Wyobraźcie sobie widzieć totalną przestrzeń owianą bladymi i surowymi kolorami. Słyszeć jedynie przewalający się ciężko wiatr, który sprawia, że wszystko inne jest bezwładne i lekkie. Czuć wbijające się bezlitośnie opiłki mrozu w policzki, jak małe, lodowe szpilki. Nie musicie wchodzić na górę Waszyngtona. Wystarczy, że pójdziecie na nowy film Małgorzaty Szumowskiej i Michała Englerta "Infinite Storm".
W tym artykule przeczytasz m.in.:
- o tym co jest osią fabuły "Infinite Storm",
- czy film gwarantuje emocje, jak w typowym thrillerze.
Małgosię pamiętam sprzed lat, gdy obsypane nagrodami "33 sceny z życia" świeciły trumfy na festiwalach filmowych w Europie i na świecie. To czuć, gdy komuś się udało zrobić dobry film i również czuć, gdy ktoś wkracza na ścieżkę rozwoju, i robienia kolejnych świetnych produkcji. Potem było "W imię...", "Ciało", "Córka boga". Krążenie wokół polskich tematów. Tym można się delikatnie zmęczyć. "Infinite Storm" otwiera nowy rozdział. To film uniwersalny, międzypokoleniowy i o całym świecie.
Przeczytaj również: Oscarowa produkcja o macierzyństwie – “Córka”