Jak funkcjonował człowiek pierwotny? Przede wszystkim starał się przeżyć, a do tego niezbędne było zaspokajanie podstawowych potrzeb: pożywienia, snu, okrycia. Polował sam lub w grupie, znajdował lub tworzył broń, która pomagała w polowaniach. Szukał miejsc, gdzie mógł w miarę bezpiecznie zasnąć. Tworzył mniejsze lub większe społeczności, bo to ułatwiało przetrwanie i zdobywanie pożywienia. Szukał rozwiązań, tworzył narzędzia, tworzył nazwy. Czasami coś mu się fuksem udało, coś wynalazł, poznał nowy smak, rozpalił świadomie ogień, upiekł, ugotował, oprawił, uplótł...
Nauczył się, że niektóre zwierzęta atakują, ale można je podejść. Nauczył się, że kij może służyć do walki, obrony, ale i do podważania, rozbijania, przeskoczenia…Nauczył się, że ptaki trudno upolować, bo odlatują, ale składają jaja, które nadają się do zjedzenia. Tworzył sobie zbiory i określał je nazwami. Kolejne poznane obiekty dopasowywał sobie do już wcześniej poznanych.
Człowiek od zawsze tworzył uogólnienia. Pozwalały mu one porządkować napotkaną rzeczywistość. Budował sobie z tych uogólnień wzorce, schematy, automatyzmy. Część z uogólnień wywodzi się z odległej przeszłości, niektóre zaś powstały stosunkowo niedawno. Czasami uogólnienie powstaje i funkcjonuje w określonym środowisku, a czasami jest bardziej wszechobecne. Przyjrzyjmy się kilku wybranym uogólnieniom.
„Mężczyzna łowca”, „kobieta opiekunka”. Od pradziejów mężczyzna jest uznawany za łowcę i obrońcę, a kobieta za „opiekunkę domowego ogniska”. Fakt, przez wieki to mężczyźni polowali i walczyli z wrogami, a kobiety zajmowały się domem, dziećmi, gotowaniem, szyciem, sprzątaniem... Oczywiście były wyjątki po każdej ze stron.
Aby przetrwać na polowaniu czy na wojnie, aby ochronić swoją rodzinę, mężczyzna musiał być silny, przebiegły i waleczny. Noszenie zbroi i władanie ciężkim mieczem wymagało olbrzymiej siły. Praca na roli również nie była i nie jest łatwa.
Jak jest teraz? Wiele kobiet wstępuje do wojska, uczestniczy w polowaniach, świetnie włada łukiem, szpadą. Są wśród kobiet przedstawiciele wielu zawodów dawniej uważanych za „męskie”. Ta zamiana działa i w drugą stronę – wielu mężczyzn świetnie sprawdza się w zawodach uznawanych za „kobiece”: są kucharzami, pielęgniarzami, wielu pracuje w żłobkach, przedszkolach, szkołach, wielu potrafi świetnie szyć, haftować, robić na drutach. Także wielu na równi z kobietami sprząta, prasuje... Czy przez taką „zamianę ról” mężczyźni są mniej męscy, a kobiety mniej kobiece?
„Chłopaki nie płaczą”. Takim tekstem dorośli chcą przekonać małego chłopca, żeby nie był „mazgajem”. Chcą stworzyć twardego, odważnego, nieugiętego „wojownika”. Przecież chłopiec nie może być ciapą, która płacze z byle powodu. Czy na pewno chłopaki nie płaczą? A może nie mają kanalików łzowych? Czy mężczyźni nie mają uczuć? Czy każdy facet musi być twardzielem i nieczułym macho?
Mali chłopcy są bardziej emocjonalni niż dziewczynki. Dopiero w trakcie wychowywania ich emocjonalność ewoluuje – u chłopców ulega wytłumieniu, zaś u dziewczynek – rozwija się.
Różny jest próg wrażliwości i bólu, różna empatia. Łzy są oznaką przeżywania nie tylko smutku, ale i radości: „popłakałem się ze śmiechu… ta historia wycisnęła mi łzy z oczu… wzruszyłam się do łez…”. Czy małemu, wrażliwemu chłopcu nie wolno płakać po stracie? Tylko dziewczynkom wolno płakać?
Ważne, by były to łzy prawdziwe, z prawdziwych przeżyć, a nie łzy sztuczne, wymuszające. Nie zabraniajmy chłopcom płakać, bo chłopaki płaczą – i ci mali i ci duzi. Często łzy koją ból – ten wewnętrzny, duchowy.
„Czego Jaś się nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał”. To powiedzenie, pochodzące z dawnych czasów, nadal funkcjonuje. Młode mózgi są bardzo plastyczne, najszybciej się uczą. W dzisiejszym coraz szybszym świecie, który często przypomina wyścig szczurów, wielu uważa, że dzieci trzeba jak najlepiej przygotować do dorosłości... Wtłaczamy maluchom ogrom wiedzy, posyłamy na kolejne zajęcia: tenis, basen, hiszpański, konie, balet, arte… Dziecko nie ma czasu, by po prostu żyć. Nie ma czasu się ponudzić i swobodnie pobawić. Dziecko odtwarza, nie ma czasu na swobodne tworzenie, na popełnianie błędów i uczenie się na nich. Obecne przedszkolaki bardzo często mają tydzień usiany zajęciami tak gęsto, że aż dziwne, iż mają kiedy spać.
Nie wszystkiego muszą się nauczyć w dzieciństwie. Dajmy czas i możliwość na wykształcenie się u dziecka jego własnych zainteresowań. To, że trzylatka lubi taniec, wcale nie oznacza, że będzie baletnicą (chociaż oczywiście tak może się wydarzyć). To, że dwulatek uwielbia budować, nie musi oznaczać, że będzie architektem. Dajmy możliwości, ale nie przenośmy na dziecko własnych marzeń i planów. Dziecko musi się nauczyć wielu rzeczy, ale nie wszystkiego na raz. Początkowa nauka powinna opierać się na zabawie i działaniu, a nie wkuwaniu i ślęczeniu.
W dzisiejszych czasach bardziej trafne jest powiedzenie, że „człowiek się całe życie uczy”. Mamy do dyspozycji olbrzymią bazę różnego typu kursów i szkoleń, które pozwalają doskonalić się w zawodzie, ale także zmienić go. Bardzo często dorośli w okolicach 40 r.ż. idą na studia, zmieniają zawód. Są też uniwersytety trzeciego wieku.
“Prawdziwy mężczyzna musi zbudować dom, posadzić drzewo i spłodzić syna” (na jednym z memów znalazłam wersję z bardzo ciekawym dopiskiem: “a ty kobieto potem sprzątaj, podlewaj, wychowuj”). Czy wykonanie tych trzech “zaleceń” faktycznie czyni mężczyzną? Nie wyobrażam sobie, by wirtuoz skrzypiec lub neurochirurg kopali doły pod podpiwniczenie domu czy dźwigali worki cementu i paczki terakoty. A jeśli ten neurochirurg nie zbudował domu, tylko kupił mieszkanie w bloku lub gotowy dom, jeśli zatrudnił do aranżacji ogrodu architekta krajobrazu, czy też którego żona zajmuje się ogrodem, a on tylko kupił jej jukę do sypialni, no i - zamiast spłodzić syna - ma 3 córki, albo adoptowali dzieci - czy to oznacza, że nie jest prawdziwym mężczyzną? “Możesz wszystko”, “ Możesz, jeśli myślisz, że możesz” - wmawiają nam liczni coachowie, ale czy faktycznie tak jest? Niestety, nie możemy wszystkiego. Nie tylko z powodu lenistwa, ale i z prozaicznych codzienności. Po pierwsze - nie żyjemy sami, wkoło jest wielu ludzi, którym może się nie spodobać, że uzurpujemy sobie prawo do wszystkiego. Nasze prawo do życia wedle własnego “widzimisię” zderza się z takim samym prawem innych ludzi. Po drugie - nasz czas, możliwości i zdolności są ograniczone. Przecież w życiu mamy także rozliczne obowiązki, które skutecznie potrafią wypełnić czas.Mogę rysować, ale nie oznacza to, że mogę być uznanym malarzem. Mogę chcieć być śpiewakiem operowym, ale jeśli nie mam do tego predyspozycji, to… nikt mnie w tym zawodzie nie zatrudni i nikt nie będzie chciał mnie słuchać (mogę najwyżej pośpiewać sobie pod prysznicem). Po trzecie - takie dążenie do rozciągania czasu i “robienie wszystkiego” może się paskudnie zemścić na organizmie. Uzależniając się od zdobywania nowych umiejętności, dążąc do bycia najlepszym, będąc ciągle na najwyższych obrotach, po prostu wypalamy się. Po czwarte - jest strona prawna. Niektóre działania są zakazane, bo naruszają “przestrzeń” innych ludzi. Niektóre działania mogą być dla nas samych zabójcze. Zawsze musimy pomyśleć, czy to, że myślimy, iż coś możemy, faktycznie oznacza, że możemy to coś zrobić. Zakończę może przekornie. Mogę wszystko, ale myślę, że nie mogę wszystkiego.
Napisz komentarz
Komentarze