[Wideo] Justyna Żyszkowska z Żoliborza, jest meteorolożką pełniącą służbę w stacji IMGW na Kasprowym Wierchu. W rozmowie opowiada o najbardziej ekstremalnych zjawiskach w górach, magicznych chwilach, niecodziennych sytuacjach i gościach na samym szczycie.
Justyna Żyszkowska praktycznie wychowała się na Żoliborzu, skąd pochodzą jej dziadkowie i tata, Ryszard Żyszkowski, najbardziej utytułowany pilot rajdowy w Polsce. Jeździł m.in. z Marianem Bublewiczem.
Jakub Krysiak: Często odwiedzałaś dziadków na Żoliborzu?
Justyna Żyszkowska: Spędziłam tam kawał czasu, bo często przebywałam u babci. Wiadomo, jak to jest z dzieckiem. Najlepiej jest u babci. Między ulicami Kossaka, Kochowskiego, Niegolewskiego, Kozietulskiego i Hozjusza, w miejscu, w którym dziś jest strzeżone osiedle, między ogródkami był kawałek dzikiej zieleni, gdzie spędzałam czas i bawiłam się.
Wychodzi na to, że już od małego ciągnęło cię do natury. Dziś jesteś związana zawodowo z górami, a konkretnie Tatrami. Jak to się stało, że z Warszawy przeniosłaś się w góry?
Tata zabierał nas w góry „od zawsze” ale tylko zimą. Jeździliśmy do schroniska na Kalatówkach, tam też robiłam swoje pierwsze szusy na nartach a mając 5 lat zjechałam z Kasprowego. Wtedy ta moja miłość do nart musiała wykiełkować, bo podobno mówiłam, że chcę mieszkać w górach i być weterynarzem no i w połowie się spełniło.
A tak na poważnie, to nieco zabawne, ale stało się tak przez nurkowanie (śmiech). Mój tata, brat i ja byliśmy związani z Warszawskim Klubem Płetwonurków, jeździliśmy na obozy nad Jezioro Piłakno. Co roku ojciec zabierał nas tam na cały lipiec. Wówczas, jako mała dziewczynka miałam przekonanie, że od chwili, gdy będę mogła zrobić uprawnienia, wtedy można było je mieć już w wieku 16 lat, to poświęcę się nurkowaniu. Rzeczywiście z czasem zrobiłam wszystkie kursy nurkowe.
Któregoś dnia koledzy zapowiedzieli, że jadą w góry na obóz nurkowy w Tatry, żeby szkolić ratowników TOPR-u. Udało mi się wtedy z nimi zabrać.
Ile miałaś lat?
Miałam 17 lat. Poznałam wielu ludzi i polubiłam góry, poznałam też narciarstwo wysokogórskie..
Zdecydowałaś się połączyć nurkowanie z górami.
Był to okres, kiedy nie miałam pieniędzy, żeby pojechać w ciekawe do nurkowania miejsca, jak np. Egipt, Meksyk itp., więc zdecydowałam, że będę nurkowanie rozwijać w jaskiniach. Do tego potrzebny był kurs taternictwa jaskiniowego, na który się zapisałam. Latem zaczęłam chodzić po Tatrach, żeby dojść do tych jaskiń. Wcześniej zrobiłam podstawowy kurs wspinaczkowy. W ramach przygotowań na kartę taternika poznałam topografię Tatr. W międzyczasie dowiedziałam się, że nurkowanie w jaskiniach mogę sobie wybić z głowy.
Dlaczego?
Syfony (przyp. red. korytarz jaskini okresowo lub stale wypełniony wodą) w Tatrach na ogół są trudno dostępne. Trzeba mieć ludzi, żeby cały sprzęt wnieść. To trudna logistycznie sprawa, trzeba być doświadczonym nurkiem i być bardzo zdeterminowanym, żeby to robić. Ja jako około 20-letnia dziewczyna nie miałam takiej siły przebicia, żeby to robić, nie czułam się też tak dobra technicznie. No, ale tak zaczęła się w zasadzie moja przygoda z górami.
Co było dalej?
Studiowałam geografię, pisałam pracę magisterską dotyczącą geomorfologii Tatr. W międzyczasie zrobiłam uprawnienia narciarskie i pracowałam jako instruktor. Zaczęłam wynajmować na zimę pokój…
… i zapuściłaś w górach korzenie.
Aczkolwiek, cały czas czuję się warszawianką i mentalnie jest bliżej do stolicy niż do Podhala. Moi dziadkowie pochodzili z Warszawy. Dziadek od strony mamy zginął w Powstaniu Warszawskim.
Czym zajmujesz się w górach?
Jestem wysokogórskim przewodnikiem tatrzańskim II klasy. Mam to szczęście, że od 2009 roku pracuję w Wysokogórskim Obserwatorium Meteorologicznym Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej – Państwowego Instytutu Badawczego na Kasprowym Wierchu. Pełnię funkcję starszego obserwatora meteorologicznego, czyli wykonując służbę obserwuję pogodę. Służba trwa 48 godzin i w tym czasie, co godzinę wysyłam depeszę, czyli tzw. synopy z zakodowaną sytuacją meteorologiczną na każdą pełną godzinę.
Co godzinę muszę wyjść do ogródka meteorologicznego, który znajduje się na dachu obserwatorium i ocenić zachmurzenie, na jakiej wysokości jest podstawa chmur, jaka jest widzialność i jakie są zjawiska. Oczywiście odczyt parametrów takich jak, wilgotność, ciśnienie czy temperatura mamy zautomatyzowany.
W przypadku nagłych i nadzwyczajnych zjawisk, takich jak burze, grad, intensywne opady deszczu to między pełnymi godzinami wysyłam dodatkowe depesze.
Z jakimi ekstremalnymi zjawiskami mierzysz się na Kasprowym Wierchu?
Zimą wiatr w połączeniu z padającym śniegiem daje najintensywniejsze doznania. W takiej sytuacji, drzwi i ogródek meteorologiczny nieraz mamy totalnie zasypany śniegiem. Żeby unikać takich sytuacji zarówno w dzień jak i w nocy systematycznie odśnieżam wejście. Natomiast drzwi wejściowych do budynku w ogóle wtedy nie odśnieżam, bo nic innego w tym czasie bym nie robiła, tylko machała łopatą (śmiech).
Gdy wszystkie wyjścia są zawalone śniegiem proszę czasem o pomoc kolegów, którzy jeżdżą ratrakiem. Natomiast jeśli oni nie jeżdżą, bo nie widzą w tym sensu, bo opady i wiatr nie ustaje, to trzeba brać łopatę i rano samemu się odkopywać.
Bywa też, że nad stacją jest burza, albo w budynek, czy w jego pobliżu uderzy piorun. Jest to chwilowe, ale wyjątkowe doznanie.
Bywały też przygody w czasie ulew. Kiedy stacja rzeczywiście wymagała już remontu, wtedy przeciekał dach. Trzeba było podstawiać wiadra. Teraz na szczęście te czasy mamy już za sobą.
Pod względem parametrów meteorologicznych Kasprowy Wierch wyróżnia się w jakiś sposób?
Myślę, że razem ze Śnieżką (przyp. red. najwyższy szczyt Karkonoszy) mamy w Polsce najwięcej dni z mgłą. Natomiast jeśli chodzi o wiatr to bijemy rekordy. Porywy wiatru osiągające 180 km/h przy halnym nie są niczym nadzwyczajnym.
To musi być dość osobliwe uczucie, będąc w obserwatorium, kiedy na zewnątrz jest halny.
Przez wentylację wszystko świszczy (śmiech). Akurat lubię, jak wieje, czuć wtedy siłę żywiołu, naturę, zwłaszcza jak się jest w obserwatorium.
Jesteś w stanie wymienić jakieś najbardziej magiczny moment związane z przebywaniem w górach?
Jest ich bardzo wiele. Jest wiele przepięknych wschodów i zachodów słońca na szczycie, często z morzem chmur poniżej stacji lub też z widmem Brockenu. Nieustannie, gdy jestem pracy i w obserwatorium i w pracy przewodnickiej i gdy jestem w górach „prywatnie” - dla siebie, zachwycam się górami. Teraz w tle słychać dobiegające z doliny rykowisko – to też jest wyjątkowe doznanie. Słyszę to co roku od ponad 20 lat i za każdym razem jest szczególnym przeżyciem.
Jest też dużo spotkań ze zwierzętami. Czasami nawet kozice podchodzą pod okna obserwatorium. Nie zapomnę też widoku niedźwiedzia przy schodach prowadzących z obserwatorium do górnej stacji kolejki linowej. Kompletnie mnie zaskoczył, tym bardziej że było to w nocy. Sprawdzałam akurat czy jeszcze jest mgła.
Nigdy nie miałem okazji spotkać niedźwiedzia na szlaku i na samą myśl ogarnia mnie przerażenie (śmiech).
Na szlakach wielokrotnie widziałam niedźwiedzie, ale wizyta na Kasprowym mogła być niespodzianką, bo dla nich to jest dość wysoko. Przed chwilą do okna zaglądał mi gronostaj.
Częstymi gośćmi są również turyści. Dużo mówi się o bezpieczeństwie w górach, ale nie do wszystkich dociera to, jak niebezpiecznie może być zwłaszcza zimą. Przykładem są turyści, którzy zimą w adidasach porywają się na zdobywanie szczytu.
Na Kasprowym zdarza się to bardzo często. Jest to góra, na którą można wjechać i zjechać z niej kolejką i wiele osób ma to gdzieś z tyłu głowy. Jednak kolejka nie zawsze działa i w takiej sytuacji bardzo często takie osoby dzwonią dzwonkiem do obserwatorium i zaskoczeni pytają co mają zrobić. W takiej sytuacji jedyne co można zrobić to zejść na dół. Ja za bardzo pomóc też nie mogę, bo nie możemy nikogo przenocować. Czasami poratuję ciepłą herbatą, natomiast raczej nie wpuszczam ich do środka, bo w chwili, gdy siądą i się rozgrzeją, to trudniej im będzie wyjść na zewnątrz i zejść, zwłaszcza że zwykle są przemoczeni i spoceni. Zwykle radzę ludziom schodzić szybko na dół, póki są rozgrzani oczywiście gdy wiem, że jest to bezpieczne i gdy stan tych turystów na to pozwala.
Mamy też sytuacje, że koledzy z TOPR-u dzwonią, żeby wyjść po kogoś, kto zabłądził we mgle gdzieś tu, blisko kolejki. Bywa tak, że faktycznie we mgle nic tu nie widać. Ludzie dobijają się do nas i pytają, gdzie jest budynek górnej stacji kolejki.
Kiedyś miałam też wizytę pań, które prosiły mnie, żebym puściła je tunelem prowadzącym z obserwatorium prosto do kolejki, którym rzekomo ja miałam pokonywać (śmiech).
A w jaki sposób docierasz na szczyt Kasprowego Wierchu?
Wjeżdżam kolejką. Jak już wspomniałam, ona nie zawsze chodzi. Wtedy muszę wejść na piechotę.
W pionie, ile masz do pokonania?
To jest ponad 900 metrów, które pokonuje w 1,5 godziny szybkim marszem. Zimą z kolei wchodzę na skiturach a z powrotem zjeżdżam na nartach. Jak są dobre warunki to nawet prosto do domu zjadę.
Z kolei jak wieje naprawdę silny wiatr, to nie idziemy i wtedy osoba, która jest na stacji zostaje. Panuje zasada, że póki mój zmiennik nie dotrze, ja zostaję na służbie. Mi zdarzyło się raz, że zawróciłam, bo był tak silny wiatr, że będąc na nartach powalił mnie, wypięło mi narty, a jedną to wiatr porwał. Później ją znalazłam.
Jako meteorolog widzisz efekty zmian klimatycznych zachodzące w górach?
My opracowań wieloletnich nie robimy. Dostarczamy jedynie dane synoptykom i klimatologom. Mogę jedynie powiedzieć coś na podstawie swoich obserwacji, chociaż w tej materii lepiej wypowiedzą się starsi ode mnie koledzy i koleżanki. Z ich relacji wynika, że kiedyś zimy były bardziej śnieżne niż teraz. W Zakopanem były korytarze ze śniegu. Chodziło się między ogromnymi hałdami śniegu.
Natomiast z tego co ja widzę to zima się opóźnia. Dawniej, bo sama pamiętam to z dzieciństwa, że w Boże Narodzenie normalne było, że Kasprowy chodził, można było jeździć na nartach w obydwu kotłach i wyciągi były otwarte. Natomiast teraz jest to rzadkością. Często w okolicy świąt Wielkanocy mamy większe opady, więc zima nachodzi na okres wiosenny.
Nie ulega wątpliwości, że klimat się ociepla, roztopił się płat wiecznego śniegu, który był pod Mięguszowieckimi Szczytami, płytsze stawy powoli zaczynają wysychać i zarastać, ale obserwując pogodę tak na co dzień w górach ciężko coś konkretnego powiedzieć, trudno zauważyć stałą tendencję na przestrzeni tak krótkiego czasu. A np. ta jesień jest wyjątkowo zimna i wilgotna, co przeczy ogólnym trendom.
Zdjęcie główne: Joanna Stępińska
Napisz komentarz
Komentarze