"Za mojej kadencji powstały boiska, obiekty o charakterze integracyjnym dla lokalnej społeczności, powstało najpiękniejsze przedszkole na Żoliborzu – na Rydygiera – został uchwalony plan zagospodarowania przestrzennego Żoliborza, rozpoczęliśmy walkę o pieniądze na szkołę przy ul. Anny German."
W wywiadzie z Grzegorzem Hlebowiczem (PiS) przeczytacie m.in. o tym:
- jaki pomysł ma na zagospodarowanie Placu Grunwaldzkiego,
- gdzie powinien pojawić się nowy kościół katolicki,
- jak odnajduje się w roli opozycji,
- jak widzi szanse PiS w kolejnych wyborach samorządowych w 2024 roku,
- jak ocenia obecny zarząd,
- jakie inwestycje realizowałby w kolejnej kadencji, gdyby PiS wygrało wybory samorządowe na Żoliborzu,
- czy budować przedszkole na ul. Ficowksiego,
- co myśli o nowopowstającym domu kultury.
Mateusz Durlik: Na początku chciałbym zapytać o to, jak się Pan odnajduje jako radny, a nie jako wiceburmistrz. Minęły już cztery lata od kiedy opuścił Pan zarząd.
Grzegorz Hlebowicz: Ja się zawsze bardzo dobrze odnajduję. Trochę przypomina mi to sytuację z 2002 roku, gdy upadała Akcja Wyborcza Solidarność, której byłem członkiem. Wiele zatroskanych osób pytało wtedy co będę robić dalej. Mówili, że to straszny upadek. Potem okazało się, że AWS mimo że nie startowała w wyborach, to wygrała te wybory. Żoliborscy radni z tej formacji startujący z trzech różnych partii i grup politycznych nie tylko dostąpili reelekcji, ale i zdobyli bezwzględną przewagę w Radzie Dzielnicy.
Chce Pan powiedzieć, że przez te cztery lata, gdy był Pan w opozycji, planował Pan jak skutecznie przejąć władzę nie startując w tych wyborach?
Panie redaktorze! Wie pan jak to było w starożytnej Grecji? Było tak, że jeżeli się widziało, że komuś bardzo zależy na władzy, to się pisało na skorupce imię i nazwisko tego kogoś – np. Paweł Michalec – a następnie sąd skorupkowy skazywał tego kogoś na banicję. Banicja poza Polis oznaczała, że przez wiele lat nie będzie mógł robić interesów w starożytnej Grecji.
Nazwiska ilu osób, należących do PO, z Rady Dzielnicy i z Zarządu, są już wypisane na skorupkach?
Tym porównaniem do obrony demokracji przed satrapami próbuję powiedzieć, że należy się strzec tych, którzy bardzo pragną władzy. Należy się strzec tych którym bardzo, ale to bardzo zależy na władzy! Wiedzieli o tym twórcy słowa demokracja. Ja panie redaktorze pragnę władzy, ale nie jest ona celem samym w sobie. Pragnę tej władzy po to, żeby służyć swoim wyborcom.
Wracając do pytania – jak się Pan odnajduje w roli opozycji? Przygotowania do kolejnych wyborów trwają?
Na pierwsze pytanie odpowiem krótko: w USA jest takie określenie „lider mniejszości”. W Radzie Dzielnicy mamy dwóch liderów mniejszości i tym bardziej widocznym jest mój kolega z MJN (Łukasz Porębski przyp. red.) Ja natomiast staram się być podmiotem, który próbuje dokonywać korekty działań zarządu. Nie udało mi się to w zakresie drogi pożarowej przy ul. Śmiałej. Nie udało mi się przekonać zarządu, że nie warto robić powłoki pneumatycznej w szkole w alei Wojska Polskiego 1. Nie udało mi się - będąc w opozycji - zrobić szeregu rzeczy. Mam wrażenie, że zarząd, widząc naszą merytoryczną ocenę ich pracy, jednak bierze nasze zdanie pod uwagę. Nie jest tak, jak w wielkiej polityce, że wszystko, co powie druga strona, jest negowane. Czasami jesteśmy przez zarząd brani pod uwagę bardzo poważnie. Na przykład ostatnio udało się zapisać inwestycje w budowę ulicy Tołwińskiego w brakach niezbędnych do wykonania w projekcie budżetu dzielnicy na rok 2023. Jesteśmy opozycją, która stara się nie tylko wyraziście i jaskrawo krytykować zarząd, ale staramy się też konstruktywnie oceniać jego pracę. Może czasami jesteśmy zanadto brutalni, bo opozycja nie jest po to, by niszczyć władzę publiczną ale by ją mobilizować do lepszej pracy na rzecz dobra wspólnego. Dlatego nie tylko oceniamy, ale również proponujemy pewne rozwiązania.