Alinkę z parku Żeromskiego znają chyba wszyscy żoliborzanie, a prawdopodobnie także większość mieszkańców Warszawy. O tym, że ma ona na Żoliborzu swoją „siostrę”, wie znacznie mniej osób. „Siostra” to wprawdzie przyrodnia, bo nie tylko powstała w innym czasie, ale też inne ręce ją wyrzeźbiły. Bezimienna, pogrążona w zadumie, z kwiatem róży w opuszczonej dłoni, stoi na placyku przy zbiegu ulic Mickiewicza i gen. Zajączka, nieopodal Zespołu Szkół Elektronicznych.
To jeden z pierwszych pomników w Warszawie upamiętniających Powstanie Warszawskie. Upamiętnia nie tylko bezpośrednich uczestników szturmów na Dworzec Gdański, ale również kobiety Warszawy czasów wojny: łączniczki, sanitariuszki, matki, żony, siostry, które straciły swych bliskich w walce z okupantem.
Odsłonięcie pomnika nastąpiło 29 września 1957 r. Pomnik ufundowano staraniem Rady Narodowej dzielnicy Żoliborz. Napisy wykuli w czynie społecznym pracownicy Zjednoczenia Budownictwa Miejskiego. Początkowo pomnik miał formę pamiątkowego głazu w otoczeniu zieleni, ustawionego na podeście z płyt chodnikowych.
Na głazie umieszczono tablicę z napisem:
„W hołdzie bohaterskim żołnierzom oddziałów powstańczych Kampinosu, Żoliborza i Starówki poległym w natarciach na Dworzec Gdański w dniach 20-22 VIII 1944”.
Na podeście wykuto fragment wiersza „Testament mój” Juliusza Słowackiego:
„A kiedy trzeba, na śmierć idą po kolei,
Jak kamienie przez Boga rzucone na szaniec”.
W 1974 r. obok głazu pojawiła się ceramiczna rzeźba dłuta Ireny Nadachowskiej, której sama autorka dała tytuł „Nad partyzancką mogiłą”. Usytuowanie w tym miejscu i powiązanie z określonymi wydarzeniami nadało jej znacznie szerszy kontekst.
W listopadzie 1983 r. wandale niemal doszczętnie rozbili posąg kobiety z różą. Uczniowie z Zespołu Szkół Elektronicznych pozbierali ocalałe fragmenty i zanieśli je do pracowni autorki z prośbą o odtworzenie rzeźby. Wierna oryginałowi kopia posągu została odlana w brązie w Zakładach Mechanicznych im. Nowotki. Rzeźba powróciła na miejsce pamięci w dniu 18 marca 1988 r.
W 1994 r. zmodyfikowano inskrypcję na głazie, dodając informacje o partyzantach, którzy wsparli szturmy. Obecnie jej treść brzmi:
„W hołdzie bohaterskim żołnierzom Armii Krajowej oddziałów powstańczych z Żoliborza i Starówki oraz partyzanckich z Puszczy Kampinoskiej i Nalibockiej poległym w natarciu na Dworzec Gdański w dniach 20 i 22 VIII 1944”.
I tu pojawia się potrzeba dołączenia choćby niewielkiej informacji o wydarzeniach sierpnia 1944 r., gdyż napis na tablicy mimo modyfikacji nadal nie przekazuje kompletnych informacji. Szturmy powstańców na Dworzec Gdański były jedną z najkrwawszych akcji bojowych i jedną z największych operacji ofensywnych Polaków w czasie Powstania Warszawskiego.
Praktycznie już w chwili rozpoczęcia Powstania Stare Miasto zostało odcięte od północy Warszawy przez linię kolei obwodowej i Dworzec Gdański opanowane przez Niemców. Celem ataków było stworzenie trwałego połączenia pomiędzy Starówką i Żoliborzem oraz stworzenie korytarza, którym na słabnące w oporze Stare Miasto miały wejść dobrze uzbrojone kompanie przybyłe do stolicy z Puszczy Kampinoskiej. Byli to nie tylko lokalni partyzanci z okolic Warszawy, czyli oddziały miejscowe z Rejonu VIII pod dowództwem kpt. Józefa Krzyczkowskiego „Szymona”, ale także oddziały leśne przybyłe z Kresów Wschodnich, spod Nowogródka: Zgrupowanie Stołpecko-Nalibockie pod dowództwem por. Adolfa Pilcha (ps. „Góra”, „Pistolet”, „Dolina”), oraz inne grupy z różnych stron Polski. Zakładano, że będzie to przełom w patowej sytuacji, po którym Polacy przejmą inicjatywę w walkach.
Oddział partyzancki por. Adolfa Pilcha z Puszczy Nalibockiej w województwie nowogródzkim liczył ok. 840 żołnierzy. Wycofując się przed idącą na zachód Armią Czerwoną, zdołał dotrzeć aż do Puszczy Kampinoskiej. Wyposażony w broń zrzutową, zaprawiony w bojach na Kresach, byłby ogromnym wsparciem dla powstańców Żoliborza i Starówki. Niestety, na skutek problemów z łącznością i zmieniających się rozkazów nie tylko oddziały Pilcha nie dotarły na Stare Miasto, ale także ich uczestnictwo w atakach na Dworzec Gdański zakończyło się klęską.
Partyzanci,
przyzwyczajeni do działań w lesie, czuli się niepewnie w nieznanym sobie mieście,
które większość z nich widziała po raz pierwszy. Swą skuteczność pokazali
kilkanaście dni później w innym miejscu. W nocy z 2 na 3 września 1944 r.
Pilch ze swymi żołnierzami dokonał skutecznego ataku na stacjonujący we wsi
Truskaw batalion wycofanej z Warszawy Brygady SS-RONA, praktycznie roznosząc go
w pył, zabijając 250 rosyjskich esesmanów i raniąc ok. 100, przy stratach własnych
w liczbie 10 poległych i 10 rannych.
Próby ataków na Dworzec Gdański podejmowano już w pierwszych dniach Powstania Warszawskiego, 1 i 9 sierpnia. Niestety, do akcji przystąpiły niewielkie, bardzo słabo uzbrojone oddziały, których działania okazały się zupełnie bezskuteczne, toteż rzadko w ogóle się o nich wspomina. Do historii przeszły dwukrotne nocne szturmy w drugiej połowie sierpnia: z 20 na 21 i z 21 na 22 sierpnia 1944 r.
Plan ataku wypracował żoliborski sztab ppłk. Mieczysława Niedzielskiego „Żywiciela” wraz z gen. Tadeuszem Pełczyńskim „Grzegorzem” z Komendy Głównej AK. Kompaniami kampinoskimi dowodził mjr Alfons Kotowski „Okoń”. Niestety, nocne akcje nie przyniosły spodziewanych efektów. Ataki załamały się w morderczym niemieckim ogniu, a drugie natarcie zastopował nieprzyjacielski pociąg pancerny.
Z perspektywy historii oraz znanych obecnie faktów i dokumentów wiemy, że powstańcy nie mieli najmniejszych szans na zdobycie dworca i linii kolejowej.
Był to rejon całkowicie opanowany przez wojska niemieckie. Dworzec wraz z zespołem sąsiednich obiektów tworzył jeden z najsilniejszych ośrodków niemieckiego oporu. W chwili rozpoczęcia Powstania Niemcy dysponowali tam oddziałami o sile 500 doskonale uzbrojonych żołnierzy, pociągiem pancernym nr 75 oraz artylerią rozmieszczoną w kilku punktach wokół dworca, m.in. na Cytadeli, w Forcie Legionów i Forcie Traugutta. Wzdłuż linii rozmieszczone były starannie zamaskowane betonowe bunkry i gniazda broni maszynowej. W wielu miejscach na przedpolu dworca Niemcy ustawili zasieki z drutu kolczastego. W dodatku przestrzeń pomiędzy tymi obiektami była zupełnie pusta, nie dając możliwości jakiegokolwiek schronienia atakującym.
Tak wspomina to Stanisław Jankowski „Agaton”:
„Trzysta metrów, przez które trzeba było przejść do Dworca Gdańskiego, do pierwszego rzutu granatem wypełniała wolna przestrzeń ogródków działkowych, kartofliska. Dla lepszego oczyszczenia przedpola Niemcy spalili stojące przy dworcu drewniane baraki bezdomnych. Gdy kompanie wychodziły do natarcia i odrywały się od ostatnich domów Żoliborza, tylko ciemność osłaniała je przed ogniem niemieckich cekaemów i armat. Ale nawet noc obróciła się przeciw nam. Sierpniowa pełnia księżyca i łuna pożarów sprzyjały niemieckim rakietom oświetlającym przedpole”.
Wobec tak zmasowanych sił niemieckich natarcia powstańców zakończyły się całkowitą klęską i ogromnymi stratami po stronie polskiej. Zginęło ok. 500 naszych żołnierzy, a wielu zostało rannych. Dokładne straty po stronie niemieckiej są nieznane, według źródeł polskich to
50 zabitych i 25 rannych.
Napisz komentarz
Komentarze