Konieczna była również interwencja pogotowia.
Około północy dziwnie zachowujący się mężczyzna wzbudził podejrzenia u mieszkańców Żoliborza. „Szedł około północy po torach i krzyczał, że nie chce umierać i nie popełni już tych samych błędów...!” – opisują całe zajście członkowie grupy „Żoliborz-Platforma Sąsiedzka”.
Zaniepokojeni mieszkańcy wezwali na ulicę Popiełuszki Straż Miejską.
„Na miejscu zastali mężczyznę, który co chwilę kładł się na torach, później z nich wstawał, coś krzyczał… Kiedy zobaczył zbliżających się strażników, zaczął uciekać w kierunku placu Grunwaldzkiego – wprost pod nadjeżdżające pojazdy. Nie reagował na żadne wezwania do zatrzymania się, był agresywny, uciekając „kłócił się” z jakimiś wyimaginowanymi ludźmi” – relacjonują zajście stołeczni strażnicy.
Mężczyznę udało się ująć przy ulicy Krasińskiego. "Mężczyzna był bardzo agresywny , w trakcie zakładania kajdanek – stał się jeszcze bardziej pobudzony." - przekazali strażnicy. Na miejsce wezwano policję oraz ze względu na podejrzenie złego stanu zdrowia pogotowie ratunkowe. Lekarze stwierdzili, że mężczyznę należy jak najszybciej przetransportować do szpitala.
„Ten człowiek nie widział co się z nim dzieje. Był odpalony czymś albo po prostu schizofrenik. Nie bronię, ale ludzi w takim stanie się naoglądałem i uwierzcie mi oni nie kumają co się dzieje z nimi. Nieudolność policji też widziałem. 2 godziny stali na skrzyżowaniu i się z typem męczyli. Karetkowicze też najwidoczniej nie skumali. Dziwny to był wieczór. Akurat wracałem z pracy.” – czytamy w relacji kolejnego członka sąsiedzkiego forum.
Napisz komentarz
Komentarze