W tym wywiadzie przeczytasz m.in. o:
- planach nowego dyrektora Muzeum Historii Polski na rozwój instytucji,
- szczegółach wystawy czasowej poświęconej tysiącleciu koronacji Bolesława Chrobrego,
- cyfryzacji muzeum i przeciwdziałaniu dezinformacji historycznej,
- wyjątkowych eksponatach, takich jak 200-kilogramowe jesiotry czy złota moneta Zygmunta III Wazy,
- wyzwaniach związanych z budową wystawy stałej i przyszłych wystawach czasowych.
Mateusz Durlik: Byłem tu na rozmowie z ówczesnym dyrektorem Robertem Kostro lekko ponad rok temu. Wówczas wystawa tymczasowa była już otwarta, podobnie jak teraz, ale cała reszta muzeum pozostawała zamknięta. Teraz jest inaczej?
Marcin Napiórkowski: Przez ten rok wiele się zmieniło. Kiedy tu przyszedłem pełną parą działał już dział edukacji prowadzący mnóstwo świetnych lekcji, odbywają się regularnie koncerty, spektakle, pokazy kinowe, konferencje naukowe. Niedawno otworzyło się bistro – bardzo polecam, za 30 złotych można zjeść taki obiad jak mało gdzie w Warszawie. Mamy teraz kolejną wystawę czasową, no i to wszystko ożywa.
Od kiedy macie nową wystawę?
Otworzyliśmy ją 11 listopada.
Czy od kiedy z muzeum odszedł Robert Kostro zmieniła się wizja, jak ta instytucja ma działać?
Jestem wielkim zwolennikiem zmian jako takich. Nie ma jednak nic głupszego niż zmiana pochopna. Przyszedłem do Muzeum Historii Polski z misją rozwijania tego, co stworzył mój poprzednik. Moją ideą jest, żeby to nie było muzeum stworzone przez historyków dla historyków. Chodzi o to, żeby muzeum trafiało do coraz szerszej publiczności.
Kiedy zostanie oddana do użytku wystawa stała?
Za dwa lata. Kupa roboty przed nami.
A co tam się dzieje, że to musi trwać aż dwa lata?
Ta wystawa była planowana przez 16 lat. Zrealizowanie tych planów musi trochę potrwać.
No i pewnie musicie pozyskać eksponaty?
Dużą część już mamy. To oczywiście nie będzie wystawa, która jakością i liczbą eksponatów będzie mogła rywalizować z tym, co jest na Wawelu. Tego rodzaju muzeum jest tylko jedno. Musimy zbudować coś, żebyśmy mieli inne atuty. Jednym z nich jest rozmiar wystawy – ponad 7300 metrów kwadratowych. Dzięki temu pokażemy, jak ciekawa i wielowątkowa była polska historia. Będzie można skorzystać z różnych ścieżek tematycznych: klasyczny podręcznikowy szlak słynnych władców, ale będzie również ścieżka historii kobiet, czy historia chłopska.
W tych czasach wszystko się digitalizuje. Czy wy również planujecie jakiś rodzaj cyfryzacji?
Pewnie z czasem jakieś formy wirtualnych spacerów po muzeum będziemy robić. Już podejmujemy pewne próby. Ale warto też wiedzieć, co tracimy przechodząc w świat wirtualny. Stajemy się wtedy bardziej podatni na emocje. Zwęża się nasz horyzont czasowy. Zabranie ludzi w realną przestrzeń, gdzie odłożą telefony, zetkną się z innymi ludźmi, to jest coś bardzo cennego. To też odpowiedź na pytanie, dlaczego w Polsce wciąż warto budować muzea.
Łącząc digitalizację z rzeczywistością można stworzyć hybrydę, na przykład możliwość założenia okularów i zobaczenia jak żyło się dawniej.
Takie eksperymenty też robimy. Łączymy się z Biurem „Niepodległa”, które dysponuje odpowiednim sprzętem VR. Co więcej, przestrzeń cyfrową widzę jako bardzo ważny obszar naszej działalności, np. w sferze przeciwdziałania dezinformacji. Dzisiaj serwisy factcheckingowe świetnie sobie radzą w trzech obszarach: dezinformacja klimatyczna, medyczna i migracyjna. Ostatnio pojawia się coraz więcej dezinformacji historycznej. Propaganda i fakenewsy mogą łatwo poróżnić Polaków z Ukraińcami albo Niemcami.
A jak zagospodarowano dach? Na dachu miało się coś dziać.
I dzieje się! Jest przepiękny taras widokowy, który odwiedzają tysiące naszych gości. . Każdy, kto odwiedza muzeum, stawia sobie za cel wjechanie tutaj. Widok na Warszawę jest naprawdę niesamowity!
Dyrektor Kostro szeroko opowiadał również o auli, która wówczas nie była jeszcze gotowa. Czy coś się zmieniło?
Audytorium działa i jest przepiękne. Ma 600 miejsc. Odbywają się w nim przeróżne koncerty.. Na przykład mieliśmy tu niedawno, z okazji otwarcia nowej wystawy, koncert zespołu Ensemble Peregrina, który rekonstruuje muzykę z czasów średniowiecznych. Doświadczenie było niezwykłe z dwóch powodów: po pierwsze mieliśmy do czynienia ze wspaniałą muzyką, a po drugie aula była pełniusieńka. Przyszedł do nas tłum ludzi, żeby słuchać jak brzmiała muzyka w średniowieczu! Rzecz jest fascynująca, bo pokazuje jak szeroko zakrojone są badania nad przeszłością. Obok pracy historyków czy archeologów mamy też niesamowite badania muzykologiczne, które pozwalają nam usłyszeć przeszłość.
Co pana skłoniło do tego, żeby objąć stanowisko dyrektora Muzeum Historii Polski?
Propozycja z Ministerstwa Kultury.
Ale propozycje różne w życiu się otrzymuje, a nie każda zostaje przecież przyjęta.
Naturalnie, miałem mnóstwo wątpliwości. Jednak to, co robiło Muzeum Historii Polski, wydawało mi się świetne, a praca z tym zespołem była niezwykle kuszącą wizją. Poza tym był to też dla mnie moment sprawdzający. Od kilkunastu lat pisałem książki i artykuły naukowe o tym, jak można budować dobrą, łączącą ludzi kulturę pamięci. W końcu mogę się wykazać.
Słyszę to w pańskim głosie pełnym pasji. Ale zastanawiam się czy jest pan w stanie się nadal w tym realizować? Czy pozycja dyrektora nie odbiera panu tej pasji? To przecież raczej funkcja zarządcza niż badawcza.
Tego się dowiemy za rok. Przez te dwa miesiące jakoś się to udaje.
Jakie największe wyzwania finansowe na pana czekają?
Największe wyzwanie to fakt, że proces inwestycji był kończony w pewnym pośpiechu i pod presją, w związku z czym dużo elementów naszego kontraktu z wykonawcą budynku jest spornych. Jesteśmy teraz w trakcie mediacji. One są poufne, więc nie mogę mówić o konkretnych kwotach, ale mamy sporo kwestii do wyjaśnienia. Ale ufam, że uda nam się dojść do dobrego porozumienia i wspólnie skończyć ten przepiękny gmach, bo sporo tu jeszcze zostało do zrobienia.
Mógłby mi pan w kilku słowach opowiedzieć o nowej wystawie czasowej?
Muzeum ma imponujących rozmiarów salę wystaw czasowych, w której regularnie będą pojawiać się nowe wystawy. Ta, którą właśnie można w MHP podziwiać, jest szczególna, bo upamiętnia tysiąclecie koronacji Bolesława Chrobrego, które wypada w przyszłym roku. Pozwala nam ona przenieść się wszystkimi zmysłami do średniowiecza i doświadczyć tego okresu w zupełnie nowy sposób. Przywykliśmy do tego, że kiedy myślimy o historii średniowiecznej, to widzimy władców, rycerzy, biskupów. Ta wystawa zaczyna się od zarysowania relacji między człowiekiem i przyrodą – co ci ludzie jedli? Na co polowali? Jak wyglądały te zwierzęta?
A jak się zaczyna ta wystawa?
Pierwsze co widzimy to mapa, która wygląda zupełnie inaczej niż to sobie wyobrażamy. My, wychowani już w kulturze kartograficznej, widzimy, że państwa to są obszary i granice. W średniowieczu wyglądało to inaczej. Na naszej mapie widzimy obszary jaśniejsze. Jakby rozświetlone – to centra władzy, gdzie – mówiąc metaforycznie – „Polski było więcej”. Potem oglądamy zwierzęta, o których wspominałem i uświadamiamy sobie, że one są inne niż współcześnie! Tura już nie uświadczymy. Niedźwiedź był dużo bardziej powszechny – w końcu cała Polska była zalesiona. Zwierzęta gospodarskie natomiast były dużo mniejsze niż dziś, a ich obecny rozmiar to wynik wielu setek lat krzyżowania ze sobą największych osobników. To zjawisko działa też w drugą stronę. W polskich wodach pływały jesiotry po 200 kilogramów! Z czasem je przetrzebiliśmy – wyławialiśmy te największe i tak wielkich jesiotrów już u nas nie ma. Rodzina, która upolowała taki okaz, miała z niego więcej mięsa niż z dzika! Przejdźmy dalej.
Widzę, że dochodzimy do władców.
Kiedy po przejściu pierwszej części wystawy dochodzimy do władców, biskupów, koronacji, widać już wyraźnie, że to wszystko szło oddolnie! Bogactwo, osadnictwo, tożsamość najpierw musiały się wytworzyć, żeby przyszedł ktoś i pomyślał, żeby nadać temu spójną formę. Jeden z najciekawszych eksponatów, jakie mamy, to srebrny denar wybity przez Bolesława Chrobrego. Ta mała, niepozorna moneta jest pełna zagadek. Nie ma na nim orła, ale jest jakiś inny ptaszor. Wydaje się, że to paw. Wówczas był on symbolem nie pychy, a skromności! Być może do tego nawiązuje denar. Po drugiej stronie jest napisane: „Princeps Poloniae”. Princeps – czyli taki ważniejszy książę. Dux to był książę, rex to król, a princeps to coś pomiędzy. Z kolei „Polonia” to Polska. Bolesław chciał być princepsem nie Polan, nie Polaków, ale Polski czyli odrębnego bytu oderwanego od żyjącego w danej chwili ludu i od tożsamości władcy. Powstaje pewna ciągłość państwowości. Na tym denarze mamy ślad pojawienia się po raz pierwszy ciągłości państwowej w Polsce.
Bardzo zróżnicowana ta wystawa.
To prawda. Recenzje są bardzo pozytywne. Słyszałem tylko dwa sceptyczne komentarze.
Co się nie podobało?
Pierwszy dotyczył tego, że jest za dużo elementów archeologicznych. Z kolei druga osoba narzekała, że jest za mało elementów archeologicznych na wystawie.
W jakim okresie kończy się wystawa?
Najpóźniejsze wydarzenie to koronacja Przemysła II przez biskupa Jakuba Świnkę w XIII wieku.
Proszę mi jeszcze powiedzieć jakie macie plany w zakresie wystaw czasowych?
Ta wystawa będzie w tym kształcie do stycznia. Potem nastąpi rotacja i wymiana eksponatów, ale tematyka pozostaje ta sama. Wystawa zakończy się w czerwcu. W lato wejdziemy z małą ekspozycją na temat ks. Popiełuszki i „Solidarności”. W międzyczasie zmontujemy wystawę „Rzeczpospolita Powstańcza” zbudowaną wokół postaci Tadeusza Kościuszki. Jej współtwórcą jest jeden z najwybitniejszych ekspertów w tej dziedzinie prof. Richard Butterwick-Pawlikowski. Wystawa będzie opowiadać o Kościuszce, ale też o bardzo nieoczywistym dziedzictwie fenomenu społecznego jakim jest powstanie, nad którym bardzo rzadko się zastanawiamy. Każde powstanie ma charakter restytucyjny – czyli chodzi o odzyskanie niepodległości. Jednak powstanie kościuszkowskie byłe również wydarzeniem rewolucyjnym – chodziło o naprawę Rzeczpospolitej, o zmianę, a nie samo przywrócenie status quo. Później przejdziemy do czegoś z zupełnie innej beczki – wystawy o piosenkach i muzyce PRL.
Macie jakiś harmonogram czasowy, z którego można wyczytać terminy wystaw czasowych?
Wszystko jest szczegółowo rozpisane i zaplanowane, żeby potem nie tworzyć tego w pośpiechu.
Na koniec mam pytanie o dwa „naj”. Jaki jest najbardziej egzotycznie pozyskany eksponat, a jaki jest najdroższy?
Jeśli chodzi o egzotyczne eksponaty, to fascynująca historia wiąże się z kolekcją Michała Sokolnickiego, który był ambasadorem Rzeczpospolitej w wielu krajach, a końcówkę życia spędził w Turcji. W środku pandemii załoga MHP wyruszyła w pełną przygód i zwrotów akcji wyprawę, by we współpracy z naszymi tureckimi przyjaciółmi te cenne obiekty przywieźć do Polski. Ta kolekcja przypomina nam, że Turcja przez wiele lat była przecież naszym sąsiadem. A najdroższy? Jest w naszym muzeum złota moneta 50 dukatów z podobizną Zygmunta III Wazy. Niezwykle cenna i rzadka – wiemy o istnieniu zaledwie dwóch takich monet.
Czy one też jest na tej wystawie czasowej?
Nie ta epoka. Trudno byłoby ją wpisać w panowanie Bolesława Chrobrego.
Jak dużo wydajecie na te eksponaty?
Dużą część eksponatów dostajemy, więc wcale nie wydajemy tak dużo. Nie chodzi o to żeby kupować dużo i drogo, tylko mądrze – mieć jasny plan. Siłą naszego muzeum jest to, że olbrzymia część z 60.000 eksponatów to świeże darowizny, w związku z czym mamy od razu społeczność ludzi, którzy stali się przyjaciółmi muzeum. Za tymi obiektami idą też historie. Możemy porozmawiać z darczyńcami i zebrać ich opowieści.
Jaki jest pański największy sukces, od kiedy objął pan funkcję dyrektora Muzeum Historii Polski?
Na razie staram się nic nie popsuć, a sukcesy, o których opowiadam, są efektem pracy wspaniałego zespołu zebranego w tym muzeum jeszcze przez mojego poprzednika.
Dziękuję za rozmowę.
Bardzo dziękuję.
Napisz komentarz
Komentarze