Wywiad z trójką założycieli teatru Nowe Formy - Magdaleną Wojtachą, Radosławem Jamrożem i Rafałem Pyką, przeprowadził Mateusz Durlik
Mateusz Durlik: Zacznę od ciebie Rafał. Mieszkasz na Żoliborzu. Skąd się tu wziąłeś?
Rafał: Nigdy nie przypisywałem zbyt wielkiego znaczenia rzeczom materialnym. Przejeżdżałem przez Żoliborz, na jednym z osiedli zostały ostatnie dwa mieszkania do sprzedania, w dobrej cenie. Podpisałem umowę, poszedłem do banku po kredyt i już. Ot cała historia - dwa dni. Nie chciałem poświęcać na to zbyt wiele czasu, wolałem sztukę.
MD: Już wtedy pracowałeś w teatrze?
Rafał: Byłem tuż po warszawskiej Akademii Teatralnej. , Współpracowałem z dwoma stołecznymi scenami: Teatrem Narodowym i Teatrem Kamienica.
Byłem na początku swojej drogi artystycznej, która doprowadziła mnie do tego, że otworzyłem własną scenę. W międzyczasie moje ścieżki skrzyżowały się również z Teatrem Nowym, ale także ze scenami spoza Warszawy. W końcu zrozumiałem, że w Polsce nie ma teatru, który w pełni reprezentowałby wartości moje i moich przyjaciół. Więc nie mieliśmy wyboru: otworzyliśmy Teatr Nowe Formy.
Z Radkiem i Magdą znaliście się już wcześniej?
Magda: Poznaliśmy się w podobnej szkole jak ta, którą tworzymy teraz w teatrze Nowe Formy. Znamy się od 16 lat.
Radek: Dołączę jeszcze wątek żoliborski. Tak się złożyło, że los porozrzucał nas po różnych teatrach w wielu miastach. W końcu zdecydowaliśmy się zamieszkać w Warszawie. Kiedy tu przyjechaliśmy, Rafał ugościł nas w kuchni swojego żoliborskiego mieszkania i tam powstały pierwsze plany powołania Fundacji Nowe Formy i teatru.
Jak takie plany w ogóle powstają? Skąd się to wzięło?
Rafał: W trakcie pandemii zrozumiałem, że zostałem pozostawiony sam sobie. 12-13 marca 2020 roku odbierałem telefony, z których dowiadywałem się o kolejnych odwoływanych koncertach i przedstawieniach, zdjęciach do serialu.. A miałem raty kredytu do zapłacenia za to żoliborskie mieszkanie. Wpadłem w panikę. Rzeczy materialne nagle zaczęły mieć ogromne znaczenie, bo mogłem szybko je stracić. Pracowałem wtedy dla siedmiu różnych podmiotów i instytucji. Nigdy nie przypuszczałem, że stracę pracę we wszystkich siedmiu i to w ciągu dwóch dni. Zrozumiałem, że moja współpraca z rozmaitymi podmiotami była dla mnie odpowiednia tylko w dobrych czasach, Sama myśl, że muszę do tych pracodawców wrócić po pandemii budowała we mnie niezgodę na to, jak funkcjonuje nasz rynek. Tutaj moglibyśmy rozpocząć długie dyskusje o statusie artysty, o tym jak wielu z nas żyje na społecznym marginesie, bez ubezpieczenia, prawidłowego dostępu do opieki zdrowotnej, szans na emeryturę. Jesteśmy wyjęci z systemu.
I to was połączyło?
Radek: Pandemia uświadomiła mi od jak wielu osób jestem uzależniony jako artysta. Przez to też jestem mniej płodny, bo muszę się angażować w projekty, które mnie nie interesują. Miałem poczucie, że się nie rozwijam. Pandemia była pewnym oczyszczeniem.
Zrezygnowaliście z pewnego rodzaju bezpieczeństwa. Co takiego sprawiło, że podjęliście ryzyko stworzenia własnej sceny?
Magda: Ja jestem chyba reprezentantką tej części Nowych Form, która najbardziej zrezygnowała z bezpieczeństwa. Pochodzę ze Śląska i przeprowadziłam się na stałe do Warszawy rok temu. Dla Nowych Form zrezygnowałam z etatu w Teatrze Rozrywki w Chorzowie. Było mi tam dobrze, byłam doceniana, nie mogłam narzekać. Przeważyła jednak miłość do wolności i do teatru dramatycznego. Poczułam zew. Wciągnęli mnie też obecni tu koledzy – po prostu zakomunikowali mi, że przechodzę do Nowych Form, a ja nie miałam nic do gadania.
W social mediach Rafała widziałem, że Nowe Formy powstawały w ogromnych bólach.
Rafał: Teatr rodził się w bólach, bo sami i z własnych środków remontowaliśmy nasz lokal, ale nigdy nie było w nas frustracji. Był w nas bunt. Nowe Formy zrodziły się z dojrzałego buntu przeciwko sytuacji w polskich teatrach. Są wciąż pełne przemocy i praktyk, których wolny rynek już od dawna nie pamięta. Co i rusz słyszymy o wydarzeniach związanych z wybitnymi inscenizatorami albo świetnymi warszawskimi scenami. Przemoc stosowana na artystach i pracownikach technicznych teatru jest powszechnym zjawiskiem. My natomiast chcemy tworzyć w zupełnie innej atmosferze, tak żeby miłość i piękno, o których mówimy, były dostępne nie tylko dla publiczności w trakcie przedstawienia. Chcemy żeby były obecne również za kulisami naszego teatru.
Radek: Chcemy, żeby teatr Nowe Formy był bezpieczną przestrzenią. Oczywiście pojawiają się czasem nerwy, ale mamy pewien model bezprzemocowej komunikacji.
Jak wpadliście na koncepcję Nowych Form w tym kształcie? Jak się zastanawiam, to ostatnie, co przyszłoby mi do głowy, to że do mojego teatru będzie się wchodziło na bosaka i uprawiało mindfulness. To dość nieoczywiste. Skąd ten pomysł?
Rafał: Jesteśmy jedynym teatrem w Europie, który programowo łączy przestrzeń sztuki z Terapią Uważności, Teorią Integralną oraz Porozumieniem Bez Przemocy.
Pandemia była okresem depresji i problemów mentalnych wielu z nas. Zaburzenia lękowe, zaburzenia odżywiania, bezsenność, uzależnienia cyfrowe - stały się częścią naszego życia. Jeśli nie dotknęły nas, to z pewnością kogoś z przyjaciół, rodziny… Na co dzień pracuję z przedstawicielami tzw. pokolenia Z i choć uważam, że mają współczesnej Polsce bardzo wiele do zaoferowania, to wiem też, jak wiele wśród nich pojawia się problemów. Tak powstało Integralne Studium Aktorskie przy Teatrze Nowe Formy, w którym poza tradycyjnym nauczaniem teatru, robimy wszystko by dbać również o dobrostan psychiczny naszych uczniów. Wspólnie medytujemy. Wspieramy się. To wspaniała szkoła.
Również mnie psychoterapia i Terapia Uważności uratowała. Dzięki niej zrozumiałem, że środowisko z którego się wywodzę już nie jest moje. Rozpocząłem proces kształtowania własnego programu nauczania teatru i szybko zauważyłem, że ten ewolucyjny proces doprowadził do zupełnie innej jakości, nowej formy. Tak powstał nasz teatr.
W trakcie tego procesu zrezygnowałem z pracy na rzecz wielu instytucji. Wiele z nich, w konsekwencji moich “konkurencyjnych działań” zrezygnowało ze mnie. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że to słuszny proces.
Jak trafiliście na Zakroczymską 11?
Radek: Pierwszym celem było znalezienie lokalu. Wiedzieliśmy, że nie stać nas na wynajem na rynku komercyjnym, więc zgłosiliśmy się do Zakładu Gospodarowania Nieruchomościami. Ten lokal, w którym jesteśmy, był przedmiotem konkursu z bardzo krótkim opisem i bez ani jednej fotografii. Kiedy tu weszliśmy pierwszy widok nie był zachęcający. Przechodząc dalej otworzyliśmy jedne drzwi i za nimi ukazała nam się malutka scena, dwie garderoby, reżyserka. Pomyśleliśmy, że skierował nas tu los. To miejsce, do którego powinniśmy trafić. Potem dowiedzieliśmy się, że występował tu Gustaw Holoubek, Nina Andrycz. Okazało się, że to miejsce dawniej prowadził Ryszard Waldeck-Ostromęcki. Odnaleźliśmy rodzinę pana Ryszarda, poprosiliśmy o rekomendację. Zrobiliśmy solidny biznesplan. Stworzyliśmy pomysł jak chcemy zaaranżować tę przestrzeń.
Magda: Kiedy się okazało, że wygraliśmy ten lokal, to podjęłam decyzję, że rezygnuję z etatu w Chorzowie.
Rafał: Jako lokalny patriota muszę dodać, że szukaliśmy też lokali na Żoliborzu!
No mam nadzieję!
Rafał: Jednak ci urzędnicy, z którymi mogłem porozmawiać nie byli szczególnie przekonani do naszego pomysłu. “Na Żoliborzu powstaje przecież Dom Kultury” - słyszałem.
Najlepiej współpracowało nam się z przedstawicielami Pragi Południe oraz Śródmieścia. Ostatecznie Teatr Nowe Formy powstał na Nowym Mieście.
Jaka jest rola burmistrza Ferensa w Nowych Formach?
Rafał: Jesteśmy wdzięczni burmistrzowi i całej Dzielnicy Śródmieście za zaufanie. Zdajemy sobie sprawę z tego, że jesteśmy młodą organizacją, a takiej szczególnie trudno zaufać. Byliśmy jednak wyjątkowo zmotywowani, mieliśmy dobre intencje. Z pokorą i zaufaniem przechodziliśmy kolejne procedury. Zostaliśmy za to przez los wynagrodzeni - Dzielnica Śródmieście przekazała nam ten historyczny lokal. Ostatnia premiera “Nie kocham mojego syna” była dla nas ważna, chcieliśmy pokazać ludziom, którzy nam zaufali, że nie popełnili błędu. Stąd też na widowni znalazł się Aleksander Ferens.
Radek: Dostaliśmy pewien mandat zaufania. Do momentu premiery w ogóle się z burmistrzem nie znaliśmy, więc chcieliśmy mu pokazać, że przez te pół roku nie siedzieliśmy nad piwem tylko pracowaliśmy. Nie było czasu na imprezowanie ani nawet na spanie. W tym tygodniu widzimy się z naczelnikiem wydziału kultury, którego nie możemy się doczekać. Chodzi o to, że na tym etapie jesteśmy zupełnie prywatnym teatrem. Otrzymaliśmy co prawda dofinansowanie od miasta do pierwszej premiery, ale oprócz tego nie jesteśmy subsydiowani żadnymi dotacjami. Liczymy na to, że publiczne wsparcie kiedyś do nas popłynie. Kultura wysoka, a do takiej pretendujemy, bez publicznego wsparcia słabo sobie radzi. A my jesteśmy zupełnie innowacyjnym miejscem – integralnym elementem naszych przedstawień jest wspólna praktyka formalna Mindfulness a nie każdy w ogóle wie co to jest, nie mówiąc już o Teorii Integralnej.
Wspominałeś podczas ostatniego seansu, że wpływy z biletów to jakaś marginalna część przychodów teatru. Z czego się utrzymujecie?
Rafał: W teatrach prywatnych, takich jak nasz, wygląda to trochę inaczej. Natomiast w publicznych teatrach wpływy z biletów rzeczywiście są niewielką częścią teatralnego budżetu. Większość ich przychodów to środki publiczne.
Teatr Nowe Formy dopiero rozpoczął swoją działalność. Duża część budżetu naszego teatru to nasze prywatne oszczędności, ale także wpłaty darczyńców Fundacji Nowe Formy, naszej publiczności i uczniów. W trakcie ostatniego roku pomogło nam około 60 wolontariuszy. Ludzie czują dobrą energię i pomagają. Liczymy też na to, że w przyszłości uda nam się pozyskać stałych mecenasów.
Pewnie pod uwagę brane są również względy polityczne? Może jak zrobicie jakiś słuszny spektakl polityczny, to dostaniecie jakieś fajne dofinansowanie z ministerstwa?
Rafał: Nigdy czegoś takiego nie zrobimy!!!. Jesteśmy teatrem integralnym. Naszym celem jest to, żeby absolutnie nigdy nie dzielić naszej publiczności. Sprzeciwiamy się polaryzacji społeczeństwa, fatalnie oceniamy jakość polskiej debaty publicznej.
Tymczasem polskie teatry wciąż się radykalizują. Oceniam to zjawisko niezwykle negatywnie.
Naszym celem jest integracja społeczeństwa. Wierzymy w to, że po ostatnich wydarzeniach politycznych jesteśmy bliżej tego celu, ale jeszcze go nie osiągnęliśmy i długo nie osiągniemy. Jako naród mamy do wykonania wiele pracy - proszę pamiętajmy o tym i przestańmy walczyć. Zawsze powtarzam swoim uczniom, by ich bunt zbliżał się do tego z wiersza Grochowiaka - by się ustateczniał, był w locie dojrzałym i dokolnym, jakim kołują doświadczone orły.
Tymczasem po premierze “Nie kocham mojego syna” wśród publiczności pojawiły się głosy mówiące o tym, że brakuje w stolicy centrowej sceny i uzupełniamy tę niszę. Cieszę się, że ludzie dostrzegli to, że chcemy szeroko wsłuchać się w głos naszych bohaterów, jednak część z nich automatycznie postawiła nas na politycznej osi. Tak bardzo jesteśmy przesiąknięci sporami, że oceniamy właściwie wszystko przez polityczną soczewkę. A my nie jesteśmy teatrem centrowym. Jesteśmy teatrem integralnym.
Nie chcę ci podcinać skrzydeł, ale ten ostatni spektakl, na którym byłem, nie był centrowy.
Rafał: Nie był centrowy, ale nie był też radykalny. Osoby o radykalnym światopoglądzie mogły odbierać go jako centrowy.
Magdo, Radku, czy przed powstaniem Nowych Form graliście ze sobą kiedyś?
Magda: Nie, nawet nie zrobiliśmy żadnej etiudy. A przecież wyszliśmy z jednej szkoły.
Powiedz trochę o kulisach zacieśniania więzów aktorskich.
Magda: Przed przystąpieniem do procesu twórczego było mnóstwo obaw. Wszyscy je mieliśmy. Obawialiśmy się czy nasze przyjacielskie relacje zadziałają również w życiu profesjonalnym. Nagle Rafał stał się moim reżyserem i dawał mi uwagi. Na szczęście żadna z obaw się nie spełniła.
Radek: Nasza współpraca przebiegała nad wyraz sprawnie. Już podczas jakiegoś nieformalnego przegadywania tekstów Rafał nas podsłuchał i stwierdził, że trzeba jak najszybciej zacząć próby sytuacyjne, bo świetnie nam to wychodzi. Problem był raczej z brakiem czasu na próby, b bo ciągle czekały na nas wyzwania administracyjne, księgowe, logistyczne i remontowe. Wszystko robimy sami i z pomocą wolontariuszy.
Rafał jest wymagającym reżyserem?
Radek: Jest przede wszystkim wymagający od siebie. Czasami tak dużo od siebie wymaga, że sam siebie się boi.
Magda: Radek ma rację. Rafał jest wymagający przede wszystkim co do siebie. Ale my wszyscy jesteśmy wymagający, pracowici i zależy nam tak samo bardzo. Robimy mnóstwo rzeczy kosztem samych siebie. Nie z chorej ambicji, ale z potrzeby stworzenia czegoś istotnego. Pracowałam z wieloma reżyserami, mam porównanie i z Rafałem współpracuje się naprawdę dobrze. On wie jaki cel chce osiągnąć i potrafi to w jasny sposób przekazać aktorowi. To bardzo istotne.
Rafał: Nie mamy żadnych pikantnych historii. Wypracowaliśmy język komunikacji i styl pracy, który chroni nasze relacje. Jednak zdarzyło się pewne bardzo dziwne dla mnie doświadczenie. W trakcie jednej z pierwszych prób, gdy Magda i Radek się pocałowali, poczułem rodzaj dziwnego dyskomfortu, zupełnie jakbym zobaczył całujące się rodzeństwo, moje rodzeństwo! Dotknęliśmy tabu. Poczułem się z tym dziwnie, bo przyjaźnimy się od wielu lat, tak wiele razem przeszliśmy. Nasza przyjaźń to nasz największy kapitał, aż tu nagle widzę moich wspaniałych przyjaciół w objęciach, a nic wcześniej nie było mi o tym wiadomo. Po trzech sekundach tego dziwnego doświadczenia oczywiście przypominam sobie, że jesteśmy w teatrze, wzruszam się głęboko i myślę: “Tak! Nawet mnie oszukali. To będą wspaniałe role. Teatr działa!”.
Na waszym występie byłem z dziewczyną i ona po wyjściu z teatru faktycznie powiedziała, że ta dwójka aktorów, to chyba rzeczywiście jest małżeństwem. Tym bardziej, że mieliście prawdziwe obrączki.
Magda: Mam w Nowych Formach ksywę „Halina Kontrol” i naprawdę kontroluję szczegóły.
Dlaczego zaczęliście akurat od sztuki „Nie kocham mojego syna”?
Rafał: Miałem wyreżyserować to przedstawienie w innym teatrze, wiele kilometrów stąd. Chciałbym serdecznie podziękować temu teatrowi za to, że przestał odbierać telefony i odpisywać na maile. Dzięki temu mogłem zainaugurować przedstawieniem “Nie kocham mojego syna” działalność artystyczną Teatru Nowe Formy. W moim odczuciu osiągnęliśmy duży sukces. Poza tym jesteśmy społecznikami i chcemy w Nowych Formach zabierać głos na tematy społecznie wrażliwe, ważne i aktualne. Jednym z nich są problemy mentalne młodzieży i przemoc szkolna. Przedstawienie jest dedykowane również ofiarom nastoletnich samobójstw. Całe przedstawienie opowiada o dziesięcioletnim Antosiu, który pada ofiarą przemocy w szkole.. Ojciec reprezentuje wartości liberalne Walczy o to, by jego syn, który jest inny od swoich rówieśników, mógł wyrażać siebie w taki sposób, jaki chce. Natomiast wrażliwa i opiekuńcza matka robi wszystko by zatrzymać przemoc i uchronić swoje dziecko przed jej konsekwencjami. W tych okolicznościach dochodzi do rozłamu w rodzinie i do ogromnej tragedii.
Trudno się gra takie dramatyczne spektakle?
Magda: Ja wolę. Tęskniłam za tego rodzaju teatrem, bo kilka lat spędziłam w musicalach. Chociaż bardzo trudno jest poruszać tak ważne i aktualne tematy. Niesie to pewną odpowiedzialność. Prywatnie nie jesteśmy rodzicami, co było pewnym wyzwaniem, ale też pokazało, że aktor nie musi doświadczać tego, co ma zaraz zagrać. Nasz reżyser Rafał był świetnie do tego przedstawienia przygotowany i bardzo nam w tym pomagał.
Radek: Mi się gra świetnie ze względu na Magdę. Lubię z nią grać. Chociaż po każdym spektaklu mam wrażenie, że ona tak świetnie to robi, że nie mogę jej dorównać.
Magda: Ale ja o Radku mogę powiedzieć to samo!
Radek: Radość z grania z kimś, z kim można rozmawiać tekstem, jest ogromna. Mam też duże ukłony dla Paco - autora tekstu. Po premierze, gdy rozmawiałem z ludźmi, wszyscy widzowie mieli tę samą refleksję – przedstawienie poruszyło w ich głowie ten sam trybik i skłoniło do zadania sobie mnóstwa pytań.
Rafał: Sami wykonaliśmy tłumaczenie hiszpańskiego dramatu “The Little Pony” Paco Bezerry. To niezwykle istotne. Precyzyjnie przenieśliśmy obce konteksty i wątki - z hiszpańskich, na polskie realia. To na pewno pomaga aktorom.
Pomieszczenie sceniczne Teatru Nowe Formy jest bardzo małe. Siedzi się w nim na poduszkach medytacyjnych, pięknych dywanach i bez butów (choć można również zarezerwować kilkanaście krzeseł). Atmosfera jest niezwykle domowa i kameralna. Publiczność na ogół jest zachwycona, wspominają to jako wydarzenie jedyne w swoim rodzaju, bo rzeczywiście - siedząc na publiczności Teatru Nowe Formy widz nie jest zwykłym obserwatorem. Jest częścią przedstawienia, podglądaczem, uczestnikiem. Niektórzy z nich wspominali o tym, że momentami czuli się dziwnie, jak gdyby wtrącali się w życie obcej rodziny, podsłuchiwali kogoś kto może sobie tego nie życzyć, przekraczali granice czyjeś prywatności. Dla mnie jako reżysera, nie istnieje lepszy komplement. Jednak dla aktorów te warunki są bardzo dużym wyzwaniem. Sądząc po reakcjach publiczności, które widzę z reżyserki, mogę wprost powiedzieć: aktorzy są wspaniali!
Nie wiem czy dostrzegacie to ze sceny, ale wasza gra wzbudza naprawdę skrajne emocje. Podczas premiery siedział obok mnie pan, który w pewnych momentach się dość głośno śmiał, a potem doprowadzaliście go do rzewnego płaczu.
Rafał: Tak, to przedstawienie budzi duże emocje i daje wiele bodźców. Rozmawiałem po spektaklu z pewnym niespełna pięćdziesięcioletnim mężczyzną, który obiecał, że za pół roku wróci obejrzeć spektakl jeszcze raz, a w tym czasie spróbuje się zmierzyć ze swoją traumą. Przyznał, że ten spektakl opowiadał o nim. To najlepszy dowód na to, że nasza sztuka może pełnić rolę terapeutyczną. Są sytuacje, że po spektaklu rodzicom naprawdę otwierają się oczy. Jedna z naszych przyjaciółek wychodząc z teatru, przeprosiła że musi tak szybko wyjść, ale odczuwa nie do końca zrozumiałą dla niej potrzebę, by jeszcze tego wieczora porozmawiać ze swoim nastoletnim synem.
Uważam, że to przedstawienie powinien obejrzeć absolutnie każdy rodzic w kraju, ale również każdy nauczyciel i psycholog. Wartość spektaklu , który faktycznie jest szokujący, zachęca publiczność do szerokiej refleksji. Dołączamy do niego specyficzne programy teatralne , w których można znaleźć informacje jak reagować na przemoc, gdzie szukać pomocy, gdy zaobserwujemy problem u swojego dziecka.
Czy wasz repertuar będzie rozwijany o sztuki w podobnym brzmieniu czy może postawicie na coś weselszego?
Radek: W ucieczce przed wojną przyjechały do Warszawy dwie ukraińskie aktorki, z którymi podjęliśmy współpracę. Właśnie trwają próby do sztuki „Koza Dereza” na podstawie ukraińskiej bajki. Będzie to spektakl lalkowy dla najmłodszych widzów.
Rafał: Nie wyobrażam sobie robienia przedstawień teatralnych bez dowcipu i bez światła. W „Nie kocham mojego syna” również jest humor i pewna nadzieja. Najbardziej zależy nam na tym, żeby mówić o rzeczach, które są naprawdę aktualne. Kwestia wszechobecnej przemocy, problemów mentalnych nastolatków, rozwijająca się sztuczna inteligencja, geopolityka, bezpieczeństwo międzynarodowe, rozwój social mediów – takich tematów jest naprawdę dużo. Szczególnie po wybuchu wojny w Ukrainie.
Jak sobie wyobrażacie rozwój Nowych Form w perspektywie pięciu lat?
Rafał: Już mówię! Wszystko mamy zaplanowane! W przyszłym roku skupimy się na tym, żeby nasze dzieła trafiły do jak najszerszego grona odbiorców. Chcemy robić pokazy zamknięte, grać dla firm. Można do nas dzwonić i wynajmować teatr Nowe Formy na spektakle dla pracowników. Chcemy rozwijać Integralne Studium Aktorskie, które jest bardzo ważną częścią naszego teatru. W przyszłym roku wznowimy przedstawienie „Obiecuję, obiecuję ci”, które opowiada o przemocy małżeńskiej.. W 2025 chcielibyśmy otrzymać od miasta dużą scenę. W Piwnicy na Wójtowskiej będą odbywały się kameralne spotkania i koncerty.
Co to znaczy „dużą scenę”?
Rafał: Wyobrażam sobie, że kilkadziesiąt, może kilkaset metrów stąd będzie druga, duża scena teatru Nowe Formy. Wierzę w to, że 2025 rok to będzie ten moment, w którym będziemy już remontować dużą scenę i w to, że już nie własnoręcznie.
Nie mogę się doczekać tej dużej sceny. Bardzo wam dziękuję za rozmowę.
Napisz komentarz
Komentarze