Jak żoliborzanie obchodzili Narodzenie Pańskie przed II wojną światową?
Szał zakupów, przepełnione centra handlowe, a w nich wszechobecne reklamy z dominującym motywem ubranego na czerwono dziadka, który zawodowo trudni się wręczaniem prezentów – oczywiście kupionych w reklamującym się sklepie – to obraz Bożego Narodzenia, do którego przywykliśmy.
Bida z nędzą
Jednak nie zawsze wyglądało to w ten sposób, choćby przed II wojną światową, kiedy to konsumpcjonistyczny charakter Bożego Narodzenia jeszcze nie rozwinął się na tak wielką skalę. [ FMP] Spowodowane było to z pewnością z jednej strony zdecydowanie mniejszym poziomem zglobalizowania, a z drugiej koszmarną biedą, która stała się symbolem przedwojennej Warszawy. Było to zjawisko do tego stopnia emblematyczne, że znalazło swoje odzwierciedlenie w wielu dziełach literatury pięknej. Chociażby w Wilku, w którym Marek Hłasko opisuje losy marymonckiej biedoty i w którym to młody Rysiek Lewandowszczak zostaje zmuszony ukraść buty swojemu mentorowi, żeby umożliwić schorowanemu kumplowi wyjście z domu na zaśnieżony Żoliborz i spełnienie ostatniego marzenia.
Na bazarek
W tej atmosferze, mimo szalejącego kryzysu gospodarczego, hiperinflacji i wszechobecnej biedy, każde kolejne święta Bożego Narodzenia były czasem szczególnym, bo, podobnie jak dzisiaj, przesyconym dobrocią i dającym nadzieję. Z jednej strony organizowano wigilie dla bezdomnych i wszelkiego rodzaju akcje charytatywne, a z drugiej pojawiały się już pierwsze próby komercyjnego wykorzystania świąt Narodzenia Pańskiego. Zapełniały się piękne i pełne wymyślnych zabawek i świecidełek domy towarowe, a biedniejsza część społeczeństwa tłumnie nawiedzała bazarki.
Na choince jabłko, a w cieście migdał
Jedną z takich, już poświątecznych, tradycji była zabawa w Migdałowego Króla. Podczas uroczystej wieczerzy w święto Trzech Króli, kończące okres Bożego Narodzenia, podawano ciasto migdałowe. Niby nic niesamowitego prawda? Nie do końca. Owe ciasto kryło w sobie jeden cały kawałek migdała. Osoba, której trafiła się porcja zawierająca migdał zostawała królem i pełniła wiele zaszczytnych funkcji podczas tego wieczoru, zostawała wodzirejem, a samo trafienie migdała, w przypadku panny lub kawalera, było zwiastunem rychłego małżeństwa.
Emblematycznym zwyczajem bożonarodzeniowym jest oczywiście ubieranie choinki. Tak było i dawniej, jedynie ozdoby były nieco inne, bo zamiast popularnych dziś tandetnych, plastikowych bombek drzewka ozdabiano bardziej naturalnie. Kultowe są oczywiście pierniki, ale równie popularne były pokrojone i wysuszone owoce, na przykład jabłka, zawieszone na świerkowych gałązkach.
Powszechne były też elementy kultu przodków mogące kojarzyć się ze słowiańskimi dziadami. Po wigilijnej wieczerzy nie sprzątano resztek ze stołu. Pozostawiano napoczęte pieczywo i wigilijne dania. Miało to służyć jako posiłek dla dusz zmarłych przodków nawiedzających swoje rodziny w noc miedzy wigilią a pierwszym dniem Bożego Narodzenia.
„Jest dobrze, jest miło, jest tak jak nigdy nie było"
Choć społeczeństwo się laicyzuje, a samo Boże Narodzenie przestało już dawno być świętem kościelnym, to niezmiennie od niepamiętnych czasów jest to okres zadumy, a jednocześnie niezwykłej wręcz, zwłaszcza jak na polskie standardy, uprzejmości, serdeczności i wszechogarniającej miłości. Nie zmieniajmy tego. Nie wkurzajmy się na supermarketową komerchę. W końcu mogło przyjść nam obchodzić Boże Narodzenie w gorszych czasach. W czasach, w których chcąc wyjść na zaśnieżone ulice musielibyśmy założyć kradzione buty.
Fotografia tytułowa: Narodowe Archiwum Cyfrowe
[/FMP]
Napisz komentarz
Komentarze