Leniwy sobotni poranek. Słońce wychyla się zza chmur. Zapowiada się piękny dzień. Ewa wtula się w poduszkę, chce jeszcze chociaż chwilę rozkoszować się ciszą.
– Mamoooo! – głos córki wyrywa ją z błogostanu. – Połamały mi się kredki, a muszę mieć w poniedziałek na plastykę! Aaaa jeszcze wiersza muszę się nauczyć...
– Mamoo, gdzie jest moja książka do bioli?
Czyżby Filip, najstarszy syn, przypomniał sobie o poniedziałkowej klasówce?
– Gniewko, Ida, natychmiast przestańcie skakać i idźcie się umyć!
Bliźniaki jak zwykle zaczynają dzień od rozrabiania.
– Spadaj, gówniaro, teraz ja będę grał! – zaspany Filip próbuje zwalić z krzesła Magdę, która sprawdza w internecie jakieś dane do pracy domowej.
– Filip, nie wyrażaj się! Pamiętasz, że najpierw obowiązek, a później przyjemność? Jeszcze nawet śniadania nie jadłeś.
– Zjem przy kompie, a posprząta za mnie małolata.
– Mamooo, on znowu mnie wyzywa!
W powietrzu już nie czuć leniwego poranka, za to zbierają się chmury zbliżającej się awantury. Jak to ogarnąć? A miało być tak cudownie! Dzieci miały się same sobą zajmować, pomagać sobie nawzajem, pomagać w domu… Home sweet home… Czy spokój i wykonywanie obowiązków muszą być okupione krzykiem? Marzenia o kochającym się rodzeństwie, marzenia o czystym, spokojnym domu zagubiły się wśród porozrzucanych zabawek i walce o wszystko.
Przez harmider ledwie przebił się dźwięk dzwonka do drzwi. Potykając się o klocki i rolki, mama poszła otworzyć. Za drzwiami stała uśmiechnięta rodzina jej siostry Miry. No tak, przecież byli umówieni na wypad za miasto. Ewa złapała się za głowę.
– Ojej, zapomniałam…
– O, widzę, że
tu jakaś wojna trwa
– Mira jak zwykle z humorem określiła zastany kataklizm. – Potrzebujesz pomocy.
– Przyda się, jest 9 rano, a ja już mam dość.
– Zacznijmy od początku.
– Ale nasza wyprawa...
– Nic nie szkodzi, pomożemy, wycieczka nie ucieknie – zgodnym chórem do rozmowy wtrąciły się bliźniaczki Miry.
– Zwołujemy naradę. Nie wygrywa się wojen bez przemyślanej strategii.
– Szkoda czasu, nie uda się – Filip jak zwykle neguje, zanim cokolwiek spróbuje zrobić.
– Przepisy i regulaminy funkcjonują wszędzie: w bibliotece, szkole, ośrodku wypoczynkowym, jest prawo o ruchu drogowym, prawo karne… Długo by wyliczać. Pozwalają one zapanować nad ładem we wszystkich sferach życia. Zebrano się i spisano zasady. Tak samo planuje się bitwy, budowy, działania marketingowe.
– My mamy w domu nasz regulamin – wtrąciła się Kasia. – Zawsze można do niego zajrzeć i przypomnieć sobie zasadę albo powołać się na któryś punkt.
– No dobra, miejmy to z głowy. Im szybciej, tym lepiej – Filip chce wrócić do gry.
– Po pierwsze: zastanówmy się, co chcecie osiągnąć.
– Porządek, spokój, czas wolny…
Kolejne pomysły padają z prędkością serii z karabinu maszynowego.
– Stop! – ciocia podnosi dłoń, a wszyscy jak zaczarowani milkną. – Mówimy po kolei. Spiszmy to. Poproszę o dużą kartkę i coś do pisania.
Magda pobiegła do swojego pokoju i przyniosła duży blok oraz flamastry. Na górze strony ciocia wypisała podstawowe cele. Pod nimi znalazły się kolejne kroki do ich realizacji.
Spisano także „słownik rodzinny”: co kryje się pod słowami takimi jak „spokój”, „porządek”, „zaraz”. Wspólnie ułożono także „regulamin domowy”. Przyszła pora na podział obowiązków.
– Sporo tego – miny Filipa i bliźniaków zdradzały przerażenie.
– Spokojnie,
ogarniecie to – ciocia najwyraźniej miała wizję rozwiązania.
– Jest was sześcioro. Nas tylko czworo i ogarniamy.
– Jak to sześcioro? – Gniewko nie krył zdumienia. – To ja też mam coś robić? I Ida też? Przecież mamy dopiero 5 lat.
– Umiesz zbierać klocki? – zapytała Kasia. – Dasz radę nakryć do stołu?
– Pewnie!
– To sam widzisz. Możesz pomagać w pracach domowych. Wystarczy chcieć i działać.
Prace nad wypisaniem i wstępnym podziałem obowiązków przeszły całkiem sprawnie. Nawet Filip zaproponował kilka dla siebie.
– Dam wam
jeszcze kilka pomysłów
– ciocia wzięła drugą kartkę i napisała: „BOZUP, KLUK, CITO, STOP, BABCIA”.
Gospodarze przyglądali się z zaciekawieniem.
– A co to
znaczy? – zapytał Gniewko. – „STOP” i „BABCIA” to wiem, „CITO” gdzieś słyszałem,
ale reszta? Nie wiem
– wzruszył bezradnie ramionami.
– Takie hasła
mamy w swoim regulaminie – odpowiedziała Basia. – Sami je wymyśliliśmy, są
fajne, bo nie trzeba tłumaczyć, a wiadomo, co robić. „BOZUP” oznacza, że do
sprzątnięcia są: rzeczy na biurku i oknie (parapecie), zabawki, ubrania i
rzeczy z podłogi. „KLUK” to książki, lalki, ubrania i „kącik twórczy”. „CITO”
– że jest mało czasu, trzeba się spieszyć. „BABCIA” – najwyższy stopień
mobilizacji przy sprzątaniu, bo ona jest bardzo pedantyczna.
– Aaa, ale fajnie – ucieszyła się Magda. – Dla Gniewka może być „KUKA”, czyli klocki, ubrania, książki i auta.
– Brawo, Madziu. Widzę, że pojęłaś zasadę – pochwaliła ciocia. – Oczywiście możecie ustalić własne kody.
– U mojej koleżanki
jest „mycie słonia”, co oznacza, że trzeba umyć kafelki w łazience, wannę,
umywalkę i sedes
– wtrąciła Basia.
– A mój kolega jest listonoszem: roznosi wysuszone ubrania i porozrzucane rzeczy na odpowiednie miejsca – dodała Kasia.
– Ale to fajne! – Magda aż podskoczyła. – Mamo, ułożymy własne kody?
– Oczywiście, kochanie – odpowiedziała mama i zwróciła się do swojej siostry: – Cieszę się, że do nas wpadliście i daliście ciekawe pomysły.
– Możecie także stworzyć domowy kodeks zachowań, łącznie z sygnalizacją bezsłowną. Sprawdza się ona w sytuacjach, gdy nie wypada albo nie można użyć słów. Moja znajoma ma problemy z głosem, więc wiele rzeczy pokazuje. Na przykład STOP to uniesiona pionowo dłoń; CISZEJ – zbliżanie do siebie kciuka i palca wskazującego; CISZA – palce na ustach, a jeśli chce zwrócić na siebie uwagę, to klaszcze w dłonie. Czasami pokazuje coś samym wzrokiem albo wypowiada coś bezgłośnie.
– Ciociu, jesteś super! – Magda rzuciła się cioci na szyję.
– Filip, jak myślisz, damy radę? – tata drapie się w głowę.
– Tato, wygląda to całkiem sensownie – odpowiedział Filip. – Niezła strategia. Ja w to wchodzę.
– No to co? – ciocia podniosła się i kiwnęła na swojego męża i córki. – Wyprawę przekładamy na jutro, a dzisiaj macie niezłą lekcję do odrobienia.
Czy faktycznie regulamin domowy jest potrzebny? Tak. Całe nasze życie w różnych momentach i sferach jest uporządkowane przez przepisy, regulaminy, statuty, ustawy – od Konstytucji, prawa karnego, przez prawo autorskie, prawo o ruchu drogowym, regulamin szkolny i szkolny system oceniania, aż po regulamin placu zabaw. Dlaczego więc nie wspomóc się takim domowym regulaminem? Nie musi być on spisany, ale warto mieć jego świadomość.
Taki regulamin nie jest ograniczaniem i tresurą. Jest za to unormowaniem, ustaleniem granic, jest uporządkowaniem – szczególnie dla najmłodszych – najbliższego otoczenia. Rodzina jest małą społecznością, więc nauczenie dzieci zasad będzie procentowało w dalszych kontaktach społecznych. Wpoi szacunek do innych ludzi, do siebie, do środowiska.
Jak może brzmieć taki domowy regulamin? Przede wszystkim powinien mówić, CO MAMY ROBIĆ, a nie CZEGO MAMY NIE ROBIĆ. Na przykład: zamiast „nie krzyczymy” może być „mówimy spokojnym, ściszonym głosem” czy „odnosimy się do siebie z szacunkiem”. Taki domowy regulamin musi obowiązywać wszystkich członków rodziny, więc kiedy np. ustalicie, że za nieakceptowalne słowo robi się 10 przysiadów, to mama i tata również robią przysiady, gdy coś im się „wymsknie”. Zaznaczmy, że każdy ma prawo głosu, ale też każdy jako członek rodziny ma wobec tej rodziny obowiązki. Warto także dopisać, że sprawy sporne rozstrzygane być powinny argumentami, a zasługi – choćby najmniejsze – zgodnie z nazwą zasługują na pochwalenie.
Początek nowego roku szkolnego może być dobrym momentem na wprowadzenie takiego domowego regulaminu. Usiądźmy z dziećmi, wytłumaczmy, co chcemy zrobić. Wysłuchajmy także propozycji dzieci, bo mają one często ciekawe spostrzeżenia. To ma być WASZ rodzinny kodeks.
Zaciekawionym tematem polecam lekturę: Cheryl R. Carter „ADHD/ADD. Jak pomóc dziecku ogarnąć chaos”, Wydawnictwo Lekarskie PZWL, Warszawa 2012. Co prawda skierowana jest ona głównie do rodziców dzieci z ADHD czy ADD, ale wiele metod w niej zawartych sprawdzi się w każdej rodzinie.
Napisz komentarz
Komentarze