Tour de Canal – nielegalny, charytatywny rajd rowerowy dokoła kanałku na Kępie Potockiej, zorganizowany przez Żoliborskie Towarzystwo Sportowe, odbył się w sobotę 19 marca. Prawie 5 tysięcy złotych, zebranych z wpisowego i sprzedaży dzieł sztuki, przekazano fundacji Ocalenie, pomagającej Ukraińcom. Wydarzenie przyciągnęło wiele osób i przebiegło w wyjątkowej atmosferze.
W tym artykule przeczytasz m.in.:
- o tym jak powstał pomysł na zorganizwanie wyścigu rowerowego,
- urokach i sąsiedzkiej atmosferze jaka panuje na wyścigach organizowanych przez ŻTS,
- relację z ostatniego wyścigu.
Tour de Canal było wyjątkowym wydarzeniem. Zorganizowany przez grupę znajomych, nazywających siebie Żoliborskim Towarzystwem Sportowym, nielegalny, charytatywny wyścig przebiegł w przyjacielskiej atmosferze. Większość osób przyszła tam ze znajomymi, a całość oprócz charytatywnej jazdy na rowerze miała charakter wieczornego spotkania z przyjaciółmi.
Kiermasz, zbiórka pieniędzy i szybka jazda
Według organizatorów w wydarzeniu wzięło udział około 300 osób, a samych zawodników było ponad 80. Wyścigi odbywały się w dwóch kategoriach – sprint i długi dystans. W sprincie kilka osób na raz miało za zadanie jak najszybciej przejechać trasę 800 metrów, okrążając kanałek, zaczynając od baru „U Araba”, przejeżdżając pod neonem „Światłotrysk” i kończąc na mostku, znów obok „Araba”.
Na mecie stali organizatorzy, którzy za pomocą stopera w telefonie mierzyli czas każdego zawodnika, by ostatecznie 10 najszybszych osób zmierzyło się w finale, który wygrał Filip Czajkowski, z czasem 1,5 minuty. „Była ładna pogoda, to wyszedłem na rower. Jazda w parku jest dość ekstremalną formą ścigania, ale fajnie, że to wypaliło, nie było napiętej atmosfery, każdy mógł się pościgać, jak tylko chciał” – mówił zwycięzca po wręczeniu nagród.
Druga konkurencja, długi dystans, nie była już podzielona na tury. Wszyscy uczestnicy wydarzenia na raz wystartowali spod baru „U Araba” i okrążyli cały Kanałek, czyli przejechali trasę liczącą ok. 4,5 km. Niektórzy starali się przejechać trasę jak najszybciej, aby wygrać nagrody, lecz zdecydowana większość uczestników zrobiła to na spokojnie, jadąc wolnym tempem i rozmawiając. Zawody były więc raczej symboliczne, ważniejszy był cel charytatywny i miło spędzony czas wśród znajomych.
Zrozumiała była jednak walka o nagrody, ponieważ te były bardzo atrakcyjne. Wydarzenie było sponsorowane przez kilka żoliborskich knajp i kawiarni – Secret Life Cafe, Pawilon Kulturalny, Kufle i Kapsle, Lodziarnia Ulica Baśniowa, Jaskółka i Fawory. Na zwycięzców czekały bony na lody, kawę, ciasto, czy pizzę, ale również wyjątkowa rzecz – trening wspinaczkowy z wicemistrzem Polski Jerzym Laskowskim.
Ostatecznie na metę jako pierwszy dojechał Michał Fedorowicz, który po odebraniu nagród powiedział, co skłoniło go do wzięcia udziału w całym wydarzeniu: - Zobaczyłem na Facebooku ogłoszenie o zbiórce pieniędzy na fundację Ocalenie. Jeżdżę na rowerze, jestem zapalonym rowerzystą, więc przyszedłem. Pierwszy raz biorę udział w takim evencie, zobaczyłem, że jadę pierwszy, więc przyspieszyłem jeszcze na finiszu i udało się wygrać.
Jak mówił Michał, najważniejszym aspektem rajdu była zbiórka pieniędzy na pomoc Ukrainie. Przed rozpoczęciem wyścigów odbywał się kiermasz dzieł sztuki. Można było kupić plakaty i koszulki z grafiką wydarzenia. Także każdy zawodnik podczas rejestracji wpłacał dowolną kwotę wpisowego. Cały zysk, który wyniósł około 5 tysięcy złotych, został przekazany fundacji Ocalenie, która pomaga Ukraińcom.
„Pomysł powstał w parku, pod wpływem piwa”
Żoliborskie Towarzystwo Sportowe to, jak sami o sobie mówią, grupa znajomych zainteresowana rozmaitymi aktywnościami na świeżym powietrzu i miłym spędzaniem czasu. Tour de Canal nie było pierwszym zorganizowanym przez nich rajdem.
- ŻTS założyliśmy po zorganizowaniu pierwszego nielegalnego rajdu rowerowego po Żoliborzu – „Tour de Żniwiarz”. Pomysł tego przedsięwzięcia powstał podczas jednego ze spotkań na ławce przy skwerze kompanii AK „Żniwiarz”. Wtedy, zainspirowani seansem o przygodach Jamesa Bonda, pod wpływem piwa, zaczęliśmy snuć wyobrażenia o koleżeńskiej rywalizacji rowerowej i niebezpiecznych wyścigach – mówią trzej założyciele ŻTS – Jeremi, Karwan i Pablo.
Planowanie i organizacja drugiego rajdu zajęła około 2 tygodnie. Jak mówią chłopaki, wydarzenie przyciągnęło 2-3 razy więcej osób, niż poprzedni wyścig. Po takim sukcesie chcieliby organizować różne eventy cyklicznie. Nie interesują ich tylko rowery, w planach są wydarzenia związane z grą w bule, zośkę, czy curling.
Od kolarzówek, przez tandem i Veturillo, po składaka – przyjacielska atmosfera rajdu
To, że pomysł powstał w parku przy piwie, było widać w luźnej, kumpelskiej atmosferze całego wydarzenia. Wyścigi opóźniły się o około 45 minut, ponieważ długo zajęła rejestracja zawodników, ale także dlatego, że każdy przed zawodami rozmawiał ze znajomymi, popijając piwo właśnie. Nawet, jak ktoś przyszedł tam sam, od razu był zagadywany przez nieznajomych lub mógł spotkać wielu znajomych z dawnych lat, spędzonych w szkole na Żoliborzu – tak było w moim przypadku.
Oprócz wpłaty pieniędzy na zbiórkę dla Ukrainy, najważniejszą rzeczą przy rejestracji zawodników, było podanie swojego ulubionego filmu, który następnie był wpisywany na kartę z numerem zawodnika. To także skracało dystans między zawodnikami, którzy widząc osobę lubiącą ten sam film, mogli do niej podejść i się zapoznać.
Całe wydarzenie było wielkim sukcesem ze względu na zebraną kwotę. Pokazało również, jak oddolne inicjatywy mogą połączyć lokalną społeczność. Mimo niskiej temperatury, wiele osób wyszło z domu pojeździć na rowerze i spotkać się ze znajomymi, bez względu na to, czy w ogóle mają rower.
Najzabawniejszym, dla mnie, aspektem rajdu był rozstrzał między sprzętem, na którym startowali zawodnicy. Niektórzy posiadali profesjonalne kolarzówki, ale większość osób startowała na rowerach niestworzonych do wyścigów. Kilka osób przyjechało na wypożyczonych rowerach Veturillo, inni startowali na tandemie, a jeszcze inni ścigali się na składaku.
Napisz komentarz
Komentarze