- Dyskredytowanie mnie publicznie przez koleżankę z klubu uznałam za wielce niestosowne. Uważam, że to się bierze z arogancji i chęci upokorzenia mnie - podkreśla Jolanta Zjawińska, radna Żoliborza.
W wywiadzie Jolanta Zjawińska opowiada m.im o:
- jak podsumowuje swoją pierwsza kadencję,
- jakie ma relacje z innymi radnymi z koalicji rządzącej,
- jakie wygląda praca radne i jakie ma narzędzia do osiągania celów,
- co myśli o Prochowni, która prowadziła jej córka,
- o sprawie sadowej wytoczonej przeciwko współkoalicjantce,
- o remoncie ul. Śmiałej,
- o domu kultury.
Mateusz Durlik: To twoja pierwsza kadencja w Radzie Dzielnicy. Jak byś oceniła samo bycie radną?
Jolanta Zjawińska: Właściwie robię to, co robiłam zawsze, jeszcze nie będąc radną. Zanim nią zostałam, organizowałam na Żoliborzu różne inicjatywy. Starałam się usprawnić infrastrukturę, walczyłam o zaniechanie budowy mostu Krasinskiego jako członkini tzw. okrągłego stołu, o dom kultury, o równe chodniki, o nowe nasadzenia. Robiłam to w ramach Stowarzyszenia Żoliborzan. Gdy zostałam radną niewiele się zmieniło, bo robię właściwie to samo. Teraz zarówno jest to i łatwiejsze, i trudniejsze. Od kiedy jestem radną nie zawsze mogę zrobić pewne rzeczy, niektóre są niewykonalne.
To znaczy jakie?
Rzeczy niewygodne, na które nie ma partyjnej zgody. Gdy byłam aktywistką, społecznikiem, mogłam robić absolutnie wszystko. Nie miałam nad sobą nikogo oprócz prezesa i zarządu stowarzyszenia, którzy i tak przeważnie akceptowali moje pomysły. Byłam zresztą członkinią zarządu. Z drugiej strony, będąc radną mam potężne narzędzie w postaci interpelacji. Mogę je pisać na każdy temat. Muszę powiedzieć, że jestem tu dość skuteczna. Moje interpelacje w więcej niż połowie przypadków są skuteczne. Udaje mi się w ten sposób zrobić wiele dobrego dla mieszkańców Żoliborza..
Czy są takie sytuacje, że radni koalicji rządzącej wiedząc już, że jakaś sprawa ma zostać załatwiona, tworzą pod to interpelację, żeby wzmocnić przekaz i żeby móc się potem pod tą inicjatywą podpisać? Czy takie sytuacje są ci znane?
Nigdy nie zwracałam na to uwagi, bo ja i tak od dawna, od kiedy odrzucono moją ważną interpelację, piszę to, co chcę bez konsultacji. Czasem tylko informuję zarząd o przygotowywanej interpelacji. Jakoś nie pamiętam, żebym to ja była autorką takiej interpelacji, o jakiej mówisz, ponieważ nie jestem informowana o planowanych przedsięwzięciach. Wręcz przeciwnie, z reguły intuicyjnie piszę o jakimś temacie. Poza tym wiedzę na temat potrzeb mieszkańców czerpię z bezpośrednich rozmów z żoliborzanami. To jest kopalnia wiedzy. Ale jednak rzeczywiście, przynajmniej w jednym przypadku doświadczyłam sytuacji, o którą zapytałeś. Moja interpelacja, mimo że złożona wcześniej, została opublikowana dużo później, żeby ktoś inny mógł się tym pochwalić. A to był mój temat od początku, jeszcze zanim zostałam radną. Zapomniałam o tym. Jednak dobrze, że istnieje coś takiego jak mechanizm wyparcia będący narzędziem obrony przed bolesnymi wspomnieniami. Bez niego pewnie bym się już poddała.