Bielany się zmieniają. Na Wrzecionie jakiś czas temu rozpoczęła się „Rewolucja Podwórkowa”, która trwa do dziś. Jakie zmiany czekają dzielnicę, co się stanie z serkiem bielańskim i jaka przyszłość czeka Bar Marymont? O tym opowie Włodzimierz Piątkowski, radca prawny, wiceburmistrz Bielan odpowiedzialny między innymi za współpracę z ZGN i autor koncepcji „Bielańskich Rewolucji Podwórkowych”.
Zacznę od bardzo ogólnego pytania. Co Pan najbardziej lubi w Bielanach?
Przede wszystkim Bielany to mój dom, choć nie jestem rodowitym bielańczykiem – bo wcześniej mieszkałem na Bródnie. Od najmłodszych lat Bielany kojarzyły mi się z otwartością i różnorodnością pod każdym względem, również, jeżeli chodzi o problemy, a także bardzo silnym indywidualizmem. Często uważa się, że bycie różnorodnym, odmiennym to coś złego. Otóż jest zupełnie na odwrót. To jest właśnie piękne, że mimo różnic potrafimy rozmawiać i tworzyć pewne rzeczy wspólnie w ramach pewnych idei. Boli mnie, że w debacie publicznej zapominamy o ideach, a przecież one są najważniejsze. To pokazuje kwestia integracji społecznej, możliwości polegania na sobie, wzajemnej pomocy sąsiedzkiej, umiejętność wspólnego porozumienia się. To chyba kwintesencja tego jak staram się rozumieć Bielany i co mi się w nich najbardziej podoba.
Zobacz też: 18 milionów dla Bielan. Największa część kwoty trafi na remonty szkół
Jak Pan spędza wolny czas?
Zieleń, Dewajtis, Park Młociński to są miejsca, które lubię i w których często spędzam wolny czas. Oczywiście nie mam go zbyt dużo, ale jeżeli już znajdę chwilę to wybieram naturę. Uwielbiam zakupy na Wolumenie, korzystam z zieleni, robię częste wypady do Kampinosu. Uwielbiam zieleń, uwielbiam otwarte przestrzenie, to jest dla mnie podstawa myślenia nie tylko w kategoriach realizacji przedsięwzięć, ale również, jeżeli chodzi o spędzanie wolnego czasu.
W ogóle jestem w stanie zaryzykować twierdzenie, że przy postępującej zabudowie Warszawy i innych dużych miast często zapominamy o tym, co jest podstawą funkcjonowania w tym środowisku, czyli komfort zamieszkiwania. On nie polega na tym, że będziemy mieli dodatkowe pięć metrów kwadratowych w bloku. Chodzi o możliwość korzystania ze wspólnej przestrzeni, o to, żeby ta przestrzeń w ogóle istniała, żeby nie mieszkać okno w okno z sąsiadem. Zresztą mój imiennik pan profesor Włodzimierz Piątkowski z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, wybitny socjolog, poświęca w swoich pracach naukowych tym zagadnieniom bardzo dużo uwagi. Z jego prac i zawartych w nich wskazówek korzystam.
Jak się zostaje samorządowcem? To powołanie?
W moim domu rodzinnym zawsze było dużo osób, które przychodziły prosić Dziadka o porady, mój Tata był radnym, więc ciągły kontakt z ludźmi i ta aktywność społeczna wydaje mi się cechą rodzinną. W szkole oczywiście byłem w samorządzie klasowym. To nie jest kwestia rządzenia ludźmi, to chęć ulepszania rzeczywistości i rozwiązywania problemów. Bardzo dużo satysfakcji sprawia mi wchodzenie w trudne tematy. To nie tylko mój obowiązek, ja to zwyczajnie lubię. Stąd też mój kierunek studiów był nieprzypadkowy - skończyłem prawo na Uniwersytecie Warszawskim i zdałem egzamin państwowy na radcę prawnego. Od dziecka chęć pomocy i tworzenia rzeczywistości szła przez życie razem ze mną, w czasach szkolnych działałem w samorządach uczniowskich i dawałem kolegom spisywać prace domowe i ściągać na klasówkach, choć prymusem nigdy nie byłem.
Co w ciągu ostatnich kilku lat zrobił pan jako samorządowiec, urzędnik, polityk, żeby mieszkańcom żyło się lepiej?
To jest z góry błędne założenie. Wpływanie na kogoś utożsamia się z kwestią władzy, a samorząd to przede wszystkim partycypacja społeczna, czyli współdziałanie. Ta praca to rodzaj służby. Nie polega na przyjściu do biura i spędzeniu w nim ośmiu godzin. Walczę z takim pejoratywnym postrzeganiem urzędu. Celem działań samorządu jest realizowanie potrzeb mieszkańców. Przede wszystkim jesteśmy ich przedstawicielami, a dopiero w drugiej kolejności realizatorami zadań publicznych wynikających z prawodawstwa. Samorząd jest jak linie papilarne – każdy jest inny, każdy samorząd jest różnorodny ze względu na to, że każda społeczność lokalna ma inne potrzeby. Mimo że Warszawa jest od pewnego czasu tworem unitarnym, to proszę pamiętać, że historycznie Warszawa była związkiem gmin. Te odrębności są bardzo ważne i trzeba o tym pamiętać. Jako reprezentanci mieszkańców musimy o pewnych cechach charakterystycznych pamiętać.
Zobacz też: Miłość, która zbudowała Bielany
Moja aktywność społeczna, jeżeli chodzi o samorząd wynikała właśnie z chęci zmian i z nieakceptowania tego jak wygląda rzeczywistość. To się później przerodziło w ideę stworzenia stowarzyszenia Razem dla Bielan z Grzegorzem Pietruczukiem. We wszystkich działaniach, za które odpowiadam staram się podążać za tym, czego oczekują bielańczycy i kierować tak działaniami, aby podporządkowywać je potrzebom mieszkańców. Takim programem, który jest tego kwintesencją są „Bielańskie Rewolucje Podwórkowe”, czyli rozbetonowanie i usuwanie asfaltu z przestrzeni podwórkowej. Szczególnie jeżeli chodzi o Wrzeciono. Kiedy przyszło mi przeprowadzić się tutaj ponad piętnaście lat temu jedyną rzeczą, której nie udało mi się zaakceptować to była właśnie wrażliwość na przestrzeń i to, że te podwórka wyglądają tak smutnie.
W wywiadzie z „Gazetą Żoliborza” burmistrz Pietruczuk zapowiadał, że w ramach „Bielańskich Rewolucji Podwórkowych” będą państwo chcieli zająć się w tym roku m.in. zazielenieniem skweru przy ul. Frygijskiej i placem zabaw przy ul. Gajcego. Te deklaracje padły dwa miesiące temu. Są już jakieś działania, terminy, efekty?
„Bielańskie Rewolucje Podwórkowe” to był ogromny krok do przodu, myśmy jako pierwsi w zaczęli realizować tego typu program na tak szeroką skalę. Ten kierunek zrobił się głośny jakiś rok temu - my zaczęliśmy go wdrażać już w 2016 roku. Pozostawianie chronionych od zabudowy oaz zieleni jest niezmiernie ważne. Miasto nie może składać się tylko z wysokich, odgrodzonych od siebie płotami budynków, z których deweloper chce wycisnąć każdy metr kwadratowy. Te budynki oczywiście są często bardzo ładne, ale potem wielkim problemem okazuje się, że dzieci nie mają się gdzie pobawić, albo nie ma gdzie wyjść na spacer z psem.
Zobacz też: Sport, oświata, kultura i seniorzy. Priorytety na 2021 ujawnia Grzegorz Pietruczuk
Właśnie wprowadzamy zadania związane z „Bielańskimi Rewolucjami Podwórkowymi” do budżetu inwestycyjnego dzielnicy Bielany. Jestem bardzo usatysfakcjonowany, jeżeli chodzi o to, co się stanie z asfaltowym placem przy ul. Frygijskiej. W przeszłości były zakusy, żeby ten teren sprzedać i najprawdopodobniej powstałby tam blok, ale ostatecznie udało nam się doprowadzić do realizacji projektu zazielenienia tego miejsca. Wspólnie z mieszkańcami jakiś czas temu podejmowaliśmy działania mające wyrazić nasz sprzeciw wobec sprzedaży tej nieruchomości. Jako wiceburmistrz w różnych drogach formalnych bardzo mocno wyrażałem swoje stanowisko przeciwne sprzedaży tej działki. Utworzenie tam strefy rekreacji to też na swój sposób dotrzymanie obietnicy. Obietnicy nie w kategoriach wyborczych, ale obietnicy czysto ludzkiej. To realizacja postulatu, który był wyrażany przez ogromną liczbę mieszkańców. Tę sprawę poparło ponad tysiąc osób. Staramy się przede wszystkim dotrzymywać słowa. Przyjęliśmy już uchwałę zarządu dotyczącą wprowadzenia działań inwestycyjnych do budżetu dzielnicy. W tym roku zrealizowane zostaną kwestie natury projektowej i wykonawstwa. Zakładamy, że plac zabaw przy Gajcego powstanie jeszcze w tym roku. Jeżeli chodzi o plac przy ul. Frygijskiej to sprawa jest trochę bardziej skomplikowana, bo mamy jeszcze kwestię infrastruktury podziemnej, fazę projektową, więc musimy jeszcze zrobić rozpoznanie. Jednak to, że te realizacje nastąpią jest już pewne.
Co się będzie działo z terenem przy metrze Słodowiec tzw.: serkiem bielańskim? Radni Turek i Walas stworzyli projekt posadzenia tam pięciuset drzew, projekt ten będzie poddany głosowaniu w ramach budżetu obywatelskiego, ale to przecież świetna lokalizacja, blisko metra, grunt z pewnością bardzo drogi. Nie lepiej byłoby to przeznaczyć pod deweloperkę?
Jest to pewnego rodzaju symbol. Chcieliśmy wywołać swego rodzaju dyskusję publiczną jak należy patrzeć na tę przestrzeń miejską, która jest własnością publiczną i tego w jaki sposób należałoby uwzględniać zdanie mieszkańców. Nie jest tak, że Urząd Miasta jest właścicielem. To teren dzielnicy Bielany, a więc to mieszkańcy powinni móc zdecydować jak serek bielański ma wyglądać. To jest ich własność. Oczywiście nie jestem przeciwnikiem wszelkiej zabudowy, uważam, że naturalną koleją rzeczy jest rozbudowa miasta - to przecież również kwestia rozwoju gospodarczego. Rozwój powinien jednak być zrównoważony. Dziś postrzega się wartość terenu pod względem możliwości jego zabudowy i sprzedania tam mieszkania, ale przecież ten grunt jako teren wolny od zabudowy może być warty o wiele więcej. Widać to zresztą w krajach bardziej rozwiniętych. Te oazy zieleni dały nam poprzednie pokolenia, wobec czego i my musimy przekazać tę wartość dalej. Tworzenie terenów wolnych od zabudowy i zrównoważony rozwój miasta to nasza odpowiedzialność.
Jeżeli plan zrobienia tam parku wypali, to czy Urząd Dzielnicy planuje wzbogacenie tego terenu o jakąś infrastrukturę rekreacyjną, place zabaw, siłownie plenerowe?
Jest otwarta procedura dotycząca nowego planu zagospodarowania przestrzennego na tym terenie. Liczymy na to, że przy okazji konsultacji do projektu mieszkańcy wyrażą swoje oczekiwania co do zagospodarowania terenu. Myślę, że wspaniale byłoby zostawić tę przestrzeń niezabudowaną, a nawet, idąc dalej, stworzyć tam park im. Kazimierza i Marii Piechotków – architektów Bielan. Byliśmy z burmistrzem Grzegorzem Pietruczukiem na jubileuszu setnych urodzin pani Marii Piechotkowej. Spytałem ją wtedy co według niej należy zrobić z serkiem Bielańskim. Odpowiedziała mi, że według niej należy ten teren zostawić wolny od zabudowy. Traktuję to jako swego rodzaju zobowiązanie. Dopóki będę miał wpływ na tę sprawę, będę się starał realizować myśl pani Marii. Ale kwestia chronienia terenów zielonych przed zabudową to nie tylko serek bielański, ale również m.in. Łączka Wawrzyszewska. Z inicjatywy stowarzyszenia Razem dla Bielan, Mazowiecki Konserwator Zabytków wpisał ten obszar do gminnej ewidencji zabytków. Powstał tam zupełnie inny jakościowo miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego, który będzie pełnił funkcję ochronną dla stawów Brustmana.
Zobacz też: Żoliborz w czołówce najlepszych dzielnic do życia
Wartość Bielan to nie tylko zieleń, ale również ważne dla lokalnej społeczności miejsca, z którymi utożsamiają się mieszkańcy. Wydaje mi się, że takim miejscem jest Bar Marymont. Problem w tym, że właściciele baru boją się eksmisji. Jaka przyszłość czeka to miejsce?
Nie chcę tworzyć polemiki wobec prezentowanych przez kogoś zagadnień. Odniosę się do faktów. Marymoncka 49 nie jest objęta żadną decyzją zwrotową i na tym polega cały problem. Nie wydano w stosunku do tej nieruchomości żadnej decyzji wskutek której podlegałaby ona zwrotowi. W księdze wieczystej jako właściciel gruntu nadal widnieje m. st. Warszawa. Ta nieruchomość w 2004 roku została jednostronnym oświadczeniem przekazana spadkobiercom, ale to nie była decyzja administracyjna. Ponieważ w księdze wieczystej jako właściciel nadal widnieje m.st. Warszawa, to właściciele Baru Marymont powinni nadal uiszczać należności miastu, tak jak to robią z częścią lokalu położoną w kamienicy Marymoncka 51, który również zajmują i wobec którego nie ma żadnych wątpliwości. Ze względu na to, że w księdze wieczystej widnieje m.st. Warszawa, to wystąpiliśmy z powództwem o wydanie lokalu, czyli uznanie de facto władztwa nad tą nieruchomością na rzecz miasta. Sąd będzie musiał rozstrzygnąć czy to roszczenie jest zasadne pod względem legitymacji właścicielskich. Ten problem zaszedł tak daleko, że spór może rozstrzygnąć tylko sąd wydający wyroki w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej. Bardzo cenimy sobie Bar Marymont, jest naszym partnerem w realizacji pomocy żywnościowej. Uważam, że utrzymanie tak ważnych dla lokalnej społeczności, kultowych miejsc to też swego rodzaju misyjność. Jesteśmy w stanie zaproponować bardzo dobre, preferencyjne warunki najmu, bo zależy nam na tym, żeby takie inicjatywy wspierać. Bar Marymont to element tożsamości dzielnicy Bielany, ale również Żoliborza.
Napisz komentarz
Komentarze