Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
czwartek, 21 listopada 2024 14:18

Muniek Staszczyk -"Kocham Żoliborz miłością dozgonną". O kulisach powstawania przebojów i planach na przyszłość

Miłość ma w sobie wiele temperatur i kolorów. „Pieprzony" w tym wypadku znaczy tak naprawdę kochany - Muniek Staszczyk, lider zespołu T. Love, w rozmowie z Michałem Bigorajem o kulisach powstawania przebojów i związkach z Żoliborzem.

Michał Bigoraj : „Zielony Żoliborz, pieprzony Żoliborz” to fragment utworu „Warszawa” – przeboju zawieszonej obecnie grupy T.Love, której jest Pan liderem i założycielem. Nie każdy wie, że epitet „pieprzony” ma tu pozytywne zabarwienie.

Bogata kolekcja muzycznych (i nie tylko) pamiątek lidera T.Love Muńka Staszczyka | fot. Michał Bigoraj

Muniek Staszczyk : Tak. To słowo, które mi przysporzyło wiele miłości, ale też wiele nienawiści, bo musiałem się wielokrotnie tłumaczyć przed tzw. konkretnymi chłopakami z Żoliborza (śmiech). Na Żoliborzu mieszkałem od 1988 do 1998 r. Moja żona Marta pochodzi z tej dzielnicy. Mieszkaliśmy w jej mieszkaniu na ul. Przasnyskiej, niestety je sprzedaliśmy. To było nasze mieszkanie „źródłowe”, w nim się wszystko zaczęło, urodziły się tam nasze dzieci. Kocham Żoliborz miłością dozgonną. Chciałem przekornie – jako że miłość ma w sobie wiele temperatur i kolorów – napisać „pieprzony”, ale w znaczeniu „zajebisty”, „fantastyczny”. Byłem wówczas świeżo po przyjeździe z Londynu, w którym ten tekst powstał (dwie zwrotki) i często w języku angielskim słowo „fucking” ma pozytywne znaczenie, taki odpowiednik polskiego „fajnie”. Oczywiście „fucking” bywa też negatywne. Będąc w Londynie, językiem angielskim posługiwałem się częściej niż polskim i tak mi wówczas „wskoczyło”, że dobrym rymem do słowa „zielony” będzie „pieprzony”. Fajnie, że wówczas, w roku 1990, w którym utwór był hitem, nie zdjęła go żadna tzw. cenzura mentalna. Utwór stał się klasykiem i sobie już „chodzi” tak od prawie 30 lat. „Pieprzony” w tym wypadku znaczy tak naprawdę „kochany”.

Na Przasnyskiej mieści się także siedziba naszej redakcji.

Muniek Staszczyk : To świetnie! Pod jakim adresem?

Przasnyska 6b.

Muniek Staszczyk na podwórku przy ul. Przasnyskiej 16. Mieszkał tu na początku lat 90. | fot. Leszek Zając
Muniek Staszczyk na osiedlu przy ul. Przasnyskiej 16. Mieszkał tu w latach 1988 - 1998 | fot. Leszek Zając

Muniek Staszczyk : My na Przasnyskiej mieszkaliśmy w mieszkaniu w bloku nr 16. Dziś nie wiem, kto tam mieszka, choć jakiś czas temu odwiedziłem to osiedle, ponieważ czasem przyjeżdżam na Żoliborz. Oczywiście z Żoliborzem bardziej związana jest moja żona, która spędziła tu dzieciństwo. Ja przyjechałem z Częstochowy.

Blok obok nas mieszkał mój przyjaciel Paweł Dunin-Wąsowicz (dziennikarz, publicysta i krytyk literacki – przyp. M.B.), do którego często wpadałem. Później, po około 10 latach, przeprowadziliśmy się na Ochotę, na ul. Włodarzewską przy Parku Szczęśliwickim, kiedy za pierwsze naprawdę poważne pieniądze zarobione za tantiemy po sukcesie płyty zespołu Szwagierkolaska („Luksus” z 1995 r. – przyp. M.B.) mogliśmy sobie pozwolić na zakup większego mieszkania. Wprowadziliśmy się do symbolu nowych czasów, czyli na osiedle strzeżone, które nie do końca mi się podobało, ponieważ na Przasnyskiej był większy luz. Ludzie się do siebie uśmiechali, mówili wzajemnie „dzień dobry”.

A na Włodarzewskiej były już nowe obyczaje, z których jednak wiele też miło wspominam. Dla wielu osiedle strzeżone to był raj. Dla nas niekoniecznie. Owszem, większa przestrzeń w porównaniu do Żoliborza, na którym mieszkali bardzo różni ludzie, ale wszyscy się znali i były to czasy, w których jak robiłem naprawdę ostre balangi, to nie było żadnych pretensji. Poza jednym sąsiadem (śmiech). A na Włodarzewskiej w takich sytuacjach kilkukrotnie była wzywana policja.

Wprawdzie tekst do „Warszawy” powstał w Londynie (w którym Muniek pracował przez kilka miesięcy w 1989 r., zawieszając przed wyjazdem T.Love – przyp. M.B.), ale na Żoliborzu poza Duninem-Wąsowiczem poznał Pan wiele innych ważnych dla Pana osób. Choćby Jana Benedka, kompozytora muzyki do m.in. „Warszawy”, z którym po raz pierwszy spotkał się Pan w jego piwnicy na jednym z osiedli.

Muniek Staszczyk : Historia „nowego” T.Love, które powstało wiosną 1990 r., zamyka się w mapie żoliborskiej. Wówczas już na dobre „osiadłem” w tej dzielnicy. Po powrocie z Londynu miałem plan, że sformuję zespół na nowo. Wtedy nie miałem jeszcze samochodu i poruszałem się głównie komunikacją miejską. I to na ogół tylko po Żoliborzu.

Oczywiście czasem musiałem pojechać do centrum czy na uniwerek, ale jak przychodziła wiosna, to Żoliborz był dla mnie niemal samowystarczalny. Sady Żoliborskie, parki, okolice placu Wilsona. O Janku Benedku słyszałem już wcześniej, przed wyjazdem do Anglii, jak był on gitarzystą Tiltu. Ale jego mieszkanie rzeczywiście znajdowało się na Żoliborzu Oficerskim. Zapoznaliśmy się ze sobą i zaczęliśmy współpracę wiosną 1990 r. Wsiadałem w autobus linii 122 przy skrzyżowaniu ulic Broniewskiego z Krasińskiego, przejeżdżałem dwa lub trzy przystanki na plac Wilsona, wysiadałem, szedłem „z buta” do Janka i tam żeśmy „dłubali” piosenki na płytę „Pocisk miłości”, która powstawała przez cały 1990 r. Piękny rok w Polsce, po upadku komuny, rząd Mazowieckiego, wielki optymizm, pierwszy kapitalizm.

Ludzie brali już wówczas swoje życie w swoje ręce i w takim duchu nowego tchnienia jest ta płyta. Dołączył Jarosław Polak, który był z Chomiczówki – czemu dał później wyraz na solowej płycie (album nazwany znanym już wówczas pseudonimem muzyka „Sidney Polak” ukazał się w 2004 r. i zawierał przebój „Chomiczówka” – przyp. M.B.). Później dołączył basista Paweł „Nazim” Nazimek i ostatni z próbowanych wówczas gitarzystów Jacek „Perkoz” Perkowski i ten skład się skrystalizował na lata (w 1993 r. Benedka zastąpił Maciej Majchrzak – przyp. M.B.).

„Pieprzony" Żoliborz | fot. Leszek Zając
„Pieprzony" Żoliborz śpiewał Muniek Staszczyk | fot. Leszek Zając

Początek lat 90. kojarzy mi się całkowicie z Żoliborzem. Żyliśmy skromnie w naszym mieszkanku z moich oszczędności z Londynu, które szybko topniały, a zespół jeszcze nie „ruszył z kopyta”. Było biednie – o czym jest piosenka „Na bruku” (z płyty „Pocisk miłości” z 1991 r. – przyp. M.B.) z fragmentem „W naszej lodówce nie znajdziesz nawet lodu” – ale fajnie.

Wtedy na Żoliborzu było oczywiście inaczej niż teraz. Nie było tylu knajp i restauracji. Był na przykład bar Maciek przy Powązkach. Były także koncerty w nieistniejącym już kinie Tęcza. Po latach kupiłem sobie kawalerkę na ul. Suzina, w której, w tych słynnych blokach WSM (Warszawska Spółdzielnia Mieszkaniowa – przyp. M.B.) z lat 30., mieszka mój brat cioteczny. Reasumując, jeśli chodzi o Warszawę, to Żoliborz jest na zawsze numerem jeden w moim sercu. Mieszkam teraz we Włochach, w których też się zadomowiłem. Ale Żoliborz to pierwsza miłość związana przede wszystkim z rodziną i muzyką. Pomimo że pierwszą dzielnicą, w której mieszkałem w Warszawie, był Grochów.

Bardzo wiele utworów T.Love zostało przez Pana napisanych na Żoliborzu, np. „Potrzebuję wczoraj”. Niektóre słowa, które w nim padają, odnoszą się do tej dzielnicy.

Muniek Staszczyk : W mieszkanku na Przasnyskiej miałem swój pokoik, z którego widok z okna wychodził na podwórko. To były gomułkowskie bloki. Mieszali się w nich ludzie młodzi ze starszymi, była to dzielnica całkiem spokojna. Marta miała tam wielu przyjaciół. To były czasy, że wszystkie te pary zaczęły „kwitnąć”, rodziły im się dzieci.

I oni wszyscy wychodzili na podwórko, spotykali się przy piaskownicy. Rozmawiali, a dzieci bawiły się w tle. Jak pisałem „Potrzebuję wczoraj”, to pamiętam swój ciężki poranek, kiedy świeciło piękne majowe słońce, a ja jestem na megakacu (śmiech). I tak sobie wówczas myślę: żona na podwórku fajnie spędza czas, dzieciaki w piaskownicy, a ja tu siedzę jakiś poturbowany na własne życzenie. Siedzą we mnie jakieś substancje chemiczne, narkotyki, alkohol. Wówczas byłem po imprezie w klubie Ground Zero – wiadomo, rockn’n’rollowe życie (śmiech). To był tzw. day after, czyli kac, a ja tęskniłem za tym, co było wczoraj. Moja kochana, wyrozumiała żona poszła sama na spacer z dziećmi, bo wiedziała, że muszę tego kaca leczyć.

Siedziałem więc sam w domu jak zombie, okno otwarte i patrzę przez nie na tych wszystkich ludzi i tak sobie mówię, jaki to jestem „rozpieprzony, rozpieprzony”, czy że „chmury jak banie, fruwają nad blokami” – to właśnie nad tymi blokami na osiedlu Zatrasie.

W tym mieszkaniu napisałem teksty do płyt, z których wszystkie uważam za udane i ważne: „Pocisk miłości”, „King” (1992 r. – przyp. M.B.), „Prymityw” (1994 r. – przyp. M.B.), „Al Capone” (1996 r. – przyp. M.B.) i „Chłopaki nie płaczą”. W latach 90. T.Love nagrał najlepsze płyty. Nasze mieszkanie miało 46 m2, ale w moim pokoiku miałem bardzo dobrą wenę. Zżyłem się z Żoliborzem i tymi ludźmi głównie przez Martę. Na naszym osiedlu ludzie trzymali się razem.

Czy jednym miejscem, w którym Pan mieszkał na Żoliborzu, była ulica Przasnyska?

Muniek Staszczyk : Nie. Zanim poznałem moją żonę, to przez kilka miesięcy w 1984 r. mieszkałem na Sadach Żoliborskich „kątem” u mojej koleżanki Anki, niestety już świętej pamięci, z naszej załogi punkowo-reggae’owej związanej przede wszystkim z klubem Remont. Anka, która miała duże mieszkanie i prowadziła tzw. dom otwarty, do którego przychodzili niemal wszyscy z żoliborskich muzyków.

To w nim poznałem np. Rafała Kwaśniewskiego, gitarzystę Elektrycznych Gitar. Siedziało się tam do nocy, paliło trawę, piło piwo. Odżywialiśmy się głównie w barze mlecznym Sady (na ul. Krasińskiego – przyp. M.B.), który stoi do dziś. Mięta do Żoliborza jest więc u mnie dozgonna. Przez wiele lat np. przyjeżdżałem do pani Halinki do fryzjera, choć mieszkałem już przy Parku Szczęśliwickim. Wspomnianą kawalerkę też kupiłem sobie właściwie ze względów sentymentalnych.

Można też powiedzieć, że historia zatoczyła koło, bo obecny skład projektu akustycznego Muniek i Przyjaciele (zespół, który zrodził się w 2015 r., a w którym poza Muńkiem grają gitarzysta T.Love Janek Pęczak oraz drugi gitarzysta Cezariusz Kosman; dawniej był to basista tego zespołu Paweł Nazimek – przyp. M.B.) ma próby w mieszkaniu Janka Pęczaka, który mieszka na Żoliborzu. Zatem: Żoliborz rules! (śmiech).

Fragment jednego z koncertów projektu Muniek i Przyjaciele – zdjęcia dzięki uprzejmości p. Leszka Zająca i FP T.Love/Muniek
Fragment jednego z koncertów projektu Muniek i Przyjaciele – zdjęcia dzięki uprzejmości p. Leszka Zająca i FP T.Love/Muniek

Aktualnie mieszka Pan w innej dzielnicy, Włochach. Poświęcił jej Pan utwór „Italia”, który znalazł się na reedycji płyty „Prymityw” z 2014 r.

Muniek Staszczyk : Miałem szczęście kolegować się z Markiem Nowakowskim – jednym z najbardziej znanych pisarzy warszawskich ostatnich dziesięcioleci, który urodził się we Włochach. Zresztą zagrałem na pogrzebie Marka, wprawdzie nie „Italię”, ale ten utwór zdążyłem mu przeczytać w lutym 2014 r. To była moja jedyna wizyta w jego domu. Marek był już wówczas bardzo chory.

Powiedziałem mu, że napisałem tekst, w którym go wymieniam: „Włochy w moim sercu to dobry dom, Marek Nowakowski potwierdzi to”. Uśmiechnął się i tak się ostatni raz widzieliśmy, bo 16 maja 2014 r. Marek odszedł na zawsze. Opowiadał mi dużo o Włochach. Jego tata przed II wojną światową był tu zasłużonym kierownikiem szkoły podstawowej, w której na życzenie Marka zagrałem minikoncert, jak otwierali skwer imienia jego ojca Antoniego. Pomysł, żeby zamieszkać we Włochach, był mojej żony, ja byłem tylko inwestorem budowy (śmiech), ale nic mnie z tą dzielnicą nie łączyło.

Dzisiaj powiem szczerze, że była to świetna decyzja, ale jak kupowaliśmy ten dom, to byłem wkurzony, ponieważ ja byłem wychowany jako „szczur blokowy”, więc nie rozumiałem, jak to jest mieszkać w domu. Co to jakieś odśnieżanie, podlewanie ogrodu (śmiech).

Wiadomo, jestem dziś starszy o te 12 lat, które tu mieszkam i teraz sobie bardzo chwalę to miejsce, które uważam, że jest świetne i jak na Warszawę ciche. Dzięki Markowi Nowakowskiemu dowiedziałem się trochę o tej dzielnicy. Na przykład tego, że przed wojną było tu dużo sadowników, czy tego, że jak Marek bawił się z dziećmi w berka, to nagle te dzieci założyły mundurki Hitlerjugend, bo było tu dużo Niemców, którzy tu osiedli, jak tylko Niemcy weszli do Warszawy. Reasumując moje warszawskie tematy, to mieszkałem najpierw na Grochowie, potem na Mokotowie, blisko Stodoły, na ul. Madalińskiego, Żoliborzu, Ochocie i Włochach. Ta ostatnia dzielnica jest chyba docelowa, bo nie zamierzamy nic zmieniać.

T.Love ma studio nagraniowe na Tarchominie, regularnym miejscem występów grupy był klub Stodoła i Stadion Syrenki (w ramach juwenaliów Politechniki Warszawskiej). Daliście także występ choćby w więzieniu na ul. Rakowieckiej w 2014 r. Studiował Pan polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Jakie jeszcze miejsca w Warszawie, poza tymi już przez nas wspomnianymi, są Panu szczególnie bliskie?

Muniek Staszczyk : Bardzo kocham Warszawę. Przyjęła mnie dobrze. Od razu miałem do niej ciepły stosunek. Także dlatego, że mój tata przyjaźnił się ze Zbyszkiem Sulemierskim, warszawiakiem, który po wojnie wraz z rodziną przyjechał do Częstochowy. Zbyszek już nie żyje, mój tata, dzięki Bogu, tak. Ale ponieważ się przyjaźnili, to jeździliśmy do Warszawy, w latach 70. byłem tam po raz pierwszy.

To nie było więc dla mnie zupełnie obce miasto, kiedy przyjechałem tu na studia. Po drugie, było dla mnie bliskie także dlatego, że centrum ruchu punkowego w Polsce był wówczas klub Remont, w którym odbywały się koncerty kapel punkowych. Po trzecie, mój wujek Celestyn Dzięciołowski w latach 50. był piłkarzem Legii Warszawa. Co ciekawe, wówczas w Legii występował Kazimierz Górski – piłkarz dość przeciętny, ale, jak wiadomo, trener wybitny. Kibicowałem zatem i do dziś kibicuję Legii. Przyjeżdżając na stałe do Warszawy w 1982 r., miałem do niej ogromny szacunek za to, ile przeżyła. To było przecież jedyne miasto w Europie, które przez wojnę zostało niemal zmyte z powierzchni ziemi, ale miasto, które zawsze miało swój charakter. Dowodem mojej miłości do miasta jest oczywiście utwór „Warszawa”.

Myślę, że całkiem dobrze znam to miasto. A inne bliskie mi miejsca? Na pewno Grochów i Praga, szczególnie rejony dogorywającego już Bazaru Różyckiego, które odwiedzałem „z buta” mieszkając na ul. Kickiego, a także ulice Ząbkowska i Brzeska. Grochów to administracyjnie część Pragi, ale wówczas ta „zasadnicza” Praga, jak ulica Brzeska, był mityczna, bo można było na niej kupić wódkę, po którą czasem się wybieraliśmy zrzucając się na taksówkę (śmiech). Bliskie mi są też choćby rejony klubu Hydrozagadka. Lubię Pragę. Podobnie jak niektóre rejony Woli, zwłaszcza tej starej, bo ma wiele uroku. Mokotów znam też nieźle, ponieważ tam mieszkałem. Bardzo lubię Pole Mokotowskie.

Generalnie lubię parki warszawskie. Trochę mniej bliski jest mi Ursynów, choć też się bardzo rozwinął. Kiedyś były to przytłaczające blokowiska, a teraz są bardzo przytulne. Do Ursynowa mam szacunek, bo pochodzi z niego duża część hip-hopowego środowiska, z którym się koleguję, np. Sokół. Lubię też Pałac Kultury i Nauki, choć wiem, że dla wielu jest symbolem ucisku. Ale jestem przeciwny temu, by zniknął, bo jest on symbolem miasta i ważnym punktem na mapie Warszawy.

Nie sposób nie rozwinąć w naszej rozmowie wątku o stworzonym przez Pana i Andrzeja Zeńczewskiego zespole Szwagierkolaska, który przywrócił modę na „warszawskość”, a w którym prezentowaliście własne aranżacje piosenek Stanisława Grzesiuka, ale także generalnie warszawskich piosenek z pierwszej połowy XX wieku.

Muniek Staszczyk : Jestem z tego dumny, bo uważam, że przyłożyliśmy do tego cegiełkę. Wiadomo, byli przed nami inni, jak choćby Kapela Czerniakowska, Orkiestra z Chmielnej, Stasiek Wielanek. Natomiast dziś jest moda na takie granie, czego przykładem jest Janek Młynarski (syn Wojciecha Młynarskiego, reprezentujący zespół Warszawskie Combo Taneczne – przyp. M.B.).

Jak my się za to braliśmy, to wielu ludzi pukało się w głowę i pytało, po co i dla kogo to robimy. Dla kilku pijaczków na Bródnie czy na Pradze? Wtedy nie było klimatu na „lokalność”. Nie było czegoś takiego, że śpiewasz o swojej dzielnicy lub ulicy. Szwagierkolaska otworzyła na nowo tę modę na „warszawskość”, choć na początku źle ją konsumowano i klasyfikowano, bo podłączano nas pod piosenkę biesiadną, co było dla nas hucpą, ponieważ nie czuliśmy żadnego związku z tym nurtem. To było dla nas taki folk punk.

Fragment jednego z koncertów projektu Muniek i Przyjaciele – zdjęcia dzięki uprzejmości p. Leszka Zająca i FP T.Love/Muniek
Fragment jednego z koncertów projektu Muniek i Przyjaciele – zdjęcia dzięki uprzejmości p. Leszka Zająca i FP T.Love/Muniek

Może bardziej muzyka tradycji i źródeł?

Muniek Staszczyk : Też racja, zwłaszcza, że w tej kategorii dostaliśmy Fryderyka. Doceniła więc to branża. Natomiast pamiętam, że wielu wrzucało nas do jednego worka z płytą „Marysia Biesiadna” (1994 r. – przyp. M.B.) Maryli Rodowicz (śmiech). Ale to się świetnie obroniło i sprzedało. Pobłogosławił nam Marek Grzesiuk, nieżyjący już syn Stanisława.

To samo zrobili Wojciech Młynarski i Marek Nowakowski. Jestem dumny zwłaszcza z pierwszego albumu „Luksus”, który uważam za bardzo dobrze zagrany i zaśpiewany. Towarzyszyli nam świetni muzycy, np. śp. bębniarz Grzegorz Grzyb. Uważam, że zrobiliśmy z Andrzejem udane aranżacje, dobrze wczułem się też w ten klimat, nie udawałem akcentu czerniakowskiego, byłem sobą. Bardzo to lubiłem. Szkoda, że teraz już tego niemal nie gramy. „Luksus” został wydany w 1995 r. i sprzedał się w nakładzie 260 tys. egzemplarzy. Żadna płyta T.Love nie osiągnęła takiego wyniku.

To były inne czasy dla polskiej fonografii i to jest wynik nie do powtórzenia, ale z drugiej strony nie było też tego całego dodatku promocyjnego do płyt, który jest teraz w postaci T-shirtów, kubków, przypinek, magnesów i innych gadżetów. Warszawa jest teraz modna. Także powstanie warszawskie. Zresztą, nie wiem, czy pierwszą rockową piosenką o powstaniu nie była nasza „Pani z dołu” (z płyty „King” – przyp. M.B.), która powstała dużo wcześniej, zanim Lao Che nagrało swoją słynną płytę („Powstanie Warszawskie z 2005 r. – przyp. M.B.). Oczywiście tzw. piosenka warszawska to długa i piękna historia. Ale Szwagierkolaska przywróciła zainteresowanie tym gatunkiem, bo zrobiła to w nowym stylu.

Niedawno ukazała się płyta „T.Cover”, (efekt akcji z 2017 r. zorganizowanej z okazji 35-lecia T.Love, w której różni artyści wykonywali utwory grupy). Występuje Pan też ze wspomnianym projektem „Muniek i przyjaciele”. Podczas naszej ostatniej rozmowy (w styczniu 2018 r.) wspominał Pan o możliwości nagrania solowego albumu pod szyldem Zygmunt Staszczyk. Jak rozwinęła się ta wizja i czy wiadomo już coś nowego na temat przyszłości zawieszonego T.Love?

Muniek Staszczyk : Zmieniło się o tyle, że płyta będzie pod szyldem Muniek Staszczyk. Ponieważ po przemyśleniu z managementem doszliśmy do wniosku, że jest to bardziej komunikatywne. Tytułu jeszcze nie ma, utwory powstają. Pracuję w tym momencie z Jurkiem Zagórskim, gitarzystą Natalii Przybysz. Kawałki skomponowali mi np.: Gaba Kulka, Julia Marcel, Dawid Podsiadło, Wojciech Waglewski czy Janek Pęczak.

Mam już prawie pełną pulę utworów, napisanych dziewięć tekstów. Myślę, że znajdzie się na niej maksymalnie 11 utworów, w tym jeden cover – utwór „Krajobraz z wilgą i ludzie" Marka Grechuty, któremu chciałem oddać hołd moim ulubionym jego utworem. Płyta jest przewidziana na październik przyszłego roku. W marcu bądź kwietniu wchodzę do studia, a w maju ma być wydany pierwszy singiel. Zaplanowany mamy koncert w Stodole w listopadzie. Na tym się teraz głównie skupiam.

Gram też wspomniane koncerty akustyczne, z których część została zarejestrowana. W przyszłym roku będziemy to kontynuować. A T.Love? Sądzę, że jest szansa na płytę. Myślę o tym, by reaktywować zespół, nie wiem jeszcze, w jakim składzie. Jeśli będą sprzyjające okoliczności, to myślę o powrocie na jesieni 2021 r. Jesteś pierwszą osobą, której to mówię, ale robię to tylko dlatego, że reprezentujesz gazetę z Żoliborza.

Muniek Staszczyk


muniek_foto1

muniek_foto1

muniek_foto2

muniek_foto2

muniek_foto3

muniek_foto3

muniek_foto4

muniek_foto4

muniek_foto6

muniek_foto6

muniek_foto7

muniek_foto7

muniek_foto8

muniek_foto8

muniek_foto9

muniek_foto9

muniek_foto10

muniek_foto10

muniek_okladka

muniek_okladka

All-focus

All-focus


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Aby zostać naszym prenumeratorem, wystarczy wejść na stronę https://www.gazetazoliborza.pl/platny-dostep. Następnie należy wybrać jedną z trzech opcji prenumeraty i postępować zgodnie z instrukcjami podanymi w kolejnych krokach.

Jeśli napotkasz jakiekolwiek trudności, skontaktuj się z naszym działem obsługi klienta pod adresem [[email protected]] lub telefonicznie pod numerem [535249771]. Postaramy się pomóc jak najszybciej.

Jako prenumerator zyskujesz dostęp do ekskluzywnych treści (w tym pełnych treści artykułów prezentowanych na naszym portalu oraz publikacji dedykowanych tylko naszym prenumeratorom) oraz specjalne rabaty od naszych partnerów lokalnych. Oferujemy zniżki od 10% do 20% na produkty i usługi firm z Żoliborza i Bielan (okazjonalnie także z innych dzielnic).

Z rabatów mogą korzystać tylko prenumeratorzy posiadający aktywną (wykupioną) prenumeratę.

Nie. Z rabatów oferowanych przez partnerów będą mogli skorzystać wszyscy aktywni prenumeratorzy „Gazety Żoliborza”, bez względu na miejsce ich zamieszkania.

Aktualną listę partnerów oraz informacje o oferowanych przez nich rabatach znajdziesz na stronie głównej naszego portalu, w zakładce PREMIUM w artykule "Rabaty dla Prenumeratorów" oraz w przesyłanych do Ciebie newsletterach.

Nasi partnerzy będą przedstawieni na stronie głównej naszego portalu, w zakładce PREMIUM w artykule "Rabaty dla Prenumeratorów". Będą umieszczeni wg dwóch kryteriów: wysokość rabatów i kolejność alfabetyczna.

Po wykupieniu prenumeraty będziesz mieć dostęp do specjalnie dedykowanego artykułu („Rabaty dla Prenumeratorów”), w którym będą wymienieni wszyscy nasi partnerzy (będą tam także ich logotypy). Przy zakupie w sklepie stacjonarnym lub w momencie płatności za usługę wystarczy pokazać jego treść obsłudze partnera, wskazując baner odpowiadający miejscu, w którym dokonujemy zakupów/płacimy za usługę.

Dokonując zakupu online u naszych partnerów, aby otrzymać rabat, należy przy zamówieniu wpisać specjalny kod, który zostanie wygenerowany przez partnera i przekazany prenumeratorowi.

Wspólnie z naszymi partnerami będziemy organizowali konkursy dla naszych prenumeratorów. Do wygrania będą w nich między innymi bilety czy karnety. Wśród nagród będą też zniżki na produkty i usługi oferowane przez partnerów. Laureaci takich konkursów otrzymają specjalnie dedykowany voucher, wygenerowany przez partnera konkursu, dzięki któremu będą mogli zrealizować nagrodę.

Obsługa partnera będzie sprawdzać, czy prenumerator, który chce skorzystać z rabatu, ma dostęp do specjalnie dedykowanego artykułu („Rabaty dla Prenumeratorów”), w którym będą wymienieni wszyscy nasi partnerzy (będą tam także ich logotypy). Przy zakupie w sklepie stacjonarnym lub w momencie płatności za usługę wystarczy pokazać jego treść obsłudze partnera, wskazując baner odpowiadający miejscu, w którym dokonujemy zakupów/płacimy za usługę.

W przypadku zakupów online i/lub realizacji vouchera (będącego nagrodą w konkursie dla prenumeratorów, o którym piszemy w pkt. 9) trzeba powołać się na kod/voucher wygenerowany przez partnera. Dzięki temu będzie można zakupić produkt/usługę lub odebrać nagrodę w konkursie.

Zależeć to będzie od indywidualnych ustaleń z każdym partnerem. Szczegółowe informacje znajdziesz w opisie oferty każdego z nich.

Jeśli napotkasz jakiekolwiek trudności, skontaktuj się z naszym działem obsługi klienta pod adresem [[email protected]] lub telefonicznie pod numerem [535249771]. Postaramy się pomóc jak najszybciej.

Rabatów przeznaczonych dla prenumeratorów nie można przekazywać osobom trzecim. Są one dedykowane wyłącznie dla naszych prenumeratorów jako forma podziękowania za wsparcie. Udowodnione przypadki łamania tego postanowienia będą skutkowały anulowaniem prenumeraty, bez możliwości jej odnowienia.

Wysokość rabatu u każdego partnera jest stała w czasie jednego cyklu, który trwa miesiąc. Partner może zmienić wysokość rabatu w każdym cyklu.

Nie. Każdy z partnerów ma swoje odrębne rabaty, które nie łączą się z rabatami od innych partnerów.

Tak, ale Twoja subskrypcja będzie aktywna do końca okresu rozliczeniowego, na który się zdecydowałeś.

Wystarczy zaoferować zniżki (10%, 15% lub 20%) na swoje produkty lub usługi dla naszych prenumeratorów. W zamian otrzymasz pakiet promocyjny opisany w naszej ofercie.

Skontaktuj się z nami pod adresem [[email protected]] lub telefonicznie pod numerem [662001449]. Omówimy szczegóły i odpowiemy na wszelkie pytania.

Po skontaktowaniu się z nami ustalimy szczegóły współpracy, podpiszemy umowę i przekażemy wszystkie niezbędne materiały do realizacji promocji.

Nie, udział jest całkowicie bezpłatny. W ramach współpracy barterowej oferujesz rabaty dla naszych prenumeratorów, a my zapewniamy Ci promocję i zwiększenie rozpoznawalności Twojej marki.

Nie. Program skierowany jest głównie do firm z Żoliborza i Bielan, aby wspierać lokalną społeczność. Jeśli Twoja firma działa w tym obszarze lub kieruje ofertę (także) do mieszkańców tych dzielnic, zapraszamy do współpracy. Zapraszamy zatem do współpracy także firmy i instytucje z innych warszawskich dzielnic!

Nie. Z rabatów oferowanych przez partnerów będą mogli skorzystać wszyscy aktywni (posiadający opłaconą prenumeratę) prenumeratorzy „Gazety Żoliborza”, bez względu na miejsce ich zamieszkania.

Twoja firma otrzyma bezpłatną reklamę w naszych mediach: na portalu, w social mediach, grupach lokalnych, w artykułach oraz w kampaniach reklamowych. Dzięki temu zwiększysz rozpoznawalność marki i dotrzesz do szerokiej lokalnej społeczności. Zrobisz to w sposób innowacyjny i efektywny – całkowicie bezpłatnie. Naszym głównym celem jest nie tylko uhonorowanie naszych prenumeratorów, ale też skuteczne zareklamowanie ofert firm, które zostaną naszymi partnerami.

Oferujemy m.in.:

  • Baner reklamowy z Twoim logotypem na naszym portalu i w social mediach.
  • Publikację artykułu zbiorczego promującego wszystkich partnerów.
  • Top Layer z informacjami o prenumeracie i partnerach.
  • Stałą komunikację w naszych grupach społecznościowych.
  • Zdjęcie w tle w mediach społecznościowych z logotypami partnerów.
  • Relacje (stories) z logotypami partnerów.
  • Plakat promocyjny informujący o współpracy.
  • Mailingi do prenumeratorów (dla partnerów oferujących 15% i 20% rabatu).
  • Promocję w Kinie Wisła (dla partnerów oferujących 20% rabatu).

Nasi partnerzy będą przedstawieni na stronie głównej naszego portalu, w zakładce PREMIUM w artykule "Rabaty dla Prenumeratorów". Będą umieszczeni wg dwóch kryteriów: wysokość rabatów i kolejność alfabetyczna. Ich lista będzie też wysyłana w newsletterach dla prenumeratorów.

Obsługa partnera będzie sprawdzać, czy prenumerator, który chce skorzystać z rabatu, ma dostęp do specjalnie dedykowanego artykułu („Rabaty dla Prenumeratorów”), w którym będą wymienieni wszyscy nasi partnerzy (będą tam także ich logotypy). Przy zakupie w sklepie stacjonarnym lub w momencie płatności za usługę wystarczy pokazać jego treść obsłudze partnera, wskazując baner odpowiadający miejscu, w którym dokonujemy zakupów/płacimy za usługę.

W przypadku zakupów online należy podać kod wygenerowany przez partnera. Dzięki temu będzie można zakupić produkt/usługę.

Wspólnie z naszymi partnerami będziemy organizowali konkursy dla naszych prenumeratorów. Do wygrania będą w nich między innymi bilety czy karnety. Wśród nagród będą też zniżki na produkty i usługi oferowane przez partnerów. Laureaci takich konkursów otrzymają specjalnie dedykowany voucher, wygenerowany przez partnera konkursu, dzięki któremu będą mogli zrealizować nagrodę. By odebrać nagrodę, trzeba będzie okazać ten voucher lub wpisać (w przypadku realizacji online) umieszczony na nim kod, wygenerowany przez partnera.

Szczegóły dotyczące sposobu wykorzystania, ilości i dostępności rabatów ustalamy indywidualnie, aby najlepiej dopasować ofertę do potrzeb Twojej firmy. Stałe są tylko wysokości oferowanych rabatów: 10%, 15% i 20%.

Wysokość rabatu u każdego partnera jest stała w czasie jednego cyklu, który trwa miesiąc. Partner może zmienić wysokość rabatu w każdym cyklu.

Zależeć to będzie od indywidualnych ustaleń z każdym partnerem.

Oczywiście! Jesteśmy otwarci na wszelkie sugestie i propozycje, które mogą przynieść korzyści obu stronom.

Czas trwania współpracy ustalamy indywidualnie, ale minimalny okres to jeden miesiąc (jeden cykl współpracy). Możesz zdecydować się na okres próbny (miesięczny) lub długoterminową współpracę.

Tak, aczkolwiek Twoja obecność – a zatem przywileje i obowiązki partnera – będą obowiązywały do zakończenia miesięcznego cyklu współpracy.