Lubię po włosku... dlatego nie mogło mnie tu zabraknąć, a w zasadzie nas. W piękną majową niedzielę wybraliśmy się całą rodziną, aby świętować imieniny mojej mamy w restauracji Fatto a Mano na Rydygiera. Kulinarną Stację Diagnostyczną, bo tak właściciel nazwał to małe zagłębie restauracyjne, odwiedzam już po raz wtóry. Historię tego miejsca znają już czytelnicy marcowego wydania GNŻ, recenzowałam wtedy kuchnię po polsku serwowaną w restauracji Polot. Dla tych, którzy nie mieli okazji przeczytać, krótkie wyjaśnienie: obie restauracje powstały pod koniec zeszłego roku w samym sercu Żoliborza Południowego, w nieużytku po starej myjni samochodowej. Na stronie Fatto a Mano możemy przeczytać, że wszystko – pizza, makarony, wina – jest najlepsze, a na pewno najlepsze na Żoliborzu. Brzmi jak obietnica.
Fatto a Mano to elegancka restauracja, po wejściu do niej można zachwycić się estetyką wnętrza. Na pierwszym planie jawi nam się logo ciekawie zaprezentowane na korkowej ścianie. Jasne meble, obszerne kanapy, nisko wiszące wielkie klosze, wszystko to w otoczeniu dużej ilości zieleni daje wyjątkowy efekt. Serce restauracji, czyli kuchnia, widoczna jest niemal jak na dłoni za przypominającą szkolną stołówkę wydawką. Tak jest wewnątrz, ale ze względu na to, że tej wiosny mamy piękne lato – na wspólnym dla obu restauracji patio wystawiono dodatkowe stoliki. Jak się przekonaliśmy, każde miejsce siedzące było oblegane tego dnia jak sklepy przed niehandlową niedzielą. Obie restauracje tej niedzieli organizowały przyjęcia komunijne, było sporo ludzi, jednak nasza indywidualna rezerwacja również została przyjęta. Czy słusznie? Sprawdzam! Zajęliśmy duży okrągły stół na zewnątrz, dzięki czemu nasze dzieciaki mogły skorzystać z kącika zabaw i animacji, jakie w każdą niedzielę ułatwiają rodzicom zjedzenie posiłku w jako takim spokoju. Menu Fatto zmienia się zgodnie z rytmem pór roku, trafiamy na sezon szparagów.
Zatem na pierwszy rzut – przystawka: zielone szparagi z pancettą, gorgonzolą, żółtkiem i sosem maślanym (26 zł). Jędrne, lekko słodkie szparagi idealnie połączyły się z gorgonzolą i masłem, ale już całość stała się zbyt słona. Kolejna przystawka to zupa rybna na wywarze z homara (22 zł), treściwa, pełna smacznych kawałków dorsza i łososia, szczególnie przypadła do gustu dzieciakom, może dlatego, że nie była aż tak bardzo rybna...
W karcie Fatto znajdziemy oczywiście włoskie „must have”, czyli makarony i pizzę. Jeśli macie jednak dość klasycznego spaghetti bolognese, zamówcie smaczne bucattini z pomidorami (26 zł), nie pożałujecie. Na naszym stole nie mogło również zabraknąć pizzy... a może i mogło? Fatto nie dotrzymało obietnicy, ta pizza nie jest najlepsza na Żoliborzu. Ciasto to niepokrojony flaczek (25-30 zł), daleko mu do ideału z drugiego końca ulicy w kierunku metra...
Mam cichą nadzieję, że to jedynie wypadek przy pracy, jakkolwiek ciężko wybaczyć takie faux pas. Spróbujcie dorsza (49 zł), ale tylko jeśli lubicie jeść dość tłusto. Przyjemna ryba utopiona została w salsie z pancetty i pora, gdyż chyba chlupnęło się kucharzowi na talerz nieco zbyt dużo oliwy. Danie wyglądało pięknie, wiosennie i kolorowo, ale jako całość stworzyło tłustą emulsję, która nie każdemu będzie odpowiadać. Jeśli lubicie cielęcinę i macie nieco większy budżet, na kolację zamówcie cielęcinę milanese ze szpinakiem, boczniakami i genialnym sosem grzybowym (54 zł). Na koniec wrócę jeszcze do makaronów i dania, które chyba najbardziej mi smakowało – tortellini z cielęciną, farszem z łopatki i grasicy cielęcej (34 zł). Delikatne ciasto, aksamitny, rozpływający się w ustach farsz, idealna ilość pierożków. To danie stało się kołem ratunkowym tego popołudnia.
Zamawiamy jeszcze trzy desery, bo tyle ich jest w karcie. Większość mojej rodziny to lodożercy, dlatego też nie mogliśmy się oprzeć włoskim gelato, które w Fatto a Mano są wyrobem rzemieślniczym. Lody jednogłośnie oceniamy jako znakomite – trzy smaki za 20 zł. Panna cotta w kompocie rabarbarowym z truskawkami, bazylią i orzechami to deser ładny w formie, lecz nijaki w smaku (22 zł). Na koniec kompozycyjne show – sezonowe owoce w ciepłym sosie zabaglione z prosecco, a sos podawany jest bezpośrednio z syfonu (22 zł). Ciekawy sposób serwowania deseru nie ratuje jednak niedopieszczonego, kwaśnego rabarbaru i mało atrakcyjnych smakowo o tej porze roku owoców.
Próbuję odpowiedzieć sobie na pytanie, czy nasza rezerwacja w taki dzień była sensowna... zdaje się, że mogło być lepiej, jeśli chodzi o smaki i jakość dań. Czy to przez pośpiech? Czy to przemęczenie ekipy w tak gorący i tłoczny dzień? Nie wiem, ale zdaje się, że moje poprzednie wizyty obfitowały w bardziej pozytywne emocje. Ten obiad był trochę na siłę i nieco nieokiełznany przez kuchnię, choć obsługa kelnerska stanęła na wysokości zadania w trakcie tej „tabaki”, jaką tego dnia mieli w Fatto a Mano.
Mimo ambiwalentnych odczuć, wszystkie dania (no, może prócz pizzy...) zniknęły z talerzy w naszych lubiących dobrze zjeść brzuchach. Pójdźcie i jedzcie, a sami ocenicie. Moje oceny znajdziecie pod artykułem.
Napisz komentarz
Komentarze