Kocham moje dziecko bezwarunkowo. Zawsze. Cokolwiek zrobi, cokolwiek powie. Czy oznacza to, że wszystko dla niego zrobię? Czy ściągnę mu gwiazdkę z nieba? Na wszystko pozwolę?
Zapewne wielu z was pomyśli: „bezwarunkowe, akurat! Znowu będzie o wychowaniu bezstresowym!”. Czy faktycznie bezwarunkowa miłość jest tym samym co bezstresowe wychowanie? Spróbujmy to przemyśleć. Są zwolennicy zasady: „Kocham moje dziecko, wychowuję je bezstresowo”. Czy naprawdę da się wychować dziecko bez stresu? Nie. Wychowanie bezstresowe nie istnieje. To, o czym wielu myśli jako o wychowaniu bezstresowym, jest raczej wypaczeniem wychowania. Dziecko dostaje co chce, robi co chce, mówi co chce. Rośnie bez zasad, bez granic a tym samym bez poczucia bezpieczeństwa... bez miłości. Wbrew woli rodziców dziecko przeżywa mocny stres. Podobny będą przeżywać rodzice, gdy pojawią się problemy, jakich przysporzy takie właśnie wychowanie. Otoczenie dziecka także może mieć powody do napięcia. Dziecko, chcąc zwrócić na siebie uwagę, eksperymentuje, a jednocześnie podświadomie szuka granic. Młoda psychika nie radzi sobie z przerzuconą rolą „dorosłego”, więc dziecko nie wie, jak postępować. Próbuje poradzić sobie tak, jak umie. Staje się roszczeniowe, szantażuje – „Ja się nie pchałem na ten świat, urodziłaś mnie, to teraz masz się o mnie troszczyć!”; „Jeśli mnie kochasz, to mi kup!”; „Przecież mnie kochasz, to załatw!”; „Nie będę cię kochać jeśli…”. Uważa, że wszystko mu się należy, ale samo nic nie musi robić. Przecież rodzic je kocha, więc wszystko dla niego zrobi, wszystko mu da, wszystko za nie załatwi. Można przytaczać wiele podobnych zachowań, postaw i tekstów. Jednak zdecydowanie nie są one pożądane w społeczeństwie. Roszczeniowe dziecko będzie miało problemy z kontaktami społecznymi, może trafić do grupy przestępczej, w której będzie rozumiane i będzie miało możliwość zdobywania tego co chce, bez uczciwego wysiłku. Nie będzie rozumieć, dlaczego w domu wszystko mu wolno, a poza nim wszędzie są jakieś ograniczenia. Będzie uważać, że każdy kto mu stawia jakiekolwiek granice, to jego wróg. Będzie się buntowało, krzyczało, wymuszało, kombinowało… Może wyrosnąć na roszczeniowego dorosłego, który – gdy zderzy się z realiami dorosłości – będzie miał zaburzony ogląd na różne aspekty życia. Trudno mu będzie współpracować z innymi, niewykluczone, że wejdzie w konflikt z prawem. Może uznacie to za czarnowidztwo, ale napiszę to: wielu przestępców, „damskich bokserów” to właśnie ofiary bezstresowego wychowania.
„Kocham moje dziecko, nie chcę, żeby cierpiało”. A co robisz, gdy zaboli je ząb? Będziesz biadolić, czy zaprowadzisz je do dentysty, który – by wyleczyć ząb – zada mu ból? Trudno patrzeć na zbolałe dziecko, słuchać jego płaczu, ale ból towarzyszy nam całe życie. Już same narodziny wiążą się z bólem. Wyrzynanie się zębów, upadki podczas nauki chodzenia, nauki jazdy na rowerze czy rolkach – to także bolesne chwile. Nie uchronimy dziecka przed bólem, ani nie możemy odczuwać bólu za dziecko. Ale mamy wpływ na to, jak ono zmierzy się z bólem, jak będzie na niego reagowało.
Dziecko uczy się przez obserwację, więc warto, byśmy nauczyli je odpowiedniego podejścia. Nie okłamuję, że nie będzie bolało, gdy będzie. Opowiem, co się będzie działo, co się może zdarzyć, ewentualnie spróbuję nazwać natężenie bólu i – jeśli to możliwe – będę przy dziecku. Z pewnością pochwalę za odwagę, za wytrwanie. Nie okłamuję mojego dziecka, bo nie chcę, żeby nauczyło się, że można kłamać.
Czasami rodzicielstwo wiąże się z wielkim bólem. Gdy dziecko jest niepełnosprawne, obarczone rzadką chorobą, nietypowym wyglądem, często towarzyszy temu wykluczenie społeczne, niewybredne słowa, ciężka praca, by polepszyć jakość życia. Czasami dziecko – wbrew włożonych nakładów pracy i emocji w jego wychowanie – popada w konflikty z prawem, w uzależnienia. Rola rodzica jest wtedy niezmiernie trudna. Ale niektórym serce krwawi, gdy dziecku dzieje się „krzywda” – zwrócona przez obcego uwaga, popchnięcie w zabawie przez inne dziecko, odrzucenie przez rówieśników, zła ocena w szkole, kłótnia z kolegami… Tacy rodzice rzucają się na ratunek i nawet nie pomyślą, że pozbawiają dziecko tym samym cennej lekcji rozwiązywania problemów, ponoszenia konsekwencji czy decydowania. Kiedy dziecko usiłuje wyrwać się spod tak zaborczych skrzydeł, czasami słyszy: „Ja tak cię kocham, wszystko dla ciebie robię, a ty jesteś taki niewdzięczny!”; „Ty mnie nie kochasz!”; „Przestanę cię kochać, bo…”. Rodzice szantażują dzieci swoją miłością.
Jestem rodzicem, kocham moje dziecko bezwarunkowo, ale nie oznacza to, że dziecko może robić i mówić to, na co ma ochotę. Kocham je, więc – by dać mu poczucie bezpieczeństwa – stawiam granice i jestem konsekwentna. Ustalam z dzieckiem zasady i konsekwencje ich dotrzymania i złamania bo chcę, żeby wiedziało co jest dobre a co złe, bo chcę, by wyrosło na mądrego i dobrego człowieka, który radzi sobie w różnych sytuacjach. Wysłuchuję i uważnie obserwuję, pomagam dojść do właściwych wniosków. Uczę decydować i ponosić odpowiedzialność za swoje decyzje. Bronię, gdy sytuacja tego wymaga, ale daję też szansę na samodzielne rozwiązanie trudnej sytuacji.
Kocham moje dziecko, więc daję mu czas na uspokojenie i refleksję, bo wiem, że w emocjach, gdy nie myśli się racjonalnie, można coś palnąć. Kocham moje dziecko i wiem, że tłumienie emocji (szczególnie silnego gniewu), może wywoływać frustrację i bardzo niekorzystnie odbić się na zdrowiu i psychice dziecka. Uczę nazywania i wyrażania emocji w akceptowalny społecznie sposób. Uczę odpowiedzialności i empatii. Oceniam czyn, a nie osobę.
Kocham moje dziecko, więc uczę przepraszania – ale takiego prawdziwego, a nie wyklepanej z musu formułki. Potrafię przyznać się do błędu i przeprosić dziecko. Jest to dla niego dobra szkoła poprawnych nawyków. Zwracam uwagę na odpowiednią postawę i ton głosu. Tłumaczę znaczenie przeproszenia i zadośćuczynienia. Daję dziecku możliwość wyboru formy przeproszenia i zadośćuczynienia (oczywiście stosownie do wieku i możliwości dziecka). Uczę, że przeprasza ten, kto chcący/niechcący zrobił coś złego.
Kocham bezwarunkowo, nie stawiam warunków kiedy i za co będę kochać. Nie kocham za coś szczególnego, kocham za to, że jest moim dzieckiem. Nie szantażuję swoją miłością, nie uzależniam jej od tego, czy dziecko coś zrobi, że będzie takie, jakie ja chcę, by było. Kocham człowieka, a nie jego czyny.
Nie kupuję miłości dziecka prezentami. Uczę, dając przykład, że można cieszyć się z drobiazgów, że można cieszyć się wspólnie spędzonym czasem, samodzielnie zrobionym prezentem, zrobieniem komuś przyjemności. Mówię, że zrobiłam coś, bo chciałam mu sprawić przyjemność. Mówię dziecku, że je kocham, przytulam je bez wyraźnego powodu, ot tak. Dziękuję nawet za drobiazgi, za dobre chęci – to także praktyczna lekcja bezwarunkowej miłości.
Ale kocham mądrze. Kocham, więc chcę wychować tak, by dziecko radziło sobie w życiu, by realizowało swoje marzenia i pasje. Kocham bezwarunkowo, więc stawiam granice i uczę konsekwencji.
I na zakończenie – złota myśl ks. Jana Twardowskiego:
W życiu jest najlepiej, kiedy jest nam dobrze i źle.
Kiedy jest nam tylko dobrze – to niedobrze.
Napisz komentarz
Komentarze