W tym roku 1 sierpnia obchodzimy 78 rocznicę wybuchu powstania warszawskiego. Mimo planowanego zaskoczenia i rozpoczęcia powstania w całym mieście o godzinie 17, na Żoliborzu walki zaczęły się wcześniej. Pierwsze strzały oddał Zdzisław Sierpiński ps. „Świda”.
W dniu rozpoczęcia powstania mobilizacja sprawiała spore problemy. Głównie brakowało broni, a jej przerzut był utrudniony przez niemieckie patrole. Właśnie na jeden nich trafiła grupa chłopaków transportujących broń na Żoliborzu.
Kiedy drużyna, którą prowadziłem z transportem broni, zbliżyła się z ulicy Kochowskiego na ulicę Krasińskiego, szeroką arterię na Żoliborzu, od strony Powązek nadjechał samochód z żołnierzami niemieckimi – wspominał po latach Zdzisław Sierpiński, dowódca drużyny w 226. plutonie 9 kompanii zgrupowania „Żniwiarz”.
Był taki moment, kiedy zupełnie wyraźnie obserwowaliśmy się wzajemnie. Widać było, że Niemcy robią jakiś rachunek zysków i strat. Czy zacząć starcie z nami? Czy udać, że nie zwracają uwagi na kilkunastu młodych ludzi w butach z cholewami i w płaszczach (mimo gorącego dnia), pod którymi pochowaną mieli broń? Jak gdyby zastanawiali się, czy doprowadzić do tego starcia czy nie. – mówił dalej Sierpiński w rozmowie z Polskim Radiem w 1981 r.
Powstańcy ok. godziny 13:30 stanęli więc przed wyborem – dać się złapać wraz z całą bronią czy zacząć przedwcześnie walki. Wtedy właśnie padły pierwsze strzały powstania, oddane przez Sierpińskiego.
W pewnym momencie Niemcy zdecydowali się na starcie i rozpoczęła się walka. Wyszliśmy z niej właściwie z pełnym sukcesem, ponieważ obrzuciliśmy niemiecki samochód granatami, a sami nie ponieśliśmy strat. Samochód się zapalił, Niemcy zostali pokonani, a nam udało się przeskoczyć przez ulicę i udać się na miejsce zbiórki, gdzie czekała już reszta naszej kompanii. – kończył opowieść „Świda”.
Poważne skutki – „nie ma powodu do dumy”
Choć pierwsza potyczka zakończyła się sukcesem powstańców, wywołała powszechną mobilizację niemieckich sił w całym mieście. Niemcy wiedzieli już, że coś się dzieje. Niewiele czasu po strzelaninie na Krasińskiego, podjechały tam kolejne oddziały i rozpoczęły przeszukania. Wtedy w budynku Kotłowni przy ul. Suzina Niemcy dostrzegli grupę mężczyzn i zaczęli kolejną strzelaninę. Zginął tam plut. pchor. Leon Krzysztoń „Bogdan” – pierwsza z ponad 200 tysięcy ofiar powstania.
O 17:00, planowanej godzinie rozpoczęcia zrywu nie było już szans na zaskoczenie wroga. Nie udało się zatem zdobyć Cytadeli, Instytutu Chemicznego, AWF-u, ani Dworca Gdańskiego, a Żoliborz został odcięty od reszty miasta, co nawet skutkowało chwilowym wycofaniem wojsk „Żywiciela” do Kampinosu.
Mimo wygranej potyczki i braku strat Sierpiński nie był zadowolony z przedwczesnego startu walk - On zawsze podkreślał: "Nikt z nas nie mógł być zachwycony tym, że zaczęliśmy przed czasem. Nie ma powodu do dumy. Jestem dumny z tego, jak mój oddział walczył w Powstaniu" - mówił Stefan Bratkowski, dziennikarz i przyjaciel Sierpińskiego w audycji Magdy Mikołajczuk w Polskim Radiu w 2012 r. ,poświęconej postaci „Świdy”.
Zmarł 11 dni przed spełnieniem marzenia
Jak relacjonowały osoby, które znały Sierpińskiego, bardzo chciał on zobaczyć Muzeum Powstania Warszawskiego. Czekał więc na obchody 60 rocznicy wybuchu powstania, lecz zmarł 11 dni przed tymi wydarzeniami 20 lipca 2004 w wieku 80 lat.
Zanim zmarł, czynnie uczestniczył w życiu społecznym i kulturalnym. Po upadku powstania wyszedł z Warszawy z ludnością cywilną. Po wojnie przez ponad 50 lat był dziennikarzem muzycznym „Życia Warszawy” i krytykiem muzycznym. Tworzył audycje w Polskim Radiu, pisał dla magazynów „Ruch Muzyczny”, „Jazzie” i Poradnik Muzyczny”. Napisał także artykuł „Zaczęło się na Żoliborzu”.
Został uhonorowany Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Złotym Krzyżem Zasługi, Medalem Komisji Edukacji Narodowej oraz złotą odznaką honorową „Za zasługi dla Warszawy”.
W 1998 roku powstał o nim film dokumentalny „Człowiek, który rozpoczął powstanie”.
Napisz komentarz
Komentarze