„Willa”, „twierdza” – tymi i wieloma podobnymi przymiotnikami media z pewną przesadą określają dom prezesa PiS. Jak naprawdę wygląda ta okolica i co mówią o niej sami mieszkańcy?
Są miejsca w Warszawie, w których mieszka się trudno. Korki, niebezpieczna, pełnia dresiarzy okolicy, czy nieprzyjemny zapach to najczęstsze powody narzekań mieszkańców miasta. Najgorsi są jednak upierdliwi sąsiedzi i nie chodzi mi tylko o wspomnianych już dresików, ale o uciążliwych, zgryźliwych emerytów z partyjną przeszłością, którzy nie potrafili odnaleźć się w nowej rzeczywistości i swoje niepowodzenia odreagowują na kim tylko się da. Każdy kto kiedyś mieszkał w bloku z wielkiej płyty zna ten typ człowieka.
A jak wygląda sytuacja, kiedy sąsiadem jest nie partyjny aparatczyk, ale ktoś z zupełnie drugiej strony barykady, były antykomunistyczny opozycjonista, a obecnie samozwańczy „Naczelnik Państwa” i lider partii rządzącej?
Ludzka strona Kaczyńskiego
Z pewnością nie możemy mówić o inwazyjności osobowości prezesa – przynajmniej w stosunkach sąsiedzkich. Z opowiadań wiemy, że wobec sąsiadów jest miły, choć nieprzesadnie otwarty. – Z tego co opowiadała mi znajoma, która zna bliżej pana prezesa, to jest ...[FMP] on człowiekiem bardzo uczynnym i porządnym – mówi mi kobieta mieszkająca w jednym z budynków przy ul. Mickiewicza. Rozmawiając z osobami z okolicy trudno stworzyć wyraźną charakterystykę prezesa. Mało kto z nim rozmawiał. Jeżeli któryś z sąsiadów miał z nim kiedyś kontakt, to były to raczej krótkie, kurtuazyjne wymiany zdań, co jednak wydaje się być standardem w sąsiedzkich stosunkach. Wrażenie tej skrytości z pewnością potęguje fakt, że prezes mieszka w wolnostojącym domu, który to fakt sprzyja izolacji i raczej nie skłania do interakcji z mieszkańcami okolicy.
Ten artykuł czytasz w ramach wykupionego dostępu do treści.
Partia ponad wszystko
Z wypowiedzi ludzi znających go bliżej możemy jednak utworzyć pewien profil osobowościowy Jarosława Kaczyńskiego jako człowieka o jasnych i skonkretyzowanych priorytetach. – U niego były trzy rzeczy najważniejsze: rodzina, kot Buś i partia. Poza tym nic go nie interesowało – w rozmowie z portalem NaTemat.pl mówi Tadeusz Kopczyński, przyjaciel i wieloletni bliski pracownik Kaczyńskiego. Tę hierarchię – i zajmujące w niej niezbyt istotne życie sąsiedzkie – widać, kiedy próbuje się zdobyć od mieszkańców ul. Mickiewicza informacje, dotyczące prezesa. – Widziałem go kilka razy, ale jedynie przez okno jego domu – mówi mi mieszkający w sąsiedztwie Kaczyńskiego od kilkunastu lat żoliborzanin. Inna mieszkanka na pytanie czy prezes chadza czasem na spacery, albo czy można go spotkać w sklepie najpierw ze śmiechem odpowiada, że nie. Potem już poważnie i bojaźliwie stwierdza: – Gdyby wychodził na spacery, to wie pan co by było…
Jak się zmienia okolica, kiedy sąsiad zostaje „Naczelnikiem”?
Obywatelom mieszka się tu dobrze. Wręcz z roku na rok coraz lepiej. Od kiedy dom Kaczyńskiego strzeżony jest przez specjalnie oddelegowane patrole policji zniknęły młodzieżowe libacje na Placu Lelewela. Jednak nietrudno znaleźć krytyczne opinie wobec takich działań mundurowych i to nie tylko w kwestii zasadności i podstaw ich obecności. Mieszkańcy narzekają, że ostatnio trudno dojechać do domu, kiedy przez ul. Mickiewicza przechodzą manifestacje, albo jest zablokowana przez kordon policyjny mający chronić dom prezesa przed protestującymi. Bardziej bojaźliwi zwracają uwagę na pewien dyskomfort psychiczny spowodowany ciągłą obecnością mundurowych widokiem ubranych na ciemno osiłków stojących na rogu ulicy: – po zmroku ok. 18.00 jadąc rowerem wzdłuż Mickiewicza strasznie się przestraszyłam. 2 mężczyzn nagle w ciemnych strojach pojawiło się na chodniku na drodze... Zagadka: zboczeńcy li to pijacy czy...? Nie 🙂 to byli policjanci patrolujący niedaleko posesji pana J. Kaczyńskiego... przestraszyłam się ich jak nie wiem co, a oni w śmiech... to wcale nie jest śmieszne zawału można dostać – pisze jedna z użytkowniczek Facebooka.
Bez przesady
Okolice skrzyżowania Potockiej i Mickiewicza często ostatnio pojawiają się w przekazie medialnym. Byłoby to stwierdzenie zupełnie banalne gdyby nie fakt, że prasę ogarnęła jakaś dziwna mania hiperbolizowania elitarności tej okolicy. Michał Kołojdziejczak, lider Agrounii o rolniczym happeningu przed domem Kaczyńskiego mówił: „Bardzo szybka akcja w centrum miasta”, Wirtualna Polska czy „Super Express” pisząc o domu prezesa używają słów „willa”, czy „twierdza”. Jakże rozczarowująca okazuje się rzeczywistość. Do centrum Warszawy wcale nie jest tak blisko (15 minut tramwajem). Z kolei sam dom wygląda nad wyraz przeciętnie, a jedyną wyróżniającą go cechą (choć wcale nie tak rzadko spotykaną w Warszawie) są kamery monitoringu zainstalowane przy wejściach na posesję i niepozorna stróżówka przy głównej bramie. Jedna z kobiet przechodzących chodnikiem wzdłuż Mickiewicza w rozmowie ze mną stwierdza: – Rozbraja mnie, kiedy media piszą o „Willi Kaczyńskiego”. Przecież to zwykły dom, jeszcze z czasów Gomułki, betonowy, szary i brzydki. Często najpierw mówi się o willi, a potem zarzuca się prezesowi, że jego dom jest zaniedbany, ale proszę się rozejrzeć, tu tak wszystko wygląda. Proszę spojrzeć na te pawilony, no obleśne! A tam proszę pana, w jednym z domów po drugiej stronie ulicy, to od kilkunastu lat funkcjonuje burdel!
[/FMP]
Napisz komentarz
Komentarze