Kończą się skwarne wakacje, zaczyna nowy rok szkolny. Jak zwykle, ożywają wśród rodziców i uczniów różne odczucia. W ostatnich latach kolejne reformy szkolnictwa jeszcze bardziej podsycają emocje i niepewność.
Rodzice przedszkolaków, szczególnie tych, które rozpoczynają karierę przedszkolną, opowiadają im o zabawkach, zabawach i nowych kolegach. Dzieci słuchają zaciekawione, tworzą sobie pewien obraz. Niektórym dzieciom może być jednak trudno odnaleźć się w nowym środowisku, w dużej grupie i wśród nowych zasad. Opowiadajmy więc szczerze o tym, co zastaną w przedszkolu. Przyzwyczajajmy do rytmu dnia. A jeśli jest taka możliwość, to zabierzmy je na dzień otwarty lub dni adaptacyjne.
Pierwszaki i ich rodzice są podekscytowani kolejnym etapem rozwoju. Dzieci – czekającym, nieznanym nowym. Są dzieci, które pewnym krokiem wejdą do szkoły, będą się rozglądać, zagadywać, zaglądać w każdy kąt. Ale będą i takie, które wtulą się w rodziców, będą bały się puścić ich dłoń. Jak będą wyglądały pierwsze dni w szkole? Dużo zależy od rodziców, od przekazanych przez nich informacji. Opowiedzmy dzieciom nasze szkolne przygody, pokażmy nasze zeszyty. Powiedzmy o naszych osiagnięciach, ale i o lękach. Dajmy dziecku prawo do przeżywania i uświadomienia sobie swoich lęków. Mówienie „nie ma sie czego bać” może okazać się kłamstwem, gdy dziecko przerazi się szkolnego zgiełku, ostrego brzmienia dzwonka, gdy będzie się bało wymagającego nauczyciela albo upadnie, popchnięte przez starszych kolegów. Ważna jest rola wychowawcy – jaką wprowadzi atmosferę, czy będzie w stanie dotrzeć do każdego dziecka. Czy szybko zorientuje się w problemach, z którymi zmagają się dzieci. Liczy się nie tylko jego staż pracy i odbyte szkolenia, ale także indywidualne wyczucie i intuicja.
Starsze dzieci czasami wręcz z niechęcią rozpoczynają kolejny rok nauki. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że wiedzą co je czeka. Są wtłoczone w liczne klasy. Przeładowany program, uczenie się często mało przydatnych „pamięciówek” i brak czasu na swobodną zabawę też robią swoje. Wiele sprawdzianów i natłok prac domowych – często skomasowanych, bo nieskoordynowanych między nauczycielami – zabierają czas, który młodzież chciałaby inaczej spędzać. W wielu szkołach panuje istny wyścig szczurów, podsycany przez ambicje rodziców. Dochodzą jeszcze dodatkowe zajęcia – rozwijanie pasji i zdolności, korepetycje. A to wszystko pod szyldem „dobra dziecka”. Przygniata tornister, przygniata przeładowany program, przygniatają różne wymagania nauczycieli i rodziców.
Zostawiając sprawę programów, proponuję skupić się na tym, na co my, jako rodzice konkretnego dziecka, mamy wpływ. Czyli – jak ogarnąć naukę w domu.
Co zaliczamy do nauki w domu? Są to, między innymi:
- odrabianie zadanych w szkole ćwiczeń, zadań, wypracowań;
- powtarzanie omawianych na lekcjach tematów;
- czytanie lektur;
- przygotowania do sprawdzianów – powtarzanie dużych partii materiału;
- nauka pamięciowa (wiersze, tabliczka mnożenia...);
- wykonywanie prac graficznych (rysunki, mapki, gazetki...);
- rozpakowywanie i pakowanie tornistra.
Do powyższej listy dodajmy „domową szkołę życia”, w której uczymy dzieci:
- samoobsługi – w myciu, jedzeniu, ubieraniu, sprzątaniu);
- kultury osobistej – właściwe zwracanie się do różnych osób, używanie zwrotów grzecznościowych; właściwy stosunek do słabszych, innych oraz zwierząt, poprawne zachowanie;
- wykonywania czynności dla dobra rodziny – sprzątanie, gotowanie, opieka nad pupilem;
- wykonywania czynności dla dobra ogólnego – dbanie o środowisko, wolontariat.
Całkiem sporo, prawda? Jak to wszystko ogarnąć i jeszcze znaleźć czas dla siebie i dla kolegów?
Pomóżmy dzieciom uporać się z tym natłokiem. Ale jak? Czy nasze wspomnienia z dzieciństwa dały nam właściwe rozwiązania? Przyjrzyjmy się ważnym elementom organizacyjnym.
Odpowiednie miejsce. Trudno powiedzieć, które miejsce w domu będzie najwłaściwsze dla naszego dziecka. Ale warto wyznaczyć stałe miejsce do nauki. Może to być pokój dziecka, z osobistym biurkiem. Niektóre dzieci wolą jednak, by ktoś przy nich był, a wtedy można zdecydować się na dodatkowy stolik w kuchni, gdzie rodzic będzie przygotowywać posiłek, a dziecko – odrabiać lekcje. Każda z tych opcji ma swoje zalety i wady. Zdecydowawszy się na oddzielny pokój, trzeba tak go przygotować, by móc rozróżnić strefę nauki, strefę snu i strefę zabawy. Strefa nauki powinna być ascetyczna: puste biurko, ewentualnie z rzeczami niezbędnymi do nauki. Przed oczami jednolita ściana w jasnym, ale stonowanym kolorze. Podręczniki i książki też muszą mieć swoje miejsce, by bez trudu można było je znaleźć. Światło – naturalne i sztuczne z odpowiedniej strony, nie oślepiające, najlepiej o ciepłej barwie. Na czas nauki warto zabrać wszelkie źródła muzyki (chociaż są dzieci, które lepiej uczą się przy muzyce, więc można im zaproponować np. słuchawki).
Odpowiedni czas. Kiedy jest najlepszy czas na odrabianie lekcji? Tu również nie ma jednej złotej reguły. System zmianowy w szkołach także wymusza dostosowania. Generalnie – dziecko powinno mieć po szkole pewien czas wolny, by wyciszyć się po gwarze i odreagować wielogodzinne siedzenie w ławce. Jeśli dziecko chodzi na pierwszą zmianę, to ustalić taki czas jest stosunkowo łatwo. O wiele trudniej, gdy dziecko kończy lekcje i zajęcia dodatkowe około 18:00. Rozważmy zatem, czy faktycznie wszystkie zajęcia dodatkowe są niezbędne, czy dziecka system nerwowy wytrzyma wielogodzinne napięcie i mobilizację. Znajdźmy czas, by sprawdziać, czy lekcje zostały odrobione, by dziecko miało możliwość uzupełnić „zapomniane” zadania. Najzdrowiej dla dziecka by było, gdyby zakończyło odrabianie lekcji najpóźniej na około godzinę przed pójściem spać.
Odpowiedni plan. Pozytywne skutki przyniesie przyzwyczajanie dziecka do samodzielnego odrabiania zadań. Wypracujmy wspólnie z dzieckiem pewien schemat działania. Dobrze sprawdza się przeplatanie trudniejszych przedmiotów tymi łatwiejszymi (np. matematyka, przyroda, język polski, muzyka). Po wypakowaniu tornistra dziecko sprawdza, z których przedmiotów są zadane prace pisemne, a z których ustne. Początkowo pomóżmy dziecku poukładać tę przeplatankę. Prace, które wymagają więcej czasu (np. wypracowania, makiety, itp.) i na które nauczyciel wyznaczył dłuższy termin oddania, odłóżmy na weekend lub wolniejszy dzień. Ustalmy, że na czas odrabiania lekcji zapominamy o telefonie, telewizorze, grach i zabawach. Kolejna rzecz – dziecko ma prawo robić sobie krótkie przerwy, np. po skończeniu przedmiotu. To nie czas na zabawę, ale na napicie się czegoś czy wyjście do toalety. Można też przeplatać zadania pisemne z ustnymi. Odrabianie lekcji kończy się spakowaniem tornistra oraz odłożeniem podręczników i zeszytów na miejsce.
Odpowiednie nastawienie. To jeden z trudniejszych elementów. Są dzieci, które uwielbiają się uczyć i czerpią z tego radość. Najczęściej jednak uczenie się w domu i odrabianie lekcji spotyka się z niechęcią. Oczywiście tłumaczymy im jak ważna jest nauka, dobre oceny, opowiadamy o użyteczności danego materiału w późniejszym życiu... ale czy to przekonuje? Czasami słabo. Spróbujmy podziałać z żetonowym systemem motywacji. Aby dziecko, poza zdobytą wiedzą i ocenami, miało jeszcze przyjemność dla siebie. Nie przekupujmy pieniędzmi. Nagrody motywacyjne powinny być jak najmniej materialne (np. sobota z kolegami, rodzinne jeżdżenie na rowerze, wyjście na lody czy do kina, ostatecznie dodatkowy czas na komptuer). Wspierajmy, ale nie róbmy zadań za dziecko, bo robimy mu krzywdę i uczymy kłamstwa.
A najważniejsze – nie żądajmy od dziecka doskonałości za wszelką cenę. Cieszmy się z jego osobistych sukcesów, nawet tych drobnych. Chwalmy za postępy. Nie porównujmy z innymi.
I na zakończenie jeszcze jedno pod rozwagę: szkoła to nie tylko wiedza teoretyczna. To także nabywanie bardzo ważnych umiejętności społecznych, które będą potrzebne dziecku w dalszym życiu.
POWODZENIA :)
Napisz komentarz
Komentarze