Na Dworcu Gdańskim uczczono 51. rocznicę wydarzeń marcowych. Złożono kwiaty i wieńce. - Dziękuję, że jesteście dzisiaj z nami, bo Dworzec Gdański jest symbolem wszystkich dworców z całej Polski - mówiła podczas przemówienia dyrektor Fundacji Shalom Gołda Tencer.
Minęło 50 lat od wiecu na Uniwersytecie Warszawskim. Studenci żądający przywrócenia relegowanych kolegów zgromadzili się 8 marca. Władza odpowiedziała brutalną pacyfikacją uczestników wiecu przez uzbrojonych w pałki ormowców i zomowców. W protesty zaangażowali się studenci innych uczelni. Dla władz PRL z Władysławem Gomułką na czele była to okazja do rozpętania antysemickiej nagonki, w wyniku której z Polski wyemigrowało 13-15 tys. osób pochodzenia żydowskiego.
- Kiedy potencjalni emigranci podjęli decyzję o wyjeździe, należało wypełnić parostronicowy kwestionariusz paszportowy, złożyć podanie do Rady Państwa z prośbą o zgodę na zamianę obywatelstwa, wnieść niebagatelną opłatę skarbową (5000 zł.), uzyskać w ambasadzie holenderskiej (reprezentującej interesy Izraela) promesę wizy izraelskiej i złożyć obietnicę pokrycia kosztów podróży, przedłożyć zaświadczenie o nie zaleganiu z podatkami, a w szczególnych wypadkach także zgodę władz wojskowych i potwierdzenia zrzeczenia się mieszkania. Po uzyskaniu zgody władz następował okres nerwowych przygotowań do wyjazdu – dokument podróży wymagał wyjazdu z Polski w ciągu miesiąca. Emigranci wyprzedawali lub rozdawali wszystko to, czego nie mogli zabrać ze sobą. To, co władze zezwalały wywieźć, pakowano w skrzynie i wpisywano na listy urzędu celnego. Odprawy celne były wyjątkowo upokarzające i bogate w szykany” – opisuje procedury wyjazdów Hila Marcinkowska w artykule „Jak pozbyto się Żydów w 1968 r.” na Forum Żydów Polskich.
Zaczęły się pożegnania
Do końca 1968 r. granice Polski opuściło 3437 osób, które oficjalnie udały się w kierunku Izraela. Dworzec Gdański stał się miejscem częstych pożegnań. W albumie "Rok 1968. Środek Peerelu", w którym opowieść oparta jest o relacje prasowe i świadków, a także dokument ach. - Zaczęły się wyjazdy znajomych. Chodziłam na Dworzec Gdański i machałam. Dziesiątki razy. Ciągle i ciągle. I robiło się pusto dookoła, nie było już do kogo zadzwonić i komu opowiedzieć dowcipu” – czytamy relacje Krystyny Weintraub w „Rok 1968 środek Peerelu”.
Pamiętam dzień, kiedy mój brat przyszedł do domu w podartych spodniach, pobity i nic nie mówił
W każdą rocznice, przed Dworcem Gdańskim zbierają się Warszawiacy by upamiętnić wydarzenia marcowe. Podczas tegorocznych obchodów Gołda Tencer, dyrektor Fundacji Shalom działającej na rzecz pamięci tradycji żydowskich w Polsce odczytała swoje wspomnienia sprzed ponad 50 lat.
- Chodziłam do żydowskiej szkoły im. Pereca, uczęszczałam do żydowskiego klubu, na żydowskie kolonie. Żyłam jak pod kloszem, nie wiedziałam nawet, że oprócz mojego świata istnieje inny żydowski świat. Za zdanie matury miałam pojechać do Izraela. Dostaliśmy odmowę. Wiedzieliśmy już, że jest źle. Później atmosfera zaczęła się zagęszczać. Pamiętam dzień, kiedy mój brat przyszedł do domu w podartych spodniach, pobity i nic nie mówił – mówiła podczas obchodów dyrektor Fundacji Shalom.
- Pamiętam dzień, kiedy już się zaczęło wyrzucanie wszystkich, od robotnika, studenta do dyrektorów. To był jeden wielki płacz, skrzynie i ten przeraźliwy gwizd na peronie - wspominała. Tencer została. Związała się z Teatrem Żydowskim. - Wydawało mi się, że już Żydów nie ma, przynajmniej w Warszawie. Kiedy graliśmy premierę przychodziło trochę osób starszych, ale tych z mojego pokolenia nie było. Myśleliśmy, że została nas tylko garstka – nakreślała ówczesny krajobraz społeczny dyrektor Fundacji Shalom.
Podczas uroczystości przed tablicą zostały złożone kwiaty m.in. w imieniu prezydenta, władz Warszawy i przedstawicieli organizacji żydowskich.
Witamy w domu – czyli galeria murali
Na muralach umieszczonych na podporach wiaduktów w ciągu ul. Andersa – ul. Mickiewicza nad torami PKP i ul. Słomińskiego (w rejonie Dworca Gdańskiego) można zobaczyć podobizny aktorki Idy Kamińskiej, która w dniu wyjazdu, na Dworcu Gdańskim była żegnana przez wielbicieli i sympatyków jej talentu; socjologa i filozofa Zygmunta Baumana, założyciela „Przekroju” Mariana Eile, lekarki i działaczki społecznej Aliny Margolis-Edelman, poetki Anny Frajlich-Zając oraz operatora filmowego Jerzego Limpana.
Galeria „Witamy w domu” powstała z inicjatywy Barbary Poniatowskiej i Dariusza Paczkowskiego z Fundacji Klamra i Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN przy współpracy z Zarządem Dróg Miejskich. Jest dedykowana osobom, które musiały wyjechać z Polski w związku z wydarzeniami Marca ’68 roku.
- Bardzo się cieszę, że w projekcie wzięło udział tyle artystek, które przyjęły zaproszenie. Współpraca z nimi była doskonałym doświadczeniem. Zostawiły w przestrzeni publicznej Warszawy wspaniałe prace i swojej twórczej kobiecej energii. Bardzo dziękuję także wszystkim osobom, które pomagały wycinać szablony i wspierały nas przy realizacji murali. Jest tu jeszcze dużo miejsca i mam nadzieję, że będziemy mogli tworzyć kolejne malowidła – mówił wówczas Dariusz Paczkowski artysta street art, działacz społeczny i jeden z inicjatorów galerii „Witamy w domu”.
Galeria miała przemienić miejsce związane z traumą oraz trudnymi relacjami polsko-żydowskimi
Niedługo po majowym wernisażu w ubiegłym roku jeden z murali został zniszczony. Na wizerunku Zygmunta Baumana pomarańczową farbą napisano hasła: „morderca” i „mjr UB”. Napisy zamalowano. Pod wizerunkami wszystkich bohaterów murali znajdują się podpisy w postaci imienia, nazwiska i funkcji. Mimo prób odnowienia muralu pod muralem pod podobizną Baumana ponownie dopisano hasło „morderca”.
Napisz komentarz
Komentarze