- Babciu, a jaką miałaś komórkę jak byłaś mała?
- Hmm, była na podwórku ‒ taka drewniana. Mój tata trzymał w niej narzędzia.
- Baaabciu, ale ja mówię o telefonie!
- Długo nie mieliśmy telefonu. Założyli nam w domu telefon, gdy miałam 13 lat.
- Jak to w domu? To nie miałaś własnego? To jak rozmawiałaś z kolegami?
- Wychodziłam na podwórko i patrzyłam, kto jest. Jeśli koleżanek nie było, to stawałam pod oknem którejś z nich i wołałam. Ale mieliśmy kilka stałych miejsc zabaw, więc zawsze była szansa kogoś spotkać – przy trzepaku, na górce, na placu zabaw...
- A w co się bawiliście?
- Ja bardzo lubiłam grać w gumę, skakać na skakance czy robić widoczki, a chłopcy woleli urządzać kapslowe wyścigi, grać w meduzę, dwa ognie, zbijaka... Często też bawiliśmy się w chowanego, hali-halo, przeskakiwaliśmy przez piłkę odbijaną od ściany.
- Ojej, a co to za zabawy? Teraz nikt się w to nie bawi! Są fajne gry komputerowe.
- Za moich czasów nie było komputerów, czas spędzaliśmy głównie na powietrzu.
Rozmowy współczesnych wnuczków z babcią czy dziadkiem są jak historyczne opowieści. Przecież 40‒50 lat temu nie było tylu zwyczajnych dla współczesnych dzieci rzeczy. Ale czy postęp technologiczny dobrze wpływa na rozwój naszych pociech? W pewnych dziedzinach tak, zaś w innych, odpowiedź musi brzmieć „nie”.
„Kiedyś nie było ADHD czy innych takich, a teraz co drugie dziecko je ma!” – czy napewno nie było nadpobudliwych dzieci? Były, nie znano tylko kryteriów, według których obecnie diagnozuje się różnego rodzaju zaburzenia zachowania. Jak sobie radzono? Sposobów było wiele, ale i okazji do rozładowania nadpobudliwości też było sporo. Podwórka, skwery, boiska czy łąki pełne były dzieciaków. W domu siedziały tylko chore albo te, które „miały karę”.
Można powiedzieć, że ówczesne zabawy na świeżym powietrzu były treningiem umiejętności społecznych (TUS) połączonym ze swoistą terapią integracji sensorycznej (SI). Wychodziło się na podwórko i... rozpoczynało się uspołecznienie, połączone z rozładowaniem energii.
Na podwórkach działały różne grupy i grupki. Trzeba więc było do którejś dołączyć. Mało kto mógł ot tak przyłączyć się do każdej z nich. I tak, w naturalny sposób uczyło się proszenia, przekonywania, prezentowania siebie. Uczyło się przełamywania nieśmiałości.
Plac zabaw – istny naturalny „gabinet” SI i TUS. Bawiąc się w piaskownicy, dzieci uczyły się otwartości na innych, komunikacji werbalnej i niewerbalnej, uczyły się dzielić zabawkami i współpracować w grupie. Ćwiczyły i rozwijały zmysł dotyku poprzez zabawy w suchym i mokrym piasku. Ćwiczyły małą i dużą motorykę, robiąc babki z piasku, kopiąc łopatką czy rękoma doły, budując zamki. Rozwijała się też wyobraźnia i kreatywność. Piasek, łopatka i foremki stawały się rekwizytami do zabaw manipulacyjnych, konstrukcyjnych oraz symbolicznych. Wykorzystywano patyki, kamyki, listki, trawy, piórka – ozdabiały one „wypieki” i „stół”, stawały się walutą w piaskownicowym sklepiku. Na piasku powstawały obrazy, z piasku gotowano zupę, pieczono ciasto, robiono kawę.
Zwykle przy piaskownicy była zjeżdżalnia. To kolejna wspaniała i wszechstronna baza ćwiczeń. Tu trzeba zaplanować ruch, ocenić ryzyko, balansować ciałem. Dzięki temu popularnemu elementowi placu zabaw rozwija się równowaga i koordynacja ruchowa. Dzieci uczą się też bezpiecznego upadania. A społecznie? Uczą się cierpliwości, czekania na swoją kolej, przestrzegania zasad bezpieczeństwa i ponoszenia konsekwencji.
A jaki jest pożytek z huśtawki czy karuzeli? Całkiem spory – rozwija się zmysł równowagi i koordynacja ruchowa, rozwija się układ nerwowy, a równomierny ruch huśtawki powoduje uspokojenie. Dziecko poznaje swoją siłę i uczy się jej odpowiednio używać.
Dzieci lubią się wspinać, a cóż się do tego lepiej nada niż różnego typu drabinki, trzepak, czy „małpie gaje” i „pająki”. Muszą tu współpacować ze sobą wszystkie części ciała, wyrabia się więc koordynacja ruchowa i zmysł równowagi. Dziecko musi planować każdy ruch, oceniać ryzyko, rozwija się koordynacja oko-ręka i oko-noga, dziecko uczy się oceniać odległości. Część ćwiczeń wymaga wiszenia, więc wyrabiają się mięśnie rąk, ramion, prostuje się kręgosłup. Dziecko nabiera pewności siebie, podnosi się jego samoocena, a także – dzięki pokazaniu umiejętności – jego pozycja w grupie.
Wiele powszechnych dawniej zabaw nie wymagało żadnych sprzętów, albo były to przedmioty ogólnie dostępne na podwórku czy wśród dzieci. Czy one również wpływały na rozwój? Oczywiście! Opiszę kilka z tych, które warto włączyć do repertuaru działań współczesnych dzieci.
- „Raz, dwa, trzy – Baba Jaga patrzy” – zabawa nie wymaga przedmiotów. Dziecko A staje tyłem do grupy, woła „Raz dwa trzy...” itd., w tym czasie grupa biegnie w jego stronę, ale tylko wtedy, gdy jest ono odwrócone. Kiedy dziecko odwraca się, wtedy grupa zamiera i trwa w bezruchu aż do kolejnego odwrócenia się dziecka A. Kto się poruszy, ten odpada z gry. Ćwiczenie szybkości, równowagi, cierpliwości.
- Chowanego – gra bez sprzętów na terenie, na którym można się chować. Dziecko C staje przy murku/drzewie/ścianie, zasłania oczy i liczy do 20/30/100, w tym czasie reszta się chowa. Następnie C woła „szukam” i zaczyna przeszukiwać teren. „Zaklepuje” kolejne zauważone dziecko, podając miejsce, np.: „Raz dwa trzy Ola za drzewem”. Dzieci mogą się same „zaklepywać”, jeśli dobiegną do miejsca, w którym odliczał C. Rozwój refleksu, szybkości, cierpliwości.
- Gra w klasy – wystarczy kawałek kredy (albo patyk), którym rysuje się na chodniku/asfalcie (albo ziemi) kształt „chłopka”; rzuca się kamykiem na kolejne pola i skacze na jednej nodze, czasami na dwóch, zabiera kamyk, jeśli podeprze się drugą nogą lub kamień upadnie poza chłopkiem, to odpada się z gry. Ćwiczenie równowagi, skoczności, koordynacji, balansowania ciałem.
- Gra w gumę – potrzeba 4-5 m gumki szerokości ok. 1-2 cm. Dwie osoby stają w gumie, rozciągając ją, a trzecia osoba przeskakuje, wskakuje, wyskakuje, naskakuje na gumę. Ćwiczenie skoczności, koordynacji, równowagi.
- Skakanka – wystarczy kawałek linki ze supłami. Można skakać pojedynczo – jak bokserzy na treningu. Można też skakać grupowo, tzw. „szczur”, gdy jedno dziecko kręci skakanką, a reszta – stojąc w kole – przeskakuje; kto się zaplącze, ten odpada. Ćwiczenie koordynacji, skoczności, refleksu, przegrywania i wygrywania...
- Ciuciubabka – wystarczy apaszka, szalik. Dziecku B zawiązuje się oczy. Kilka razy kręci się B. Reszta dzieci rozbiega się, nawołuje, czasami dotyka B, a B ma za zadanie złapać któreś z dzieci. Gdy złapie, to złapane dziecko staje się ciuciubabką. Wyrabia się refleks, zmysł słuchu, cierpliwość, wytrwałość w dążeniu do celu...
- Gra w kolory – potrzebna piłka. Prowadzący rzuca piłkę do kolejnych uczestników, wypowiadając równocześne nazwę koloru. Można złapać piłkę na każdą barwę, poza czarnym i białym. Nauka nazw kolorów, koordynacja wzrokowo-słuchowa, koordynacja oko-ręka, refleks.
- Gra „wyścigi” – potrzebne kapsle obciążone plasteliną i ew. ozdobione flagami. Kredą na chodniku/asfalcie lub patykiem na ziemi rysuje się tor z zakrętami, różnej szerokości, zaznacza się start i metę. Zawodnicy pstrykają na zmianę w swoje kapsle, przeprowadzając je przez tor. Wypadnięcie kapsla poza tor jest „karane” cofnięciem ruchu. Rozwój motoryki, cierpliwości, precyzji, zdrowej rywalizacji, trzymania się zasad, przegrywania i wygrywania.
Ważny jest czas spędzany z rodziną, ale równie ważne jest spędzanie czasu z rówieśnikami. Wakacje to świetny czas na zainicjowanie i rozwijanie relacji społecznych. Warto wrócić do dawnych, czasami zapomnianych zabaw, oderwać dzieci od telewizji, gier i Internetu, od nowa nauczyć, że na powietrzu fajnie jest się bawić w mniejszych czy większych grupkach. Zabawy z rówieśnikami uczą współpracy i rywalizacji, ustalania i przestrzegania zasad. Dajmy dzieciom szansę samodzielnego rozwiązywania konfliktów, bez wtrącania się – niech popróbują się w rywalizacjach słownych i fizycznych (oczywiście w granicach bezpieczeństwa). Niech rozwijają swoją komunikację społeczną.
Napisz komentarz
Komentarze