- Pracę obecnego zarządu oceniam na dwa na szynach i w tej chwili trudno mi wyobrazić sobie współpracę z Platformą Obywatelską - stwierdza Łukasz Porębski ze stowarzyszenia Miasto jest Nasze
W wywiadzie z radnym Łukaszem Porębskim rozmawiamy o:
- największych sukcesach stowarzyszenia Miasto Jest Nasze,
- co klub MJN myśli o trybie LexDeweloper na Przasnyskiej 6b,
- o tym, jak ocenia obecny zarząd,
- z jakim ugrupowaniem bedą w stanie zbudować ewentualną koalicje p wyborach w 2024 roku,
- co MJN sądzi o strefie Tempo 30,
- o tym, jak ocenia współpracę z radnym Koalicji Obywatelskiej.
Mateusz Durlik: Jesteśmy w redakcji „Gazety Żoliborza” na Przasnyskiej 6b w budynku, który deweloper chce, wbrew założeniom planu miejscowego, przekształcić w osiedle mieszkaniowe. To wszystko w trybie specustawy Lex Deweloper. Jak ty i koło radnych MJN, którego jesteś przewodniczącym, zapatrujecie się na ten temat? Na posiedzeniu połączonych komisji Ładu Przestrzennego i Dialogu Społecznego radni MJN głosowali przeciwko Lex Deweloper.
Łukasz Porębski: Tak było. Teren, na którym znajduje się redakcja „Gazety Żoliborza” i wiele innych biur, w planie miejscowym jest przeznaczony pod biura, budynki usług publicznych, rekreacji i sportu – o ile pamiętam. Dobrze by było, żeby tego typu punkt się tu pojawił. Problem polega na tym, że szansa na to, żeby taki obiekt sportowo-rekreacyjny tu powstał i został sfinansowany z budżetu miasta jest równa zeru.
W tej chwili…
Nie wyobrażam sobie, żeby w najbliższych latach miasto miało środki na wykupienie tej działki. Jej cena oscyluje pewnie w okolicach 20-30 milionów złotych. Może się natomiast zdarzyć, że przyjdzie inwestor, który będzie chciał postawić tu inny obiekt – biuro lub budynek mieszkalny – a jego część przeznaczyć na usługi publiczne, przedszkola. W ten sposób zrobił ten inwestor, o którym mówimy. Głosowaliśmy ostatnio przeciwko, ponieważ ciężar minusów tej inwestycji jest większy niż ciężar jej plusów. Głównym argumentów przeciwko niej jest to, że wraz z nowymi mieszkaniami pojawią się nowe rodziny z dziećmi, które będą chciały chodzić do i tak już przepełnionej szkoły przy ul. Anny German. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że zgodnie z planem zagospodarowania, mógłby powstać tu ogromny biurowiec, który może okazać się bardzo dużym obciążeniem, szczególnie komunikacyjnym.
A gdyby deweloper zaproponował włączenie usług publicznych do tego budynku, to czy byłby to argument za akceptacją takiej inwestycji w trybie Lex Deweloper?
Znów mówimy o ważeniu argumentów za i przeciw. Z jednej strony możemy mieć jeszcze większy problem z przeludnieniem szkoły, jeśli powstanie tu budynek mieszkalny. Z drugiej strony Echo Investment obiecuje, że zbuduje tu przedszkole. Szczerze mówiąc nie wydaje mi się, żeby deweloper był w stanie wygospodarować z tej inwestycji coś więcej dla usług publicznych lub sportowych. Może się natomiast zdarzyć, że przyjdzie inny inwestor, który stwierdzi, że chce tu postawić budynek biurowy i część wygospodarować na usługi publiczne albo przychodnie. Cały Żoliborz jest skupiony wokół jednej publicznej przychodni zdrowia. Potrzebujemy nowej. Dałoby to szansę, żeby teren przy Przasnyskiej był nie tylko przestrzenią biurową, ale też maksymalnie służył mieszkańcom dzielnicy.
Czy jako koło MJN chcielibyście, aby wspomniane stanowisko połączonych komisji Dialogi i Ładu Przestrzennego stało się stanowiskiem całej Rady Dzielnicy?
Tryb jest jasno określony, jeśli chodzi o postępowanie związane ze specustawą Lex Deweloper. Gdy wniosek o wydanie zezwolenia trafi w tym trybie do Urzędu Dzielnicy, to procedura przechodzi przez Radę Dzielnicy.
Awantura o lex deweloper na Przasnyskiej na posiedzeniu Rady Dzielnicy
Czy nie jest tak, że decyzja Rady dzielnicy jest niewymagana ?
Jednostka gminy – czyli Rada Miasta – wydaje ostatecznie decyzję. W dotychczasowych inwestycjach w tym trybie, np. przy ul. Gdańskiej, Rada Dzielnicy była mocno zaangażowana.
Inwestycję na Gdańskiej zaopiniowaliście negatywnie ?
Tak. Choć projekty inwestycji z ul. Gdańskiej był mocno zmieniany pod naszym naciskiem, a my jako radni te zmiany w większości akceptowaliśmy. Projekt jednak utknął, bo pod tym budynkiem przebiega Rudawka, której status jest nie do końca jasny.
Jesteście od jakiegoś czasu, choć nie od początku kadencji, w opozycji do rządzącej Koalicji Obywatelskiej. Jak wam się z nimi teraz współpracuje?
Ta iluzja współpracy czasem istnieje, a czasem nie. Generalnie jesteśmy jak taki watchdog, nadzorca w stosunku do działań Zarządu Dzielnicy. Motywujemy i Zarząd, i naszych kolegów z Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej do szukania lepszych rozwiązań dla mieszkańców i dla dzielnicy.
W skali od 1 do 5 jak oceniłbyś pracę i efektywność Zarządu Dzielnicy?
Patrząc na Zarząd jak na całość czy oceniając poszczególne osoby?
Chętnie bym posłuchał o każdym z osobna, ale może w tej chwili oceńmy Zarząd jako całość.
To dwa na szynach.
W szkole promocję by dostali. Z dwóją na szynach do następnej klasy można przejść.
Pewnie można. Znając realia polityczne Warszawy to się prawdopodobnie wydarzy. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że Zarząd Dzielnicy składa się z przypadkowych osób. Część z nich, już po wybraniu ich do Zarządu, po prostu uczyła się dzielnicy od początku. Mam też coraz silniejsze poczucie, że te osoby są w Zarządzie Dzielnicy tylko na chwilę. To problem, że w skali pięcioletniej kadencji pierwsze dwa lata straciliśmy na to, że Zarząd w ogóle uczył się o co chodzi na Żoliborzu, a teraz zbliżamy się do końca kadencji i te osoby powoli będą się pakować. Przynajmniej część powoli zaczyna już tak funkcjonować.
Nie sposób nie zauważyć pewnych przemian w Stowarzyszeniu Miasto Jest Nasze. Dawniej wasza retoryka w stosunku do popełnianych przez władzę błędów była ostrzejsza. Teraz spuściliście z tonu. Widać to szczególnie w waszych mediach społecznościowych. Z czego to wynika?
Ocenianie działalności stowarzyszenia przez pryzmat języka stosowanego w mediach społecznościowych chyba nie jest najlepszą drogą. Wydaje mi się, że cały czas jesteśmy twardym acz merytorycznym partnerem. Wskazujemy rozwiązania możliwe do zrealizowania bądź krytykujemy wprost rzeczy, które są złe.
Nie chodzi mi o ocenianie waszych działań z perspektywy tego, co robicie w Internecie. Mam na myśli, że wasz dotąd ostry w mediach społecznościowych język złagodniał. Chciałem zapytać z czego to wynika.
Nie zauważam takiej zmiany w języku, którego używamy.
Myśląc o nadchodzących wyborach z pewnością bierzecie pod uwagę, że jeśli będziecie chcieli mieć jakąś sprawczość, to trzeba będzie się jakoś dogadać ze zwycięską partią. Tu rodzi się choćby pytanie: czy gdyby w wyborach większość zdobył PiS, to doszlibyście do porozumienia z nimi?
PiS nie wygra w wyborach samorządowych na Żoliborzu.
A jeśli zajdą takie okoliczności koalicyjne, że PiS będzie mógł przejąć władzę? Będziecie wtedy rozpatrywali jakąkolwiek możliwość współpracy z PiS-em?
Nie.
Dlaczego?
Dlatego, że to PiS.
Czyli zdecydowała o tym duża polityka?
Oczywiście. Problem polega na tym, że w wyniku wyborów z 2018 roku do Rady Dzielnicy dostało się dwóch radnych z PiS-u, którzy byli spadochroniarzami z innych miast i nie mieli bladego pojęcia, gdzie wylądowali.
No ale byli z Żoliborza. Nie da się startować do Rady Dzielnicy nie mieszkając na terenie tej dzielnicy.
Zgadza się. Nie zmienia to faktu, że nie mieli pojęcia, dlaczego wylądowali w Radzie Dzielnicy.
Wspomnę tylko, że jeden z nich jest szefem biura szeregowego posła Jarosława Kaczyńskiego.
Dzieli nas z PiS zbyt wiele kwestii światopoglądowych dotyczących funkcjonowania tak miasta, jak i państwa. Nie widzę szansy na koalicję z Prawem i Sprawiedliwością. Nie zmienia to faktu, że z ex-burmistrzem z PiS-u Grzegorzem Hlebowiczem mamy bardzo często podobne zdanie.
Prawo i Sprawiedliwość centralne czasami rozmija się z PiS-em lokalnym. W sprawie długo wyczekiwanej przez żoliborzan Strefy Płatnego Parkowania Niestrzeżonego. PiS centralny jest pro samochodowy, a PiS żoliborski zagłosował za wprowadzeniem SPPN. To pokazuje, że są PiS-em tylko z szyldu, albo że potrafią czasem zrobić niezłą zmyłę.
Myślę, że PiS w skali Żoliborza jest trochę innym PiS-em niż ten ogólnomiejski. Nie zmienia to faktu, że to PiS. To nadal ich struktura partyjna. Gdy z góry przychodzi rozkaz to samorządowcy PiS go wykonują.
A w Platformie tak nie ma?
W Platformie jest bardzo podobnie. To też struktura partyjna. Platforma pod względem frakcji i poglądów na politykę miejską jest jednak bardziej różnorodna. Jest w Platformie frakcja, która rozumie potrzeby miasta i konieczność wprowadzania pewnych zmian. Jest też frakcja, która tych zmian nie rozumie i je blokuje. Znaczna część żoliborskich radnych PO jest w tej drugiej grupie.
Jeśli będziecie chcieli mieć siłę sprawczą, to musicie się z kimś dogadać. Rozumiem, że bliżej wam do Platformy Obywatelskiej. Jak w obliczu tych wszystkich informacji wyobrażacie sobie z nimi współpracę?
To, jak będzie funkcjonował żoliborski klub PO, będzie zależało od decyzji z góry partii. W tej chwili trudno mi wyobrazić sobie współpracę z Platformą Obywatelską. Może się jednak zdarzyć, że odgórne dyspozycje skierowane do radnych PO będą po naszej myśli. Nie zmienia to faktu, że obecnie dyskusja o tym, co będzie po wyborach, jest dzieleniem skóry na niedźwiedziu.
Dzieleniem skóry jest dla osób, które nie są w to szczególnie zaangażowane. Jeśli ktoś siedzi w samorządzie, to jakieś plany na pewno mu się przez myśl przewijają i o te przemyślenia cię pytam. Czy dobrze rozumiem, że istnieje prawdopodobieństwo zawiązania przez was koalicji z Platformą Obywatelską jeszcze przed wyborami? I to nie tylko na poziomie Żoliborza, ale całej Warszawy. Wtedy te odgórne, ogólnomiejskie decyzje spływające do radnych PO mogłyby spełniać wasze oczekiwania.
To bardzo daleko idące wnioski. Do tego zupełnie błędne. Kompletnie nie o to mi chodziło. Zresztą nawet na poziomie ogólnomiejskim jest nam bardzo daleko do porozumienia z Platformą Obywatelską.
Pamiętam, że na początku tej kadencji w dzielnicy funkcjonowała koalicja MJN-PO, ale już na poziomie warszawskim bardzo często nie zgadzaliście się z Rafałem Trzaskowskim. Często dostawał od was po łapach.
Nadal dostaje.
Nie uważasz, że taka współpraca lokalna przy jednoczesnej krytyce na poziomie polityki ogólnomiejskiej, to trochę schizofreniczne podejście?
Wydaje mi się, że cały czas robimy swoje. W momencie, gdy ktoś ma według nas rację, to się z nim zgadzamy. Jeśli uważamy, że tkwi w błędzie, to o tym mówimy i poddajemy go krytyce. W czasie, o którym mówisz, podjęliśmy bardzo duży trud porozumienia z Platformą mając świadomość, że z jednej strony współpracujemy z nimi na Żoliborzu, a z drugiej strony za tymi radnymi siedzi zarząd warszawskiej Platformy. Mimo współpracy w żadnym momencie nie sugerowaliśmy naszym koalicjantom z PO, że będziemy spokojnie siedzieć i patrzeć, jak robią złe rzeczy. Niezależnie czy robią je na poziomie dzielnicy, czy na poziomie miasta.
Czy to właściwe metody? Czy nie lepiej było spotkać się i porozmawiać na ten temat niż wyciągać cięższą amunicję?
Spotkań i rozmów MJN z PO było dużo. Tak na poziomie dzielnicowym, jak i warszawskim. Nasze próby znalezienia wspólnej drogi z Platformą były podejmowane tak długo aż się okazało, że to nie ma sensu, bo to tak jakbyśmy uderzali głową w beton. Doszliśmy do momentu, gdy uznaliśmy, że trzeba z tą koalicją skończyć, bo była tylko fikcją. Nie niosła nic dobrego. Wręcz przeciwnie. Generowała tylko więcej problemów. W pewnym sensie pomogła w tym radna Rychter, która porozumiała się z PO i pomogła im w stworzeniu większości w Radzie Dzielnicy.
Pamiętam tę sytuację. Ale gdyby radna Rychter odeszła to mogłoby się to skończyć zarządem komisarycznym.
Biorąc po uwagę fakt, że dziś mamy burmistrza z Targówka, to trudno powiedzieć czy wyznaczony przez Rafała Trzaskowskiego komisarz byłby gorszy. Tym bardziej, że Trzaskowski mógłby wyznaczyć komisarza, który miałby podobne do niego poglądy, czyli bliższe nam niż te burmistrza Michalca.
Prezydent Trzaskowski ma bardziej lewicowe poglądy niż niejeden człowiek lewicy a nasz zarząd ?
Jeżeli mówimy o kształtowanie tkanki miejskiej, to Paweł Michalec i Renata Kozłowska mają poglądy niespójne ze strategiami przyjmowanymi przez Rafała Trzaskowskiego. Widać to w propozycjach projektów. Można było tę rozbieżność zauważyć choćby przy okazji wdrażania Strefy Płatnego Parkowania Niestrzeżonego. Początkowo był pomysł, żeby w niektórych punktach dzielnicy, takich jak plac Henkla, ul. Wyspiańskiego, ul. Marii Kazimiery, „ratując” miejsca dla samochodów, tworzyć miejsca parkingowe kosztem zieleni.
Pamiętam.
Wszystko po to, by pozwolić na podtrzymanie lokalnych zwyczajów parkingowych.
W środowisku centro-prawicowym uchodzicie za ludzi dość radykalnych, jeśli chodzi o pomysły na kształtowanie tkanki miejskiej. Z czego to wynika? Chcielibyście ten obraz odczarować?
Nie wydaje mi się, by nasz obraz jako radykałów był ściśle związany z kwestiami miejskiego światopoglądu. To kwestia pewnego domniemania, że grupy broniące możliwości wjazdu samochodów do miasta, betonowania przestrzeni miejskiej itp. są wiązane z centro-prawicą. Wydaje mi się, że tego typu poglądy ma równie wielu radnych Platformy Obywatelskiej.
Bo może są centro-prawicowi?
Być może. Ale nie są przedstawicielami PiS-u czy jakichś jeszcze bardziej prawicowych partii.
Nie chodzi mi o barwy polityczne, ale o konkretne poglądy. Ludzie, którzy mają poglądy na prawo od centrum uważają was za radykałów.
Nasze poglądy nie są radykalne, a mieszkańcy dostrzegają wywalczone przez nas zmiany niezależnie od tego, jakie mają poglądy. Te zmiany są dobre i mieszkańcy to widzą. Przypuszczam, że wśród ludzi korzystających z komunikacji publicznej albo dróg rowerowych jest analogiczny rozkład procentowy poparcia dla partii co w przypadku osób poruszających się samochodami bądź pieszo. Nasze poglądy i postulaty mogą znaleźć równie duży posłuch również wśród grup, które są światopoglądowo centro-prawicowe.
Mogą znaleźć i znajdują. Jednak zauważam też bardzo agresywne komentarze pod waszym adresem. Często są wulgarne i mówiące, że zmieniacie miasto na siłę. Najczęściej pojawiają się pod waszymi pomysłami dotyczącymi zastępowania betonu zielenią, wprowadzenia strefy tempo 30.
To czy ci ludzie mają centrowe czy prawicowe poglądy nie ma tu znaczenia. Ci ludzie to przede wszystkim kierowcy, którzy uważają, że samochody muszą w mieście być i mieć w nim coraz więcej miejsca.. Komentarzy jest oczywiście sporo, ale w gruncie rzeczy piszą je ciągle ci sami ludzie. Ta bardzo głośna grupa i to duży problem nie tylko na Żoliborzu i w Warszawie ale generalnie w skali miast, które starają się zmienić rozwój komunikacji indywidualnej na rzecz komunikacji zbiorowej, rowerowej. Po jednej stronie mamy stosunkowo niewielką grupę ludzi, która bardzo głośno protestuje, a z drugiej strony jest szerokie grono osób milczących, ale popierających nasze postulaty.
Ten sam problem występował w Jaworznie, gdzie wprowadzono „wizję 0”, czyli doprowadzono do sytuacji, że przez wiele lat nie było żadnego wypadku śmiertelnego na tamtejszych drogach. Grupa kilkunastu procent mieszkańców głośno krytykowała rozwiązania, które doprowadziły do tego skutku. Równolegle cała reszta te zmiany akceptowała, była z nich zadowolona, ale robiła to milcząco.
Strefa Tempo 30 na Żoliborzu. “Czy kierowcy sami z siebie będą przestrzegać ograniczeń?”
Wspomniałeś o „wizji 0”. Trwają konsultacje dotyczące wprowadzenia strefy tempo 30 w Warszawie. Czy Miasto Jest Nasze bierze udział w tych konsultacjach?
Oczywiście.
Jesteście za wprowadzeniem takiej strefy na Żoliborzu?
Tak.
Na których ulicach chcielibyście wprowadzić strefę tempo 30?
Na odwrót.
Na których miałaby nie obowiązywać?
Jestem za wprowadzeniem strefy tempo 30 na terenie dzielnicy Żoliborz, z wyjątkiem kilku ulic. Chodzi o drogi przelotowe, główne: Powązkowska, Popiełuszki, Wisłostrada. Dyskusji można poddać ul. Broniewskiego. Już teraz mamy sześćdziesiąt ulic, na których obowiązuje strefa tempo 30. Wydaje mi się, że cała dzielnica może spokojnie zostać tą strefą objęta tak samo większa część Warszawy. Będzie to korzyść dla nas wszystkich. Zalet jest wiele jak choćby zwiększenie bezpieczeństwa czy niedoceniana redukcja hałasu.
Elementem „wizji 0” w Jaworznie było ograniczenie prędkości do 30 kilometrów na godzinę?
Między innymi. To, co w największej mierze przyczyniło się do wzrostu bezpieczeństwa, to infrastruktura, która skłaniała kierowców, by zdjęli nogę z gazu. Nie chodzi tylko o progi zwalniające, ale o to, że kierowcom przestało się opłacać przyspieszanie. Jeśli masz szeroką ulicę to dodajesz gazu. Jeśli droga jest wąska, to tę nogę z gazu zdejmujesz.
Jeśli wiedziałbyś, że w kolejnej kadencji będziecie mieli siłę sprawczą, jaki byłby wasz flagowy projekt? Jaka jest najważniejsza, najpilniejsza w realizacji rzecz?
Wprowadzenie strefy tempo 30 na Żoliborzu, z wyjątkiem tych kilku ulic, to by był bardzo dobry krok. Myślę, że to może być taki flagowy projekt.
Jaka jest wasza wizja dzielnicy na lata 2024-2029? Jak wyglądałby idealny Żoliborz według przedstawicieli stowarzyszenia Miasto Jest Nasze?
Przy tak zadanym pytaniu to „sky is the limit”. Rzeczy, które zostały bardzo mocno zaniedbane, to choćby kultura, która dopiero się tworzy i strukturyzuje. Takich działań kulturalnych, które by integrowały i zachęcały do wyjścia z domu, brakuje. Drugą kwestią jest dalszy rozwój i pielęgnacja zieleni na Żoliborzu. Trochę drzew się na szczęście sadzi. Niestety nadal wiele się ich wycina, między innymi dlatego, że nie ma pieniędzy, aby o już rosnące drzewa dbać. Należy wspomnieć o potrzebie wzmiankowanej już dzisiaj przychodni publicznej.
Sprawdziłem przed chwilą to, o czym na początku mówiłeś, jakoby miała być tylko jedna przychodnia publiczna na Żoliborzu. SPZZLO Żoliborz ma cztery placówki na Żoliborzu. Oprócz tego jest jeszcze Wojskowy Instytut Medycyny Lotniczej, jest jeszcze Powązkowska 44.
No dobrze, to są placówki, które są, jak rozumiem filią, małym punktem i nie ma takiego na Żoliborzu południowym.
No są też szpitale. Na tyłach Urzędu Dzielnicy stoi przecież potężna placówka medyczna. Na rogu Krasińskiego i Jasnodworskiej jest kolejna.
Pytanie brzmi, do jakiego stopnia są one dostępne dla mieszkańców? Myślę, że jest zasadnicza różnica między wspomnianym punktem, filią, a czymś, co jest rzeczywiście stworzone dla żoliborzan. Dużym problemem jest też kwestia obiektów rekreacji sportowej dla nastolatków. Na każdym osiedlu mamy plac zabaw, a boisk brakuje. To szkolne przy Anny German jest wiecznie wynajmowane, bo szkoła musi się z czegoś utrzymać. Jest jeszcze boisko na tyłach Centrum Lokalnego Żoliborz, ale tam światła są gaszone o 21.
A co z placem Wilsona? Kiedyś to był wasz flagowy projekt.
To cały czas jest nasz flagowy projekt. Jego realizacja zależy głównie od decyzji Zarządu Dróg Miejskich i od środków finansowych miasta. Tego typu infrastrukturalnych zmian proponujemy cały szereg. Potrzeba ogromnej przebudowy ulicy Powązkowskiej i Popiełuszki. Należałoby zbudować drogę dla rowerów wzdłuż ul. Mickiewicza, bo nadal jej tam brakuje. Można było to zrobić przy okazji wprowadzania SPPN i połączyć te dwie inicjatywy. Opieki i wizji wymaga nie tylko plac Wilsona ale i plac Grunwaldzki. Problem polega na tym, że nadeszły czasy kryzysu finansowego i klimatycznego. Czasy bardzo trudne, jeśli chodzi o budżet miasta i dzielnicy. Trzeba się bardzo dobrze zastanowić na co wydać każdą złotówkę. Zmiany infrastruktury drogowej w rodzaju wielkiej przebudowy ulicy Przasnyskiej są bardzo kosztowne w stosunku do na przykład nasadzenia kilkuset drzew albo prowadzenia instytucji kultury.
Plac Wilsona z koncepcją rewitalizacji. Zielona rewolucja w centrum Żoliborza
Czy taką dobrą inwestycją jest dom kultury na Żoliborzu? Czy to, co się wokół niego dzieje – sposób rozstrzygania konkursów, pomysł na modernizację budynku – to jest coś, z czym się zgadzacie jako stowarzyszenie Miasto Jest Nasze?
To duży i wielowątkowy problem. Pierwsza kwestia jest taka, że mamy budynek, który jest trudny do zaadaptowania na dom kultury. Może być częścią domu kultury, ale nie będzie nim samodzielnie. Druga kwestia to brak konkursu architektonicznego. Mamy wyłonionego w wyniku postepowania publicznego architekta, który przedstawia nam swoje koncepcje. Cały czas nad nimi pracujemy. Te koncepcje nie są idealne, ale postaramy się je ulepszyć. Najwięcej do powiedzenia w tej kwestii ma moja koleżanka z MJN Marta Szczepańska, która sama jest architektem. Chcemy, aby ten projekt jak najlepiej służył mieszkańcom. Dom kultury jako obiekt jest oczywiście potrzebny, problem w tym, że ten budynek nie będzie samodzielnym domem kultury i będzie musiał być wspierany przez inne obiekty.
Na przykład Fort Sokolnickiego.
Tak ma być. Tylko że stan techniczny Fortu Sokolnickiego jest co najmniej dyskusyjny. Po dziesięciu latach trwania umowy najmu fortu, stan budynku jest trudny. Burmistrz Michalec i Zakład Gospodarowania Nieruchomościami starają się to doprowadzić do ładu. Nie zmienia to faktu, że przestrzeń nadaje się w jakimś znośnym stopniu do zorganizowania w niej jakichś niewielkich wydarzeń kulturalnych, ale to tyle. Ciężko ją w tym stanie wykorzystać w inny sposób. Trzeba dodać, że to duży budynek i generuje spore koszty.
Instytucja kultury powstaje w ten sposób, że mamy gdzieś na tyłach Śmiałej wciśnięty między budynki dom kultury i satelity w postaci Fortu Sokolnickiego, współpracy z Kinem Elektronik, z Centrum Kultury Filmowej im. A. Wajdy, z Teatrem Komedia. Dobrze, że te współprace są, ale czy to będzie funkcjonowało i czy wzbogaci Żoliborz kulturalnie, to się okaże.
Trudno szukać lepszego zbioru, żeby tę funkcję kulturową spełnił. Wspomniane przez ciebie instytucje – a dodałbym jeszcze Miejsca Aktywności Lokalnej – muszą rozwijać żoliborską kulturę.
No tak, one powinny ją rozwijać, ale czym innym jest funkcjonowanie prężnego, samodzielnego domu kultury, który współpracuje z innymi instytucjami, a czym innym dom kultury, który musi się posiłkować pomocą innych, żeby móc zrealizować swoje plany. Tak naprawdę warto byłoby cały czas myśleć o samodzielnym budynku domu kultury na Żoliborzu.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Żoliborski Dom Kultury. Zapadła decyzja o tym jak będzie wyglądać
Obiekt będzie posiadać wewnętrzny dziedziniec, który zostanie częściowo zazieleniony, a na fragmencie pracownia architektoniczna zaprojektowała schody terenowe i drewniany taras. Istniejąca wiata samochodowa zostanie częściowo zagospodarowana pod drewniany taras, część zajmie rampa ułatwiająca dostęp do budynku dla osób o ograniczonej zdolności ruchowej. Zaprojektowana została również nowa klatka schodowa i wymagana winda. Całkowita powierzchnia użytkowa po zmianach wyniesie 700,16 m².
Napisz komentarz
Komentarze