Żoliborz powszechnie uchodzi za dzielnicę elegancką, ekskluzywną i kosztowną. Kojarzy się z zielonymi uliczkami, klimatycznymi kamienicami i Placem Wilsona – jedną z najpiękniejszych stacji metra. Historia tych okolic jest jednak o wiele bardziej złożona.
W tym artykule dowiesz się:
- Jak międzywojenne władze Warszawy próbowały radzić sobie z bezdomnością,
- Jak powstała Warszawska Spółdzielnia Mieszkaniowa,
- W jaki sposób zarządzano nowym osiedlem,
- Co stanęło na przeszkodzie do realizacji wszystkich planów.
“W chałupie klepisko, sienniki ze słomy”
Warszawa w okresie dwudziestolecia międzywojennego mierzyła się z ogromnym głodem mieszkaniowym. Warunki życiowe robotników były bardzo skromne, a dochody nie zawsze wystarczały na wynajem normalnego mieszkania. W 1923 roku powstała ustawa, zobowiązująca wszystkie gminy do zapewnienia schronienia wszystkim bezdomnym. Za torami przy Dworcu Gdańskim postawiono baraki, które szybko stały się przeludnione, a dookoła wyrosła kolonia lepianek i namiotów, zasiedlonych przez powojennych rozbitków, byłych jeńców, a także migrantów zarobkowych. Warunki bytowe i sanitarne były bardzo złe.
W 1927 roku władze Warszawy zdecydowały się na stworzenie kolejnego osiedla, tym razem na Annopolu. Jednak skupienie w jednym miejscu osób w trudnej sytuacji życiowej nie mogło skończyć się dobrze. Gwoździem do trumny był wielki kryzys, kiedy wielu warszawiaków straciło pracę i mieszkanie. Wśród lokatorów szerzyły się rozmaite patologie: alkoholizm, kradzieże, bójki. Przeludnienie i zagęszczenie mieszkańców sprzyjało roznoszeniu wszelkich chorób. Osiedle zyskało tak złą sławę, że stało się symbolem międzywojennej nędzy. Śpiewa o tym zespół Hańba w piosence “Nie chcieliśmy wojny”: “Annopolskie pałace bez mebli i światła, walczyliśmy tylko o to, żeby bieda nas nie zjadła, w chałupie klepisko, sienniki ze słomy, gdy kraj wzywa, porzuć wszystko, stawaj bronić pańskie domy!”.
Może być inaczej
Temu stanowi rzeczy chciała zaradzić grupa warszawskich społeczników. W grudniu 1921 roku zebrali się oni, by opracować plan budowy Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Statut tej organizacji zakładał wybudowanie tanich i przyzwoitych mieszkań dla najuboższych robotników. Wśród twórców znaleźli się: Jan Hempel, Bolesław Bierut i Stanisław Tołwiński. O zagraniczny kredyt na budowę wystarał się radny Teodor Toeplitz, co umożliwiło szybkie rozpoczęcie budowy.
Pod koniec 1925, odbyła się uroczystość wmurowania kamienia węgielnego pod pierwszy dom WSM przy placu Wilsona. Żoliborskie domy spółdzielcze koncentrowały się wokół obszernych podwórek, zwanych koloniami. Uwzględniono tam także niemieszkaniowe potrzeby lokatorów – na terenie Warszawskiej Spółdzielni mieszkaniowej istniało przedszkole, bursa, biblioteka, a także działało Stowarzyszenie Wzajemnej Pomocy Lokatorów.
Warszawska Spółdzielnia Mieszkaniowa stała się przykładem, że można inaczej. Początkowo zaniedbany, peryferyjny Żoliborz został wzorcowym osiedlem robotniczym.
Spółdzielnia przyjazna dzieciom
Najmłodsi mieszkańcy Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej mieli zagwarantowane prawo do nauki i wypoczynku. Wybudowano przedszkole i szkołę. Co ciekawe, szkoła była jak na ówczesne czasy bardzo innowacyjna, gdyż odchodziła od pruskiego modelu nauczania. Dzieci nie spędzały czasu wyłącznie w ławkach. Odbywały się zajęcia praktyczne. Szkoła posiadała ogród warzywny, który uprawiano wspólnie. Bez względu na pogodę odbywały się również zajęcia gimnastyczne na świeżym powietrzu. Uczniowie mieli później możliwość skorzystania z prysznica – co w ówczesnych warunkach było sporą innowacją, gdyż wiele warszawskich kamienic nie posiadało nawet łazienki. Wolno było chodzić po klasie, zadawać pytania, pracować w grupach. Uczniowie dzielili się drugim śniadaniem i na jednej z przerw dostawali zupę mleczną.
Rzecz jasna, każda innowacja w skostniałym systemie edukacji wywołuje opór władz. Żoliborska szkoła była krytykowana za to, że nie prowadzi nauki religii. Zdarzały się również kontrole nasyłane przez kuratorium oświaty.
Kryzys gospodarczy i trudności w WSM
Jednak ambitne plany społeczników nie zostały zrealizowane w całości. Kolonia I wyczerpała prawie całą sumę pożyczki. W 1927 roku znowelizowano ustawę o rozbudowie miast, która pozwalała spółdzielniom mieszkaniowym uzyskiwać kredyty na preferencyjnych warunkach. Nie oznaczało to jednak znaczącej poprawy. Jak pisał Tołwiński, władze przyznawały kredyty “swoim” – spółdzielniom i kooperatywom wojskowym lub urzędniczym. Zauważał również, że mieszkania “spółdzielcze” często stają się przedmiotem spekulacji. Kłóciło się to z ideą spółdzielczości.
Nie do końca powiodło się również zapewnienie mieszkań najuboższym warszawskim robotnikom. Ograniczone zasoby finansowe Spółdzielni wymusiły na wstępujących do niej osobach konieczność wpłaty wpisowego w wysokości 5 złotych oraz udziałów w kwocie 250 złotych. Było to osiągalne jedynie dla urzędników i pracowników wykwalifikowanych.
Do Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej wprowadzali się zatem nie robotnicy, a osoby nieco lepiej sytuowane – urzędnicy i przedstawiciele wolnych zawodów. Byli oni przyzwyczajeni do posiadania służby. A służące traktowane tu były nie lepiej, niż w innych “pańskich domach”. Nawet tak szanowana, inteligencka rodzina, jak krakowski ród Kossaków, wykorzystywała służące jako tanią siłę roboczą, co ze wstydem przyznała po latach Magdalena Samozwaniec.
Służące z WSM zachęcane były przez Koło Kooperatystek do stworzenia związku zawodowego, ten jednak nigdy nie powstał. Jedno z mieszkań przeznaczono na tymczasową noclegownię dla tych, które straciły pracę.
Dalsze losy WSM
Kryzys gospodarczy oraz brak racjonalnej polityki mieszkaniowej państwa spowodowały zaostrzenie problemu bezdomności. Władze nie mogły tego nadal ignorować. W 1934 roku powstało Towarzystwo Osiedli Robotniczych. W pierwszym roku działania było ono finansowane z Funduszu Pracy, następnie “dorzucił się” też Państwowy Fundusz Budowlany.
Towarzystwo Osiedli Robotniczych nawiązało współpracę z Warszawską Spółdzielnią Mieszkaniową. Powstały nowe osiedla spółdzielcze: Rakowiec, Ochota, Koło i Chomiczówka. W 1938 roku powstało jeszcze jedno osiedle TOR – na ulicy Podskarbińskiej. W przededniu wojny budowano coraz więcej mieszkań. Rozwijały się warszawskie przedmieścia, bo lepszy był stan komunikacji miejskiej – linie tramwajowe dochodziły już do wszystkich dzielnic. Nadal widać było jednak duże rozwarstwienie społeczne.
Budynki spółdzielni zostały zniszczone w dużym stopniu w trakcie powstania warszawskiego lub po jego zakończeniu. Po wojnie spółdzielnia kontynuowała jednak działalność, a w 1956 roku jej rozwój jeszcze przyspieszył.
Echa historii spółdzielni widoczne są w żoliborskim nazewnictwie: nadal mamy “kolonie”, ulicę Toeplitza i Tołwińskiego.
Pisząc artykuł, korzystałam z następujących źródeł:
Filip Springer - "13 pięter"
Piotr Ciszewski - "Robotnicza Warszawa 1918-1939"
Joanna Kuciel-Frydryszak - "Służące do wszystkiego"
Magdalena Samozwaniec - "Zalotnica niebieska".
Przeczytaj również: Dlaczego Plac Wilsona? Historia i przyszłość nazwy placu
Plac Wilsona to najważniejszy punkt Żoliborza. Główny plac dzielnicy ma już pawie stuletnią historię. W tym czasie jego nazwa zmieniała się kilka razy. Dlaczego jednak akurat nosi imię T.W. Wilsona?
Napisz komentarz
Komentarze