Spotykają się cyklicznie – w środy i niedziele. Dołączyłem do nich, żeby opowiedzieć ich historię.
Mój pierwszy raz
Początek był łatwiejszy niż mógłbym się spodziewać. Paradoksalnie okazuje się, że wejście do lodowatej wody zimą jest o wiele przyjemniejsze i łatwiejsze niż wakacyjne kąpiele w Bałtyku. – Jeżeli latem powietrze jest cieplejsze, a i my jesteśmy bardziej rozgrzani, wchodząc do wody, która ma kilkanaście stopni, różnica temperatur jest o wiele większa niż w zimie i przez to bardziej ją odczuwamy. Teraz, kiedy powietrze ma ok 4 stopni, a woda 2-3 stopnie, ta różnica jest mniejsza, a co za tym idzie mniej odczuwalna – wyjaśnia mi Kornelia Majkowska, trenerka triathlonu, założycielka i koordynatorka facebookowej grupy Żoliborskie Morsy oraz niekwestionowany autorytet w dziedzinie morsowania.
Z początku nie mogłem uspokoić oddechu, jednak dało mi się go wyrównać dość szybko. Założyłem ręce na kark, żeby nie wychładzać kończyn i rozpoczęło się – jak perwersyjnie to nie zabrzmi – oczekiwanie na wyziębienie ciała. Na początku czułem przede wszystkim bolesne szczypanie nóg. Skóra zaczęła drętwieć – znak, że temperatura wody zaczyna robić swoje.
Amator? Po obuwiu go poznacie
Do wody – jak przystało na amatora – wskoczyłem kompletnie boso. Wraz ze mną reszta morsów, ci już mieli ze sobą profesjonalne, neoprenowe buty dla nurków. Wyglądały jak z kosmosu. Po co tak zaawansowana technologia, kiedy mamy do czynienia w gruncie rzeczy z taplaniem się w stawie? Odpowiedź przyszła szybko, po kilkudziesięciu sekundach, kiedy straciłem czucie w palcach u stóp.
Lodowate nawrócenie
Dotrwałem do punktu przełomowego. Do tej pory myślałem, że morsowanie to zajęcie dla wariatów. Po minucie sam stałem się tym wariatem. Skąd ta nagła zmiana? Wyjaśniła mi to Kornelia Majkowska: – Skóra potrzebuje ...[FMP]około minuty, żeby wyłączyły się receptory na niej się znajdujące. Po tej minucie nie czujemy już nieprzyjemnego zimna. To ile możemy morsować jest kwestią indywidualną. Na pewno nie można dopuścić do pojawienia się szczękania zębami czy trzęsienia się z zimna, jeśli się te objawy pojawią to znak, że ewidentnie za dużo czasu już spędziliśmy w wodzie. Podczas morsowania początkujący powinni przebywać w wodzie przynajmniej 1,5 – 2 minuty i tyle na początek powinno wystarczyć. Przy każdym następnym wejściu, z tygodnia na tydzień ten czas będzie się wydłużał.
Ten artykuł czytasz w ramach wykupionego dostępu premium.
To jeszcze nie koniec
Ja wytrzymałem 4 minuty! Wyszliśmy z wody, myślałem, że to koniec, kiedy zza pleców usłyszałem krzyki: „Biegnij! Biegnij!”. Niewiele myśląc, w samych kąpielówkach pobiegłem za towarzyszami. Okazało się, że to dopiero połowa mojej morsowej sesji. – Po pierwszym zanurzeniu zawsze robimy drugą rozgrzewkę, bo w morsowaniu chodzi właśnie o to, żeby zachodziła zmiana temperatury, z gorącego na zimne i z zimnego znowu na gorące. Polecam zrobić trochę pajacyków, przysiadów, potruchtać, żeby znów wygenerować ciepło – wyjaśnia Majkowska.
Zabawa w ciepło-zimno
Do morsowania potrzebne są właściwie tylko dwie rzeczy: dobre chęci i zbiornik z wodą o niskiej temperaturze. Cała filozofia polega na tym, żeby rozgrzane wcześniej ciało schłodzić, potem znowu je rozgrzać i ponownie obniżyć jego temperaturę. – Założenie jest takie, żeby przede wszystkim podnieść odporność organizmu. Chodzi nam o nagłe zmiany temperatury. Przed morsowaniem robimy kilkunastominutową rozgrzewkę właśnie po to, żeby rozgrzać ciało i żeby to ciało już w wodzie oddawało ciepło na zewnątrz. Dzięki rozgrzewce chcemy wygenerować i skumulować ciepło, które jest oddawane do wody – wyjaśnia Kornelia Majkowska.
Na Żoliborzu morsy nie są gatunkiem zagrożonym. Z dnia na dzień jest ich coraz więcej. – Jako Żoliborskie Morsy jesteśmy grupą na Facebooku. Dosłownie nie ma dnia, żeby kilka osób nie zapukało do naszej grupy. W tym momencie liczy ona blisko czterysta osób, choć oczywiście nie wszyscy na raz morsują. Spotykamy się cyklicznie - w środy o 20 i w niedziele o 9 rano. – mówi mi Kornelia Majkowska.
Chłodny egalitaryzm
Morsować może właściwie każdy, bez względu na wiek, a przeciwwskazań zdrowotnych jest niewiele. – Nie ma wieku, od którego powinno się morsować. Jeżeli dziecko jest ogarnięte i słucha tego co się do niego mówi absolutnie nie ma żadnych przeciwwskazań, żeby nie morsowało. W naszej grupie jest kilkoro dzieci, nie przychodzą regularnie, ale morsują. Tak samo jest z osobami dorosłymi. Nie ma górnej granicy wiekowej, powyżej której nie powinno się już morsować. Ale oczywiście są choroby przy których nie powinno się tego robić. Chodzi o choroby serca czy problemy z układem krążenia. Również nadciśnienie tętnicze nieuregulowane lekami jest przeciwwskazaniem do morsowania. Poza tym jakichkolwiek większych przeciwwskazań nie ma, tym bardziej, że morsowanie ma wiele pozytywnych stron, świetnie wpływa na stawy, kości, mięśnie, na regenerację tych mięśni, pomaga w wydalaniu toksyn, przyśpiesza metabolizm i podnosi odporność organizmu. Morsowanie wpływa na jakość skóry, ujędrnia ją i wygładza. Podczas morsowania organizm wytwarza endorfiny, czyli hormony szczęścia dzięki którym nasze samopoczucie jest lepsze, a wytwarzana dopamina motywuje do działania oraz pozytywnie nastawia do życia.
Dawka czyni truciznę
Okazuje się, że – zgodnie z paracelsejską zasadą – to, co w dużej dawce jest śmiertelnie niebezpieczne, odpowiednio dawkowane może mieć wiele pozytywnych skutków dla naszego zdrowia. Podobnie jest z zimnem. Jeżeli podejdziemy do ochładzania organizmu z rozsądkiem wdzięczne nam będą nasze mięśnie, stawy, a sam układ immunologiczny znacznie się wzmocni.
Coraz przyjemniej
Po kolejnej rozgrzewce znowu zagonili mnie do stawu. Tym razem wskoczyłem do wody z entuzjazmem, którego nie spodziewałbym się po sobie jeszcze kilka godzin temu. Tu nie było już żadnych nieprzyjemnych odczuć. Od samego początku czułem dziwne, nie do końca zrozumiałe ciepło. Skąd się ono wzięło wyjaśniła mi Kornelia Majkowska: – Drugie zanurzenie jest już bardzo przyjemne, nie ma tego uczucia bolącej skóry, ściskania, czy jakiegokolwiek nieprzyjemnego uczucia. Jest bardzo przyjemne, wręcz można powiedzieć, że ciepłe. Mi towarzyszy takie uczucie jakbym wręcz stała przy ognisku.
To pierwsza, zdaje się, że najbardziej popularna metoda, ale oczywiście nie jedyna słuszna. – Robimy dwa zanurzenia, ale są oczywiście dwie szkoły. – wyjaśnia Majkowska – Jedni wchodzą do wody praktycznie bez rozgrzewki i są w niej tak długo na ile są w stanie wytrzymać, wychodzą i to jest dla nich koniec morsowania. My robimy dwa krótsze wejścia, po 6 minut, czasami 8, bo chodzi nam o to, żeby zachodziła wspomniana zmiana temperatur. Dzięki tym zmianom organizm buduje swoją odporność, a przy okazji dochodzi do ogromnego wyrzutu endorfin.
Ja chcę jeszcze raz!
Po drugim zanurzeniu mam ochotę zostać w wodzie dłużej. W tym momencie zaczynam nie tylko rozumieć żoliborskich morsów, ale sam chyba staję się jednym z nich. Wyjść jednak trzeba, zbytnie wyziębienie może być niebezpieczne. Teraz należy się szybko osuszyć i przebrać. Mam na to 5 minut, tyle wynosi orientacyjna granica trwania euforycznego stanu, kiedy, mimo wyziębienia, czuję niesamowite ciepło stojąc otoczony przenikająco zimnym, styczniowym powietrzem. Tu moja amatorszczyzna i brak doświadczenia stały się szczególnie widoczne. Zamiast luźnych, łatwych do założenia na zdrętwiałe stopy skarpet zabrałem ze sobą obcisłe skarpety narciarskie i bieliznę termoaktywną. Tego należy się wystrzegać. Przebieranie się przez dziesięć minut bez czucia w stopach w środku zimy nie jest czymś czego chciałbym kiedykolwiek doświadczyć. Na szczęście Wy już nie musicie popełniać tego błędu. Pamiętajcie, żeby wziąć luźne ubrania, neoprenowe buty (nie są one konieczne, ale zawsze to jakoś przyjemniej mieć czucie w palcach), a samo morsowanie najprzyjemniejsze jest w dobrym towarzystwie, zwłaszcza za pierwszym razem. Z pewnością najłatwiej będzie je znaleźć na grupie Żoliborskie Morsy, do której możecie dołączyć po kliknięciu w ten link. [/FMP]
Fotografia tytułowa pochodzi z grupy Żoliborskie Morsy, a jej autorką jest Kornelia Majkowska.
Napisz komentarz
Komentarze