Gdybyśmy mogli w pełni ufać źródłom internetowym, nie byłoby tego artykułu. Zgodnie z zamieszczonymi w sieci informacjami, Kaskada to „Park na Żoliborzu przy stacji metra Marymont, między ulicami Słowackiego, Gdańską i Aleją Armii Krajowej. Pierwotnie, od drugiej połowy XVII wieku, stanowił część rezydencji królewskiej na Marymoncie, kiedy to tereny te należały do rodziny Sobieskich. Był tu wówczas leśny zagajnik o wiele większy od obecnego obszaru parku. Zmniejszony został przede wszystkim wskutek wybudowania trasy AK. Swój aktualny wygląd zawdzięcza w głównej mierze zmianom z początku XIX stulecia, jakich dokonał ówczesny właściciel parku, generał Józef Rautenstrauch, oraz modernizacji sprzed kilku lat. Nazwa Kaskada wzięła się od naturalnego wodospadu znajdującego się na terenie parku”. Brzmi świetnie, prawda? Jednak, jak często bywa, informacje zamieszczone w internecie nie mają odzwierciedlenia w rzeczywistości, a w przytoczonych słowach nie pobrzmiewa nawet echo tego, w jakim stanie park – i jego główny atut, stanowiący źródłosłów nazwy – znajdują się dzisiaj.
O Kaskadzie mówi się sporadycznie. Zlokalizowana na peryferiach dzielnicy, nie jest tak reprezentacyjna jak Park Żeromskiego, czy tak malownicza jak Sady Żoliborskie. Przez lata stała się anonimowym elementem krajobrazu; ot, przydrożny, trochę większy skwerek, na którym przygodni przechodnie piją piwo. Większość mija park obojętnie, wychodząc ze stacji metra lub przystanku tramwajowego. Matki z wózkami z reguły tam nie zaglądają ze względu na niewygodną nawierzchnię, nawet psiarze są obecni mniej licznie niż w innych zielonych zakątkach dzielnicy. Nie dziwne – kąpiel w zapyziałej, pokrytej rzęsą sadzawce mogłaby się skończyć u czworonoga dolegliwościami skórnymi, a obudowana przemysłową glazurą fontanna ma tak wysokie schodki, że nawet dorośli pod wpływem alkoholu rzadko decydują się podjąć ryzyko jej zwiedzania. Również miejska siłownia, licznie odwiedzana choćby na Kępie Potockiej, tu wygląda na opuszczoną.
To jednak nie wszystkie wady Kaskady. Najgorsze jest niedostateczne oświetlenie parku po zmroku, połączone z brakiem dbałości o roślinność. Nieprzycięte krzaki i ciemne zaułki sprawiają, że park jest nieprzyjazny i niebezpieczny dla spacerowiczów, dlatego po zmierzchu sprawia wrażenie opuszczonego. I choć o Kaskadzie zrobiło się głośno w lutym tego roku, to nie ze względu na jej codzienne wady. Wtedy światło dzienne ujrzały plany Instytutu Ochrony Środowiska, na terenie którego miałby stanąć biurowiec, dominujący nad dotychczasową zabudową i ingerujący w charakter parku. Ostatnio sprawa przycichła, jednak nie zrobiono nic, by park stał się miejscem przyjaznym i bezpiecznym.
Opisane powyżej mankamenty, a przede wszystkim konieczność zmiany tego stanu rzeczy, polecam uwadze naszych żoliborskich samorządowców w przededniu wyborów – zwłaszcza, że część z nich nadal ma luki w swoich programach. I nie – zaakceptowany projekt „rewitalizacji” Parku Kaskada, wynikający z budżetu partycypacyjnego, nie będzie wystarczający. Nowe ławki i kosze na śmieci nie sprawią, że Park będzie ładniejszy i bezpieczniejszy. Niestety – zamiast ewolucji, Kaskadzie potrzebna jest rewolucja i mądrzy ludzie, którzy będą umieli ją przeprowadzić. W przeciwnym razie, wszystko będzie tak, jak jest. Lub gorzej…
Napisz komentarz
Komentarze