogawędek.
To nasze miejsce jest pomiędzy sceną kameralną a offową. Bo jest miejsce na sztukę, ale także i rozmowę o niej, a konkretnie naszych eksperymentach. Myślę, że jest to ciekawy aspekt społeczny, że sztuka współczesna w XXI wieku odnajduje takie mikroprzestrzenie w mieście, czy też na wsiach. W takich miejscach dzieją się naprawdę niezwykłe rzeczy. Urodził się pewien nowy nurt i myślę, że jest to pokłosie pandemii, która zrodziła potrzebę nawiązywania głębszych relacji.
Działacie w dość specyficznym miejscu, jak na przestrzeń, w której odbywają się m.in. koncerty. Wasi sąsiedzi, mieszkańcy kamienicy, w której znajduje się PanDymińska też pragną relacji z Wami, sztuką i artystami?
Julia Umeda-Zasacka: Nad nami mieszka starsza Pani. Do tej pory nie słyszałam, żeby ktokolwiek się na nas skarżył. Wręcz sąsiedzi bardzo nam pomagają. Od niedawna organizuje tu spotkania cykliczne ze społecznością lokalną. Chcemy też pobudzać do działania naszych sąsiadów. Jedna z sąsiadek, chce zrobić u nas wystawę. Widać, że tli się w nich potrzeba uzewnętrznienia artystycznego ducha.
Jeden z sąsiadów, emeryt, Pan Stanisław kreuje to miejsce i dba o nie. Posadził tu kwiatki i opiekuje się nimi. Często zagląda do nas, pyta „jak tam?” i jest w tym wszystkim przemiły. Był nawet na koncercie jazzowym, bardzo to przeżył, dziękował muzykom i mi. Jestem wdzięczna, że tak nas tu wspiera.
Żoliborski Dom Kultury ma dyrektorkę. Wybrano również autora koncepcji przebudowy przyszłej siedziby
Sam region, w którym znajduje się PanDymińska to właściwie kraniec dzielnicy, który wydawał się zapomniany.
Julia Umeda-Zasacka: Ta okolica jest bardzo ciekawa. Zarówno historia jak i sami mieszkańcy i ich różnorodność bywa inspirująca. Te okolice należały do wojska. Miejsce, w którym działa PanDymińska było w przeszłości siedzibą ORMO, prawdopodobnie emerytowanych milicjantów. Bardzo mnie ciekawi ten epizod i to co tu robili. Wyobrażaliśmy sobie na ostatnim spotkaniu sąsiedzkim, że siedzieli, pili wódkę, palili i grali w karty…(śmiech) Śmieszy mnie to, że w tym samym miejscu działają ludzie, którzy są ewidentnym przeciwieństwem.
W lutym miną dwa lata, odkąd PanDymińska rozpoczęła swoją działalność. Pandemia pokazała, że nie da się niczego zaplanować, jednak zapytam, o przyszłość tego miejsca. Jak ją widzicie.
Julia Umeda-Zasacka: Pracujemy nad tym, żeby to miejsce było rentowne. Z założenia mieliśmy pomagać artystom, a (w ostatnim roku) to oni wspierają jak mogą to miejsce, żeby przetrwało. W chwili, gdy był czas na pisanie wniosków grantowych wybuchła wojna, a my wszyscy zaangażowaliśmy się w pomoc Ukrainie i najzwyczajniej w świecie nikt o tym nie myślał i nie było czasu na takie rzeczy.
Anna Jędrzejewska: Wcześniej pandemia, a teraz wojna, która za chwilę może dotyczyć nawet nas. Czasy są bardzo nieprzewidywalne.
Być może dlatego ta sztuka jest bardziej potrzebna niż kiedykolwiek.
Anna Jędrzejewska: Zrobiliśmy performance „Kaskada” ze studentami, Bartłomiejem Sulichem i Michałem Dębskim i dziewczynami, z chłopakami z Lwowa, z Kijowa i artystami z różnych stron świata. Padło stwierdzenie, że ludzie tracą życie i domy, a my się zabieramy za wydarzenia artystyczne i na co komu to wszystko potrzebne. Po przeprowadzeniu rozmowy z artystami z Ukrainy okazało się, że jest to potrzebne, że ludzie potrzebują namiastki normalności.
Warto tu wspomnieć, że ten performance odbył się z inicjatywy studentów i muzyków, Bartłomieja i Michała, którzy tworzą duet improwizatorski i Stowarzyszenie Szmery.
Sztuka też jest zapisem historii i przedłużeniem pamięci.
Anna Jędrzejewska: Właśnie chodzi też o pamięć i zwrócenie uwagi na dany temat, czyli wojnę. Dla mnie to było ciekawe doświadczenie móc porozmawiać z tymi ludźmi, którzy doświadczają tej wojny i boją się, bo nie wiedzą co z nimi będzie. A okazuje się, że takie wydarzenie jest dla nich pewną ulgą i akcje artystyczne w takim czasie mają dla nich sens. Dla mnie to było bardzo mocne doświadczenie.
Julia Umeda-Zasacka: Nagrywamy też podcasty podsumowujące nasze działania, które nadawane są przez Radio Kapitał. W jednym podcaście, który był poświęcony „Kaskadzie”, brał udział muzyk z Kijowa i powiedział, że takie akcje jak „Kaskada”, będące wspólnym improwizowaniem online pomagają mu przeżyć tę wojnę - tak się wyraził.
PanDymińska w trudnych czasach daje możliwość zapomnienia na chwilę o tym co się dzieje?
Anna Jędrzejewska: Nie jestem przekonana co do tego, czy to o to chodzi. Bardziej chodzi o przetrawienie danej sytuacji
Julia Umeda-Zasacka: W PanDymińskiej dużo tematów właśnie rozpracowujemy. Rozmawiamy o klimacie czy o wojnie w Ukrainie. Nie samymi wydarzeniami żyjemy, bo też spotykamy się tu by rozmawiać o takich rzeczach, czy to z artystami czy naszymi sąsiadami.
Anna Jędrzejewska: Na pewno jest to miejsce będące metodą na dystopijność naszego świata.
Radni wybierają nową siedzibę Żoliborskiego Domu Kultury. „Żadna z koncepcji nie jest gotowa”
Napisz komentarz
Komentarze