Znaczenie słowa „polot” w sposób krótki tłumaczy sama restauracja Polot w Kuchni Polskiej na swojej stronie internetowej: „krótkie, dwusylabowe słowo polskie, posiadające co najmniej 157 synonimów. Można nim określać zarówno miejsca, osoby, jak i poszczególne czynności...”. Sami określają się w tej retoryce jako: śmiali i przebojowi, przełomowi i oryginalni. Nie mogę się z nimi nie zgodzić.
Restauracja powstała pod koniec zeszłego roku w samym sercu Żoliborza Południowego, w nieużytku po starej myjni samochodowej. Wnętrze lokalu nie jest banalne. Jest przestronnie i jasno, ściany zdobią lustra w stylizowanych ramach, ale również czarno-białe zdjęcia Żoliborza sprzed lat. Kolorowe, wygodne fotele, beczki po oleju samochodowym, piękne lampy, pnie brzozy i neon z napisem „Warszawa” – wszystko to gustownie, ale i oryginalnie zamknięte zostało w industrialnej przestrzeni. Czyż właściciel nie wykazał się dużą dozą śmiałości i polotu, łącząc wszystkie te elementy? Widać, że miejsce to powstało z miłości do lokalności, a ja czuję, że jestem u siebie.
Polotu nie można również odmówić Szefowi Kuchni. Kuchnia jest niestandardowa, twórcza, ale przede wszystkim smaczna. W bardzo krótkiej karcie, która regularnie ma się zmieniać, znajdziemy przystawki, dania główne, desery oraz dania skomponowane dla dzieci. Powtarzalna ma być klasyka kuchni polskiej, czyli rosół, tatar, pierogi, śledzik. Podczas naszej niedzielnej wizyty, poza tymi daniami, trafiamy na: barszcz czerwony, sałatkę z dyni piżmowej, żołądki gęsie, sznycel, kaczkę, policzki wołowe, troć oraz oczywiście desery. Dzieci mogą wybrać rosół, krem z warzyw, burgera, paluszki z dorsza, pierogi, frytki. Niektóre dania proponowane są z nietypowymi dodatkami, takimi jak: majonez kawowy (tatar), fermentowana soja (pierogi z kaczki), sos foie gras (żołądki), czy sos piwny (policzki wołowe).
Przyszliśmy na obiad z dziećmi, jednak zamawiamy wszystkie dania z głównego menu. Rosół z perliczki z lanym makaronem za 20 zł to danie bogatsze w składniki niż rosół dziecięcy bez mięsa i warzyw za 16 zł, a frytki z ketchupem za 19 zł jakoś nas nie skusiły ani oryginalnością, ani ceną. W ramach czekadełka zaproponowano nam świeży, wypiekany na miejscu, pyszny chleb z czarnuszką oraz domową sałatkę jarzynową, przydałoby się jeszcze masełko. Tym sposobem dzieciaki mamy załatwione. Przechodzimy do dań dla dorosłych. Śledź z grzybami i rodzynkami, z orzeszkami, śmietaną i ziemniakami (25 zł), to niebanalna przystawka, smaczna przekąska, która wystarczyła dla trzech osób. Pierogi z kaczką i soczewicą podane w bulionie kaczym z fermentowaną soją i orzeszkami (32 zł), to cienkie ciasto, wypełnione po brzegi pysznym, delikatnym farszem w minimalnie zbyt słonym bulionie, na co wpływ ma niewątpliwie sos sojowy. Kolejne danie to żołądki gęsie w sosie foie gras, z białymi szparagami i z młodymi ziemniakami (32 zł), oba dodatki – w mojej ocenie trochę naciągane o tej porze roku. Okazuje się, że danie to będzie najsłabsze ze wszystkich, które tego dnia wybraliśmy. Na koniec sznycel cielęcy w panierce, z ziemniakami, sadzonym jajem i zsiadłym mlekiem (39 zł). Tutaj zatrzymam się na dłużej. Talerz wyglądał pięknie, starannie ułożona piramida z ziemniaków, w drugiej kolejności ze sznycli (liczba mnoga, gdyż podano dwa małe, co mnie nieco zdziwiło, sznycel zwykle podaje się jako jeden kawałek mięsa), piramidę kończy idealne jajo sadzone. Zacznę od dołu: ziemniaki ugotowane w wodzie, nieco podsmażone i delikatnie tłuczone, były niestety niedosolone, a ich sposób podania budzi we mnie wątpliwości, czy były gotowane tego samego dnia. Kotlety były chrupiące i świeże, jajo idealnie rozpłynęło się na talerzu i połączyło składniki w kremową całość. Zsiadłe mleko nadało całości klasycznego smaku, jaki większość z nas pamięta pewnie z dzieciństwa.
Nie mogę zapomnieć o domowych lemoniadach, które zamówiliśmy: z pomarańczy, lawendy i cytryny, oraz soczkach utrzymanych w temperaturze pokojowej specjalnie dla klientów z dziećmi.
Ostatkiem sił próbujemy deserów – sernika z białą czekoladą i lodami (21 zł) oraz czarną chałkę z truskawkami, również z lodami (15 zł). Sernik to klasyka, ale raczej w stylu american cheesecake niż w stylu naszych babć, niemniej jednak pyszny, z dodatkiem rodzynek w tajemniczym, słodkim sosie. Czarna chałka niestety nie porwała nas swoim polotem. Truskawki w czekoladzie i lody o tej porze roku nie udźwignęły odpowiedzialności za uratowanie tego deseru. Może ciasto piernikowe z jabłkami i gruszkami byłoby lepszym pomysłem na wczesne przedwiośnie?...
Przemiła obsługa w ferworze pracy podaje nam rachunek. Tutaj znów zatrzymam się na chwilkę dłużej, gdyż chciałabym dodać dwa zdania o cenach. Podsumowując – obiad nam smakował, dania podane były pięknie, smaki w większości zaskoczyły swoim polotem, jednakże wysokość rachunku nieco nas zatrwożyła. Obiad z deserem i kawą dla rodziny dwa plus jeden w cenie ponad 180 zł to dość spora kwota, nawet jak na Żoliborz, na którym restauratorzy od pewnego czasu zaczynają znacząco windować ceny. Zastanawiam się, czy to już taki żoliborski trend w ściganiu się kto ma wyższe ceny, ale zachodzę również w głowę, jak długo mieszkańcy będą skłonni to akceptować? Z tymi pytaniami zostawiam czytelnika bez względu na to, czy jest on lokalnym przedsiębiorcą, czy lokalnym konsumentem…
Wizytę w Restauracji Polot w Kuchni Polskiej traktuję jako inwestycję w poszerzenie horyzontów kulinarnych.
Napisz komentarz
Komentarze