Sportowiec, przedwojenny Policjant przydzielony do ochrony Marszałka Piłsudskiego. Po wojnie prawie anonimowy pracownik żoliborskiego WSM.
Budynek przy ulicy Kasprowicza 13 na Bielanach to jeden z wyższych w okolicy, zbudowany na przełomie lat 50 i 60, pozostanie w pewnym sensie wyjątkowy, bo to w nim mieszkał przedwojenny Mistrz Polski w maratonie i wielokrotny medalista krajowych mistrzostw w biegach długodystansowych.
Był rok 1929 i Mistrzostwa Polski w Krakowie, kiedy Józef Milcz zachwycił wspaniałym występem w biegu maratońskim, który okrasił wygraną z wielokilometrową przewagą, a uzyskanym czasem zbliżył się do legendarnego Alfreda Freyera (ten zmarł tragicznie dwa lata wcześniej, ale nazywany był polskim Paavo Nurmim).
Urodzony w 1908 roku Milcz to czołowy polski biegacz międzywojnia. Długodystansowiec, rekordzista Polski na 20km, biegał również m.in. 3000 i 5000 metrów z przeszkodami oraz przełaje, ale w sezonie letnim nie stronił od średnich dystansów - w rodzinnych archiwaliach znajdziemy dyplomy za wygrane na 800 metrów, a także w zawodach skoku o tyczce w czasach służby wojskowej. Inne czasy, inni ludzie, inna formuła sportu i zawodów. Ciekawie brzmi – wedle dokumentacji – udział w sztafecie Warszawa – Raszyn oraz „Bieg Narodowy” na Polu Mokotowskim. W tym, na dystansie 800 metrów, nasz bohater zajął trzecie miejsce. Pierwszy był Janusz Kusociński, a startowało w rywalizacji ośmiuset biegaczy.
- W tamtych czasach lekkoatletykę trenowaliśmy wyłącznie dla przyjemności. Treningi czy starty były rozrywką, zabawą, a sport dał mi przede wszystkim końskie zdrowie. W życiu byłem raz u dentysty oraz w szpitalu w związku ze ślepą kiszką. Nie wiem co to choroba, grypa czy przeziębienie – mówił Józef Milcz w wywiadzie dla legendarnego periodyku „Sportowiec” w 1959 roku.
Trzydzieści lat wcześniej święcił swoje największe triumfy sportowe w innej Polsce. Poza maratonem zdobywał brązowe i srebrne medale Mistrzostw Polski w biegach na 3000, 5000 metrów z przeszkodami oraz 10km. Mieszkał wtedy na terenach Targówka Przemysłowego, a startował w barwach klubu „Orzeł” z ulicy Podskarbińskiej.
Ówczesny sport był pod ścisłym patronatem wojska, a więc i mundur nie ominął naszego bohatera, i to niejeden. Najpierw była Szkoła Podoficerska i Pierwszy Pułk Piechoty Legionów, a potem służba w Policji Państwowej. Józef Milcz włożył granatowy mundur i uzyskał prestiżowy przydział jako oddelegowany do ochrony osoby Marszałka Józefa Piłsudskiego.
Z postacią Komendanta związana jest rodzinna anegdota dotycząca przypadkowego zdarzenia, a właściwie zderzenia, do którego doszło podczas pełnienia warty przez Józefa Milcza w Belwederze. Na patrolującego teren pałacu policjanta wpadł nocną porą zamyślony Marszałek, który skonfundowany przeprosił naszego bohatera i w zadumie ruszył dalej. Epizod przytaczano potem w klasykach literatury historycznej tego okresu.
Próżno szukać dokumentacji, która pozwalałaby lepiej przybliżyć postać tak nietuzinkowej postaci. Pożoga wojenna i związane z nią straty spowodowały, że mimo szerokich poszukiwań nie udało się dotrzeć do dokumentów, a historię sportowca – policjanta odtworzono na podstawie świetnie zachowanych archiwów rodzinnych.
Klęska Kampanii Wrześniowej zastała wielu poborowych w blokach startowych, a potem w obliczu wyboru. Józef Milcz dostał się przez Rumunię do Francji, skąd przeformowano go do Brygady Podhalańskiej w ramach najlepiej uzbrojonego batalionu 2 Dywizji Strzelców Pieszych.
- Może najlepiej przekonałem się co dał mi sport w czasie wojny. Wytrzymałość i zaciętość ze sportu najbardziej odczułem w walkach o Narwik. To wtedy przekonałem się, że sport dał mi psychiczną i fizyczną wiarę, że z najgorszych opresji uda mi się wyjść – mówił Józef Milcz w cytowanym wyżej wywiadzie z 1959 roku.
Ten hart ducha przydał się naszemu bohaterowi w Norwegii i późną wiosną w Bretanii gdzie walczyli Podhalańczycy. Był to kres kampanii francuskiej: walki przeciwko przeważającym siłom niemieckim i nasz bohater w takich okolicznościach dostał się do niewoli, w której pozostał do końca wojny. Część towarzyszy broni zginęła, reszta przedostała się do Anglii lub zasiliła lokalny ruch oporu. Francuski epizod wojenny przydał się życiowo na tyle, że w realiach Polski ludowej, nasz bohater dostawał świadczenie kombatanckie z Francji, które władze komunistyczne przeliczały adekwatnie do ówczesnej relacji z Zachodem.
Pierwsze lata powojnia Józef Milcz spędził w Pile. Warszawa 1945 roku nie była w stanie przyjąć wszystkich jej przedwojennych mieszkańców, ale wystarczyło kilka lat by Stolica podniosła się z gruzów, a w niej urodził się syn naszego bohatera – Andrzej, rocznik 1949. Zapalony fascynat motoryzacji zmienił nazwisko na Milczewski w latach 70'.
Józef Milcz nie wrócił po wojnie do szerzej rozpoznawalności – był zaopatrzeniowcem. Anonimowy pracownik WSM Żoliborz, o chwilach przedwojennej chwały sportowej przypominał sobie sporadycznie przy okazji odznaczeń z tytułu wkładu w realizacje planów związanych z odbudową stolicy. Nie należy tutaj deprecjonować działań, które podniosły Warszawę z ruin. Alianci pozostawili Polaków samych: skala zniszczeń wojennych została przezwyciężona wysiłkiem tych, którzy zostali na miejscu i przy życiu, a przyzwoitość i rzetelność były podstawą przedwojennych wartości, które pozwalały funkcjonować w nowych realiach.
Aktywne życie do ostatnich lat: truchtem do autobusu, tramwaju oraz marszobiegi w Lasku Bielańskim, do ogródków działkowych przy ulicy Gwiaździstej czy status instruktora lekkoatletycznego w odradzającym się sporcie warszawskim. Życie przedwojennego medalisty MP w biegach długodystansowych było raczej skromne, a okolicznościowe ordery Polonia Restituta, Krzyż Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, medal Rady Narodowej czy rocznicowy klubu „Orzeł” - zostały zachowane przez rodzinę z szacunkiem, ale i brzmiały znamiennie w dokonaniach przedwojennego policjanta i ochroniarza Józefa Piłsudskiego.
Czym jednak byłyby trudy i gorycze życia bez satysfakcji jaką daje sukcesja i tradycja uniformu. A tę kontynuuje wnuk naszego bohatera: od 2004 roku sierżant sztabowy Paweł Milczewski jest (aktywnym sportowo) funkcjonariuszem Policji, od początku przygody z mundurem związanym z komisariatami na ulicy Żeromskiego oraz Rydygiera na Bielanach i Żoliborzu. Ot siła tradycji, z którą nie wypada dyskutować.
mat. Hubert Borucki
Napisz komentarz
Komentarze