Wojna polsko-polska przeniosła ze święcących się ekranów na ulicę miast, miasteczek i wsi. Już nikt nie czuje się bezpiecznie.
Od 22 października słyszę stanowczy krzyk, że ktoś ma sobie iść. Czerwone błyskawice pozostawiły ślady nie tylko na chodnikach i przystankach autobusowych, ale również w naszej pamięci. Jednakże słychać coraz częściej głosy zza drugiej strony barykady. Mały człowiek o wielkiej władzy wezwał Straż Narodową do bronienia miejsc świętych przed profanacją oraz grupę kibiców klubów sportowych w obronie polskiej tradycji. Przynajmniej tak tłumaczą swoje działania. Zdaję sobie sprawę, że wkurzona kobieta potrafi być niebezpieczna, ale chyba inaczej definiujemy to niebezpieczeństwo.
Hasła „Moje ciało, moja sprawa” oraz „Myślę, czuję, decyduję” zostały przekręcone na „Chcemy wprowadzić anarchię i niszczyć kościoły”, a także na „Jebać PiS”, ale to już zależy od tego, w której bańce żyjemy. Politycy, media masowego przekazu codziennie przedstawiają nam swoją prawdę oraz sprzedają pomysły jak bronić się przed tymi złymi. Tylko, kto jest tym złym? Kto jest tym niebezpiecznym?
Odważyłabym się o stwierdzenie – my wszyscy. Wszyscy, którzy się boimy. A ja też się boję. Boję się, że moja sąsiadka jest faszystką. Trzyma karton, na którym widnieje czerwona błyskawica. A moi znajomi na Facebooku pisali przecież, że to znak formacji nazistowskiej. Gdyby karton był czarny, a błyskawicę rozszerzyć i pomalować na biało, to mają rację. Boję się chłopaka w bluzie ze znakiem Polski Walczącej, bo w telewizji pokazywali jak setki takich bluz demoluje miasto na 11 listopada. Boję się geja, bo przejeżdżająca furgonetka przedstawiała statystyki zaczerpnięte ze swojej głowy i ostrzegała, że ten dewiant będzie uczył 4 latków masturbacji. Boję się katolika, bo widziałam na Twitterze jak modli się o to, by w Polsce pozostały nienaruszone polskie, chrześcijańskie tradycje i wartości. Boję się, kto wyjdzie zza rogu ulicy i co mi zrobi. Nakrzyczy, opluje, pobije, zabije. Będzie mnie prześladował, ponieważ nie widzę świata tak jak on, niosę za sobą inny bagaż doświadczeń, inaczej mnie wychowano, jestem z innej szuflady. Ta myśl spędza sen z moich powiek i nie pozwala mi czuć się bezpiecznie. Za oknem widzę czerwono-zielone race. Scena żywcem wyciągnięta z Gwiezdnych Wojen. A ja już nie wiem w co wierzyć.
Wierzę w to, że już nie potrafimy ze sobą rozmawiać. Wierzę w to, że wszyscy mamy dość. Wierzę w to, że media manipulują nami, wsadzamy siebie i innych do szufladek i za nic nie potrafimy z nich wyjść. A ja pragnę wyjść z szuflady - prowadzić dyskusję, nie bojąc się, że ktoś mnie zaatakuje. I żyć ze wszystkimi, bo wydaje mi się, że kiedyś tak się dało.
Polkom zabrano prawa, ale tych praw nie zabrali im ludzie z ulicy. Kościoły nie zostały doszczętnie zniszczone przez lewaków, jak przedstawia to telewizja. Rozrzucone ulotki przed ołtarzem krzyczały rozpaczliwie „mamy dość”. Krzyczą tak jeszcze niektóre kartony i błyskawice. Krzyczą to samo katolicy. Krzyczą to samo wszyscy. Jednak jak usłyszeć krzyk, skoro szuflada jest zamknięta na kluczyk? Siedzimy w swoich czterech ścianach, a w dłoni trzymamy kurczowo święcący ekran. Obserwujemy jak olej słonecznikowy rozlewa się na terenie całego państwa. Może kolejnym razem jak będziemy wychodzić na ulicę, uważajmy żebyśmy wszyscy się na nim nie poślizgnęli.
fot. Gazeta Żoliborza (Marta Lempart - jedna z liderek po przemówieniu na ulicy Mickiewicza 23 października)
Napisz komentarz
Komentarze